Rozdział drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jedno wiem na pewno: ucieczka z domu nie jest dobrym rozwiązaniem. Każdy mądry na moim miejscu przyznałby mi rację i najpewniej zrobiłby coś, aby temu zapobiec. Ja niestety nie wiem, co mam zrobić. Do nauczycieli nie pójdę, bo pewnie powiedzą, że za jakiś czas mu przejdzie. Na policję nawet nie warto iść, gdyż mogą spotkać mnie duże konsekwencje.

Następnego dnia, przychodząc do szkoły miałem nadzieję, że to, co powiedział Tanaka-kun było snem i wszedłem radosny do klasy, witając wszystkich z uśmiechem.

- Dzień dobry, Tanaka-kun! - już po niecałej minucie siedziałem obok bruneta i swoim uśmiechem dawałem mu poczuć się przy mnie bezpiecznie.

- Zastanowiłeś się już?

- Och... Em... jeszcze nie...

- Masz czas do jutra.

Słysząc tą odpowiedz od przyjaciela, zdałem sobie sprawę, że jest już zdecydowany na ucieczkę w 100% i tylko czeka na moją odpowiedź. Nie jest to dobre, dlatego muszę zrobić wszystko, aby go zniechęcić do ucieczki. Trzeba go podejść sposobem. Ale w jaki sposób? Jak to zrobić, jeśli Subaru ma taki charakter, który jest odrobinę pozbawiony humoru? Chyba musze kogoś poprosić o radę, bo sam nie dam rady myśleć.

•••

- Kobayashi-san, ja... bardzo Cię lubię! Proszę, umów się ze mną! - słysząc zdesperowany głos kolejnego chłopaka, wiedziałem, że byłem blisko swojego celu.

- Przypomnij mi, jak się nazywasz?

- K-kei Tamaru!

- Tamaru-kun... jesteś bardzo miły, ale... ja już mam chłopaka. Doceniam jednak twoją odwagę i sądzę, że jakaś dziewczyna na pewno polubi cię bardziej.

Czekałem cierpliwie, aż nieznajomy mi chłopak odejdzie od dziewczyny i wtedy będę mógł z nią porozmawiać. Chłopak, na moje oko pierwszoklasista, przychodząc obok mnie spojrzał na mnie współczująco z odrobiną przestrogi, jakby myślał, że teraz ja mam wyznawać miłość. Na szczęście, nie zamierzam tego robić.

- Yasuo Watanabe - na ustach dziewczyny zabrzmiało moje nazwisko, więc odwróciłem się w jej stronę. - Chyba nie przyszedłeś tu, aby wyznać mi swoje uczucia?

- Jasne, że nie. Poza tym, nie ładnie okłamywać ludzi, Haru-chan.

- Wiem... Ale jak inaczej ich odstraszę?

- Po prostu powiedz im nie. To nie jest takie trudne.

- Ale ja nie umiem, Watbe~!

Harukę poznałem w klubie fotograficznym, kiedy byłem jeszcze w pierwszej klasie. Od razu się dogadywaliśmy, a ona zaczęła na mnie wołać "Watbe". Nie byłem na nią za to zły, jednak po pewnym czasie zaczęło mnie to irytować. Mówiła ciągle "Watbe, zobacz, motyl!"; "Watbe, chodźmy coś zjeść!"; "Watbe"; "Watbe"; "Watbe"! Miałem powoli tego dość. Co innego mogę powiedzieć? Wkurzało mnie to. Nawet bardzo.

- Umiesz, tylko nie chcesz. Tak, czy inaczej, nie po to tu przyszedłem.

- Więc po co?

- Chcę się o coś spytać - dziewczyna spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem, ale ja dobrze wiedziałem, co siedzi w tej farbowanej główce. Głupia odpowiedź.

- Watbe w końcu przychodzi do mnie po poradę! Moje modły zostały wysłuchane!

- Przejdźmy do rzeczy...

- Ach, tak. Pytaj śmiało.

- Przeczytałem książkę, gdzie główny bohater chce uciec z domu. Co o tym myślisz? - patrząc zaciekawionym wzrokiem na Harukę, mogłem od razu spostrzec zmieszanie na jej twarzy. Cóż, jeśli jest się głupim, to się wcale nie dziwię. I co ci wszyscy chłopcy w niej widzą?

- Cóż... moim zdaniem nie powinien tego robić.

- A dokładniej? Bo wiesz, jego przyjaciel chce go od tego pomysłu odciągnąć.

- I dobrze! Niech go powstrzyma! Swoją drogą, jaka to--

- Dzięki, pa! - pożegnałem się z Haru-chan w oka mgnieniu i zacząłem od niej uciekać, aby moje kłamstwo się nie wydało.

- Ej! Watbe! Ugh, chłopcy...

•••

Wieczorem, przy kolacji zastanawiałem się nad słowami Kobayashi-chan. Niby powiedziała mi tyle, co nic, jednak w głowie zaświtał mi głupi pomysł. Zapytam się mamy, co o tym sądzi! Jest bardzo mądra, dlatego na pewno nie uwierzy mi, że przeczytałem coś takiego w książce. Najlepiej, jeśli powiem, że przyszedł do nas jakiś pan i opowiadał o swoim życiu. Mówił o ucieczce z domu i tym podobnych bzdetach. Prędzej to do niej przemówi, niżeli książka. Ale w sumie zareagowałbym tak samo...

- Więc ten pan, co do was przyszedł uciekł w młodości z domu?

- Dokładnie. Jego przyjaciel natomiast chciał mu w tym przeszkodzić. Co twoim zdaniem powinien zrobić?

- Hm... myślę, że pójść do kogoś dorosłego. Czasem dzieci same nie rozwiążą problemów.

- Tak myślisz? - spojrzałem odruchowo na swoją miskę ryżu, a zaraz potem na puste krzesło taty.

- O czym myślisz?

- O tacie. Nie lubię, gdy ma do pracy na wieczór.

- Nie tylko ty tak uważasz. On sam tego nie znosi.

Tata prawie zawsze ma nocne zmiany w pracy. Ogólnie, nie może nic z tym zrobić, bo to przecież nie od niego zależy, na którą ma do pracy. Mimo tego, on i tak wraca z niej rano z uśmiechem. Czasem uda mi się z nim porozmawiać przed pójściem do szkoły, ale to rzadko. Za to soboty i niedziele są nasze. Robimy, co chcemy, bez obawy, że musimy pójść gdzieś osobno. Po prostu... brakuje mi go czasem. Mamie chyba też...

- Mamo... czy mógłbym w sobotę nocować u kolegi?

•••

Nie spałem prawie wcale. Świadomość, że mój przyjaciel ma zamiar zrobić coś szalonego nie dawała mi spokoju, więc zastanawiałem się, jaką mógłbym dać mu odpowiedź. Mama i Haru-chan zgodziły się, że jest to niepoprawny tok myślenia, ale... nadal nie wiem, co powinienem zrobić. Mam pójść po kogoś dorosłego? Wolę tego nie sprawdzać. Zbyt bardzo boję sę upokorzenia.

Dochodziło powoli południe, a ja niedługo miałem dać Subaru odpowiedź. Czułem się trochę z tym dziwnie. Na zmianę bolał mnie brzuch i kręciło mi się w głowie, jednak mogło to być z nadmiaru emocji. Bo w końcu muszę podjąć decyzję, która może okazać się najtrudniejszym wyborem w całym moim życiu! Mam prawo źle się czuć...

- Yasuo, jesteś gotowy?

- Ch-chyba tak...

Przerwy zazwyczaj spędzam z Subaru. To w klasie, to na dachu, czy na patio... Po prostu razem rozmawiamy i dowiadujemy się o sobie wiele ciekawych rzeczy. Tym razem mieliśmy rozmawiać o jednym. O ucieczce. Wybraliśmy więc przyjemniejsze klimaty, jakim są krzaki za salą gimnastyczną.

- Subaru, czy--

- Mówiłem już. Zdania nie zmienię - jego odrobinę podniesiony ton mnie wystarczył i z tego powodu zacząłem robić szlaczki w ziemi butami.

- I gdzie zamierzasz uciec?

- Nie wiem. Zastanawiałem się nad morzem.

- Więc... nie mam innego wyjścia, jak... pójść z tobą...

- Ty... tak na serio?

- Yhm...

Nie wiem czemu tak dpowiedziałem. Język sam tak powiedział, bez mojej zgody. Jestem tym zaskoczony, a Subaru chyba bardziej. Oj, Yasuo, w coś ty się wpakował...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro