Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Jacob

Przez całą kolację Nila jest myślami gdzieś daleko stąd. Rozmawia ze mną, uśmiecha się, jest grzeczna, jednak chwilami odlatuje, kompletnie się wyłączając. Jestem niezmiernie ciekaw, o czym tak główkuje, a kiedy pytam, zbywa mnie, że jest zmęczona. Średnio jej wierzę, ale nie zmuszam jej, aby powiedziała prawdę. Wieczór jest bardzo przyjemny, jedzenie pyszne, a wokół nas gra cicha, nastrojowa muzyka.

Patrzę na moją piękną dziewczynę, podziwiam jej urodę, a moje serce pęcznieje z miłości. Jestem dzięki niej naprawdę szczęśliwy, ona sama zmieniła się i dlatego między nami jest świetnie. Oby tak zostało.

– Mam coś dla ciebie – wyjmuję z kieszeni marynarki małe pudełeczko, które stawiam przed Nilą. Patrzy na nie z dozą niepewności, dotykając wieczka palcem – Mam nadzieję, że ci się spodoba, brzoskwinko.

– Przekonajmy się – posyła mi słodki uśmiech, uchyla wieczko, a jej oczy robią się wielkie jak spodki.

– Kupiłem go kilka dni temu. Obyś lubiła diamenty, kochanie. Pierścionek był robiony na zamówienie.

– Dlaczego, Jacob? – unosi głowę i patrzy na mnie przestraszona – Jaka to okazja? Nie mam urodzin.

– Wiem – biorę jej dłoń, po czym składam na wierzchu pocałunek – To dowód mojej miłości. Kocham cię.

– O mój Boże – chowa twarz w dłoniach, czym szczerze mnie zaskakuje – To nie dzieje się naprawdę.

– Dzieje się, Nila. O co chodzi? – przysuwam się, odtrącam jej dłonie i zmuszam, aby na mnie spojrzała.

– J-ja... – zacina się, nerwowo przełyka ślinę i zamyka oczy. Gapię się na nią zdezorientowany, za cholerę nie ogarniając sytuacji. Nie rozumiem, dlaczego tak dziwnie zareagowała. Jest piękna, wyjątkowa, niesamowita, niby jak miałbym się w niej nie zakochać? – Ja ciebie też kocham, Jacob – szepcze cichutko, aż ledwo ją słyszę. Moje serce prawie rozpierdala szczęście, brak mi słów, żeby opisać to uczucie.

– Och, maleńka. Spójrz na mnie – dopiero teraz uchyla powieki, mruga kilka razy i patrzy na mnie oczami szczeniaka – Nie masz pojęcia, jak bardzo jestem dzięki tobie szczęśliwy – sięgam po pudełeczko, wyjmuję z niego pierścionek i wsuwam na odpowiedni palec – Pewnego dnia się z tobą ożenię, przysięgam.

– Nie chcesz tego, zaufaj mi – przewraca oczami, co wywołuje mój uśmiech – Na dłuższą metę jestem nie do zniesienia, serio. Mama twierdzi, że jestem straszną bałaganiarą i potrafię przypalić wodę w czajniku.

– Och, Nila – wybucham śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Patrzy na mnie kręcąc głową, mimo wszystko sama się uśmiecha – Zatrudnię gosposię i sprzątaczki, a moją żoną i tak zostaniesz – puszczam jej oczko, na co karci mnie spojrzeniem – Przygotuj się na zmianę nazwiska, brzoskwinko. Już niebawem.

– Nie żartuj sobie ze mnie, okej? Małżeństwo to poważna sprawa, na pewno nie jestem na to gotowa.

– Spokojnie, dam ci trochę czasu, ale niezbyt wiele. Może pół roku? Pasuje? – unoszę brew, a Nila blednie.

– Zwariowałeś? Wykluczone! Mam dziewiętnaście lat, Jacob. Chcę się uczyć, pracować, a nie hajtać.

– Czas pokaże, jak potoczy się nasze życie – biorę jej dłoń, całując wierzch – Masz ochotę na deser?


Otwieram drzwi Nili, która chwyta moją dłoń i ściska mocno, aby bezpiecznie wysiąść z samochodu. Uśmiecham się na jej widok, bo wypiła odrobinkę za dużo wina, przez co jej równowaga pozostawia wiele do życzenia. Cieszył mnie jej dobry humor, a kolacja przebiegła cudownie. Uwielbiałem taką Nilę.

– Chyba zdejmę szpilki – dmucha w kosmyk włosów, który opadł jej na czoło i próbuje się schylić – Oj!

– Och, brzoskwinko – uśmiecham się szeroko i jednym ruchem biorę ją na ręce. Piszczy zaskoczona, obejmując mnie za szyję – Muszę przyznać, że ten wieczór był wspaniały. Jestem przy tobie szczęśliwy.

– C-cóż... – dopada ją czkawka, na co chichocze pod nosem – Ja też jestem szczęśliwa, kiedy taki jesteś.

– Widzisz? Mówiłem ci, że się dogadamy, jeśli tylko zmienisz swoje nastawienie – ruszam w stronę domu, a kiedy tylko podchodzę do drzwi, moją uwagę zwraca biała, przyklejona do nich, koperta – Co jest kurwa – szepczę do siebie, zrywam ją jednym ruchem i przystawiam dłoń do czytnika, który jest świetnym zabezpieczeniem domu. Żadnych kluczy – Powinnaś się położyć – wchodzę na górę, otwieram drzwi od naszej sypialni i stawiam Nilę na podłodze. Chwieje się niebezpiecznie, chwytając moje ramię – Ależ się załatwiłaś. Wypiłaś tylko trzy kieliszki wina, aż tak cię ścięło? – prycham pod nosem, zdejmuję z niej sukienkę, buty, a kiedy przed oczami pojawia mi się jej ciało odziane jedynie w kuszącą, koronkową bieliznę, robi mi się gorąco. Niestety w tym momencie moją głowę zaprząta tajemnicza koperta, która nie miała prawa znaleźć się na moich drzwiach. Tylko chłopcy znają kod, dzięki któremu mogą tutaj wejść. Wątpię, aby ów koperta była od nich – Śpij, kotku, zaraz do ciebie wrócę – całuję Nilę w czoło, nakrywam po samą szyję i wracam na dół. Siadam w fotelu, nalewam szklaneczkę whisky i rozrywam kopertę.


Chodzę tam i z powrotem, nerwowo przeczesując włosy. Po przeczytaniu wiadomości jestem rozbity, wkurwiony, zaciekawiony i przede wszystkim mam ochotę przyłożyć mu za to, że bawi się ze mną i wysyła pierdolone listy, zamiast odważnie stanąć w drzwiach mojego domu. Znamy się od od szesnastu lat, jesteśmy jak bracia, a on spierdolił, odciął się, nie dał znaku życia, a teraz wraca i ma zamiar drażnić?

– Jesteśmy – do środka wchodzi Davos, a za nim cała reszta – Co się stało, że ściągasz nas tu w nocy?

– To się stało – podaję mu list, który rozwija nie spuszczając ze mnie wzroku – Kompletnie mu odbiło.

– Komu? – Davos marszczy brwi i skupia uwagę na liście. Wystarczą dwa pierwsze zdania, a nieco rzednie mu mina – Okej, przeczytam na głos – chrząka, bierze głęboki oddech i zaczyna – "Witaj, mój bracie. Dawno się nie widzieliśmy, prawda? Minęło trochę czasu, chyba nawet ciut się za tobą stęskniłem. Cóż, wracając do sprawy... słyszałem, że mnie poszukujesz. Tak, wróciłem do Panamy, więc masz aktualne informacje. Nie, nie przekupiłem pilota, który miał uciec spod więzienia, za kogo ty mnie, kurwa, masz?! Zabolało mnie to, iż mu uwierzyłeś, Jacob. Nigdy nie zrobiłbym nic, żeby ci zaszkodzić, ponieważ jesteś mi bliski nie mniej, niż mój rodzony brat. Nasze drogi rozeszły się na jakiś czas, ale chcę to zmienić, chcę odzyskać rodzinę. Jak wiesz, musiałem prysnąć z Panamy, aby policja przestała węszyć. Minęło ponad dwa lata, przyszedł odpowiedni czas. Mam nadzieję, że przyjmiesz mnie z otwartymi ramionami i butelką naszej ulubionej whisky. Kto wie, może będę w stanie ci pomóc? Pozdrów chłopaków, niebawem się zobaczymy. Colton"Davos kończy czytać, a w salonie zapada cisza. Każdy myśli nad tym, co usłyszał – Jak mój brat mógłby ci pomóc? Nie było go ponad dwa lata, do cholery! Uciekł zanim poszedłeś siedzieć, coś tu nie gra.

– I to grubo nie gra. Wie zdecydowanie za dużo, jak na kogoś, kogo nie było tutaj tak długo. Prawda?

– Dokładnie – Milan masuje brodę, mrużąc oczy – A może to jego ziomki dostarczają mu informacji?

– To ma sens. W końcu Colton zostawił tutaj nie tylko nas, ale i przyjaciół. Ktoś z nim nadal trzyma.

– Dlatego musimy się z nim spotkać jak najszybciej. Muszę zadać mu kilka jakże ważnych pytań.

Nila

Nie mogę spać. Kiedy tylko zamknę oczy, w mojej głowie rozpoczyna się rollercoaster, przez co wszystko podchodzi mi do gardła. W dodatku koszmarnie chce mi się pić, a zejście na dół to będzie spory wyczyn. To dziwne, że wystarczyły trzy kieliszki, a jestem w takim stanie. Fakt, nie pijam zbyt często, w dodatku mojito nie jest mocnym drinkiem, w porównaniu do wina. Jakby tego było mało, Jacob mnie zostawił.

– Wspaniale – burczę pod nosem, zmuszam tyłek do ruszenia się z łóżka, a kiedy siadam, rollercoaster na szczęście znika. Moje szanse na zejście na dół rosną, na co oddycham z ulgą – To tylko kilka schodków, dasz radę – mobilizuję się, podnoszę tyłek i powoli człapię do drzwi. Chwytam za klamkę, otwieram je i mało nie ląduję na podłodze, niespodziewanie zderzając się z czyimś ciałem – Ouć! – masuję czoło, chichocząc pod nosem. Kiedy unoszę wzrok, jestem zaskoczona widokiem chłopaka przed sobą – Enzo? T-to ty?

– Tak, to ja – uśmiecha się, ujmuje moją twarz w dłonie i wpija się w moje usta, odbierają mi dech. Pocałunek jest szybki, zachłanny, jakby śpieszył się i nie mógł poświęcić na to więcej czasu – Musiałem to zrobić – szepcze cicho, raz po raz cmokając mnie w usta, policzki, powieki i nos – Tęsknię, Nila, tak kurewsko tęsknię. Musimy zostać sami, coś wymyślę – nawija jak szalony, a ja ledwo koduję, co do mnie mówi – Kurwa, jesteś pijana? – odchyla się i gapi na mnie zaskoczony – Gdzieś ty się tak załatwiła, huh?

– Byłam na kolacji z Jacobem, wypiłam za dużo wina – szczerzę się jak kretynka, a Enzo prycha.

– Masz słabą głowę, co? – puszcza mi oczko, a ja niewinnie wzruszam ramionami – Dokąd się wybierałaś?

– Na dół, do kuchni. Potwornie mnie suszy – wywalam jęzor, Enzo chwyta mnie pod ramię i prowadzi przez długi korytarz, po czym pomaga mi bezpiecznie zejść na dół. Niestety żeby dojść do kuchni, trzeba minąć salon. I kiedy tylko tam docieramy, w moje oczy rzucają się chłopcy z Davosem na czele – Och, kurwa, tylko nie on – przewracam oczami, na co wszyscy wybuchają śmiechem. Wszyscy oprócz mojego chłopaka, który wręcz morduje spojrzeniem Enzo – Zostawiłeś mnie – wyginam usta w podkówkę, Jacob podnosi się z kanapy i podchodzi do mnie, nieco bardziej naciągając koszulkę, którą mam na sobie – Chce mi się pić.

– Jasne, brzoskwinko – cmoka mnie w czoło, sadza obok Milana i Lucasa, idzie do kuchni, a po chwili wraca ze szklanką wody. Patrzę na nią z niezadowoleniem, marszcząc nos – Co jest? Chciało ci się pić, tak?

– Mhm, ale marzę o lodowatej, gazowanej, przepysznej pepsi – robię maślaną minkę, oddając mu wodę.

– Chyba wolę ją po alkoholu, Jacob – Davos patrzy na mnie z rozbawieniem, zaciągając się papierosem – Jest jakaś bardziej wyluzowana i robi głupie miny. Tylko na nią spójrz, bracie – kiwa na mnie głową, parskając śmiechem – Słodziak jak skurwysyn – Jacob wzdycha ciężko, znika w kuchni, a ja patrzę na człowieka, którego nie polubiłam od pierwszego spotkania. Muszę przyznać, chociaż wcale nie chcę, że jest przystojny. Skurczybyk ma coś w sobie – O czym tak myślisz, brzoskwinko? Podziel się tym ze mną.

– Myślę, że chętnie zapaliłabym to, co trzymasz w palcach – wystawiam dłoń, a Davos bez sprzeciwu podaje mi papierosa. Jest jakiś dziwny, bez filtra, ale nie zastawiam się nad tym i zaciągam mocno, wpuszczając dym do płuc – Ale czad! – śmieję się jak wariatka, chociaż za bardzo nie mam z czego – Co to jest?

– Skręt – Milan odpowiada za Davosa, śmiejąc się ze mnie – Oj, dziecino, alkohol i skręt to ostra jazda.

– Nie rób tego, Nila – do akcji wkracza Enzo, który odbiera ode mnie ów skręta i dodaje go Davosowi.

– Jesteś debilem, stary – do salonu wraca Jacob, podaje mi szklankę pepsi i siada obok – Nie dawaj jej tego, przecież widzisz, w jakim jest stanie, prawda? Ma zdecydowanie za słabą głowę na takie akcje.

– Zepsułeś całą zabawę, bracie! Nic jej nie będzie, jest w bezpiecznym gronie. Daj jej się wyluzować.

– Jakbyś nie zauważył, już jest wyluzowana – karci go spojrzeniem, jednak ja skupiam uwagę na pepsi, którą pochłaniam do dna. O, Boże! Tego właśnie potrzebowałam – A teraz wracasz do łóżka, Nila.

– Nie chcę spać – uśmiecham się do niego, opierając głowę o jego ramię – Poróbmy coś ciekawego, okej?

– Znam jedną, bardzo ciekawą rzecz – Davos porusza brwiami, wymownie patrząc mi oczy – Wiesz co to?

– Pieprz się, deklu. Wypad! – Jacob podnosi się i wypędza towarzystwo – Jesteście nieznośni, do jutra! – zamyka za nimi drzwi, wraca do mnie i jednym ruchem bierze mnie na ręce – Po alkoholu jesteś o wiele odważniejsza, wiesz? – burczy niezadowolony, niesie mnie na górę i rzuca na łóżko. Obserwuję go, jak zrzuca z siebie ciuchy, znika w łazience i bierze szybki prysznic. Wraca chwilę później, a kropelki wody toczą się w dół jego torsu, wsiąkając w owinięty wokół bioder ręcznik – Dlaczego jeszcze nie śpisz?

– Mówiłam, że nie chce mi się spać – wzruszam ramionami, nie przestając się na niego gapić – Jesteś seksowny – Jacob unosi brew zaciekawiony i zakłada ręce na piersiach – Masz ładne ciało i tatuaże.

– Co ty nie powiesz! I co mam jeszcze fajne? – oblizuje usta, podchodzi i staje tuż obok łóżka, patrząc na mnie z góry. Doskonale wiem, że to ten przeklęty alkohol i buch skręta mieszają mi w głowie. Nic do niego nie czuję, to Enzo wciąż mnie zaskakuje. Właśnie takiego chłopaka potrzebuję w swoim życiu – Nila?

– Pupę – przygryzam wargę i sunę palcem po włoskach, które ciągną się w dół pod pępek – I te włoski.

– Poważnie? Włoski? Jesteś szalona – parska śmiechem, zrzuca z siebie ręcznik i wchodzi pod kołdrę, układając się na mnie. Podpiera się na łokciach, aby nie wgnieść mnie w materac – Lubię, kiedy jesteś taka rozluźniona, rozgadana i wesoła. To miła odmiana, kotku. Ciekawe czy jutro będziesz to pamiętać.

– Jeśli nie będę, to nie przypominaj mi o tym – przekręcam go na plecy, siadam na nim i pochylam się, a moje długie włosy łaskoczą go po twarzy. Dmucha na nie, aby się ich pozbyć, ale specjalnie się nie odsuwam, co przypłacam łaskotaniem, którego nienawidzę – Nie! Tylko nie to, Jacob! Proszę, przestań!

– Coś za coś, brzoskwinko. Pocałuj mnie, to przestanę – uwalnia mnie od swoich zwinnych palców, poprawia mnie na sobie i czeka. Pochylam się i bez wahania łączę nasze usta, wpychając język do środka.


Jacob

Budzi mnie łaskotanie po twarzy. Leniwie uchylam powieki, mrugam kilka razy i odsuwam włosy Nili, które są przyczyną mojej pobudki. Śpi wtulona w mój tors, oddycha spokojnie, a jej ciepły oddech odbija się od mojej skóry. Jeśli tak wygląda szczęście, chcę trwać w nim jak najdłużej. Nila jest wszystkim, czego potrzebuję w swoim życiu. Wczorajszego wieczora była taka słodka, rozkoszna, beztroska. Upiła się trzema kieliszkami wina, a potem Davos poczęstował ją skrętem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale on z nikim nie dzieli się skrętem! Broni go niczym matka własne dzieci, nie dając bucha nawet mnie! To ci dopiero!

Wzdrygam się na roznoszący się po pokoju dzwonek telefonu. Nila również to robi, budzi się i gwałtownie uchyla powieki. Jej rozczochrane włosy są dosłownie wszędzie, a zaspana buzia wygląda słodko.

– Przepraszam, zapomniałem go wyciszyć – cmokam ją w czoło, biorę telefon z szafki i spoglądam na wyświetlacz, jednak numer jest nieznany. Marszczę brwi, bo tylko kilka osób posiada mój numer – Halo?

– Witaj, bracie – na dźwięk jego głosu zrywam się niczym poparzony wrzątkiem. Opuszczam ciepłe łóżko, wychodzę z sypialni i zbiegam na dół – Wiem, że jesteś zaskoczony, ale chyba ciut się cieszysz, co?

– Kurwa, Colton! – wsuwam palce we włosy i chodzę po salonie – Jak dostałeś się do mojego domu?

– Nie dobrze, masz sklerozę? Dawno temu dałeś mi kod dostępu. Byłem pewny, że go zmieniłeś, Jacob.

– Szlag, wyleciało mi z głowy! Dlaczego po prostu nie przyszedłeś, tylko bawisz się w jakieś durne liściki?

– Chciałem dać ci trochę czasu, bracie. Na pewno jesteś gotowy na spotkanie ze mną? Nie zabijesz mnie?

– Robisz sobie ze mnie jaja?! Za co miałbym cię kurwa zabić? Jesteśmy rodziną! Upadłeś na mózg, czy co?

– Żartowałem! Wyluzuj, ziomek! – śmieje się, a ja oddycham głęboko – Chciałbym się z tobą zobaczyć.

– Tak się składa, że ja również. Minęło zdecydowanie za dużo czasu, Colton. Brakowało mi ciebie, stary.

– Mnie ciebie też, nie masz nawet pojęcia, jak bardzo. Sprawy trochę się posypały, dlatego uciekłem.

– Rozumiem, musiałeś to zrobić, inaczej gliny nie dałyby ci żyć. Może wpadniesz do mnie dzisiaj?

– Czekałem, aż to powiesz. Lepiej przygotuj zapas whisky, bo trzeźwy spać na pewno nie pójdziesz.

– Wiesz, że u mnie tego nie brakuje. W weekend zrobimy imprezę z okazji twojego powrotu. Wchodzisz?

– Zawsze, ziomek! – uśmiecham się, a w moim brzuchu robi się ciepło. Tyle lat wychowywaliśmy się razem, a po dwóch wreszcie się zobaczymy. Szlag, tęskniłem za tym skurwielem – Wpadnę wieczorem, dobra?

– Będę czekał, do zobaczenia – kończę połączenie, rzucam telefon i siadam na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Chyba wciąż nie dowierzam, że to dzieje się naprawdę. Colton wrócił. Się porobiło!

Przez cały dzień chodzę podekscytowany, co zauważa nawet Nila. Patrzy na mnie dziwnie, chichocząc z mojej reakcji. To nie moja wina, że naprawdę cieszę się na myśl, iż dzisiaj zobaczę Coltona. Mam do niego mnóstwo pytań, na które być może zna odpowiedź. Liczę również na to, że wrócił na dobre i nigdzie się nie wybiera. Brakowało mi go, chłopakom z pewnością też. Razem tworzyliśmy świetną paczkę, dopóki psy nie uwzięły się na Coltona. Na mieście szybko rozniosło się, kto jest najlepszym dilerem i tak zaczęło się polowanie na mojego przyjaciela, którego policja nazywała "Venom". Nie miałem pojęcia, skąd ten przydomek, ale przyjął się wśród szemranego towarzystwa i każdy wiedział, że z Coltonem nie ma żartów. Był niepozornym, spokojnym człowiekiem, dopóki się z nim nie zadarło. Gdzieś w środku drzemała w nim mroczna strona, która wyłaziła na światło dzienne tylko wtedy, kiedy granica została przekroczona. Colton nienawidził zabijać, nie chciał tego robić, ale nie jeden raz sytuacja zmuszała go do posunięcia się tak daleko. Policja miała sporo dowodów na to, iż to właśnie on sprzątnął z tego świata Vincenta, człowieka odpowiedzialnego za gwałt na jego najlepszej przyjaciółce. Colton poznał Leonie w szkole, zaprzyjaźnili się i trzymali blisko. Nic między nimi nie było, a mimo to bardzo się o nią troszczył. Pewnego dnia znalazła się w złym miejscu o złym czasie, a reszta potoczyła się tragicznie. Vincent dopadł ją w parku, kiedy wracała skrótem od koleżanki. Wciągnął ją do Vana'a, odjechał do lasu i po prostu zgwałcił. Być może walczyła za mocno, ponieważ nie podarował jej życia. Colton przetrzepał miasto, a dwóch świadków i ich zeznania wystarczyły do wykonania zemsty. Nigdy wcześniej nie widziałem przyjaciela w takim stanie.

Wybija osiemnasta, kiedy drzwi od mojego domu się otwierają. Colton wchodzi jak do siebie, co zawsze miał w zwyczaju. Nigdy nie pukał, nie dzwonił, a ja do tego przywykłem. Byliśmy rodziną, nie miałem przed nim żadnych sekretów i nikomu nie ufałem tak, jak chłopakom. Zrywam się z kanapy, stoję jak sparaliżowany i wpatruję się w człowieka, który przez tyle lat był mi tak bliski.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro