Rozdział ósmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Porozmawiać? O czym? Czy to coś złego? Zrobiłem coś? Albo Ty coś zrobiłeś? Chcę wiedzieć! - buzia nie zamykała mi się od momentu, w którym Subaru powiedział, że chce porozmawiać. Przestraszyłem się tym. O co może chodzić?

- Bądż cicho, to się dowiesz.

- Wybacz... Stres.

- Ech... Jakby to zacząć... - szatyn leżał do mnie bokiem (tak, jednak położył się na moje łożko), a ja odwróciłem głowę w prawo, aby lepiej go słyszeć. Mimikę twarzy miał dziwną. On chyba... się rumienił? - Pamiętasz, co stało się wczorajszej nocy?

- Em... wygrałem z Tobą w Piotrusia?

- Nie to. Co stało się zaraz po tym.

O co mogło mu chodzić? Wczoraj przecież graliśmy w karty, a potem... całowaliśmy się! O Boże, czemu on mi to przypomina?! Nie trzeba na mnie patrzeć, żeby wiedzieć, że to było dla mnie zawstydzające! Czemu nawet porusza ten temat? Może... chce przeprosić? Przecież już wtedy powiedziałem, że mi to nie przeszkadza... Chyba... Powiedziałem?

- Ah... To... Co w związku z tym...?

- Cóż... To dość zawstydzające - brunet podniósł się do pozycji siedzącej, A zaraz potem wstał z łóżka. Po co więc kładł się obok mnie? Żeby poleżeć tak 2 minuty i zejść? Wolne żarty.

- Dlaczego?

- Bo widzisz... Ty... jesteś strasznie uroczy.

- Wcale nie! Odszczekaj to! - krzyknąłem, rzucając w niego poduszką, na której leżałem. Ja również wstałem, ale ze złości do Subaru. Nie mogę być uroczy!

- Nawet teraz to pokazujesz, Yasuo.

- Grr...

- Wracając do twojej uroczości... Uważam, że jesteś naprawdę fajny. Lubię takiego Ciebie.

- Ty też jesteś fajny, Subaru-kun. Ja również Cię lubię.

- Ale moje "lubię" różni się od twojego pod wieloma względami.

- Na przykład? - po moim pytaniu Tanaka-kun położył swoją rękę na moim policzku i pocałował mnie czule. W usta.

- Mam na myśli takie "lubię".

- Nie rozumiem! Myślałem, że tamten pocałunek był pod wpływem chwili, a teraz... Co mam przez to rozumieć?

- Yasuo... Chciałbym z Tobą chodzić.

- Hę? - gdy Subaru to powiedział, moje serce jakoś niebezpiecznie szybko mi zabiło. Patrzyłem na niego, nie rozumiejąc, czemu on ciągle się uśmiecha. Co to za uczucie? Nie znałem go, aż do teraz, nie wiem, co mam o nim myśleć. Mam się bać? Być szczęśliwy? A może smutny? Zaraz chyba oszaleję...

- Wiem, że moje wyznanie może być teraz nie na miejscu.

- No, trochę...

- Nie chciałem tego po prostu odwlekać i robić tego w naszym mieście.

- Dlaczego?

- Nie lubię tamtego miejsca - brunet złapał mnie za rękę. Gładził kciukiem zewnętrzną część mojej dłoni, a mi to wcale nie przeszkadzało. - Mam stamtąd wiele złych wspomnień.

- Na pewno masz też miłe!

- Tak. Jest jedno, najmilsze, jakie dotąd miałem.

- Jakie?

- Poznanie Cię.

Zarumieniłem się lekko. Z Subaru znam się od pierwszej klasy, przez ten rok poznaliśmy się na tyle dobrze, że mogę powiedzieć, jaki jest jego ulubiony kolor, sok lub potrawa, ale... czy ja faktycznie go dobrze znam?

- Nie mów tak, zawstydzasz mnie...

- Wybacz. Nie mogłem się powstrzymać.

- Głupek...

- Tak, tak. Wiem.

Stojąc tak przed Subaru, uświadomiłem sobie, że on ciągle czeka na moją odpowiedź. Co mam zrobić? W swoim młodym życiu tylko raz kogoś odrzucałem (było to w podstawówce, kiedy moje serce nie wiedziało jeszcze czym jest miłość). Już nie pamiętam jak miała na imię tamta dziewczyna, ale wiem, że po dość odrzuceniu wystawiła mi język i sobie poszła. Wtedy pomyślałem, że dziewczyny są dziwne. Pytanie teraz: jak odrzucić chłopaka?

Subaru-kun jest miły, troskliwy, zawsze mogę na niego polegać w trudnych sprawach, czasem kupuje mi ulubiony sok z automatu, kilka razy pozwolił mi zasnąć na swoim ramieniu podczas przerwy, zaniósł mnie kiedyś do pielęgniarki, gdy dostałem piłką w twarz na wychowaniu fizycznym, mówi, że jest jak dziecko, a potem wyciera mi kawałki ryżu z ust... Dotąd nie zdawałem sobie sprawy, że mogło kryć się za tym coś jeszcze, jednak... czy chcę, żeby coś się zmieniało? To nie tak, że nie lubię Subaru, czy coś... tylko... bycie w związku musi być trudne. I, mówiąc wprost, od kąd brunet mnie pocałował, czułem się przy nim dziwnie. Jakby w moim brzuchu pełzały robale. Co to za uczucie?

- Wszystko dobrze, Yasuo? Dziwnie nic nie mówisz...

- Zastanawiam się... co mam Ci odpowiedzieć...

- Ah, nie musisz mi odpowiadać, jeśli to sprawia Ci kłopoty.

- Nie! Znaczy... Ja też Cię lubię, ale...

- Ale nie w taki sam sposób, jak ja Ciebie, racja? - to wcale nie tak. Nie wiem, jak nazwać swoje uczucia, aby Subaru mnie zrozumiał. Co robię nie tak? Czy ze mną jest wszystko dobrze?

- Moje uczucia nie muszą być takie same, jak twoje... Ale to, że się różnią jest pewne.

- Co mam przez to rozumieć?

- Nie wiem czym jest miłość, nigdy o niej nie myślałem... Jednak sądzę, że dzięki temu poznam odpowiedzi, które od dawna są w moich myślach...

- Czyli... "tak"?

- Tak... To będzie na pewno dobra decyzja.

- Yasuo... Mogę Cię pocałować?

- H-hę? - brunet podszedł do mnie bliżej, tak, że teraz nasze twarze były od siebie oddalone o kilka centymetrów. Zarumieniłem się. Byłem czerwony, niczym burak.

- Chcę Cię teraz pocałować.

- A-ale, co Ty tak...

- Proszę. Obiecuję, że nie będziesz żałował.

Z jednej strony to dziwne, śr tak od razu uznaniu, że jesteśmy "razem" chce mnie całować, jednak robił już tak zanim w ogóle wyznał mi uczucia... Tak, wiem, że to głupie. Całowanie jest czymś, co robią zakochani i nie wiem, czy nam przystoi takie zachowanie. W dodatku nie umiem dobrze całować... Ale ze mnie niedouczony bahor.

- Nic się chyba nie stanie, jeśli mnie pocałujesz... Poza tym, ostatnio o to nie pytałeś, więc nie widzę sensu w tego typu pytaniach...

- Wezmę to pod uwagę.

Subaru-kun pogładził mnie delikatnie po policzku. Wzdrygnąłem się lekko z tego powodu, ale nie odsunąłem. Odwróciłem jedynie wzrok, bo aż czułem na policzkach większe rumieńce. Drugą ręką objął mnie w pasie, a ja z bezradności położyłem mu ręce na ramiona. Co prawda, byłem trochę niższy od Subaru, jednak do ust mu dosięgałem. I wtedy to się stało. Pocałowaliśmy się. Było... W sumie jak poprzednio, tyle, że z małym wyjątkiem. Tym wyjątkiem był język Subaru, który powoli składał do moich ust. Przestraszyłem się i natychmiastowo odsunąłem.

- Wybacz, poniosło mnie...

- N-nie szkodzi... - w tym momencie do pokoju weszła Sara. Nie zapukała, A w jej oczach zobaczyłem zmieszanie. - S-sara...?

- Chłopaki... Czy wy uciekliście z domu?

_________

Mój mózg: Ziom, prawie nikt tego nie czyta, po co dalej publikujesz rozdziały?

Ja: Ponieważ już dwa lata piszę to opowiadanie i nie chcę, żeby się zmarnowało... Może z czasem stanie się lubiane...?

Mój mózg:

Szaleję, co nie? XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro