Psia niespodzianka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jay po naszym romantycznym poranku musiał jechać do miasta po materiały na dekorację. Miałam, więc trochę czasu dla siebie. Kiedy wrócą, pewnie zagonią mnie do jakieś pracy, lecz nim tak się stanie, to ponacieszam się słonecznym dniem. Na mojej twarzy gościł szczery uśmiech, a promienie słońca przyjemnie ogrzewały moją bladą skórę. Miałam ochotę tańczyć, śpiewać i śmiać sie na raz. Nigdy nie czułam jeszcze takiego spokoju. Przechadzka bo pięknym ogrodzie Auredonu, był cudownym pomysłem!
Cisza i łagodny spokój jaki panował, był wręcz magiczny!
Nie mogąc już dłużej wytrzymać wydobyłam z ust pierwsze słowa piosenki.

*
Ty jesteś wiatrem w moich żaglach,
Ty jesteś wiosną w każdym kroku,
Ty mnie rozbawiasz, Ty doprowadzasz do łez,
Ty sprawiasz, że zapominam..

Więc powiedz mi kiedy uciekasz, chcę uciec z Tobą
Powiedz gdzie się schowasz, chcę przyjść do Ciebie
Powiedz gdzie się udasz bo i ja chcę tam pójść
Nawet jeśli upadniesz, pójdę z Tobą na dno
Ja będę tą, która przyjdzie Ci na ratunek
Powiedz mi gdzie się udasz bo i ja chcę tam być

Ukryłam moje tajemnice w pudełku
Zrobiłam dokładnie to, co powiedziałeś
Teraz czuję się o wiele lepiej,
Bo Ty sprawiasz, że zapominam..

Więc powiedz mi kiedy uciekasz, chcę uciec z Tobą
Powiedz gdzie się schowasz, chcę przyjść do Ciebie
Powiedz gdzie się udasz bo i ja chcę tam pójść
Nawet jeśli upadniesz, pójdę z Tobą na dno
Ja będę tą, która przyjdzie Ci na ratunek
Powiedz mi gdzie się udasz bo i ja chcę tam być
Z Tobą, z Tobą, z Tobą, z Tobą...

Ustawiłeś świat w ogniu
Ale płomienie stają się coraz wyższe
Więc stoję pod wodospadem
Taak, ustawiłeś świat w ogniu
I płomienie są coraz jaśniejsze
Ale ja w ogóle nie czuję ciepła..

Więc powiedz mi kiedy uciekasz, chcę uciec z Tobą
Powiedz gdzie się schowasz, chcę przyjść do Ciebie
Powiedz gdzie się udasz bo i ja chcę tam pójść
Nawet jeśli upadniesz, pójdę z Tobą na dno
Ja będę tą, która przyjdzie Ci na ratunek
Powiedz mi gdzie się udasz bo i ja chcę tam być
Z Tobą, z Tobą, z Tobą, z Tobą...
*

Zamknęłam powieki i zaczęłam obkręcać się wokół własnej osi. Letni wiatr delikatnie muskał moje ciało.
W pewnym momencie poczułam jak coś uderza w moje nogi. Otworzyłam szeroko oczy upadając na ziemie. Kiedy uniosłam się na pozycję siedzącą widziałam jak pies o jasnej sierści biegnie w kierunku lasu, mając w pysku dużą kiełbasę. Właśnie to zwierzę było przyczyną mojego bolącego upadku.

- Stary wracaj! - usłyszałam za swoimi plecami znajomy głos.

Odwróciłam się w kirunku wołajacego chłopaka o białych włosach. Na jego twarzy widniało zdenerwowanie, a w oczach panowała irytacja, spowodowana zachowaniem jego pupila.
Carlos podbiegł do mnie domyślając się, że to właśnie przez Starego leżę obolała na ziemi.

- Bardzo Cię przepraszam za niego.- powiedział z lekko drżącym głosem- Nie wiem co się z tym psem ostatnio dzieję. 

- Nic nie szkodzi.- oświadczyłam otrzepując sukienkę z brudu.- Może pomogę Ci go złapać? - zaproponowałam na co chłopak otworzył szerzej oczy.

- Chcesz mi pomóc? - spytał niedowierzając.

- Acha.- przytaknęłam dodatkowo kiwając głową. - Chodźmy.

Ruszyłam pierwsza w stronę lasu, gdzie pobiegł pies. Gdzie to małe bydle pobiegło?
Zadałam sobie to pytanie w myślach, nadal czując na sobie wzrok Carlosa.

- Chcesz mnie o coś zapytać? - zagadnęłam nie mogąc już dłużej wytrzymać tej nerwowej ciszy.

- Dlaczego postanowiłaś mi pomóc? Nie byłem dla Ciebie zbytnio miły i w ogóle.- powiedział lekko zawstydzony.

- Nie słyszałeś, że złem dobrem zwyciężaj? - uśmiechnęłam się lekko, odwracając do chłopaka- Nie chciałabym mieć wrogów. Polubiłam to liceum, ale nie wiem dlaczego wszyscy uważają mnie za tą złą.- mówiłam z udawanym smutkiem, mało nie wybuchając przy tym śmiechem z powodu ironi mych słów. - Nawet ty.- dodałam udając poruszenie.

- Gamora ja...- nie dokończył gdyż jego wypowiedź została przerwana szczekaniem, które dochodziło z pobliskich krzaków.

Równocześnie spojrzeliśmy na zarośla i bez zbędnych słów postanowiliśmy to sprawdzić. Przeszliśmy kilka metrów przez chwasty, aż doszliśmy do obalonego drzewa.

- Gdzieś stąd dochodziło szczekanie.- wydedukowałam, rozglądając się po otoczeniu.

- Stary! - krzyknął białowłosy

- Stary! - powtórzyłam równie głośno co on.

- St...- Carlos chciał znów zawołać, ale mu przerwałam.

- Ciii...Słyszysz to?- z obalonego drzewa zaczęły dochodzić liczne piski. Spojrzałam w dół, zauważając w spróchniałym drewnie otwór, który  był zasłonięty zawisającymi pnączami.

Podeszłam ostrożnie do otworu, usuwając zakrywające rośliny. Przykucnęłam spoglądając do środka. Nie mogłam uwierzyć to co zobaczyłam. Ten widok sprawiał, że robiło się od razu ciepło na sercu.
Pięć małych szczeniąt o różnorodnej maści, pijących mleko matki. Suczka miała białą sierść, lecz wszędzie była pokryta brudem. W pyszczku trzymała kiełbasę, którą zwędził Stary. Za to on sam leżał z tyłu matki szczeniąt, aby ją ogrzać.

- To już znamy powód jego dziwnego zachowania i kradzieży kiełbasy. - zachichotałam gdy Stary polizał suczkę po brudnej sierści- Został ojcem. - oświadczyłam ostrożnie wkładając rękę do dziury i delikatnie gładząc psa po sierści.

- Skąd wiesz ze to jego potomstwo? - w jego głosie wyczułam nutę oburzenia i niepewności.

- Zwierzęta również mają uczucia Carlos. Spójrz w jego ślepka, widać z nich szczęście i dumę.- tym razem zaczełam głaskać lekko przestraszoną suczkę- Poza tym, spójrz na te dwa malce.- wskazałm na dwa szczeniaki leżące obok siebie i mające taki sam kolor sierści co straszy pies- Przecież to kropka w kropkę Stary. Nie wyprze się tych dzieci.

- Może i masz rację- wetchnął, łapiąc się za tył głowy- Ale co my teraz z nimi zrobimy?

- Jak to co? - wstałam na równe nogi, patrząc mu w oczy. Byłam trochę od niego wyższa, więc musiałam spuścić głowę- Przecież ich tu tak nie zostawimy. Musimy wziąść je ze sobą.

Po ty słowach znów uklękłam, patrząc łagodnym wzrokiem na matkę szczeniąt.

- Spokojnie maleńka.- mówiłam kojącym głosem- Nic ci nie zrobimy, ani twoim maluchom.

Z wielką ostrożnością wzięłam pierwszego szczeniaka w dłonie, cały czas mając kontakt wzrokowy z suczką. Komunikowałam się z nią za pomocą magii. Ufała mi.

- Trzymaj.- podałam Carlos'owi szczeniaka, następnie drugiego i trzeciego. Ja sama wzięłam na raz dwa maluszki. - Idziemy.- powiedziałam widząc jak suczka i Stary wybiegają z norki i stają obok nas, przy tym cały czas obserwując ich potomstwo, które spokojnie leżało w naszych ramionach.

- Myślisz, że Dobra Wróżka i Ben zgodzą się na kolejne zwierzaki? A co jeśli nie zgodzą się ich zatrzymać? Co wtedy? - zaczął pytać nerwowo, gdy wyszliśmy na główną ścieżkę, prowadzącą do akademika.

- Pogadamy z Ben'em on na pewno się zgodzi.- powiedziałam z nadmierną pewniością.

- Skąd ta pewność? Przecież prawie go nie znasz.- burknął spuszczając wzrok.

- Jeżeli zgodził się, aby córka najwiekszego wroga jego rodziców zamieszkała w szkole, to dlaczego miałby mieć coś przeciwko pięciu  słodkim szczeniętom i ich matce? - zagadnęłam uśmiechając się życzliwie do chłopaka- Mówię ci, uda się. Trochę więcej optymizmu.

- Na pewno jesteś potępioną?- spojrzał na mnie rozbawiony- Wydajesz się być przeciwieństwem zła.

- Pozory potrafią być mylące.- odpowiedziałam z nutką tajemniczości.

~*~

Po piętnastu minutach udało nam się wnieść zwierzaki niezauważalne do mojego pokoju. Wszyscy byli tak pochłonięci przygotowaniami, że nawet jakby cały akademik spadł im na głowę, to by nawet tego nie zauważyli. W między czasie zdobyłam trochę jedzenia i wody, dla suczki. Tary jak zwykle nie było w pokoju, z powodu pójścia gdzieś z Feliksem oraz ekipą, więc mogłam ze spokojem i bez narzekania przyjaciółki zaopiekować się psami.

- I co dalej? - spytał wpatrując się w małą psią rodzinkę, która słodko spała teraz na miękkim dywanie.

- Pójdę po Ben'a, a ty po dyrektorkę.- rzuciłam z nadzieją, że oboje pozwolą na zatrzymanie zwierzaków- Wyjaśnimy im na spokojnie sytuacje, a reszta zależy już od jej decyzji.

Miałam już wychodzić kiedy zatrzymał mnie jego głos.

- Przepraszam. - odwróciłam się do niego,  zaskoczona jego słowem- Nie powinienem Cię tak traktować oschle, ale jako jedna z nas dobrze wiesz, że mało komu ufamy i za szybko oceniamy. Jesteś w porządku.

- Dzięki i ty również.- uśmiechnęłam się lekko opuszczając pokój.

~*~

Po kilku, dość męczących schodkach udało mi się dotrzeć na ostatnie piętro  akademika, gdzie znajdowało się biuro mojego brata. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam, mając nadzieję, że zastanę go w środku.  Po chwili usłyszałam stłumiony głos, który zaprosił mnie do środka. 
Niepewnie otworzyłam drzwi, w tym samym momencie spotykając się z zaskoczonym wyrazem twarzy szatyna.

- Hej Gamora.- przywitał się z lekkim zdziwieniem.

- Nie przeszkadzam? - spytałam wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.

- Nie przeszkadzasz.- uśmiechnął się pod nosem, przekładając jakieś papiery, znajdujące się ma jego biurku.

- To dobrze.- wymruczałam- Bo mam sprawę.

- W takim razie zamieniam się w słuch. - Ben położył dłonie na biurku, splatając je ze sobą, dając mi tym samym poczucie, że poświęca mi w stu procentach swoją uwagę.

- Musisz iść ze mną do mojego pokoju. - powiedziałam lekko speszona- To trochę skomplikowana i delikatna sprawa.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
MAL

Wracałam właśnie z dość długiego i meczącego pobytu u przyjaciółki. Evie od kilku dni nie daje mi żyć i ciągle każe mi przychodzić na kolejne poprawki sukni, aby w końcu wszystko  było idealne. W sumie co jej się dziwić? Ślub już w tę niedzielę, a jeszcze tak wiele rzeczy mamy nie pozałatwianych. Powinnam chodzić zestresowana, tym całym napięciem, ale tak naprawdę czuję się jakbym siedziała na szpilkach z powodu Gamory. Nie ufam jej. Jest w niej coś czego nie potrafię wyjaśnić...Pewne zło, które wyczuwam, a jej niewinny uśmiech i pogodny wyraz twarzy to tylko maska, pod którą się ukrywa.

Idąc pustym korytarzem nagle usłyszałam stłumiony śmiech. Dopiero teraz zorientowałam się, ze to rozbawienie pochodzi z pokoju Tary i Gamory. Wszytko wydawałoby się być w porządku, gdyby nie jeszcze jeden znajomy śmiech, który był męski i bardzo znajomy.

Stanęłam bliżej przy drewnianych drzwiach próbując usłyszeć co dzieje się w środku.

- To nie jest zabawne Gamora! - usłyszałam rozbawiony głos Bena.

- A właśnie, że jest.- zachichotała.- Ostrzegałam, żebyś go nie brał na ręce!

Słysząc ich wspólny śmiech nie wytrzymałam i bez pukania wkroczyłam do środka. Nie do końca wtedy docierało do mnie na co dla czego właściwie jestem świadkiem. Ben trzymał w dłoniach małą, włochatą kulkę, a na koszulce miał mokre plamy, zapewne od szczenięczego moczu. Ich wzrok wylądował na mojej osobie.

- O hej skarbie.- zaśmiał się Ben odsuwając od siebie małe szczenie.

- Co tu sie dzieje? - spytałam nabuzowana złością.

- Nie wiesz, że się puka.- blondynka zgromiła mnie wzrokiem gdy dostrzegła mój stan. - Ale odpowiadając na twoje pytanie, to namawiam Ben'a do zatrzymania szczeniaków i ich matki.

- Po co chcesz im pomóc, przecież nic z tego nie będziesz miała.- zaatakowałam ją podejrzliwym wzrokiem.

- A nie słyszałaś o czymś takim jak bezinteresowna pomoc? - spytała przemądrzale splatając ręce na klatce piersiowej.

- A co ty możesz o tym wiedzieć? - niemal wrzasnęłam- Jesteś córką Gastona. Wasza rodzina nic nie robi dobrego nie mając w tym własnej korzyści. - Czułam jak zmienia mi się kolor tęczówek.

- Nigdy nie byłam jak moja rodzina Mal! - dziewczyna zrobiła agresywny krok w moją stronę, a w jej oczach dostrzegłam łzy- Zawsze mnie odrzucali bo byłam inna! Wszyscy mnie odrzycają! Myślałam, że tu będzie inaczej, ale jak widać się myliłam. - zaszlochała.

Blondynka ominęła mnie i idąc szybkim krokiem w kierunku drzwi.

- Gamora czekaj! - krzyknął Ben.

W momencie kiedy dziewczyna wybiegła z pokoju do środka wszedł Carlos i Dobra Wróżka.

- Co tu się dzieje? - spytała zdezorientowana dyrektorka.

- Mal coś ty narobiła? - chłopak podszedł do mnie z wściekłym wzrokiem.

- Popełniłam błąd. - rzuciłam czując jak łzy napływają mi do oczu- Co ja zrobiłam?- spytałam siebie, kiedy zaczęło docierać do mnie, że zaatakowałam Gamore bez wiekszego powodu.

Nie wiem co było powodem mojego zachowania. Nie ufam jej, ale nie miałam żadnego usprawiedliwiania na to co powiedziałam.

- Ben ja przepraszam.- wyszlochałam patrząc na ukochanego.

- To nie mnie powinnaś przeprosić tylko Gamore.- oświadczył z złością- Pomyśl jak ona teraz musi się czuć? Znowu ma poczucie odzuczenia i tego, że nawet próbując zrobić coś dobrego, to i tak w oczach wszytkich wciąż będzie ta zła. Nie wiem dlaczego jej nie lubisz, ale nie możesz tak traktować dziewczyny, której obiecaliśmy pomoc!

- Poza tym jest to miłość naszego przyjaciela.- wtrącił się białowłosy.- Jeżeli Jay dowie się co tu zaszło, będzie wściekły!

- Muszę ją znaleźć i przeprosić.- oznajmiłam ostatnie słowo niemal szepcząc.

- Pomożemy ci.- rzucił Ben.

- Chwila, a co z zwierzakami? - wtrąciła się Dobra Wróżka, wskazując ma psy.

- Muszą jak na razie tu zostać.- wetchął szatyn- Może się pani nimi zaopiekować? Dziękuję.- odpowiedział zanim ta zdążyła cokolowek powiedzieć. 

~*~

Po godzinnym bieganiu po akademiku czułam, że to bez sensu. Gamora przepadła jak kamień w wodę! A moje poczucie winy coraz bardziej narastało.

- Gdzie ona może być? - spytałam chłopaków, którzy byli równie zmęczeni co ja.

- Może się rozdzielmy? - zaproponował Ben- Ja jeszcze raz przeszukam akademik, Carols sprawdzi u Evie, a ty sprawdź ogród.

Kiwneliśmy jednocześnie głowami, następnie rozeszliśmy się w przeciwnych kierunkach.
Po kilki minutach szłam szybkim krokiem przez ogród, dokładnie się rozglądając.
Znów łzy zaczęły napływać mi do oczu.
Dlaczego jestem taka podła? Na prawdę staram się być dobra, ale jest to czasmi bardzo ciężkie. Przez całe życie nie obchodziło, że moge kogoś zranić, miałam to gdzieś. Mam zostać królową, a ja nawet nie potrafię opanować swojej złości!
Zaczęłam ocierać wilgotne policzki od łez.

- Mal - usłyszałam za swoimi plecami męski głos, kiedy rozpoznałam do kogo on należy cała zadrżałam- Co się stało?

Mina Jay'a natychmiastowo zrzędła, kiedy zobaczył moje łzy. A ja niewiedziałam co mam mu odpowiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro