Rozdział piętnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do zakończenia pierwszego semestru w szkole i rozpoczęcia wakacji zostało kilka dni. Zamiast cieszyć się z tego powodu i planując, co będę w tym czasie robił, jedyne o czym myślałem, to zmiana szkoły Subaru. Ta wiadomość zniszczyła mnie doszczętnie. Czy to oznaczało, że już nigdy go nie zobaczę? Nie zgadzam się na to! Nie zdążyłem mu jeszcze powiedzieć swoich uczuć, a już musimy się rozstawać?! Dlaczego?! To niesprawiedliwe!

Jestem zły, jak i zarazem smutny. Przez to wszystko zacząłem jeszcze płakać. Dobrze, że jest noc, ja jestem u siebie, a moje ściany są grube i rodzice nie usłyszą mojego lamentowania. W głowie zastanawiałem się, co takiego mogło sprawić, że Subaru zmienił szkołę. Tak bardzo byłem zmęczony tym myśleniem, jak i samym płakaniem, że po jakimś czasie się poddałem. Zszedłem na dół do kuchni po jakąś tabletkę na ból głowy i może jakieś ciastka. Zajem stres, może to mi pomoże.

Po zejściu do kuchni, nie obyło się bez uderzenia stopą w ścianę, której oczywiście nie widziałem, bo było ciemno. Dalej już nie zwracałem uwagi, co robię. Włączyłem światła i zacząłem szukać tego, po co przyszedłem. Moje złe samopoczucie sprawiło, że zbiłem jakiś talerz. Rozbił się on bardzo głośno. W tym momencie miałem ochotę przeklnąć.

- Co ty robisz, synu...? - kiedy próbowałem posprzątać bałagan, który zrobiłem, próg kuchni przekroczył mój tata. Chyba pierwszy raz widzę to tak zaspanego i lekko wkurzonego jednocześnie. Pora udawać, że nic się nie stało.

- Ja... zgłodniałem nagle i wiesz...

- Jest 3 w nocy, nie wmówisz mi, że jesteś głodny. Poza tym, masz czerwone oczy.

Rozgryzł mnie. Może nie byłem aż tak głodny i chciałem zajeść zgromadzony we mnie stres... Teraz czekają mnie tłumaczenia. Dlaczego musiałem rozbić ten cholerny talerz?

- Wcale nie mam...

- Masz. Co się stało?

- Nic...

- Ech... Yasuo, nie utrudniaj tego.

- Kiedy naprawdę nic się nie stało...! - krzyknąłem na tatę, po czym spuściłem wzrok na jego kapcie. Nie chciałem na niego krzyczeć...

- Krzykiem niczego nie załatwisz. Zrobię nam herbaty.

W milczeniu przyglądałem się tacie, nie reagując na żadne pytanie, do mnie kierowane. Po moim wybuchu złości nie umiałem nic powiedzieć. Ciepła herbata w sumie nie jest złym pomysłem. Ale... ona nie sprawi, że przestanę myśleć o Subaru. Raczej nic nie sprawi. Szlag by to wszystko... Czy tak właśnie wygląda miłość?

- Proszę. Uważaj, gorąca - tata podał mi do rąk kubek z napojem, który w mgnieniu oka zacząłem ostrożnie pić. Smakował miętą.

- Przepraszam za mój wybuch... Po prostu...

- Jest dobrze. Jeśli to w jakiś sposób Ci pomogło...

- Dzięki... Ja... chciałbym się jednak wygadać...

- Śmiało.

Wziąłem kolejny łyk napoju i dopiero potem powiedziałem mu o wszystkim, co sprawia, że jestem teraz zły oraz smutny. Dla niego mogło to być raczej niezręczne, kiedy mówiłem o chłopaku, w którym jestem zakochany, jednak ani razu nie wtrącił się w moją wypowiedź. Uważnie słuchał, a mnie to cieszyło, tak samo, jak jego spokojność względem moich uczuć do Subaru.

- Opowiadałem Ci, jak poznałem twoją mamę?

- Chyba... nie. Ale, co to ma--

- Jechałem wtedy autem do domu. Byłem zawiedziony, bo kolejny raz nie udało mi się znaleźdź pracy. Nie patrzyłem uważnie na drogę i gdy hamowałem na światłach, poczułem, że w coś uderzyłem.

- Czy to...?

- Tak, to był samochód twojej mamy - tata uśmiechnął się w moją stronę, na co ja się zaśmiałem. Takiego początku historii się nie spodziewałem.

- Naprawdę zniszczyłeś auto mamie?

- Byłem nieuważny i niestety tak wyszło. Po stłuczce wyszła z auta i groziła mi prawnikiem.

- Doszło do pozwu?!

- Nie, na szczęście przy chyba setnym spotkaniu w sprawie odszkodowania, dostrzegła we mnie zabawnego kolesia i umówiła się ze mną. Mimo, że na początku ciągle ode mnie uciekała, a ja szukałem jej w prawie całym mieście...

- Nie miałeś jej numeru telefonu?

- W tamtych czasach nie każdego było stać na telefon, Yasuo...

- Och... Fakt... - odwróciłem wzrok na zlew. Wydał mi się teraz bardzo ciekawy. - Czyli... szukałeś mamy gdzie się tylko dało?

- Owszem. Ty jesteś tego rezultatem. Miłość zawsze się odnajdzie, nieważne gdzie w danej chwili będzie.

- Ale moja miłość...

- Jest wyjątkowa, dlatego powinieneś o nią walczyć - tata odłożył swój pusty kubek na blat i bez ostrzeżenia zaczął mieżwić mi włosy. On miał rację. To oczywiste, że nie zamierzam się poddać w tej miłości!

•••

Jeśli myślałem, że odnalezienie Subaru zajmie mi conajmniej kilka dni, myliłem się. Wakacje nadeszły zbyt szybko, a w tym okresie łapał mnie leń i nie miałem ochoty wychodzić z klimatyzowanego pokoju. To nie tak, że nie miałem motywacji, po prostu na dworze było za gorąco, co od razu mnie demotywowało. Jednak zrobiłem jedną z rzeczy, które miałem w planach. Kupiłem nowy telefon.

Na początku nie wiedziałem nawet, jak taki telefon dotykowy się obsługuje, ale po jakimś czasie wiedziałem już o nim wszystko. Jako, że to smartfon, na pewno miał funkcje mediów społecznościowych. Założyłem konta dosłownie wszędzie. Facebook, Instagram, Snapchat, Twitter, Tinder (to ostatnie założyłem z ciekawości, nawet nie wiem do czego służy), wszystko po to, żeby znaleźdź Subaru. Niestety, nie znalazłem tego odpowiedniego. Większość z nich nawet nie była w moim wieku. Nie pisałem do wszystkich, ale po profilowym, gdzie jest bardzo gruby koleś, łatwo domyślić się, że tak ta osoba musi wyglądać. Takim sposobem skończyły się wakacje, wrzesień i połowa października. Nic przez ten czas nie zrobiłem z sytuacją Subaru.

- Jestem bezużyteczny... - stuknąłem czołem o moją metalową szafkę na buty, patrząc na swoje skarpetki z awokado. Były urocze.

- Nie przesadzaj... Piąty miesiąc już tak marudzisz.

- To początek czwartego...

- Bogowie, dajcie mi siłę... - Shin odsunął mnie od szafek, wyjął buty i schował szkolne kapcie na ich miejsce. Kolejny dzień w szkole uważam za zmarnowany. - Wiesz, co poprawi Ci humor?

‐ Numer i adres Subaru?

- Nie. Gofry. Ja stawiam.

- Wolę to moje... - mruknąłem, zakładając powoli buty. Z boku widziałem, jak Shin tracił do mnie cierpliwość.

- Hej, Watbe, Shin-kun! Co robicie? - w jednej chwili obok nas pojawiła się Haru-chan. Dopiero po nałożeniu butów na nią spojrzałem i... zobaczyłem jej ścięte do ramion włosy.

- Haru-chan?! Co Ci się stało z włosami?! Kto Cię skrzywdził?!

- Teraz się uaktywnił... Fajna fryzura, Kobayashi.

- Dzięki, Shin! Nikt mnie nie skrzywdził, po prostu chciałam się przekonać, czy krótkie włosy są fajne.

- Ale... Wczoraj jeszcze... miałaś długie...

- Chodźmy po prostu na gofry... - całą trójką wyszliśmy z budynku, jednak został jeszcze duży plac do przejścia.

- Ja nie idę. Będę szukał Subaru.

- Znowu? Ile jeszcze będziesz go szukał?

- Będę go szukał nawet 20 lat, jeśli będzie trzeba!

- Wiesz... chyba zajmie Ci to krócej, niż myślisz - Shin pokazał palcem na jakąś osobę przy bramie. Chyba mam zwidy, ale... to na pewno musiał być Subaru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro