Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Noc minęła spokojnie. Długo nie mogłem zasnąć, więc leżałem na boku i gapiłem się na spokojną twarz Nili. Tej nocy ponownie skułem ją ze sobą, aby mieć pewność, że ze złości nie wywinie jakiegoś numeru.

W jednej chwili była grzeczna jak aniołek, a w drugiej potrafiła odpyskować i pokazać pazurki. Sam nie wiedziałem, która jej wersja bardziej mnie kręciła. Miała w sobie coś niesamowitego, kiedy złościła się, a z jej słodkich usteczek uciekały przekleństwa. Nie lubiłem, kiedy Domi przeklinała, Nila to coś innego.


Budzę się przed Nilą, odpinam kajdanki i idę do łazienki, po czym biorę prysznic, zakładam na tyłek dresowe spodenki i zmierzam do kuchni. Jakież jest moje zaskoczenie, kiedy w środku zastaję Enzo. Oczywiście chłopcy posiadają dostęp do mojego domu, ponieważ są moją rodziną od kilkunastu lat.

– Siema, przyjacielu – przybija żółwika i wraca do kubka kawy, która stoi przed nim – Wpadłem tylko na chwilę, zaraz spadam. Chciałem pogadać o Nili – marszczę brwi, a moja dłoń, która właśnie sięgała po filiżankę, zawisa w powietrzu – Ograniczasz ją, decydujesz za nią, kontrolujesz. Robisz to samo, co z Domi.

– Wydaje ci się – burczę pod nosem i wreszcie chwytam za filiżankę. Wstawiam ją pod ekspres, włączam opcję czarnej kawy i czekam. Czuję, jak wzrok Enzo pali mi twarz – Zejdź ze mnie, stary. O co ci chodzi?

– Wiesz, o co. Powiedziałeś mi, że nigdy więcej nie zniszczysz żadnej kobiety, która stanie ci na drodze. Żałowałeś tego, co zrobiłeś Domi, pamiętasz? Sprawiłeś, że zawsze czuła się winna, Jacob. Nie rób tego.

– Daj spokój, przecież nie powtarzam tego samego błędu, okej? Po prostu nasza sytuacja jest inna. Nila jest porwaną przeze mnie dziewczyną, o czym chyba zapominasz. Nie dam jej swobody, bo pryśnie i sprowadzi na nas gówno. Zaufaj mi, nie chcesz wylądować w więzieniu, to cholerne piekło. Jesteś na to za młody.

– Poważnie? Mam dwadzieścia trzy lata, to zaledwie rok mniej niż ty. Widzę, co się dzieje. Widzę, jak traktujesz Nilę i wcale mi się to nie podoba. To naprawdę fajna dziewczyna. Doceń ją, zaufaj jej.

– Staram się, Enzo! Jest tutaj zaledwie miesiąc, a ty wymagasz, żebym dał jej pełną swobodę. Nie mogę, zrozum mnie. Polubiłeś ją i to odbiera ci racjonalne myślenie. Gdyby tylko mogła, uciekłaby stąd.

– Domyślam się, ale obaj wiemy, że będąc w tej samej sytuacji, zrobilibyśmy dokładnie to samo. Prawda?

– Możliwe. Jej pozostaje tylko zaakceptowanie swojego losu, nic więcej. A ty nie wtrącaj się w to, jasne?

– Czy ty w ogóle ją lubisz? – przechyla głowę, wlepia we mnie spojrzenie i unosi brew – No?

– Lubię, dlaczego miałbym nie lubić? Jest miła, ładna, fajnie się z nią rozmawia. Jest moją dziewczyną.

– Zapytałeś ją o to, czy może po prostu oświadczyłeś, że nią jest? Ta druga opcja bardziej do ciebie pasuje.

– Czepiasz się, a wiesz, jak bardzo tego nie lubię – zaciskam szczękę, siadam naprzeciwko niego i dolewam do kawy odrobinę mleka. Mieszam zbyt głośno, uderzając łyżeczką o ścianki, aż Enzo się krzywi – Wiem, co robię, możesz spać spokojnie. Nie robię jej żadnej krzywdy, nie biję jej, nie gwałcę. Wyluzuj, dobra?

– C-cześć – naszą rozmowę przerwa Nila, która stoi w progu i bawi się rąbkiem koszulki – Przeszkadzam?

– Skąd. Chodź, brzoskwinko – wystawiam dłoń, patrzy na nią niepewnie i podchodzi, siadając między mnie, a Enzo. Układam dłoń na jej kolanie i ściskam władczo – Pewnie jesteś głodna. Na co masz ochotę?

– Właściwie napiję się tylko kawy – chrząka, zsuwa się z krzesełka i robi to, co ja przed chwilą. Obserwuję uważnie, jak wyjmuje kubek, pieni mleko i włącza podwójną porcję. W kuchni panuje dziwna cisza, która jest niezręczna i dusząca. Sam nie wiem, czy to z powodu naszej wczorajszej sprzeczki, czy może po mojej rozmowie z Enzo – Więc! – Nila odwraca się i przykleja uśmiech na twarz – Cierpisz na bezsenność, Enzo?

– Skąd – szczerzy się do niej, pokazując białe niczym śnieg zęby – Dochodzi dziesiąta, księżniczko.

– Och – spogląda na zegar, który wisi na ścianie i kręci głową – Faktycznie. Chyba straciłam poczucie czasu. Tak się dzieje, kiedy człowiek nie ma żadnych obowiązków, nie musi wcześnie wstawać – obrzuca mnie szybkim spojrzeniem i odwraca się, aby zabrać kubek spod ekspresu. Nie podoba mi się jej zachowanie.

– Nila, nie zaczynaj – karcę ją, na co przewraca oczami i siada obok Enzo – Musimy porozmawiać.

– Okej, ja uciekam. Zostawię was. Pamiętaj, Jacob. Nie popełniaj tego samego błędu, będziesz żałował.

– Do zobaczenia, Enzo – wzdycha ciężko, cmoka Nilę w policzek i wychodzi. Ponownie zapada cisza, zwijam dłonie w pięści i myślę, co powinienem jej powiedzieć – Po pierwsze; nie życzę sobie takich uwag w obecności mojej rodziny, w tym przypadku Enzo – skupia uwagę na kubku, nie obdarzając mnie spojrzeniem – Po drugie; chciałem pozwolić ci na naukę w domu, ale zmieniłem zdanie. Twoje zachowanie mi się nie podoba. Jasno przekazałem ci zasady, których masz się trzymać. Czasami ci się to udaje, czasami nie.

– Czego ty właściwie ode mnie chcesz, Jacob? – unosi głowę, patrzy mi w oczy i prycha rozgoryczona – Kim mam dla ciebie być? Niedawno słyszałam, że jestem twoją dziewczyną, co po prostu mi oświadczyłeś. Teraz mam być, nie wiem, twoją rozrywką? Kimś, kto ma cię słuchać, nie sprzeciwiać się i, co ciekawe, zachowywać się tak, aby zasłużyć na cokolwiek? – bingo! Trafia w punkt. Jestem naprawdę zdziwiony, że mnie rozgryzła – Myślisz, że jestem głupiutką smarkulą, która kompletnie nie ogarnia sytuacji? Mylisz się. Doskonale wiem, co ze mną robisz. Chcesz rządzić, chcesz mnie sobie podporządkować, chcesz, żebym chodziła na paluszkach, a wtedy ty może, ale tylko może, pozwolisz mi zrobić coś innego, oprócz wałęsania się po tym ogromnym domu i koszmarnym nudzeniu się! – uderza pięścią w stół, aż kubki się trzęsą.

– Nie podnoś głosu, brzoskwinko – upominam ją, na co wyrzuca ręce w górę, zrywa się z miejsca i opuszcza kuchnię. Doganiam ją w holu, zanim ma szansę wejść na górę i chwytam za ramię – Przez miesiąc byłaś ideałem, co się z tym stało, hmm? Nagle zrobiłaś się nerwowa, pyskujesz i przeklinasz. Powiedz mi.

– To proste! Na początku byłam zszokowana sytuacją, porwaniem, nowym miejscem i nie w głowie były mi inne rzeczy. Teraz, kiedy minął długi miesiąc, poznałam cię lepiej, to, co robisz, mam dość. Rozumiesz mnie? Dość, Jacob! Dostaję na głowę, wariuję, nudzę się, nie mam co robić, a ty nie pozwalasz mi na nic, oprócz szwendania się po domu i wyjścia do ogrodu, ale tylko w twojej obecności. Więzisz mnie, na Boga!

– Robię to, ponieważ tak naprawdę jesteś moim więźniem. Nie mogę pozwolić ci uciec, brzoskwinko.

– Wiele razy tłumaczyłam ci, że nie mam takiego zamiaru! Niby dokąd, huh?! Jestem całkiem sama, tysiące kilometrów od domu, bez niczego! Nie mam przy sobie nawet centa, zabrałeś mi ten cholerny, lewy paszport i nadal sądzisz, że ucieknę? – wyrywa się, ale nie pozwalam jej na odejście. Jeszcze nie.

– Kobiety są przebiegłe, przekonałem się o tym na własnej skórze. Domi uciekła, też niczego nie miała.

– Kim u licha jest Domi? – zaprzestaje walki, wpatruje się we mnie uważnie i nawet nie mruga – Jacob?

– Ktoś, kto był mi bliski dawno temu. Odeszła, zostawiła mnie bez słowa, złamała moje zasady!

– Nie powinieneś patrzeć na mnie przez pryzmat Domi. To był jej wybór, postanowiła uciec i koniec tematu. Ja nie zamierzam tego zrobić, Jacob, ponieważ za bardzo się boję tego, co jest za oknem. Zrozum to!

– Jeśli uciekniesz, wiedz, że czeka na ciebie niebezpieczeństwo. Takie ładne dziewczynki jak ty, są łapane i sprzedawane do burdeli lub obrzydliwie bogatym dupkom, którzy pragną mieć laskę do dymania. Chcesz tak skończyć? Chcesz zostać sprzedana, rozkładać nogi na zawołanie, być gwałcona?! Powiedz mi, Nila! – chwytam jej włosy w pięść i zaciskam. Moje słowa ją przerażają, łamie się, a w jej oczach wzbierają łzy.

– Nie! Nie chcę! Proszę, przestań – wybucha płaczem, chowa twarz w dłoniach i cała drży. Przytulam ją do siebie, kołyszę na boki i składam pocałunek na wierzchu jej głowy – Obiecaj, że mnie nie sprzedasz.

– Nie sprzedam cię. Jednak wiedz, że nie mam pojęcia, co stanie się, kiedy stąd uciekniesz.

– Nie zrobię tego. Bardzo się boję, Jacob – unosi głowę, patrzy na mnie zapłakana i pociąga nosem.

– Nie masz czego – ocieram jej mokre policzki i posyłam lekki uśmiech – Ze mną, w tym domu nic ci nie grozi, brzoskwinko. Ochronię cię przed każdym, kto wejdzie mi w drogę, przysięgam. Musisz być tylko posłuszna. Będziesz? – waha się przez sekundę, ale po chwili słyszę cichutkie "tak". Czas pokaże.


Piątek przychodzi szybko, a tym samym zaplanowany skok. Punkt dziesiąta rano jesteśmy gotowi do akcji, sprzęt zapakowany, a Roger siedzi za kierownicą. Ostatni raz zapewniam Nilę, że wrócę niebawem, ale na czas mojej nieobecności musi pozostać w piwnicy. Nie podoba jej się ten pomysł, jednak brak mi czasu na tłumaczenia. Zostawiam jej ciepłe ubrania, prowiant oraz tablet, bez dostępu do internetu, ale ze sporą ilością filmów. Wczoraj zniosłem z Paulem łózko, dzięki czemu nie musi siedzieć na podłodze.


Do oddzielonego od o siedem kilometrów banku, docieramy w mgnieniu oka. Zakładamy maski, chowamy broń za pasek spodni i na mój znak wyskakujemy z czarnego Vana. Jestem pewny, że jak zawsze ktoś włączy cichy alarm, a po tym rozpocznie się małe piekło. Liczę na to, że dzisiaj nikt nie zginie.



Nila

Ponad miesiąc temu żyłam zupełnie inaczej. Moje życie nie było specjalnie rozrywkowe, ponieważ skupiałam się na nauce, przyjaciołach i rodzinie. Jednym słowem; monotonia. Szkoła–dom–różne wyjścia–nauka gry na fortepianie i tak w kółko. Nic ciekawego, a jednak nigdy nie narzekałam. Lubiłam swoje życie, doceniałam to, co miałam i cieszyłam każdą chwilą. Byłam zwykłą nastolatką, nie bardzo mającą czym wyróżnić się z tłumu. Nie miałam wysportowanego ciała, jak cheerleaderki ze szkoły. Nie błyszczałam najlepszymi ocenami, nagrodami w konkurach czy pucharami za osiągnięcia sportowe. Uczyłam się dobrze, a to wystarczyło rodzicom do dumy. Mobilizowali mnie, wspierali i chwalili za każdą czwórkę, a nawet trójkę. Byli prze kochani, wyjątkowi i wyrozumiali. Nieco zapracowani, roztrzepani, ale rozumiałam to. Czasy nie były łatwe, trzeba było za coś żyć, a pensja pielęgniarki w szpitalu nie przynosiła kokosów. Tata podciągał budżet własną firmą budowlaną, która była jego całym dobytkiem. Wiadomo, że mając własny interes trzeba harować jeszcze bardziej, aby klientów przybywało. I tak ojca widywałam jedynie wieczorami, kiedy wracał zmęczony. Szybko kładł się spać, a rankiem znowu znikał. Teraz, kiedy o tym myślę, w moich oczach pojawiają się łzy. Harował tak ciężko, abyśmy mieli dobre życie, żeby niczego nam nie zabrakło. Jako głowa rodziny bardzo się starał, za co zawsze będę mu wdzięczna.

Tęsknota za bliskimi codziennie gniotła moje serce na miazgę. Pragnęłam jedynie usłyszeć ich głos, zapewnić ich, że jestem cała zdrowa i chociaż sytuacja jest naprawdę nieciekawa, nic poważnego mi nie dolega. Niestety Jacob nie pozwalał mi na jeden telefon, nie mówiąc o powrocie do domu. Proszę, nie myślcie sobie, że jestem głupią, nawiną, młodą dziewczynką, która słucha człowieka, który porwał mnie z własnego domu. Nie, skąd. Ja gram. Dzień po dniu odgrywam swoją rolę, udaję, wzbudzam w nim zaufanie, aby w końcu dał mi odrobinę wolności, której tak pragnę. Kiedy tak się stanie, spróbuję uciec. Owszem, boję się jak cholera, ponieważ nie mam pojęcia, co czeka mnie po drugiej stronie. Może faktycznie ktoś mnie porwie i sprzeda, a wtedy będę pluć sobie w brodę, że nie doceniłam tego, co zaoferował mi Jacob? A może uda mi się dotrzeć na komisariat, potem do ambasady i wreszcie do domu? Mam spore szanse, dlatego muszę wykorzystać dobry moment i po prostu zwiać. Nie mogę tutaj zostać, z dala od rodziny, ludzi mi bliskich i normalnego "życia". Jacob przywłaszczył mnie sobie, próbuje zrobić ze mnie potulnego pieska, który będzie słuchał jego rozkazów i nie odezwie się słowem, kiedy mnie o to nie poprosi. Rozgryzłam go, to było niemal dziecinnie proste. Ma dziwne upodobania, co zaczyna mnie poważnie martwić. Dlaczego taki jest? Czy jest to spowodowane chorobą? Dlaczego nie lubi, kiedy podnoszę głos, przeklinam lub pyskuję? Jestem tylko człowiekiem, a on chce przemienić mnie w... coś.



Dwie godziny później słyszę dźwięk przekręcanego klucza. Zrywam się na równe nogi, ale to nie Jacob staje w drzwiach, a... dziewczyna. Młoda, ładna, blondynka. Posyła mi przyjazny uśmiech, podchodzi bliżej i wyciąga dłoń, podając mi swoje imię – Samira. Natychmiast wzbudza we mnie sympatię, ale nie jestem w stanie skupić się na niej, a na otwartych drzwiach, które prowadzą do mojej wolności. Gdybym tylko pokonała jedyną przeszkodę, którą stanowi ów dziewczyna, mogłabym być wolna! Myślałam o ucieczce przez cały miesiąc, a teraz dzieli mnie od niej tak niewiele. A może poprosić Samirę o pomoc? Nie, to głupie. Na pewno jest jego znajomą, wydałaby mnie, a Jacob za to przetrzepałby mi skórę. Nie zaryzykuję.

– Na polecenie Jacoba przyszłam sprawdzić, jak się masz i czy czegoś nie potrzebujesz. Więc jak, Nila?

– Właściwie chętnie skorzystałabym z toalety – Samira bierze mnie za rękę, wyprowadza z piwnicy i prowadzi wprost na piętro. Doskonale znam układ domu i chociaż w toalecie nie ma okna, mogę spokojnie dobiec do drzwi – Mam jeszcze jedną prośbę. Mogę liczyć na tabletkę przeciwbólową? Bardzo boli mnie głowa – Samira marszczy brwi zaniepokojona, przykłada dłoń do mojego czoła i sprawdza, czy mam temperaturę – Nie jestem chora, to pewnie od chłodu w piwnicy. Jestem strasznym zmarzluchem.

– Och, biedactwo. Zrób siku, a ja pójdę na dół i poszukam czegoś na ból. Jak skończysz, przyjdź do mnie.

– Jasne, dziękuję – cmokam ją w policzek, chowam się w łazience i czekam kilka minut, upewniając się, że Samira jest na dole. Kiedy ponownie otwieram drzwi, rozglądam się uważnie i czmycham przez korytarz, po cichutku zbiegając na dół. Słyszę, jak dziewczyna nuci w kuchni, przez co mam wolną drogę – Boże, pomóż mi – szepczę do siebie, dodając sobie odwagi.
Moje serce tłucze się w piersi, a dłonie pocą, prawie ześlizgując się z klamki drzwi wejściowych. Nie odwracam się za siebie, biegnę przez alejki i docieram do ogromnej bramy, która na moje szczęście jest odrobinkę uchylona. Zapewne Samira nie domknęła jej, za co mam ochotę ją wycałować. Prześlizguję się przez szparę i kiedy oddycham powietrzem pachnącym wolnością, przede mną z piskiem opon parkuje czarny VAN, przyprawiając mnie o zawał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro