Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nila


Patrzę na dziewczyny, które uśmiechają się do mnie i Jacoba, a w moim brzuchu wszystko przewraca się na drugą stronę. Oblatuje mnie strach przed tym, jak zareaguje Jacob. Wpadnie w szał? Ukarze mnie za to, że dziewczynom coś takiego w ogóle przyszło do głowy? Nie potrafię przewidzieć jego reakcji, dlatego modlę się tylko o jedno; abym nie poczuła jego gniewu na własnej skórze. Poznałam już jego możliwości.

– Babskie popołudnie? – Jacob marszczy brwi, jednocześnie masując się po brodzie – Skąd ten pomysł?

– Och, naprawdę o to pytasz? – Harper przewraca oczami, posyłając mi rozbawione spojrzenie – To proste! Chciałyśmy lepiej poznać Nilę, skoro jest twoją dziewczyną. W końcu będziemy się często spotykać.

– Racja – Jacob spogląda na mnie, aż robi mi się gorąco – Chciałabyś spędzić popołudnie z dziewczynami? – szczęka wypada mi z zawiasów, kiedy kończy zdanie. Gapię się na niego z niedowierzaniem, ponieważ nigdy w życiu nie sądziłam, że zapyta mnie, czy chcę stąd wyjść! – Och, skąd ta mina, hmm? – chichocze, podchodzi i ujmuje moją twarz w dłonie – Powiedz mi – marszczy brwi, a ja panikuję. Boże, to test!

– N-nie, j-ja... – jąkam się, a moja warga zaczyna drżeć – Nie potrzebuję, nie chcę nigdzie wychodzić.

– Dajcie nam chwilkę – Jacob zwraca się do dziewczyn. Laura wystawia kciuk ku górze, opada na kanapę i częstuje się leżącymi na stoliku krakersami. My czmychamy do gabinetu Jacoba, a kiedy zamyka za nami drzwi, serce podskakuje mi do gardła – Nila, jesteś blada jak ściana, wiesz? O co chodzi? Boisz się?

– T-tak – owijam się ramionami, aby samej sobie dodać odrobinę odwagi – Testujesz mnie, prawda?

– Testuję? – Jacob wygląda na szczerze zaskoczonego, rusza w moją stronę i podsuwa palec pod moją brodę, zmuszając, abym na niego spojrzała. Nie dostrzegam w jego oczach znajomej mieszanki złości i ekscytacji na myśl o karze – To nie jest test. Zapytałem szczerze, czy chciałabyś taki babski wypad.

– To nie jest konieczne, naprawdę – wysilam się na uśmiech, chociaż pewnie wychodzi z tego grymas.

– Wiedz, że możesz wyjść z dziewczynami, brzoskwinko. Może takie zakupy i fryzjer dobrze ci zrobią?

– T-tak po prostu chcesz mnie wypuścić z tego domu? Samą? Przecież nie pozwalasz mi wychodzić!

– Teraz chcę ci pozwolić, Nila. Oczywiście zrobisz to na moich zasadach – a jakżeby inaczej! – Masz na nadgarstku bransoletkę, dlatego będę wiedział, gdzie jesteś. Ma wbudowany głośnik, a to oznacza, że będę słyszał, co mówisz. Zachowuj się grzecznie, nie zawiedź mnie, a wszystko będzie dobrze. Nie wspominaj dziewczynom jaka relacja nas łączy, zabraniam ci – mruży oczy, aż oblatuje mnie strach. To popieprzone, że w jednej chwili obejmuje mnie, zapewniając poczucie bezpieczeństwa, nawet dodając otuchy, by po chwili zmienić się w szantażującego mnie sukinsyna. To przerażające, w jak szybkim tempie przywdziewał raz jedno, a raz drugie oblicze – Nie proś ich o pomoc, nie uzyskasz jej. Zarówno Harper jak i Laura są w naszej rodzinie, która chroni siebie nawzajem. Jeśli ci pomogą, Davos ukarze je jako przywódca.

– Nie chcę tego – kiwam głową, jednak za cholerę nie dopuszczę, aby ktokolwiek musiał cierpieć prze mnie.

– Prawidłowo, maleńka – uśmiecha się, czule głaszcze mnie po policzku i cmoka czubek nosa – Przebierz się, pójdę do dziewczyn – bierze moją dłoń, wychodzimy z gabinetu i kiedy Jacob odbija w lewo, ja odbijam w prawo, do naszego pokoju. Wciąż nie dotarło do mnie, że naprawdę wyjdę z tego domu.


Dziesięć minut później jestem gotowa. Zamieniam legginsy na krótką, zwiewną spódniczkę, a zwykłą koszulkę z logiem Supermana na dopasowaną, brzoskwiniową bluzeczkę z dekoltem w kształcie litery V. Na nogi zakładam białe trampki, chwytam małą torebkę i wchodzę do salonu, gdzie siedzi Jacob, Harper i Laura. Śmieją się z czegoś, aż miło tego posłuchać. Kiedy jestem w domu sama z Jacobem, brakuje właśnie tego gwaru, a cisza czasami przeraża. Przypominam sobie o rodzicach, którzy wiele razy śmiali się głośno, oglądając komedię. Wspominam brata, z którym ganiałam się po domu, mocząc wszystko pistoletami na wodę. Mimo tego, iż mieliśmy wtedy po piętnaście lat, czasami fajnie było być po prostu... dziećmi.

– Och, jesteś! – Jacob zauważa mnie jako pierwszy. Podchodzi do mnie i przygryza wargę – Jesteś piękna.

– Aww, czyż oni nie są słodcy? – Harper klaszcze w dłonie, robiąc maślaną minkę – Miło na was popatrzeć.

– Zjawiłaś się w samą porę, kochana. Jacob potrzebował dziewczyny, zbyt długo był sam. Prawda?

– Zdecydowanie, Laura. Na szczęście trafiłem na moją piękną brzoskwinkę, która mnie uszczęśliwia.

– Jacob – ściskam jego dłoń i zaciskam usta, aby nie wykrzyczeć, że to stek obrzydliwych kłamstw.

– Wiem, wiem. Nila nie lubi publicznych wyznań – uśmiecha się do dziewczyn, która chichoczą, kompletnie nie zdając sobie sprawy, w jakim gównie obecnie tkwię. Mam ochotę wyrzygać się z tej obłudy.

– Okej, idziemy! – Laura zarządza, a ja oddycham z ulgą – Nie czekaj na nas, to zajmie trochę czasu.


Najpierw uderzamy do ogromnej galerii handlowej, gdzie czuję się zagubiona i nieco przestraszona. Za trzy dni miną dwa miesiące, odkąd jestem z Jacobem, i dwa miesiące, odkąd tak naprawdę byłam między ludźmi. To właśnie dlatego czuję się... dziwnie. Jacob, jego gadka, kary, zrobiły swoje. O ile na początku byłam odważna i gotowa do walki, tak teraz mój entuzjazm odrobinę ostygł. Jeśli naprawdę chcę uciec, muszę wszystko dokładnie przemyśleć. Przede wszystkim zdobyć trochę pieniędzy i dotrzeć do ambasady. Tam opowiem wszystko ze szczegółami, w duchu licząc na to, że będą w stanie mi pomóc. Muszą!

– Nila, halo! – Harper przywraca mnie do rzeczywistości, pstrykając palcami przed moją twarzą – Co jest?

– Nic, nic, przepraszam, po prostu się zamyśliłam. Więc? Co dalej? Nie kupię już nic więcej, o nie!

– Ja też, wydałam całe sześćset dwadzieścia dolców, Davos mnie zabije, ale co tam! Idziemy do fryzjera!


Nie jestem pewna, co powinnam zmienić w swoim wyglądzie. Decyduję się na podcięcie końcówek i zabieg, który wzmocni i odżywi moje włosy. Delektuję się sprawnymi dłońmi młodego chłopaka, który jest świetny! Zamykam oczy, odprężam się i wciskam niewidzialny guzik z napisem; zakaz dołującego myślenia.

– Wydaje mi się, że gdzieś cię już widziałem – słowa ów chłopaka tak mnie szokują, aż odbiera mi mowę. Otwieram oczy, odchylam głowę i patrzę na niego z dołu. Chryste, co mam powiedzieć?! – Albo i nie.

– Na pewno nie – chrząkam, uśmiechając się niewinnie – Przyjechałam do Panamy zaledwie kilka dni temu.

– Pewnie coś mi się pomyliło – macha dłonią, zapominając o temacie – Więc! Jak ci się tutaj podoba?

– Och, jest przepięknie. Nie zwiedziłam jeszcze zbyt wiele, muszę to nadrobić, ale podoba mi się tutaj.

– Hej, a może zrobimy sobie wspólną wycieczkę?! – Laura podłapuje temat, uciekając spod rąk fryzjerki, która właśnie zabierała się do podcięcia jej długich włosów – Namówimy chłopaków i zrobimy wypad.

– Już widzę, jak chłopcy pakują prowiant, nasze bagaże i z uśmiechami jadą na wycieczkę za miasto!

– Och, daj spokój, Harper! Wystarczy, że namówisz Davos'a, a on przekona resztę. Masz swój urok, nie?

– No mam, ale czasami z moim chłopem to ciężka sprawa – przewraca oczami, a na moich ustach gości uśmiech. Nie potrafię wyobrazić sobie potulnego Davos'a, który ulega swojej pięknej dziewczynie.

– Pokaż mu to i tamto, zrób coś miłego i gotowe! – Laura puszcza jej oczko i z powrotem zajmuje fotel.

Dwie godziny później jestem gotowa. Przyglądam się sobie w lustrze, a światło słoneczne wpadające przez okno pięknie odbija się od mojego odświeżonego koloru. Tak, odświeżonego. David, bo takie imię posiada chłopak, który zrobił mnie na bóstwo, uparł się, że koniecznie trzeba nieco zmienić mój image. I tak oto kolor jest ciut jaśniejszy, jednak nie odbiega za mocno od mojego naturalnego, ale tak czy siak, zmiana jest widoczna. Faktycznie dobrze mi to zrobiło. Czuję się pewniejsza siebie, ładniejsza, jakby ciut szczęśliwsza. Może moja sytuacja jest do bani, jednak w tej chwili cieszę się wolnością, obecnością dziewczyn i kilkoma kilometrami, które dzielą mnie od Jacoba i mojego więzienia.


Od wyjścia z domu mija prawie szósta godzina. Zrobiło się późno, wybiła osiemnasta, ale dziewczyny nie mają dość. Ciągną mnie do baru, gdzie zamawiają kolejkę shotów i zmuszają mnie do wypicia. Więc piję, mając konsekwencje daleko w tyle. Jacoba tutaj nie ma, nie może mi niczego zabronić, a ja delektuję się smakiem mocnego alkoholu, który spływa do gardła, ogrzewając przełyk. Mam ochotę na więcej, na dużo więcej. Schlać się, zapomnieć o życiu, które zostało mi narzucone i po prostu dobrze się bawić. Chociaż przez chwilę, by następnego dnia ponownie wrócić do mojego oprawcy i zapewne jego kar, które na mnie czekają. W tym momencie nie chciałam zadręczać się tym, co na mnie czekało. A coś na pewno.

Punkt dwudziesta trzydzieści Harper zamawia taksówkę, która kolejno ma odwieźć nas do domu. Pierwsza w kolejce jestem ja, ale zanim docieram na miejsce, podziwiam przez szybę przepiękne widoki. Wysokie, aż do chmur budynki, ludzi, których wciąż jest masa na ulicach, kolorowe wystawy sklepowe i wreszcie niespodziewanie trafiam na coś, co bardzo mnie interesuje – posterunek policji. Znajduje się w centrum miasta, od którego dzieli mnie całkiem spory kawałek. Mój przepity umysł nie za bardzo ogarnia sytuację, jednak nie jestem aż tak pijana, aby nie zapamiętać jego położenia. Zapewne pomoże mi fakt, iż budynek stoi na wprost pięknego parku, z ogromną fontanną na samym środku. Pozostaje jedynie wyczuć dobry moment i prysnąć jak najdalej stąd, nie oglądając się za siebie. Powinnam to zrobić teraz, skoro wyszłam poza mury domu, ale nie mam na to żadnych szans, z siedzącymi obok dziewczynami.

Taksówka zatrzymuje się przed ogromną bramą domu Jacoba. Harper pomaga mi wysiąść, wręczając siedem toreb z zakupami oraz dwie z butami. Obie całują mnie w policzki, tulą i nie chcą puścić. Może to dziwnie i niewłaściwe w obecnej sytuacji, ale naprawdę je polubiłam. Są nieco szalone, zbyt głośne, nieokrzesane, jednak są... sobą, a ja kocham takie osoby. Nie ważne, że ludzie patrzyli na nas jak na wariatki, kiedy zachowywałyśmy się w galerii ciut za głośno. Nie ważne, że rozlewałyśmy shoty na bar, a kelner zdegustowany kręcił głową. Nie ważne, że grymasiłyśmy przy wyborze butów. To wszystko nic nie znaczy, ponieważ bawiłam się świetnie i poczułam, że jestem wolna. Niestety ów wolność właśnie się kończyła, a ja szłam wprost w paszczę lewa, który zapewne już na mnie czekał. Oby się nie wściekł.

– Jacob?! – krzyczę, kiedy przekraczam próg domu. Co dziwne, ta przeklęta brama otworzyła się sama, kiedy tylko do niej podeszłam. Nie rozumiałam, na jakiej zasadzie działała – Halo? – rzucam torby na kanapę, rozglądam się dookoła, ale w pobliżu nie ma żywej duszy. Marszczę brwi zaskoczona, wchodzę do kuchni, a na widok pięknej blondynki rzednie mi mina. Nie to, że jestem zazdrosna, bez jaj, po prostu zaskakuje mnie jej widok – Kim jesteś? – podskakuje przestraszona, odwracając się w moją stronę.

– J-ja? – przełyka kęs pizzy, popijając wodą. Dopiero teraz zauważam, iż na blacie wyspy kuchennej wala się chyba z trzydzieści kartonów po jedzeniu – Cóż, jestem gościem – unoszę brew, zakładam ręce na piersiach i czekam na ciąg dalszy – Jacob zrobił imprezę. Zgłodniałam, więc postanowiłam tutaj przyjść.

– Imprezę? Serio? Wow, gdzie? – okręcam się dookoła, dając jej znać, że nikogo, tutaj, kurwa, nie ma!

– Na dole – obojętnie wzrusza ramionami, posyłając mi znudzone spojrzenie – Jak chcesz, to chodź.

– Chętnie – burczę pod nosem, idę za blondynką, a kiedy schodzimy w dół, mój mózg podsuwa paskudne obrazy. Natychmiast przypominam sobie spędzoną tutaj nockę oraz zamknięcie w tej dziwnej szafie, w której brakowało miejsca i powietrza – Nie wiem czy wiesz, ale tutaj jest piwnica. Gdzie idziemy?

– Na imprezę – przewraca oczami, prowadzi mnie w lewą stronę i wreszcie docieramy przed ogromne, stalowe drzwi. Blondynka otwiera je, a ciszę przerywa hałas wydobywający się ze środka – Śmiało, wchodź. Nie zjemy cię, chociaż może i zjemy? – popycha mnie lekko, wpadam przez próg, a moje oczy skanują otoczenie. Na pozór wygląda to jak zwykła impreza, na której jest sporo osób. Piją, palą, zapewne również jarają, nic specjalnego. Ha! Nic bardziej mylnego! Kiedy dociera do mnie o co tutaj chodzi, mam ochotę wyrzygać wnętrzności – Jacob! Kto to jest?! – "mój chłopak" przekręca głowę, uśmiechając się szeroko.

– Nila, nareszcie! – odstawia drinka na stolik, zrywa się na równe nogi i niemal do mnie podbiega, biorąc w ramiona i okręcając dookoła, aż kręci mi się w głowie. Wypity alkohol niebezpiecznie podjeżdża mi do gardła, domagając się uwolnienia – Stęskniłem się za tobą! – krzyczy wprost do mojego ucha, prawie rozpieprzając mi bębenki. Próbuję uwolnić się z jego żelaznego uchwytu i zwiać, gdzie pieprz rośnie. Jaka szkoda, że mi na to nie pozwala – Dołącz do nas, impreza dopiero się rozkręca – porusza brwiami, stawia mnie na podłodze i ciągnie za rękę, po czym siada na czerwonej kanapie, sadzając mnie sobie na kolanach.
Staram się nie patrzeć na prawo, jednak moje oczy same tam uciekają. Nie dowierzam, iż na małym podeście, na oczach wszystkich ludzi, młody chłopak posuwa uroczą brunetkę. To chyba mi się śni.







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro