Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nila

Film przestaje mnie interesować, drżącą dłonią biorę pilota i wyłączam telewizor, a hałas zastępuje przeraźliwa cisza. Muszę coś zrobić, inaczej Jacob zastrzeli ją, a poczucie winy przyjdzie później, kiedy będzie za późno. Może i nie lubię tej dziewuchy, ale na tak okrutny los na pewno nie zasłużyła.

– Przekraczasz granicę odkąd tutaj jesteś, a minął miesiąc. Co ty sobie kurwa myślisz, huh?! Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, żebyś trzymała łapy przy sobie?! Nie życzę sobie dotykania, Domi! Rozumiesz mnie?!

– Jacob, musisz się uspokoić – podchodzę bliżej, niepewnie dotykając jego pleców – Odłóż broń, proszę.

– Idź na górę, Nila. To sprawa między mną, a nią – syczy przez zęby, jednak Domi patrzy na mnie niemal błagalnie. Pierwszy raz widzę w jej oczach tak ogromny strach – Na co czekasz? Bądź posłuszna, proszę.

– N-nie mogę cię tutaj zostawić. Błagam cię, puść ją, chodź ze mną, a wszystko skończy się dobrze.

– Może ja nie chcę, żeby skończyło się dobrze? Sama tego chciała, prowokowała mnie od początku!

– To prawda, nie tylko ciebie. Jednak Domi nie zasłużyła na śmierć z takiego powodu. Nie chcesz tego.

– Och, w tym momencie chcę jak diabli, brzoskwinko. Jest w moim domu, a nie przestrzega zasad!

– Teraz na pewno będzie – pocieram jego plecy, które są napięta jak struna – No już, odłóż to cholerstwo.

– Nie, Nila. Wyjdź stąd, inaczej sam cię wyprowadzę, zamknę i wrócę do niej. Wybierz mądrze, kotku.

– Obiecasz, że jej nie skrzywdzisz? – pytam naiwnie, na co Jacob prycha – Obiecaj, inaczej nie wyjdę.

– Obiecuję, że jej nie zabiję – burczy wkurzony, odsuwając pistolet. Pozostaje mi tylko mu zaufać.

Jacob

Nila wychodzi, a pistolet ponownie wędruje do skroni Domi. Widzę w jej oczach strach i przerażenie, ale w tym momencie chcę, żeby się bała. Oczywiście nie zamierzam pozbawić jej życia, ponieważ nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie jest moim wrogiem, po prostu wciąż się zapędza. Czas dać jej nauczkę.

– P-przepraszam, Jacob – szepcze cicho, patrząc na mnie błagalnie – Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

– Czego ty ode mnie chcesz, dziewczyno? Igrasz ze mną, stąpasz po cienkim lodzie. Mam cię kurwa zerżnąć?! Tego chcesz?! – krzyczę prosto w jej twarz, wciskając kolano między jej nogi. Napieram na nią całym ciałem, Domi próbuje mnie odepchnąć, ale brak jej sił – Walczysz? Dlaczego? Przecież przed chwilą macałaś mnie po fiucie, to oznacza tylko jedno; masz na mnie ochotę. Powiedz mi to w twarz, Domi.

– J-Jacob proszę – zamyka oczy, a jej warga drży. Mam ochotę przetrzepać jej tyłek, żeby nie usiadła.

– O co mnie prosisz? O to, żebym dał ci spokój, puścił, czy może o to, żebym pieprzył cię tak mocno i tak brutalnie, aż będziesz miała dość? – uśmiecham się chytrze, przysuwam i muskam nosem skórę tuż pod uchem. Spina się niemal natychmiast, czego nie robiła nigdy wcześniej – Boisz się mnie? A może kary?

– T-tak, boję się. Nie lubię, kiedy jesteś taki, Jacob. Proszę, nie gniewaj się, więcej tego nie zrobię.

– Zgadzam się, nie zrobisz – puszczam ją, odsuwam się i poprawiam koszulkę – Dochodzi dwudziesta trzecia, nie jestem skurwielem, więc dam ci czas do rana. Spakuj się i opuścić mój dom. Na zawsze.

– Mówisz poważnie? Przecież nie mam dokąd pójść, nie mam nawet żadnych pieniędzy! Jezu, Jacob!

– Nie obchodzi mnie to, już nie. Miałaś miesiąc, żeby sobie coś znaleźć, ale było ci tutaj za dobrze, co?

– Po prostu za tobą tęskniłam, dlatego to odwlekałam. Pragnęłam być obok ciebie, bo cię kocham, idioto!

– Gdybyś mnie kochała, nie uciekłabyś ode mnie – nic więcej nie mówię, odwracam się i wychodzę.



Nila

W nocy nie mogę spać. Kręcę się z boku na bok, przykrywam, odkrywam, aż nie wytrzymuję i schodzę na dół. Robię gorące kakao, przenoszę się do salonu i okrywam kocem, siedząc w ciemności. Jacob dotrzymał słowa, nie skrzywdził Domi, chociaż nie wspomniał, o czym rozmawiali. Liczyło się tylko to, że potrafił wyluzować i odłożyć broń. Przeraził mnie, kiedy nagle znikąd wytrzasnął pistolet, który przyłożył jej do głowy. Wściekał się na mnie wiele razy, jednak nigdy nie posunął się do czegoś takiego. Nie jestem pewna czy zdążyłby pociągnąć za spust, czy prędzej zeszłabym na zawał serca. To zdecydowanie nie mój świat.

– Nie możesz spać? – wzdrygam się na cichy, zachrypnięty głos Domi, która wchodzi do domu – Co pijesz?

– Kakao, zawsze pomaga mi na nerwy – uśmiecham się, chociaż tego nie widzi – Gdzie byłaś o tej godzinie?

– Spacerowałam po ogrodzie – wypuszcza głośny oddech i opiera się o ścianę – Rano mnie tu nie będzie.

– Chciałabym powiedzieć, że jest mi przykro, ale tak będzie lepiej. Jacob nie jest tym samym Jacobem.

– Tak, zauważyłam. Zmienił się od czasów, kiedy byliśmy razem. Teraz jest groźniejszy, agresywniejszy.

– Na szczęście nie przekonałam się o tym na własnej skórze. Więc? Dokąd zamierzasz się udać? Masz plan?

– Nie, nie mam pojęcia. Jestem sama, bez żadnej rodziny. Może Davos mi pomoże, kiedyś się lubiliśmy.

– Wow, zazdro. Nasze pierwsze spotkanie zaczęło się od słów, że mnie sprzeda, bo mam ładną buźkę.

– Cały Davos. Jest nieźle pokręcony, ale dobry z niego człowiek. Wiesz, że Enzo cię kocha, prawda?

– N-nie – jąkam się zaskoczona. Czy to aż tak widać? – Jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej nas nie łączy.

– Nie powiedziałam, że was łączy, tylko że jest w tobie zakochany. Widać to na pierwszy rzut oka, Nila.

– Nawet jeśli faktycznie tak jest, to niczego nie zmienia. Jestem z Jacobem, kocham go. Tak musi być.

– Musi? Jak to? – pyta zdziwiona i przysiada obok mnie – Wcale nie musi. Naprawdę chcesz tutaj zostać?

– A jakie mam inne wyjście? Nie wiem, czy Jacob wspominał ci, w jakich okolicznościach się poznaliśmy.

– On nie, ale Davos tak. Szczerze? Pojebana sytuacja, ale możesz stąd zwiać. Jeśli chcesz, pomogę ci.

– Ty? Niby dlaczego miałabyś to zrobić? Czyżbyś chciała zatrzymać Jacoba dla siebie? Kochasz go, Domi?

– Tak, kocham go, w porównaniu do ciebie. Mówisz tak, bo musisz, ale tak naprawdę nic do niego nie czujesz. Chodzisz jak w szwajcarskim zegarku, bo inaczej spotka cię kara. Cholera! Nie musisz tak żyć.

– Przyznaję, planowałam ucieczkę, ale nic z tego nie wyszło. Ten dom to twierdza, a Jacob ogranicza moje kontakty z innymi do minimum. Nawet Laura i Harper przestały mnie już odwiedzać. Jestem więźniem.

– Wiem, co czujesz, sama byłam w identycznej sytuacji. To męka. Powiedz słowo, a pomogę ci zwiać.

– Mówisz poważnie? – odkładam kubek i włączam lampkę, aby spojrzeć jej w oczy. Gapię się na nią nawet nie mrugając, jednak widzę jednie pewność siebie i determinację – Jak chcesz to zrobić? Nie uda się.

– Oczywiście, że się uda. Nie ma rzeczy niemożliwych, Nila. Rano muszę stąd odejść, a to nie działa na naszą korzyść. Musisz przekonać Jacoba, aby pozwolił mi zostać chociaż jeden dzień. Wchodzisz?

– Wchodzę – ściskam jej dłoń, a serce podchodzi mi do gardła. Mam szansę odzyskać swoje życie!


Rano budzę się zdenerwowana. Jacob już nie śpi, właśnie się przeciąga, ziewa i cmoka mnie w czoło.

– Prawie nie spałam w nocy – mówię smutno, na co marszczy brwi – Domi nie może odejść, Jacob. Nie tak.

– Nie tak? Co masz przez to na myśli, Nila? Przecież chciałaś, żeby się wyniosła, więc o co teraz chodzi?

– O to, że ona nie ma dokąd pójść. Nie możesz jej ot tak wyrzucić, bo nie jesteś takim człowiekiem.

– Wcale nie chciałem, żeby tak wyglądał koniec. Niestety Domi przekroczyła granicę, nie jesteś zła?

– Jestem! Pewnie, że jestem! Nienawidzę tego, że pożera cię wzrokiem i dotyka. Należysz do mnie, jesteś tylko mój, ale... była wczoraj taka przerażona, przestraszona. Postaw warunki, daj jej jeszcze dzień, może dwa. Jestem pewna, że po wczorajszej sytuacji na szybko weźmie się w garść i coś znajdzie. Proszę?

– Zaskakujesz mnie – uśmiecha się czule, a wyrzuty sumienia wyżerają mi bebechy. Dopadają mnie wątpliwości, czy ucieczka to naprawdę dobre wyjście. Skoro Jacob sam mnie nie wypuścił, jakim cudem mam stąd zwiać? – Dobrze, niech będzie. Dam jej dwa dni na znalezienie mieszkania. Zadowolona?

– Dziękuję, jesteś cudowny – wtulam się w jego tors, a Jacob chichocze. Boże, co ja wyprawiam?


Przez cały dzień chodzę jak na szpilkach. Domi nie ma, spędzam czas z Jacobem i cieszę się, być może naszymi ostatnimi chwilami. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat teraz moje głupie serce budzi się do życia, bije jak szalone i zaciska się na samą myśl, o byciu z daleka od Jacoba. Tak trzeba, do cholery! Jestem z nim od pięciu miesięcy, straciłam swoje życie, rodzinę i przyszedł czas, żeby to odzyskać. Nie mogę z nim zostać, ponieważ nasz związek nie ma przyszłości. Zawsze będę porwaną przez niego dziewczyną, marionetką. Zaprogramowaną na posłuszeństwo, aby uniknąć kar. Takiego życia dla siebie chcę?


Domi wraca o siedemnastej. Ćwierka radośnie, że znalazła ładne mieszkanie i wyprowadza się z samego rana. Jacob patrzy na nią podejrzanie, ale ukazuje minimalne oznaki dumy i zadowolenia. Kiedy czmycha pod prysznic, Domi zaciąga mnie na siłownię, gdzie nie ma kamer i przekazuje instrukcje. Jestem zszokowana, że w plan mojej ucieczki wplątała Enzo! Nie dowierzam, kiedy opowiada, że to właśnie on będzie czekał na mnie na tyłach domu, aby zabrać mnie do kryjówki. Plan był prosty. Mieliśmy przeczekać noc w ów kryjówce, a następnego dnia polecieć do Kanady. Niby jakim cudem miałam przejść kontrolę, skoro ktoś mógł mnie rozpoznać? A jeśli policja w ogóle mnie już nie szukała? Minęło prawie pół roku!



Jacob

Wchodzę do salonu, w którym siedzi Nila i gapi się w telewizor. Leci film akcji, jednak ona jest myślami daleko stąd. Martwię się nawet, czy przypadkiem Domi znowu nie powiedziała jej czegoś przykrego.

– Co jest, brzoskwinko? – siadam obok, przyciągając ją do siebie – Jesteś zamyślona. Co się stało?

– Nic – wtula się we mnie niczym mała małpka, ściskając mocno – Kocham cię, Jacob. Naprawdę.

– Wiem o tym, czuję to codziennie, kiedy mnie przytulasz, całujesz, kochasz się ze mną. Moja piękna.

– Nasze początki nie były dla mnie łatwe, bałam się ciebie, kar, ale teraz jest zupełnie inaczej, wiesz?

– Staram się dla ciebie, Nila. Pojawiłaś się w moim życiu tak nieoczekiwanie, wywracając je do góry nogami. Po odejściu Domi byłem samotny, cierpiałem, a potem rzuciłem się w wir pracy. Robiliśmy skok za skokiem, jakbym próbował w ten sposób zapomnieć. Aż trafiłem do więzienia, w którym łatwo nie było. Może los się do mnie uśmiechnął, stawiając ciebie na mojej drodze? Może jesteś moim przeznaczeniem?

– Może – odchyla głowę, uśmiecha się i całuje mnie w usta – Wiem, że nie powinnam pytać, ale chyba nie mam nic do stracenia – wzrusza ramionami, bierze głęboki oddech, a ja wpatruję się w nią zaciekawiony. Wygląda na zestresowaną – Pozwoliłbyś mi się spotkać z rodziną? Na chwilę, żeby ich przytulić?

– C-co? – gapię się na nią jak na ducha, a jej słowa to dla mnie szok. Nie spodziewałem się, że zapyta akurat o to! Niby co mam jej kurwa powiedzieć? Przecież to kurewsko ryzykowne, z pewnością wpadłbym w ręce policji – Nie mogę, brzoskwinko. Zrozum mnie, to sprowadziłoby na mnie kłopoty. Przykro mi.

– Niepotrzebnie, rozumiem – bierze moją dłoń, wtula w nią policzek i zamyka oczy. Coś jest nie tak.


Nila

Godzina zero wybija o północy. Domi dosypała Jacobowi środek usypiający do whisky, od dwóch godzin śpi jak zabity, nie reagując na żaden hałas. Spakowałam jednie małą torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami, chociaż Jacob zapełnił dla mnie całą szafę. Wpatruję się w jego śpiącą twarz, a po moich policzkach ciekną łzy. Jestem rozbita na maleńkie kawałeczki, załamana, smutna, roztrzęsiona. Przez te kilka miesięcy wmawiałam sobie, że nie darzę go uczuciem, że go nienawidzę, ale prawda jest zupełnie inna. Chcąc nie chcąc coś do niego czuję, bo nie licząc początku, Jacob naprawdę był dla mnie dobry. Mimo tego, że mnie zabrał, nie pozostawił wyboru, więził, w środku jest dobrym człowiekiem. Może właśnie dlatego te cholerne wątpliwości miażdżą mi wnętrzności? Mam ochotę położyć się obok niego, przytulić i zapewnić, że go kocham. Nie chcę uciekać, ale muszę to zrobić. Moje życie jest przy rodzinie i przyjaciołach, nie tutaj.

*********************************

Uda się czy się nie uda? :O

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro