Rozdział jedenasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ranek nie należał do najgorszych. Mimo, że obudził mnie żołądek, który chciał, żebym kolejny raz zwrócił wczorajszą kolację, w mgnieniu oka obok pojawił się Subaru, podając mi wody do przepłukania ust. Zaraz po tym, Pan Minoru zaprosił nas na śniadanie, przy okazji przepraszając za wczorajszy incydent. Oczywiście nie miałem mu tego za złe, bo w końcu to ja się zatrułem... Już nigdy więcej nie zjem kiełbasek na kempingu. Nigdy.

- Yasuo, chyba trzeba się zbierać.

- Cooo, tak szybko idziecie? - Yuuta, siedzący na moich kolanach wyraźnie posmutniał. Nie wiedziałem, jak mam poprawić mu humor, więc dałem mu jedną z pianek, które kupiliśmy zaledwie wczoraj.

- Nie martw się, na pewno jeszcze się spotkamy. Prawda, chłopaki?

- Jasne!

- Obiecujesz, Yasuś?

- Na mały palec, Yuutuś.

Polubiłem Yuutę. To bardzo miły chłopiec. Szkoda, że mieszka daleko, mógłbym wtedy odwiedzać go codziennie! Jest dla mnie jak młodszy brat, którego nigdy nie miałem. Przywiązałem się do niego, tak samo jak on do mnie. Uwielbiam naszą ucieczkę z domu! Chwila, co...?

W mgnieniu oka spakowaliśmy namiot i pożegnaliśmy się z wesołą rodzinką. Yuuta o mało co się nie popłakał. Chciałem wtedy zawrócić i ostatni raz go przytulić, jednak pan Minoru odwiódł mnie od tego pomysłu. Myślę, że widział minę Subaru, która mówiła: "Naprawdę musimy już iść". Błagam, niech los sprawi, żebym znów mógł spotkać się z Yuutą.

•••

Nasza droga była męcząca. Mimo, że mówiłem brunetowi o swoim bólu stóp, ten mnie nie słuchał i dalej chciał iść. Wolny marsz przez wsie z ponaglającym mnie Subaru nie był już taki fajny. W dodatku zacząłem jeszcze odczuwać efekty wczorajszego łakomstwa, więc czasem zatezymywałem się, żeby pójść w krzaki (których praktycznie nie było, szczególnie na polach). I tak minęły nam 3 godziny. Na narzekaniach, rzyganiu i wymuszonych postojach. Po 4 razie Subaru w końcu mnie posłuchał i martwił się moim stanem. Przy okazji chciał sprawdzić, czy dobrze idziemy.

- Moim zdaniem przy następnym skrzyżowaniu powinniśmy pójść w lewo - powiedział brunet, jeżdżąc palcem po linii na mapie. Ja również na nią spojrzałem, ale z tego, co widziałem, powinniśmy pójść w prawo.

- Mylisz się, ta droga prowadzi do...

- Chyba wiem lepiej. Nie pouczaj mnie, jak czytać mapę.

- Powiedziałem jedynie, że powinniśmy iść w prawo. Nie pouczam Cię.

- Po prawej stronie jest las, a za nim pole. Lewa droga prowadzi do kolejnego miasta.

- Właśnie nie, jest kompletnie na odwrót, zobacz! - wyrwałem z rąk Subaru mapę i starałem się pokazać mu, że to ja mam rację. Prychnął jedynie na moje słowa.

- Idziemy w lewo.

- Nie, Subaru! To zła trasa, ile razy muszŕ Ci to jeszcze powtarzać?!

- To dobra trasa, tylko Ty uważasz inaczej!

- Dlaczego zaczynasz się kłócić?!

- Sam zacząłeś! Idziemy w lewo, albo zostawiam Cię tu, bez możliwości powrotu! - wyższy niemal natychmiast był spowrotem gotowy w dalszą drogę, co trochę mnie przestraszyło. Naprawdę ma zamiar myśleć, że dalej ma rację?

- Życzę Ci więc miłej podróży! - ja również wziąłem swoje rzeczy i jakby nic zacząłem odchodzić od chłopaka we właściwą stronę naszego celu.

Oczywiście, że nie chciałem odejścia Subaru. Pozwoliłem mu jednak postawić na swoim, dając iść w lewo, bo wiedziałem, że po drodze zrozumie swój błąd i wróci do mnie, prosząc o wybaczenie. Taki właśnie był plan. Nie przewidziałem jednak tego, że nie będę potrafił dalej iść ze strachu.

Po długiej wędrówce, którą przeszedłem w milczeniu (dziwnym byłoby gadanie do siebie) zrobiłem się głodny. Poruszając się dalej do przodu, próbowałem zmacać w plecaku cokolwiek jadalnego. Zawiodłem się, gdy nic nie znalazłem, a zaraz po nadepnięciu na jakiś kamień, wysoka ścieżka Leśna pode mną sprawiła, że zleciałem w dół.

Takie rzeczy zdarzały się tylko w mangach, filmach i słabych opowiadaniach. Kompletnie nie byłem na to gotowy. Kiedy skończyłem spadać z górki (pominę to, że krzyczałem) byłem cały poobijany i na dodatek niemiłosiernie bolała mnie lewa kostka. Starałem siŕ opanować, ale uświadomiłem sobie od razu, że pomoc szybko nie nadejdzie, gdyż jestem w lesie, a miasto znajduje się za nim (Nie wiem dokładnie ile przeszedłem). Krzyczeć nawet nie było po co. Dlaczego Subaru musiał postawić na swoim? I dlaczego ja to nie zatrzymałem? Mogłem wtedy racjonalniej myśleć...

- Yasuo! - usłyszawszy nad sobą czyjś krzyk, podniosłem głowę I ujrzałem Subaru, który powoli do mnie schodził. Bardzo się z tego powodu ucieszyłem, mimo, że chciałem się rozpłakać. Nim się obejrzałem, brunet był już obok mnie.

- Subaru...

- Boli Cię coś? Możesz wstać? Cholera, przepraszam. Powinienem Cię posłuchać. Miałeś rację, wybaczysz mi? Nie, najpierw Cię stąd zabiorę i...

- Cicho bądź, głuptasie - pociągnąłem go lekko za włosy, na co zareagował gniewnym wzrokiem. Nerwy mi puściły i rozpłakałem się, przytulając go. - Cieszę się, że wróciłeś...

- Ja też. Przepraszam, zachowałem się jak totalny ignorant, kiedy próbowałeś mi powiedzieć, co źle robię...

- Nie będę się na Ciebie gniewał pod jednym warunkiem.

- Oczywiście.

- Zaniesiesz mnie do hotelu, a wieczorem poważnie porozmawiamy.

- Oczywiście - brunet pomógł mi wstać, ale widząc moją twarz wykrzywioną w grymasie bólu, chciał, żebyśmy natychmiast wrócił i na nasz szlak.

Jakoś dotarliśmy sppwrotem na górę. Były z tym małe problemy, jednak daliśmy sobie radę. Subaru obwiązał moją zranioną stopę chustą, żeby było mi trochę lepiej w nie poruszaniu nią. Chłopak wziął mnie potem na barana, swój plecak zakładając na brzuch. Mogło wyglądać to komicznie, ale to był jedyny sposób na komfortowe niesienie mnie do miasta. Oczywiście do lekarza nie możemy pójść z wiadomego powodu.

- Subaru... Dlaczego po mnie wróciłeś?

- Nie jest to oczywiste? Miałeś rację z tą drogą i martwiłem się, że już Cię nie zobaczę.

- A gdybym nie miał racji?

- I tak bym po Ciebie wrócił. Jesteś dla mnie najważniejszy - po wypowiedzeniu tych słów mocno się zarumieniłem, a w oddali zobaczyłem pierwsze budynki miasta.

Ludzie zwracali na nas uwagę, to było do przewidzenia. Brunet jakoś to ignorował, ale ja byłem zażenowany tą sytuacją. Kto by nie był? To normalne, że się wstydzę. Chociaż... mimo, iż wzrok kierowany byķo w większości do mnie, wiedziałem, że Subaru jest ze mną, a on dodaje mi tym pewności siebie. Małej, ale daje. W taki sposób doszliśmy do hotelu. Był on... trochę dziwny. Wszystko lśniło brokatem, łożko (nie muszę dodawać, że dwuosobowe), zasłony oraz dywan były różowe. Takich pokoi nigdy nie widziałem, chyba, że był to...

- CZY TO LOVE HOTEL?! - z przerażoną miną spojrzałem na wyższego, który wydawał się równie zarumieniony co ja. Czy on specjalnie mnie tu zaciągnął?! Nie, stop! O czym ja teraz myślę?! Cholera, jesteśmy w Love Hotelu!

- Tak, wybacz, to jedyne, co tu mają...

- A-aha... Nie no, zły nie jestem...

- Od razu mówię, nie będę od Ciebie wymagał w tym miejscu żadnego kontaktu fizycznego.

- Czego?! - mój szok był duży, jeśli chodzi o wyznanie Subaru. Co znaczy "kontakt fizyczny"? Jeśli chodziło mu o... stosunek płciowy... Nie, nie! Na pewno o to nie chodziło! Prawda...?

Biorąc rzeczy do przebrania ruszyłem do łazienki. O mało zawału nie dostałem, kiedy okazała się przezroczysta i można było ją zobaczyć z pokoju... To będzie długa noc...

__________

No witam.

Jako kobieta (nie wiem, czy mogę się do nich zaliczyć, wyglądając jak goryl xd) składam innym kobietom, dziewczynom, zakonnicom i innym paniom wszystkiego najlepszego w dniu kobiet.

Łapcie kwiatki, misie 👇:

💐

🌻

🌹

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro