Rozdział dziesiąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po opuszczeniu miasta zauważyłem, że droga, którą idziemy to głównie pola. Nie było na nich ani jednej żywej duszy poza nami, więc raczej mogłem zdjąć z siebie swoje dziwaczne przebranie. Od razu poczułem ulgę. 25° w cieniu, a ja paraduję w masce na twarzy, w miejscu, gdzie nikt nas nie widzi. To słońce. Ono źle na mnie działa.

- Subaru-kun... może zrobimy sobie przerwę...? Idziemy tak już trzecią godzinę...

- Zmęczyłeś się?

- Yhm... Nogi mi wysiadają...

- Małą przerwa nam nie zaszkodzi - powiedział, odciągając mnie na pole, na którym akurat leżał sporej wielkości pień drzewny. Jakim cudem go do tej pory nie zauważyłem?

Usiedliśmy obok siebie na pniu. Od razu poczułem dużą ulgę. Ten pień był moim wybawieniem, moim rajem! Gdybym mógł, to przez następną godzinę siedziałbym na nim bez przerwy. Ale nie możemy, jeszcze długa droga przed nami. Do następnego miasta dotrzemy najpewniej jutro po południu... Ech, to uciekanie z domu jest bardzo trudne. Dlaczego nikt mnie przed tym nie ostrzegł, co? Mogłem chociaż użyć Internetu w telefonie, którego kilka dni temu zostałem pozbawiony... Kiedy Subaru-kun będzie w stanie, na pewno odda mi za niego pieniądze. Już ja się o to postaram.

- Chcesz może zimnej herbaty, Yasuo?

- Masz zimną herbatę?! Tak, tak! Daj, daj!

- A znasz magiczne słowo?

- Abrakadabra!

- Nie o to mi chodziło - brunet zaśmiał się cicho pod nosem, a następnie wyjął z plecaka butelkę z herbatą. Była zimna, gdyż widziałem na niej kropelki wody i już z odległości 7 cm czułem ten przyjemny chłodek. - Znasz inne magiczne słowa?

- Hocki klocki...?

- Ech, Ty głuptasku.

- Nie jestem głuptaskiem...

- Dobra, zwykły całus w policzek wystarczy.

Hę? Czy... czy ja się przesłyszałem? Subaru-kun chce ode mnie... całusa? W policzek? ODE MNIE? Ej, nie jestem na takie rzeczy gotowy...! Muszę najpierw przygotować się do tego mentalnie! Nie mogę tak na zawołanie! Bynajmniej nie teraz! Może za jakiś czas, na razie chcę herbaty! Ach, olać to, to tylko jeden całus, przecież Subaru nie rzuci się na Ciebie w środku pola, Yasuo!

Już czując smak tej herbaty w ustach, natychmiast zebrałem się w sobie i powoli przybliżałem się do Subaru, żeby obdarować jego policzek krótkim pocałunkiem. I tak też zrobiłem. Krótko, szybko, ale z jakimś uczuciem na pewno. Boże... pierwszy raz pocałowałem kogoś w policzek... W dodatku dla zimnej herbaty... Meh, było warto.

Po odpowiednim nawodnieniu się ruszyliśmy dalej. Południe okazało się gorsze od rana. Przez ten upał o mało co nie straciłem równowagi, a Subaru-kun już proponował, żeby mnie niósł. Nie zgodziłem się. Jestem cięższy od naszych rzeczy i na pewno byłby kłopot, gdyby brunet nie dał rady nas udźwigać. Mam za dobre serce, nie pozwolę mu się przemęczać. Po wielu godzinach dotarliśmy do lasu, prosto na pile namiotowe. Muslieliśmy przemyśleć, czy tu zostajemy na noc, bo wcale nie byliśmy tu sami. W żółtym namiocie przy rzece najpewniej ktoś już jest.

- Kogo moje oczy widzą, nowi kempingowcy! - w jednej chwili koło nas pojawił się wysoki mężczyzna ze swoim synem na rękach. Obaj uśmiechali się do nas, ale dziecko chyba odrobinę się nas bało. - Zostajecie tu, mam rację?

- Tak... Raczej...

- Ha, ha! Miło mi was poznać! Nazywam się Minoru, to mój syn, Yuuta, a moja żona, Sayaka czyta książkę w naszym namiocie. O, tam! Kochanie! Mamy sąsiadów! Chodź do nas!

- Nam również jest miło. Jestem Subaru, a to Yasuo.

- W-witam serdecznie...

- Pewnie chcecie teraz rozstawić namiot, więc zostawimy was na moment. Może wieczorem razem zorganizujemy ognisko, hm?

- Brzmi fajnie. Co ty na to, Yasuo?

- M-może być... - czym ja się denerwuję? Ci ludzie na pewno nie muszą być tu od wczoraj, widać, że przyjechali kilka dni temu... Oby nie mieli dostępu do Internetu i wiadomości, bo byłbym w potrzasku.

Dwie godziny później rozmawialiśmy z Panem Minoru już normalnie. Znaczy  ja dalej się jąkałem, ale nie tak często. Poznaliśmy też Panią Sayakę. Była piękną kobietą o dużych... oczach. Była dla nas bardzo miła, poczęstwowała nas nawet krakersami. Jako, iż do wieczora wtedy zostało jeszcze dużo czasu, Subaru i ja postanowiliśmy pobawić się z małym Yuutą. Chłopiec był może 11 lat młodszy od nad, jednak to nam wcale nie przeszkadzało. Zabawa w berka, czy chowanego przypominała mi wesołe czasy dzieciństwa. Graliśmy tak do wieczora, do momentu rozpalenia ogniska.

- Częstujcie się, chłopaki! Nie bierzcie tylko tych po lewej, są faszerowane--

- Tato, siku!

- No już, już! Idziemy w krzaki, Yuuta! - zaśmiałem się cicho na to i chwyciłem jedną z kiełbasek (nie patrzyłem którą biorę), wtykając ją na patyk.

Po półtorej godzinie rozmawiania i zjedzenia przynajmniej 8 kiełbasek poczułem się dziwnie. Nie dość, że trochę kręciło mi się w głowie, to mój żołądek domagał się natychmiastowego zwrotu tego, co zjadłem. Po prostu było mi niedobrze. Nie chciałem o tym nikomu mówić, bo od razu wezwaliby pomoc, a tego muszę unikać. Moje organy trawienne jednak wygrały i zwróciłem wszystko w jakieś krzaki. Ohyda...

- Yasuo, wszystko dobrze? - pierwszy mój stan zauważył Subaru. Widać było, że się o mnie martwi, dlatego jego okłamywać już nie dałem rady. Skinąłem głową na nie.

- Yasuo-kun jadł coś jeszcze oprócz kiełbasek? Może mięso nie jest świeże?

- Nie, to na pewno nie to, kochanie. A może... O cholera.

- Minoru... Nie mów, że upiłeś dziecko?

Nie słuchałem już dalej. Bardziej martwiłem się tym, że zwymiotuję kolejny raz, a tego nie chciałem. Subaru-kun zaprowadził mnie do naszego namiotu, położył na mój śpiwór i gdzieś wyszedł. Wrócił po kilku minutach, dając mi jakąś tabletkę i trochę wody.

- Pan Minoru powiedział, że niektóre kiełbaski były z alkoholem i pewnie dlatego tak źle się czujesz.

- Och... To wiele wyjaśnia...

- Nie martw się tym, rano powinno Ci przejść - brunet położył się obok mnie na swoim śpiworze. Mimo mojego stanu, ochoczo mnie do siebie przytulił. Nie protestowałem.

W ramionach Subaru czułem się bezpiecznie. Gdybym mógł, zostałbym tak na zawsze. Ale nic nie trwa wiecznie... Pewnego dnia ktoś nas znajdzie, wrócimy do szkoły, skończymy ją, pójdziemy własnymi drogami, założymy rodziny... Tak, Subaru może jest trochę nieśmiały, ale przystojny również... Szybko powinien znaleźdź sobie dziewczynę i mnie zostawić... Przecież... będąc ze mną, może stracić swoją przyszłość...

- Pani Sayaka jest bardzo ładna, prawda...?

- Hm? No tak, Pan Minoru dobrał sobie piękną kobietę, gratuluję mu z całego serca.

- Sara też jest ładna, co nie...?

- Nie rozumiem do czego zmierzasz - jako, iż miałem jeszcze resztki świadomości, pomyślałem o tym, żeby... No właśnie. Żeby co? Już sam siebie nie rozumiem. Głowa mnie boli, może to był jednak błąd zaczynając ten temat? Chyba znów zwymiotuję... Nie, jestem w namiocie, tutaj nie mogę. - O co chodzi?

- O nic...

- Możesz mi śmiało powiedzieć. Dobrze wiesz, że ja Cię wysłucham, nieważne w jakiej sprawie.

- Naprawdę...?

- Oczywiście. Chodząc z osobą, którą się lubi, ważne jest, żeby ona wiedziała, że może na nas polegać - słysząc te słowa prawie się rozpłakałem. Wiem, że pewnego dnia możemy się rozstać, ale ja wcale tego nie chcę. Sprawę, że Subaru zostanie ze mną na zawsze.

- Nie musisz mnie słuchać, to tylko głupoty... Ale... Chcę, żebyś został ze mną, jak najdłużej...

- Na zawsze Ci odpowiada?

Po skinięciu lekko głową na tak, brunet pocałował mnie czule w czoło, mówiąc ciche "dobranoc". Jeśli jestem z nim, to na pewno będzie dobra noc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro