Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nila

Ignoruję późną godzinę, która widnieje na zegarku i wykręcam numer do mojego domu, do mojej kochanej rodziny. Kiedy czekam na połączenie, moje serce prawie wyskakuje przez gardło. Tłucze się, obijając żebra, bezlitośnie przypominając mi o tym, jak niebezpiecznie postępuję. Za ten wyskok mogę boleśnie zapłacić, ale równie dobrze Jacob może się nie zorientować. Jak mogłabym nie skorzystać z okazji, aby nie usłyszeć kojącego głosu mojej mamy? Nie ma mnie w domu od dwóch miesięcy, nie dałam im żadnego znaku, że jeszcze żyję, a należy im się chociaż to. Nie wyobrażam sobie, co muszą teraz przeżywać.

– Halo? – moje rozmyślenia przerywa znajomy, nieco zachrypnięty głos. Przykładam dłoń do ust, a łzy cisną się do oczu. Tęsknota ściska moje wnętrzności, prawie zgniatając je na miazgę. Mamusia! – Jest tam ktoś?

– T-to ja, N-nila – jąkam się przez płacz, a słowa są ledwo słyszalne – Tak bardzo tęsknię, mamusiu.

– Mój Boże, córeczko! – mama również wybucha płaczem, a ten dźwięk właśnie ryje ślad w mojej głowie. Zapamiętaj go już na zawsze – Nie masz pojęcia, co się tutaj dzieje! Ty żyjesz, dziecko! Boże, żyjesz! Całe szczęście! – chcę coś powiedzieć, cokolwiek, niestety gula w gardle skutecznie mnie blokuje – Gdzie jesteś, Nila? Szuka cię policja, ale zapadłaś się pod ziemię! Naprowadź mnie, kochanie. Daj mi jakiś ślad.

– P-panama, mamo. Jestem w Panamie – przełykam ślinę, niepewnie zerkając w stronę drzwi – Chcę wrócić do domu. Błagam cię, z-zabierz mnie do d-domu. Chcę, żeby było jak dawniej. Chcę być tam z wami.

– Będziesz, córeczko. Obiecuję! Zabiorę cię stamtąd, policja cię znajdzie. Jesteś cała i zdrowa?

– Tak, nic mi nie jest, ale nie wiem jak długo. Boję się, że ukarze mnie w okrutny sposób, mamusiu.

– Ukarze? – pyta zszokowana, wręcz oburzona – Kim jest ten człowiek? Jak się nazywa? Mów szybciutko.

– Nazywa się Jaco... – zamieram, ponieważ właśnie pojawia się progu pokoju, jednym susem przemierza dzielącą nas odległość i wciska widełki, kończąc połączenie. Siedzę jak sparaliżowana, nadal trzymając słuchawkę przy uchu. Boże! Zabije mnie! – J–ja, proszę... musiałam to zrobić! Musiałam, Jacob!

– Milcz! – wystawia palec na znak groźby, zabiera mi słuchawkę i odkłada ją na miejsce, po czym jego zimna dłoń spotyka się z moim policzkiem. Piszczę zszokowana, a ciepło rozchodzi się po skórze – W taki sposób odwdzięczasz się za moje zaufanie?! Za to, że pozwoliłem ci wyjść?! Za to, że masz wszystko, czego potrzebujesz?! Ubrania, kosmetyki, jesteś w pięknym miejscu?! To jest twoja jebana wdzięczność, Nila?!

– P-przepraszam – jąkam się, szlochając. Mam świadomość, że zjebałam sprawę. Dałam ponieść się emocjom, straciłam jego zaufanie, a moja praca poszła się pieprzyć. Dwa miesiące przekreślone przez minutę, za którą będę długo pokutować. Jestem idiotką! – T–tęsknię za mamą. Chciałam ją tylko usłyszeć.

– Przestań pierdolić te bzdury! – szarpie mnie za ramię, stawia na nogach i morduje spojrzeniem, od którego przez moje ciało przebiega przerażający dreszcz strachu – Prawie wyjawiłaś jej, jak się nazywam, co i tak kurwa wie z wiadomości, kretynko! – potrząsa mną jak szmacianą lalką i rzuca na ścianę, z którą boleśnie zderzają się moje plecy – Ona doskonale wie, kto cię zabrał, ponieważ powiedział jej to ten parszywy glina, który zjawił się w twoim domu! Ciągnęła tę farsę, aby dać szansę na zamierzenie mnie, rozumiesz to?! Mają założony podsłuch w domu, a ty mogłaś to spierdolić! – wydziera się niemiłosiernie, jest cały czerwony, a jego dłonie są zaciśnięte w pieści. Kurczę się pod wpływem jego gniewu, przeklinając w duchu samą siebie. Nie tak to miało wyglądać – A teraz wyznasz mi swoją słabość – kręcę głową jak w amoku, niemo błagając go o to, aby tego nie robił. Nie wzrusza go nic. Ani mój płacz, żałosny wygląd, ani prośby – Mów!! – krzyczy wprost w moją twarz, uderzając pięścią w ścianę.
To tak potwornie okrutne z jego strony, że obraca mój strach przeciwko mnie. Muszę stanąć z nim twarzą w twarz i wygrać, inaczej zginę. Postanawiam nie mówić nic, niech robi ze mną co chce, ja nie przyczynię się do swojej zguby.

Jacob

W pokoju panuje przeraźliwa cisza. Nie słychać nic, oprócz mojego dyszenia, które z każdą sekundą staje się coraz głośniejsze. Z całych sił próbuję opanować gniew, który pełza po moim ciele niczym wąż, zaciskając się wokół mnie. Rozczarowanie jej zachowaniem wręcz mnie dusi, aż chce mi się rzygać!

– Ufałem ci, Nila. Ufałem! – spluwam z pogardą, ponownie waląc pięścią w ścianę. Wzdryga się, zamyka oczy, a jej ciało drży. Wygląda na przerażoną i nawet przez krótki moment robi mi się jej żal. Nie zasłużyła na to całe gówno, które musi przeze mnie przechodzić. Mogła zostać w domu i wieść swoje beztroskie życie wraz z rodziną i przyjaciółmi. Niestety miała pecha, jak ja wiele razy w życiu, i trafiła w moje ręce – Dlaczego to spierdoliłaś, brzoskwinko? – dotykam palcami jej twarzy, czym wzmagam jej płacz. Szlocha głośno, a ciepłe łzy zalewają jej policzki – Chciałem być dla ciebie dobry, starałem się. To za mało?

– Nie, p-przepraszam – jąka się, uchyla powieki i patrzy mi w oczy – Bardzo mi przykro, naprawdę.

– Wierzę – uśmiecham się, opieram dłonie na ścianie i zakleszczam ją w swoich sidłach – Niestety to trochę za mało, o czym doskonale wiesz. Przekroczyłaś granicę, której nigdy nie powinnaś przekraczać, a szło nam tak dobrze – patrzy na mnie smutno, pociąga nosem i chwyta moje nadgarstki, po czym przytula policzek do jednego z nich. Mam ogromną ochotę schować ją w swoich ramionach, przytulić, odgonić strach, jednak nie mogę sobie na to pozwolić. Za błędy trzeba płacić – Więc nie chcesz wybrać dla siebie kary? – kręci przecząco głową, nie spuszczając ze mnie wzroku. Przypominam sobie dzień, w którym Domi rozczarowała mnie po raz pierwszy. Umówiła się z tym małym gnojkiem na kawę, czym doprowadziła mnie do furii. Sprałem jej seksowny tyłek bardzo boleśnie, przez co nie mogła usiąść przez długi czas. W tej karze nie było grama podtekstu seksualnego, o nie, wręcz przeciwnie, lanie było kurewsko bolesne, a skóra goiła się tygodniami. Czy tak samo powinienem potraktować Nilę? Gdybym miał porównać ją do Domi, moja maleńka dziewczynka przegrywała już na starcie, była o wiele za słaba – Co mam teraz z tobą zrobić, brzoskwinko? Zlać na kwaśne jabłko? – przechylam głowę i obserwuję jej reakcję. Kręci głową, mocno zaciskając usta – Nie? Więc może ponownie zamknąć cię w ciasnym pomieszczeniu? – panikuje, wychwytuję to niemal natychmiast. Z jej twarzy odpływając wszelkie kolory, oddech przyśpiesza, a uścisk na moich nadgarstkach wzmacnia się – A może mam sprawić sobie tobą przyjemność, hmm? Wziąć cię tak, jak lubię, a czego jeszcze nie zaznałaś. Lubisz odrobinkę bólu przy seksie? – próbuje się wyrwać, na co jej nie pozwalam. Układam dłoń na jej szyi, ale nie robię jej tym krzywdy – A może ponownie zorganizować imprezę i zaprezentować wszystkim moją nową dziewczynę? – zamyka oczy, a świeża porcja łez spływa po policzkach. Boi się, a widok jej zapłakanej twarzy jest wręcz bolesny. Niestety popełniła błąd, za który musi zapłacić – Musisz zostać ukarana, przykro mi. Dochodzi trzecia rano, jak wstanę to nad tym pomyślę – zaskoczona otwiera powieki i przeciera oczy palcami, pozbywając się łez – Do łóżka – rozkazuję, na co się wzdryga. Przerzucam ją przez ramię, idę przez korytarz i docieram do naszego pokoju. Rzucam ją na łóżko, wyjmuję z szuflady kajdanki i przypominam ją do siebie – Koniec wolności, moja droga – wzdycham zrezygnowany, gaszę światło i oddalam się od niej, na ile tylko pozwala cienki łańcuszek.


Budzi mnie śpiew ptaków i wiatr, który porusza drzewami. Leniwie otwieram oczy, ziewam i przecieram twarz ręką, po czym spoglądam na poduszkę obok. Nila nie śpi, leży na boku, z ręką pod głową i wpatruje się w okno. Jest jakby nieobecna, ponieważ nie reaguje na mój dotyk. Dopiero po chwili wzdryga się zaskoczona, podciągając kołdrę pod samą szyję. Jaka szkoda, że spieprzyła wszystko jednym telefonem.


Cały dzień spędzam z Nilą. Mam na głowie kilka spraw, jak chociażby kolejna "rozmowa" z pilotem–zdrajcą, jednak postanawiam przełożyć ją na później. Najważniejsza jest moja dziewczyna i jej kara, która zaczęła się od rana. Niby jestem tuż obok niej, ale nie zwracam na nią najmniejszej uwagi. Klikam w klawiaturę laptopa, skupiam uwagę na monitorze, a w pokoju panuje idealna cisza, od czasu do czasu przecinana przez ciężki oddech Nili. Wiem, że robi to specjalnie, aby zwrócić na siebie moją uwagę, jednak twarda ze mnie sztuka, tak łatwo się nie dam. Zapewne męczy ją to, bo nie przywykła do tego, iż totalnie ją olewam. Kilka razy nawet próbowała cokolwiek z siebie wydukać, podchodziła do mnie, otwierała usta, ale w ostatniej chwili rezygnowała i ponownie zajmowała miejsce na kanapie, przeskakując po kanałach. Lepiej dla niej, że nie miała pojęcia, co czekać będzie na nią w nocy. Ciekawe czy spodoba jej się wycieczka.


Nila

O dwudziestej pierwszej Jacob każe mi się ubrać. Jestem zaskoczona, ponieważ miałam zamiar wziąć ciepłą kąpiel i walnąć się do łóżka, jednak moje plany szlag trafia. Cały dzień nie zwracał na mnie uwagi, nawet liczyłam, że zlitował się nade mną i chociaż raz nie spotka mnie kara. Ha! Bardziej pomylić się nie mogłam. Dopiero kiedy zaparkował na żwirowym poboczu, dotarło do mnie, że ów kara trwała cały dzień, a właśnie teraz nadszedł punkt kulminacyjny. Po moim ciele przechodziły ciarki na widok lasu, ciemności i braku żywej duszy. Miałam przeczucie, że ta noc będzie dla mnie cholernie trudna, jak i straszna.

– Wiedz, że przekroczyłaś granicę, Nila – Jacob zaczyna ponuro, nie obdarzając mnie spojrzeniem. Patrzy wprost przed siebie, ściskając palce na kierownicy – Ufałem ci, a ty to zaufanie zaprzepaściłaś. Cóż, tak wybrałaś – obojętnie wzrusza ramionami, wychodzi z samochodu i po chwili otwiera drzwi od mojej strony. Wyskakuję z wysokiego Suv'a, rozglądam się naokoło, a mój mózg przetwarza to, co może się zaraz stać. A może stać się dosłownie wszystko – Boisz się ciemności, brzoskwinko? – zakłada ręce na piersiach, przechyla głowę i patrzy na mnie uważnie. Gdyby nie palące się samochodowe światła, gówno bym widziała – Nie zapytam ponownie – kręcę przecząco głową, bo żadne słowa nie przejdą przez moje ściśnięte strachem gardło – Nie? To świetnie! Kara nie powinna być dla ciebie aż tak surowa, na jaką liczyłem – uśmiecha się chytrze, chwyta mnie za rękę i prowadzi prosto w las. Drepczę za nim niczym posłuszny pies, w głębi duszy mając ochotę wyszarpać się i uciec jak najdalej – Może nocka w samotności nauczy się dobrych manier.

– Dlaczego taki jesteś? Mówisz, że jestem twoją dziewczyną, ale to bzdura! Jestem dla ciebie nikim.

– Mylisz się, Nila. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Przez te dwa miesiące stałaś mi się bliska, przyzwyczaiłem się do twojej obecności, ba, uwielbiam cię, brzoskwinko. Niestety wciąż pokazujesz pazurki, na co pozwolić ci nie mogę. Wiesz, jaki jestem. Wiesz, że lubię kontrolę i posłuszeństwo, a mimo to zrobiłaś coś, czego nie powinnaś. Tak świetnie nam szło, dlaczego do cholery musiałaś to spierdolić? Powiedz mi!

– Bo tęsknię za swoją rodziną? Bo trzymasz mnie tutaj bez jakichkolwiek praw?! Bo mam, kurwa, dość?!

– Nie podnoś głosu! – zatrzymuje się w tych cholernych ciemnościach, odwraca mnie do siebie, jednak nie widzę kompletnie nic – To jest twoja dzisiejsza kara, liczę na to, że naprawdę czegoś cię nauczy. Bądź dzielna, słodziutka. Nic ci nie grozi – całuje mnie w czoło, puszcza i po prostu odchodzi, zastawiając samą.

– Jacob, nie! Proszę, nie odchodź – okręcam się wokół własnej osi, wystawiam ręce do przodu, aby go złapać, ale jego już dawno nie ma. Nie wierzę, że naprawdę to zrobił. Zostawił mnie w ciemnym lesie.

Jestem zbyt przerażona, aby zrobić chociażby krok. Siadam pod drzewem, tam, gdzie mnie zostawił, otulam się ramionami i zamykam oczy, aby nie patrzeć w tę przerażającą, ziejącą strachem noc. Mimo tego, iż jest bardzo ciepło, moje ciało niekontrolowanie drży, przez co nawet moje zęby zderzają się ze sobą. W myślach mobilizuję się do podniesienia tyłka i poszukania wyjścia z lasu, jednak za bardzo się boję. Mam wrażenie, że jeśli tylko zrobię krok, stanę na drodze drapieżnikowi, który zrobi sobie ze mnie kolację. A ja chcę żyć. Chcę wrócić do domu, uścisnąć rodziców, brata, zobaczyć przyjaciółki, usiąść w szkolnej ławce i pójść do ulubionego pabu. Chcę pójść na studia, znaleźć pracę marzeń, wyjść za mąż, urodzić dziecko. Dlaczego do cholery jeden świr mnie tego pozbawił? Kto wie, czy wyjdę z tego cało.

Jacob

Nie jestem potworem, za nic w świecie nie zostawiłbym Nili samej w lesie. Dlatego jestem tam, gdzie zaparkowałem, wpatruję się w leżącego na moich kolanach laptopa i obserwuję czerwoną kropkę, która się nie rusza. Byłem pewny, że Nila będzie walczyć, że będzie próbowała wyjść z lasu. Nie zaszliśmy zbyt daleko, jednak na pewno jest zdezorientowana. Wszędzie panuje ciemność, nie świeci nawet księżyc, a to wszystko utrudnia. Jeśli pomyli kierunek, wejdzie w głąb lasu, przez co na pewno się zgubi. Dlatego nie spuszczam jej z oka, czuwam, aby mi nie zniknęła. Nie pozwolę, żeby cokolwiek jej się stało. Zabolało mnie, kiedy powiedziała, że jest dla mnie nikim. Nieprawda. Jest dla mnie wszystkim, zależy mi na niej, ponieważ od rozstania z Domi nie byłem z żadną kobietą. Fakt, to zaledwie pół roku, bo potem trafiłem za kratki, ale nawet gdybym uniknął odsiadki, nie potrafiłbym otworzyć się przed inną kobietą. Domi była moją kruszyną, kochałem ją, chociaż wiedziałem, że nie miała ze mną lekko. Taki już jestem, nic na to nie poradzę. Ojciec przemienił moje życie w idealny porządek. Zawsze powtarzał, że mam być głową rodziny, mam zatroszczyć się o swoją żonę i przede wszystkim nie pozwalać jej na przyprawienie sobie rogów. Matka zdradzała ojca, czego szybko pożałowała. Kiedy tylko się dowiedział, wprowadził surowe zasady. Nie zażądał rozwodu, nie przeklinał jej, nie wyrzucił z domu, wręcz przeciwnie, złamał ją, a potem poskładał w idealną całość. Matka nigdy więcej nie podniosła na niego głosu, była posłuszna, spełniała każde jego polecenie, nie sprzeciwiała się. Przestrzegała z góry narzuconych zasad, a reszta ich życia upłynęła spokojnie, bez krzyków i awantur. Dlatego właśnie jestem, jaki jestem. Nie mógłbym być inny, skoro na co dzień ojciec uczył mnie, jak powinienem traktować swoją kobietę. Ostrzegał, abym nie dał jej wolności, inaczej wejdzie mi na głowę, puści się i przyniesie wstyd. Wierzyłem mu, ufałem, że jego zasady to dobra metoda. Czasami Domi miała dość, kłóciliśmy się, a ona wybiegała z domu, trzaskając drzwiami. Posiadała odrobinę wolności, której nigdy nie powinienem był jej podarować, dlatego z Nilą nie popełnię tego samego błędu. Nie dopuszczę, żeby wywinęła podobny numer, jak moja poprzednia dziewczyna.

Nila

Nie mam pojęcia, która jest godzina. Ślęczę w tym lesie, pod tym samym drzewem, nawet nie ruszając palcem. Zdrętwiały mi plecy, tyłek, na dodatek sen wciąż mnie zmagał. Przysypiałam, budziłam się przestraszona, a na każdy najmniejszy hałas reagowałam paniką. W dłoni ściskałam grubą gałązkę, aby w razie niebezpieczeństwa móc się obronić. Wiem, jak bardzo żałośnie to brzmi, jednak jakie było inne wyjście? Jacob nie dał mi nic, czym mogłabym zranić przeciwnika. Może liczy na moją śmierć?

– Nila! – wzdrygam się przestraszona, kiedy po lesie echem roznosi się dźwięk mojego imienia. Unoszę głowę, nasłuchuję, a mój mózg szydzi ze mnie, że to jedynie omamy – Nila, odezwij się! – zrywam się na równe nogi, ponieważ to nie omamy, a głos, który doskonale rozpoznaję.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro