Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kiedy siedziałem w więzieniu, przywykłem do tego, że mam za dużo czasu. Mój dzień składał się z siedzenia w celi i godzinnym spacerze, który był tam jedyną rozrywką. Na początku nosiło mnie jak diabli, wariowałem i zaczynało mi odbijać. Przestraszyłem się, że więzienie mnie zniszczy, złamie i nigdy nic nie będzie wyglądało tak, jak dawniej. Brak zajęcia mieszał w głowie, a siedzenie w maleńkiej, niczym karton celi, wzmagało moją klaustrofobię. Często przez to wpadałem w kłopoty, kiedy wydzierałem się i waliłem pięściami w kraty. Miałem świadomość, że to niczego nie zmieni, a lądowanie w izolatce było o wiele, wiele gorsze. Dopiero pół roku po trafieniu do pierdla, dołączył do mnie Giovanni, rodowity Włoch. Miał łeb na karku, znajomości i strażników w jednym palcu. Opowiadał mi, że jest częstym gościem w tym miejscu, dlatego wszyscy doskonale go tam znali, szanowali, ale również lubili. Giovanni należał do włoskiej Cosa Nostry, dlatego był tam traktowany jak Bóg. Miałem z nim naprawdę dobrze, za co byłem mu wdzięczny. Szybko znalazł mi zajęcie, które polegało na szmuglowaniu więźniom prochów i załatwił większą celę, która była zbawieniem dla mojej klaustrofobii. W większej przestrzeni czułem się jak nowo narodzony, z czego Giovanni nabijał się ze mnie nie raz. Lubiłem go. Był starszy o całe piętnaście lat i poniekąd traktował mnie jak własne dziecko. Godzinami opowiadał mi o swoim biznesie, ludziach i proponował, żebym do nich dołączył. Oczywiście klimaty mafii to nie była moja bajka, o czym Giovanni doskonale wiedział. Szanował mnie za to, co robiłem i podziwiał, jak dobrym byłem strategiem. Uważnie słuchał, kiedy opowiadałem mu o moich ziomkach i skokach, które mamy na koncie. Nie dowierzał, jak starannie planowałem każdą akcję, każdy detal, godzinę, miejsce. Miałem dwadzieścia cztery lata, a od czterech siedziałem w biznesie o nazwie; szybki zarobek, czyli ujmując prościej; napadałem z chłopakami na banki. Giovanni tym bardziej zapragnął mieć mnie w swoim zespole, obiecując przyszłość usłaną dolarami. Sęk w tym, że tych dolarów miałem pod dostatkiem. Pieniądze rozlokowane na kilku kontach, bezpieczne miejsce w Panamie, wygodne życie. Giovanni nie mógł mi dać nic, czego już nie miałem. Ubolewał, kręcąc głową, a moja sympatia do niego rosła. Dlatego cierpiałem okrutnie i wylałem nie jedną łzę, kiedy ktoś na spacerniaku wbił mu nóż pod żebra, odbierając życie. Jaka szkoda, że wtedy siedziałem w przeklętej izolatce za bójkę na stołówce, bo być może byłbym w stanie mu pomóc. Kilku chłopców zapewniało mnie, że nie było na to szans. Akcja była idealnie zaplanowana, w pobliżu nikogo z "naszych", a Giovanni był bez szans. Nie byłbym sobą, gdybym nie przeprowadził własnego śledztwa i tak oto wystarczyło zaledwie kilkanaście dni, żebym dotarł do człowieka, który pozbawił mojego przyjaciela życia. Ziomki Giovanni'ego zapowiedzieli zemstę, a ja kroczyłem u ich boku. Pomściliśmy śmierć człowieka, który dla każdego z nas był niczym troskliwy ojciec. Diego Ramos dostał siedemnaście ciosów nożem, wykrwawiając się w mig. Patrzyłem mu w oczy, kiedy umierał i czułem satysfakcję, że pomściłem przyjaciela.


Kiedy Giovanni odszedł, postanowiłem się zmyć. Plan obmyślałem już wcześniej i dzięki wpływom przyjaciela ów ucieczka miała być łatwiejsza. Niestety jego śmierć wiele zmieniła, ale ja się nie poddałem. Wraz ze mną siedziała trójka, którą zgarnęły psy, kiedy coś podczas akcji poszło nie tak. Oczywiście miałem w planie dowiedzieć się, kto spierdolił sprawę i przez kogo siedziałem półtora roku w zamknięciu, jak i tego, dlaczego jebany samolot odleciał mi sprzed nosa. Davos twierdził, że pilot przestraszył się alarmu, jednak wątpiłem w tę wersję. Koleś dostał dwieście tysięcy za to, aby nas stamtąd zabrać. Naprawdę myślał, że przybędzie mu na koncie taka kasa, a robota zostanie spieprzona? Co to, to nie!


Wchodzę do domu punkt jedenasta, a w oczy rzuca mi się Nila, która siedzi na ogromnym narożniku i ogląda wiadomości. Na ekranie widnieją zdjęcia naszej czwórki i dodatkowo jej, jako uprowadzonej. Gapi się na to ze łzami w oczach, a kiedy pojawiają się jej zapłakani rodzice, sama płacze. Nienawidzę łez, pod każdą postacią. Nie ważne, czy są to łzy smutku, szczęścia, czy chuj wie czego, nienawidzę ich. Wywołują we mnie sprzeczne uczucia, od niepewności po furię. Nila musi wiedzieć, że przy mnie ma zakaz płakania.

– Wyłącz to – burczę pod nosem, kiwając głową na telewizor. Posłusznie bierze pilota, wyłącza telewizor i ociera policzki – Nie lubię łez, musisz to wiedzieć. Nie chcę, żebyś płakała w mojej obecności – marszczy brwi i patrzy na mnie tak, jakbym prysnął z wariatkowa, a nie z więzienia – Czegoś nie zrozumiałaś? – kręci przecząco głową, nie spuszczając ze mnie wzroku – Mam coś dla ciebie, takie małe zabezpieczenie – kucam przed nią, biorę jej dłoń i zakładam bransoletkę w czarnym kolorze. Jest wąska, kobieca i zdobi ją rząd maleńkich brylancików – Podoba ci się? – przytakuje, dotykając palcami bransoletki – Cóż, cieszę się.

– Dlaczego ma takie dziwne zapięcie? – pyta niepewnie, zerkając na trzymany w mojej dłoni kluczyk.

– Ponieważ nie jest to zwykła bransoletka. Ma w środku nadajnik. Będę wiedział, gdzie jesteś, kotku.

– Ach, rozumiem. Więc to zabezpieczenie przed moją ucieczką, tak? Dzięki temu wszędzie mnie znajdziesz.

– Dokładnie tak. Nie mogę pozwolić sobie na popełnienie kolejnego błędu. Muszę mieć na ciebie oko, Nila.

– Ten dom to twierdza, jakbyś nie zauważył. Brama na kod, wszystko na kod! Niby jak miałabym zwiać?

– Nie wiem, ale wolę dmuchać na zimne. Zmieniając temat, dzisiaj jest impreza, na którą pójdziemy.

– Impreza? Jaka znowu impreza, Jacob? Gdzie? – pyta, wlepiając we mnie te piękne, ciemne ślepia.

– Davos organizuje ją na moją część. Wiesz, powitanie po odsiadce w kiciu. Będzie fajnie, sama zobaczysz.

– Obawiam się, że będzie wręcz przeciwnie. Wiesz, jak bardzo się go boję, a sam mnie do niego zabierasz.

– Nila, brzoskwinko, Davos to moja rodzina, przyjaciel, brat, więc będziesz go często widywać, tak samo, jak i resztę chłopaków, których poznasz dzisiaj. Nie możesz siedzieć tutaj całymi dniami. Zwariujesz.

– Wcale nie, dobrze mi tutaj. Nie chcę nigdzie wychodzić, Jacob. Nie pasuję do twojego towarzystwa.

– Pleciesz bzdury! Polubią cię, to są naprawdę w porządku ludzie. Lubią trochę pochlać, ale to nic złego.

– Więc jeśli odmówię, nie uszanujesz tego i tak czy siak zmusisz mnie, żebym tam poszła? Serio, Jacob?

– Nie chcę cię zmuszać, chcę cię po prostu gdzieś zabrać, żebyś się rozerwała. Co jest w tym złego, huh?

– Twoi znajomi. Nie znam ich, nie chcę poznawać, ponieważ odczuwam przed nimi strach. Zrozum mnie.

– Zrozumiem, jeśli ich poznasz i stwierdzisz, że ich nie lubisz. Daj im szansę, Nila. Skreślasz ich na starcie.

– Bo znam takich typków! Wiem, do czego są zdol... – przerywam jej, wystawiając palec na znak groźby.

– Nie kończ tego zdania – burczę pod nosem, wstając na nogi – Kupiłem ci sporo rzeczy, wybierz coś.


Większość dnia ślęczę nad planami. Wczorajsza akcja poszła jak z płatka, a nasze konta zasiliła kwota ośmiuset tysięcy dolarów plus akcje. Zacierałem ręce na kolejny skok, w którym miałem zamiar wziąć udział. To nie tak, że musieliśmy to robić, wręcz przeciwnie, kasy mieliśmy jak lodu, mogliśmy zaszyć się w cichym miejscu i nie wystawiać nosa. Jednak te cholerne skoki to było nasze hobby, uzależnienie. Wciąż chcieliśmy więcej i więcej, czuć to podniecenie, adrenalinę, niebezpieczeństwo. Nawet mimo porażki w postaci odsiadki, nie zniechęciłem się, ba, ja chciałem jeszcze więcej.


O dziewiętnastej biorę prysznic, zakładam na tyłek ciemne spodnie, biały t–shirt i skórzaną, czarną kurtkę. Pryskam się moimi ulubionymi perfumami i przeczesuję idealnie ułożone włosy. Kurewsko brakowało mi imprezowania z chłopakami, smaku alkoholu i kobiet. Nie jestem pewny, czy będę w stanie utrzymać ręce przy sobie, kiedy już wleję procenty w swoje ciało. Nila działa na mnie jak najlepszy narkotyk, pragnę poczuć ją pod sobą, a seks z dziewicą po pijanemu nie jest na szycie mojej listy priorytetów. Swoją drogą, jakim cudem ta dziewczyna uchowała to cholerne dziewictwo? Vigo tak wiele razy żalił się, że jego ukochana siostrzyczka pieprzyła się w wieku piętnastu lat, a tego frajera, który dobrał jej się do majtek, najchętniej by zastrzelił. Powstrzymywał go jedynie fakt, iż gościu ze strachu spierdolił i ślad po nim zaginął. Nila miała dziewiętnaście lat, brak chłopaka i Bóg wie, czy w ogóle dotarła do którejkolwiek bazy. Czy ktoś kiedykolwiek ją pieścił, doprowadził do orgazmu, dał niesamowitą rozkosz? Skoro zachowuje się jak cnotka grubo w to wątpię. Właśnie dlatego muszę być ostrożny i poskromić mojego fiuta.

– Jacob? – moje rozmyślenia przerywa dochodzący zza drzwi głos Nili. Otwieram je jednym ruchem, a kiedy dostrzegam jej drobną postać, uchylam usta zszokowany. Owszem, ta dziewczyna jest naprawdę piękna, ale teraz przeszła samą siebie. Bezwstydnie oglądam ją z góry na dół, a mój fiut drga niespokojnie. Założyła na siebie małą czarną, którą doradziła mi ekspedientka w sklepie. Jest krotka, ukazując jej niesamowite, szczupłe nogi, które pragnę mieć owinięte wokół siebie. Na stopach wysokie szpilki, które jeszcze bardziej wysmuklają jej nogi. I chociaż Nila jest niska, bo nie dałbym jej więcej, niż metr sześćdziesiąt, dzięki butom nagle zrobiła się o wiele wyższa – Już? Koniec obserwacji? Krępujesz mnie.

– Chryste, wyglądasz obłędnie – głośno wypuszczam powietrze, robię krok w przód i gwałtownie przyciągam ją do siebie, zanurzając nos w jej pachnących włosach – Nie wiem, jak mam dać radę, brzoskwinko.

– Po prostu zrób to dla mnie i daj, dobrze? – szlag! Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Pragnę jej!

– Chodźmy – biorę się w garść, chwytam ją za rękę i prowadzę na dół, po czym opuszczamy dom.

Na miejscu jesteśmy piętnaście minut później. Dom Davosa robi nie mniejsze wrażenie, niż mój, chociaż ma zupełnie inny styl. Nila rozgląda się dookoła, mocniej ściskając moją dłoń. Podoba mi się jej dotyk.

– Trzymaj się mnie, słodziutka, a wszystko będzie dobrze – próbuję ją uspokoić, ale efekt jest inny od zamierzonego. Nila spina się jeszcze bardziej, ledwo dotrzymując mi kroku. Zamaszyście otwieram drzwi, wchodzę do środka, a kiedy tylko DJ mnie widzi, krzyczy do mikrofonu, a rozmowy milkną. Wszyscy zebrani wlepiają w nas wzrok, na co Nila reaguje prawie zawałem – No witam wszystkich. Coście tak zmilkli?

– Kurwa, Jacob! – Issac miażdży mnie w uścisku, mocno waląc po plecach – Tak się cieszę, stary! Nareszcie!

– Kogo my tu mamy – po kolei witają mnie James, Paul, Rob, Lucas, Enzo i Milan. Moja paczka ziomków.

– Cholerne skurczybyki, dobrze się trzymacie! Półtora roku, huh? Cieszę się, że was widzę. Wyrośliście!

– Okej, nie rozpędzaj się – Lucas przewraca oczami, szturchając mnie w ramię – Jesteśmy ten sam rocznik.

– Jacob – dołącza do nas Davos, uprzednio zawieszając wzrok na Nili. Oblizuje usta, skanując ją z góry na dół, co za cholerę mi się nie podoba – Jak zawsze punktualny. Czas się zabawić i schlać. Laski czekają.

– Daruj sobie – odsuwam się, obejmuję Nilę ramieniem i stawiam przed sobą – Moja dziewczyna, Nila.

– Dziewczyna? – Milan marszczy brwi, niepewnie zerkając na resztę – Od kiedy ty masz dziewczynę, stary?

– Właściwie to jakoś od sześciu dni, przyjacielu. Chciałbym, żebyście ją miło powitali. Jest nieco spięta.

– Cóż, witaj Nila – Lucas rusza jako pierwszy, cmokając ją w oba policzki – Cholercia, jesteś piękna.

– I moja. Wiecie, co to oznacza – patrzę na każdego po kolei, aby przypomnieć im nasz męski pakt.

– Się wie! Dziewczyn kumpli się nie rusza, co złego to nie my – Paul puszcza oczko do Nili, a na jej ustach błąka się mały uśmieszek – No dobra, nie stójmy w drzwiach. Zabawmy się, napijmy, wznieśmy toast. W końcu mamy co świętować, nasz brat powrócił! – uderza mnie w plecy i prowadzi do ogromnego salonu, wypełnionego po brzegi znajomymi mi ludźmi.
Czas się porządnie zabawić!

Impreza rozkręca się z szybkością światła. Alkohol leje się strumieniami, białe kreski znikają ze stolika, a towarzystwo jest roześmiane i wyluzowane. Wychodzę na miękką pizdę, a chłopcy mają ze mnie zajebisty ubaw, kiedy odmawiam działki i piję dopiero czwartego drinka. Staram się nie pić za dużo i trzymać umysł na wodzy. Jeśli tylko poluźnię mu lejce, pójdzie w tango, a Nila zostanie tutaj całkiem sama. To, że moi przyjaciele znają zasady, nie oznacza, że reszta skurwieli będzie trzymać łapy przy sobie. Nie zaryzykuję.

– Jak się bawisz? Wyglądasz na rozluźnioną – pytam Nili, która od trzech godzin sączy pierwsze piwo.

– Nie jest tak źle. Twoi przyjaciele okazali się być naprawdę fani. No, może poza Davosem, jest dziwny.

– Olej go, brzoskwinko, ma swój własny świat. Najważniejsze, że wreszcie nieco wyluzowałaś. Chodź, zatańczymy – unosi brew, kiedy ciągnę ją na prowizoryczny parkiet, biorę z jej rąk butelkę piwa, odkładam na stolik i obejmuję, dociskając do swojego ciała.
Przez moment jest sztywna niczym kij od miotły, dopiero po chwili poddaje się, wtula we mnie i pozwala, abym ją poprowadził.


O północy nadchodzi moment, którego najbardziej się obawiałem. Do salonu wchodzą dziewczyny, które doskonale znam. Wiele razy zabawiałem się z nimi, kompletnie odlatując. Najbardziej upodobałem sobie Emily, Hannah i słodką Chloe. Mieć w łóżku takie sztuki to nie lada wyzwanie, ale nigdy nie narzekały.

W tym momencie będzie to dla mnie trudny test, który chcę zdać pozytywnie. Nie mogę zostawić Nili samej, bo nie skończy się to dla niej dobrze. Całe towarzystwo jest już solidnie nawalone, a ja nie zaryzykuję, że stanie jej się krzywda, bo w takim stanie chłopcy nie patrzą, kogo biorą. Byle wziąć.

Zawsze mógłbym zrobić powtórkę z motelu, przykuć ją do kaloryfera i pieprzyć się z dziewczynami, ale doskonale wiem, że wtedy mój plan poskładania ją pod siebie poszedłby w cholerę, a tego nie chcę.

– Jacob! – pierwsza zauważa mnie Chloe, która podbiega i uwiesza się na mojej szyi – Tęskniłam!

– Naprawdę? – puszczam jej oczko, obejmując jej szczupłą talię. Cały czas trzymam dłoń Nili, która próbuje się wyrwać – Przykro mi, cukiereczku, ale dzisiaj się nie zabawimy. Musisz wybrać sobie kogoś innego.

– Mówisz poważnie? – wygina usta w podkówkę i patrzy na mnie smutno – Dlaczego? Zrobiłam coś nie tak?

– Ależ skąd! Po prostu... jestem tutaj ze swoją dziewczyną – cmokam ją w policzek i odsuwam od siebie. Jest zaskoczona i z nutką złości wpatruje się w Nilę. Ta zaś patrzy w dół – Oto ona, moja piękna pani.

– Milo cię poznać – Chloe uśmiecha się złośliwie i wystawia dłoń, ale Nila nijak nie reaguje – Milutka.

– Brzoskwinko, przywitaj się. Proszę – syczę przez zęby, jednak ona ma mnie totalnie w dupie – Nila!

– Nie będę witać się z twoimi dziwkami, które posuwasz. Daj mi spokój, Jacob! Chcę wrócić do domu.

– Nie jestem dziwką, ty mała, bezczelna suko. Powiedz tak jeszcze raz, a nie poznasz się w lustrze.

– Przestańcie w tej chwili – przerywam im, nie dowierzając w to, co słyszę – Zachowujcie się jak damy.

– Daruj sobie, nie mogę tego słuchać – Nila przewraca oczami, uwalnia się z mojego uścisku i odchodzi.

– Poważnie?! – Chloe nie marnuje czasu – Prowadzasz się z jakąś małolatą i znosisz jej fochy?

– Nic nie rozumiesz, a ja nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Muszę iść – cmokam ją w czoło i idę na poszukiwanie swojej dziewczyny. To Milan wskazuje mi palcem miejsce, w którym się ukryła, a są to schody prowadzące na górę. Siedzi na najniższym stopniu, opiera ramię o ścianę i zaciska powieki – Co miało oznaczać twoje zachowanie, huh? – staję przed nią, a moja cierpliwość wisi na włosku – Odpowiesz?

– Nie chce mi się gadać. Nie chciałam tutaj przychodzić, ale ty zawsze musisz mnie do czegoś zmuszać.

– Chciałem tylko, żebyś się dobrze bawiła, ale widocznie nie potrafisz tego docenić. Mówi się trudno.

– Możemy pojechać do domu? Nie chcę tutaj być, ci ludzie chleją na umór, ćpają i pieprzą się z dziwkami.

– Jeszcze słowo! – gwałtownie chwytam ją za ramię, stawiam na nogach i przypieram do ściany. Dopiero teraz, pod wpływem szoku uchyla powieki i patrzy na mnie przestraszona – Trochę się rozpędziłaś, brzoskwinko. Nie życzę sobie takich uwag, jasne? To moi przyjaciele, masz ich szanować. Zrozumiałaś? – nie odpowiada. Przekręca głowę w bok, ponownie zamyka oczy i wbija zęby w wargę, jakby próbowała powstrzymać łzy – Zrozumiałaś, czy nie? – powtarzam się, jednak Nila i tym razem mnie olewa. Czułem, że jej bunt przyjdzie szybciej, niż później – Jesteś dzisiaj bardzo niegrzeczną dziewczynką, wiesz? Zamiast wypić drinka, rozluźnić się i cieszyć imprezą, ty strzelasz fochy i zachowujesz się jak dziecko. Na dodatek olewasz mnie i to, co mówię, a wiedz, że kurewsko mi się to nie podoba. Chcę dla ciebie dobrze, staram się, zabieram cię do swoich przyjaciół, a ty? Jesteś niewdzięczna! – podnoszę głos, aż się wzdryga – Co mam z tobą zrobić, huh? Może powinienem zająć się Chloe i dwiema pozostałymi, a ciebie zostawić samą? Zapewniam cię, że po sekundzie ktoś przyparłby cię do ściany i pieprzył! – tymi słowami łamię ją na kawałki, a łzy płyną po policzkach. Oddycham głęboko, próbując zachować resztki opanowania – Tego chcesz? Mam przekazać cię w ręce Davosa, który przez całą imprezę nie może odwrócić od ciebie wzroku?

– Nie! – panikuje, patrzy na mnie przerażona i cała drży – N–nie rób tego, proszę! Wiesz, że się go boję!

– Wiem, Nila. A ty wiesz, jak bardzo nie spodobało mi się twoje dzisiejsze zachowanie. I co teraz?

– Przepraszam – mówi ze skruchą, pociągając nosem – P–po prostu się boję. Proszę, zrozum mnie, Jacob.

– Staram się, ale wcale mi tego nie ułatwiasz, zachowując się w ten sposób. Więc! Davos, czy ktoś inny?

– Błagam cię! – wczepia palce w mój t–shirt i patrzy na mnie litościwie – Przepraszam za swoje zachowanie, Jacob. N–nigdy więcej tego nie zrobię, przysięgam – rozkleja się na amen, a jej łzy ponownie uruchamiają we mnie coś dziwnego. Nie chcę się tak czuć, a mam wrażenie, że słabnę przy niej – P-proszę, j-ja...

– Już dobrze, uspokój się – przytulam ją do siebie, głaszczę po plecach i daję jej czas, aby wzięła się w garść.

Nie oddałbym jej nikomu, nie ma szans. Nila należy tylko do mnie.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro