Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Jacob

Mija długa chwila, zanim wreszcie zmuszam nogi do ruchu. Podchodzę do przyjaciela, miażdżę go w uścisku i klepię po plecach. Mam wrażenie, jakbyśmy nie widzieli się dzień, a nie pieprzone dwa lata.

– Przypakowałeś – odchyla mnie od siebie i uważnie przygląda się mojej posturze – I trochę podrosłeś, co?

– Och, wal się – burczę pod nosem, waląc go w ramię – Za to ty wyglądasz tak samo. Och, to zmarszczka?

– Chciałbyś, lamusie! Jestem piękny i gładki – porusza brwiami, muskając opuszkami palców policzki.

– Dobrze cię widzieć, stary – gestem dłoni zapraszam go do salonu, w którym czeka Nila. Postarała się i sama przygotowała kolację oraz przekąski, co wyszło jej niesamowicie. Czy wczoraj nie wspominała, że przypala wodę w czajniku? – Poznaj moją dziewczynę, Nilę. Kochanie, to Colton o którym już słyszałaś.

– Tak, miło cię poznać – wystawia dłoń, uśmiechając się niepewnie – Jacob nie mógł się ciebie doczekać.

– Aww, co za słodki misio – patrzy na mnie szczerząc się jak debil, aż ponownie mam ochotę go walnąć – Miło cię poznać, Nila – ściska jej dłoń, całując wierzch. Czuję się trochę dziwnie, ponieważ tylko ja to robię – Muszę przyznać, że jesteś piękna. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa z tym durniem, kruszyno.

– Jeszcze słowo, a ci przypierdolę – Colton wybucha śmiechem, opada na kanapę i nalewa pepsi do niskiej szklaneczki – No dobra! Opowiadaj, co u ciebie. Kiedy właściwie wróciłeś do Panamy?


Nila

Opowieści Coltona słuchałam z żywym zainteresowaniem. Polubiłam go niemal natychmiast, ponieważ przypominał mi Enzo. Był wyluzowany, zabawny, czarujący i przede wszystkim nie rzucał w moim kierunku świńskich docinek, jak uwielbiał robić to Davos. Mimo iż byli braćmi, różnili się diametralnie. Colton był naprawdę sympatyczny, chociaż chwilami dostrzegałam w jego oczach dziwny mrok, gdy wchodził w niebezpieczne tematy. Wspominał Leonie, o której nie wiedziałam nic. Streścił swój dwuletni pobyt w Europie, gdzie zaszył się w cichym miejscu oddalonym od cywilizacji, żeby przeczekać nagonkę na jego osobę, a kiedy Jacob wspomniał o pilocie, jego oskarżeniach i fakcie, jakoby Colton miał być zakochany w Domi, prawie wyszedł z własnej skóry. Nie wdawał się w szczegóły, jakby w moim towarzystwie nie pozwalał sobie pójść na całość, ale nie miałam mu tego za złe. Widział mnie na oczy pierwszy raz, nie miał pewności czy może mi zaufać. Zaproponowałam nawet, że zostawię ich samych, aby powspominali dawne czasy, ale obaj zaprzeczyli i nie pozwolili mi się ruszyć z salonu. Więc siedzieliśmy do późna, aż w pewnym momencie wypili zbyt dużo i wpadli na szalony pomysł, który mnie przeraził. Sama dużo nie piłam, jednak wiedziałam, co alkohol potrafił zrobić z człowiekiem. Nie chciałam, żeby Jacob zrobił jakieś głupstwo.

– Proszę, nie rób tego, skarbie – błagam go, kiedy właśnie zakłada kurtkę – Jesteś pijany, Colton również!

– Daj spokój, brzoskwinko – uśmiecha się głupio i przyciąga mnie do siebie – Świetnie się trzymam.

– To niczego nie zmienia. Zostaw to na jutro, błagam! Po prostu idźcie spać, możesz to dla mnie zrobić?

– Mogę zrobić dla ciebie wszystko, Nila, ale nie to. Colton chce pogadać z pilotem, ma do tego prawo.

– Wiem, ale nie w tym stanie, tak? Jestem pewna, że coś się tam wydarzy, poniesie was złość. Proszę!

– Spokojnie, kruszyno – Colton puszcza mi oczko, poprawiając kołnierzyk kurtki – Panujemy nad sytuacją.

– Poważnie? Wybacz, ale bardzo w to wątpię. Wypiliście flaszkę whisky, wypaliliście skręta. Kurwa!

– Przeklinasz, maleńka? – Jacob układa dłonie na moim tyłku i ściska, aż się krzywię – Nie ładnie, wiesz?

– Wiem, przepraszam! Po prostu mnie do tego zmuszasz, olewając moje słowa. Posłuchaj mnie choć raz.

– Nie martw się o nas, Nila. Niebawem będziemy z powrotem. Idź spać, załatwię sprawię i wrócę, okej?

– Zostawisz mnie samą? – wytaczam najcięższe działo, nie mam wyjścia – Nigdy tego nie robisz, Jacob.

– To prawda, dlatego masz idealną okazję pokazać mi swoje posłuszeństwo – szepcze cicho, aby Colton go nie usłyszał – Nie zawiedź mnie, brzoskwinko, inaczej spotka cię kara, od których miałaś sporą przerwę. Chyba nie chcesz ponownie na nią zasłużyć, prawda? – kręcę przecząco głową, a na samą myśl o tych karach po moich plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz – Nie rób nic głupiego, połóż się do łóżka, okej?

– Dobrze, ale przysięgnij, że będziecie na siebie uważać, dobrze? Zachowajcie spokój, błagam was!

– Serio, stary, ona jest mega słodka – Colton klaszcze w dłonie, patrząc mi prosto w oczy – Urocza istota.

– Ma dobre serduszko, przyjacielu – Jacob przykłada dłoń do mojego policzka, głaszcze go czule i pochyla się, aby złożyć na moich ustach pocałunek – Kocham cię, słodziutka. A teraz zmykaj na górę, jesteś tutaj bezpieczna – wzdycham ciężko, chłopcy wychodzą, a drzwi zostają zatrzaśnięte. Kompletna porażka!

Nie mogę spać. Chodzę po salonie, próbuję coś wymyślić, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Jedyną deską ratunku byliby chłopcy, tylko jak mam ich powiadomić? Jestem odcięta od telefonu, internetu, a innego sposobu nie znam. W dodatku wyjść też nie mogę, chociaż to i tak mnie nie ratuje. Niby co miałabym zrobić? Pójść do magazynu, do którego nie znam drogi? Bez sensu. Złoszczę się na siebie, że pozwoliłam im wyjść. Mimo tego, że nic do niego czuję, a wyznanie w restauracji było ściemą dla zmyłki, nie chcę, żeby stała mu się jakaś krzywda. Coltonowi również. Atmosfera w domu bardzo się zmieniła, jest luźno, miło, Jacob się nie wkurza i lepiej, żeby tak pozostało. Mam dość kar i ciągłego rygoru, który mi fundował.

Mija czterdzieści minut, a po chłopakach ani śladu. Siedzę w salonie, upijam łyk whisky i krzywię się, kiedy płyn pali w gardle. Nie mam pojęcia, jak oni mogą to pić. Trunek jest ostry niczym brzytwa i po jednym łyku mam dość. Pozostanę przy łagodnym smaku mojito, które chętnie bym teraz pochłonęła. Jakież jest moje zaskoczenie, kiedy nagle ciszę w domu przerywa dzwonek telefonu. Gwałtownie podnoszę głowę, szukając źródła dźwięku. Rozglądam się, ale nie znajduję nic, dopiero kiedy podnoszę się i człapię do holu, zauważam leżący na komodzie przy drzwiach telefon. Nie należy do Jacoba, więc jedyne, co przychodzi mi do głowy, to Colton. Być może pod wpływem procentów zapomniał o nim, a to moja jedyna szansa. Podchodzę do niego, biorę w dłonie, a na wyświetlaczu dostrzegam doskonale znane mi imię. Mimo tego, iż za nim nie przepadam, teraz to nie ma znaczenia. Może mi pomóc, więc odbieram natychmiast.

– Colton? Jaja sobie robisz?! Miałeś być u mnie dwadzieścia minut temu, gdzie ty się kurwa szlajasz, huh?!

– Davos? – pytam cicho, a chłopak głośno wciąga powietrze – To ja, Nila. Colton był u nas, ale wyszedł.

– Był u was? Wspaniale! Nawet nie wspomniał, że ma taki zamiar. Wiesz, gdzie ta menda polazła?

– Wiem. Dobrze, że dzwonisz, musisz pojechać do magazynu, gdzie jest pilot. Pojechał tam z Jacobem.

– Co?! Po jaką cholerę pojechali tam o północy? Co tym debilom znowu strzeliło do tego durnego łba?!

– Nawalili się, dodatkowo wypalili po skręcie, a wiesz, jak to działa. Boję się, że zrobią coś głupiego.

– Szlag by to! Znam obu i wiem, że coś odpierdolą. Nie martw się, zbieram dupę i jadę do nich. Jesteś sama w domu? – szepczę ciche "tak", na co Davos klnie siarczyście – Spoko, wyślę do ciebie kogoś – i tyle. Rozłącza się, a ja dopiero teraz myślę, czy ponownie nie zadzwonić do mamy. Mam taką możliwość, tylko co mi to da? Są tutaj kamery, a ja ledwie odzyskałam jego zaufanie. Nie mogę tego spieprzyć.

Nie jestem zaskoczona, kiedy niedługo potem w domu pojawia się Enzo. Patrzy na mnie zahipnotyzowany, kiwa głową na schody i rusza, nawet na mnie nie czekając. Podążam za nim, skręcam w prawą stronę i docieram do siłowni, na której tylko raz ćwiczyłam z Jacobem. Nie mógł się skupić, ponieważ wciąż powtarzał, że wyglądam zbyt seksownie, co wytrącało go z równowagi. Trening szybko się skończył.

– Co my tutaj robimy? Masz ochotę ćwiczyć po północy? – pytam, przymykając za sobą drzwi – Enzo?

– W tym pokoju nie ma kamer – nim mam szansę zarejestrować jego słowa, przypiera mnie do ściany i całuje, odbierając dech. Moje serce ponownie wariuje, bije jak szalone, a brzuch zaciska niewidzialna pięść. Nie mam pojęcia, dlaczego czuję się przy nim tak dziwnie, ale nie mam czasu teraz nad tym myśleć. Oddaję pocałunek, który rozpala w moim ciele podniecenie, żar, potrzebę, ale mimo wszystko gdzieś przez otoczkę namiętności przebija się rzeczywistość. Cholera, co ja najlepszego wyprawiam?! – Pragnę cię.

– N-nie możemy – odpycham go od siebie, odsuwam włosy z twarzy i chwytam oddech – Gdyby Jacob się o tym dowiedział, przypłaciłabym ten wyskok życiem, ty zresztą też! Nie możemy sobie na to pozwolić.

– To silniejsze ode mnie, Nila. Zakochałem się w tobie – uchylam usta, a wszystko wokół mnie zaczyna wirować. Już wcześniej Enzo wspomniał, że "coś" poczuł, a teraz wyznaje mi to prosto w oczy. W takim razie czy ja również czuję to samo, skoro przy nim serce chce wyrwać mi pierś? – Jacob o niczym się nie dowie, przysięgam! Davos po niego pojechał, da mi znać, gdy będą wracać. Mam się tobą zaopiekować.

– Och, Enzo. Lubię cię, naprawdę, ale nie mogę pozwolić sobie na popełnienie... błędu. Jacob dwukrotnie stracił do mnie zaufanie, ponieważ zrobiłam coś, czego nie powinnam. Jeśli zrobię to ponownie, wrócę do samego początku, a ja chcę, żeby mi ufał – dzięki temu zdołam uciec, dodaję w myślach – Przepraszam.

– Nie musisz przepraszać, nie masz za co. Po prostu daj mi szansę. Kochasz Jacoba? Jeśli tak, rozumiem.

– To nie jest takie proste – podchodzę do okna, walcząc z własnymi myślami. Nie mogę powiedzieć Enzo prawdy, ponieważ jest jego przyjacielem, rodziną. To oczywiste, że wyjawi mój plan ucieczki, kiedy tylko mu o tym powiem. Nie kocham Jacoba, jak mogłabym kochać człowieka, który zniszczył mi życie? Staram się jedynie przetrwać, grać swoją rolę, zadowolić go i nie zasłużyć na okrutne kary. To mój cel, nic więcej się dla mnie nie liczy. Nie szukam miłości, nie w tym miejscu – Nie chcę o tym rozmawiać, to trudny temat.

– Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Cokolwiek mi powiesz, Jacob się tego ode mnie nie dowie.

– Dlaczego? – odwracam się w jego stronę, wlepiając w niego zaskoczone spojrzenie – Jest twoją rodziną, prawda? Trzymacie się razem, jesteś z nim szczery. Więc dlaczego miałbyś stanąć po mojej stronie?

– Ponieważ się w tobie zakochałem, Nila. Jacob jest mi bliski, ale nie spędzę z nim całego swojego życia, czyż nie? Chcę mieć dziewczynę, potem żonę, dzieci. Kiedyś każde z nas pójdzie w swoją stronę – zatyka mnie, dosłownie. Nigdy nie spodziewałam się, że Enzo wypowie te słowa. Byłam pewna, że Jacob był dla niego na pierwszym miejscu – Zależy mi na tobie. Jesteś wspaniała, dobra, urocza, a ja przepadłem. Nie mogę o tobie zapomnieć, wręcz przeciwnie, siedzisz mi w głowie. Chcę cię mieć przy sobie.

– To nie jest możliwe. Sam widzisz, w jakiej sytuacji się znalazłam. Jacob mnie porwał, przywłaszczył.

– Bzdura. Jesteś wolnym człowiekiem, Jacob nie jest twoim właścicielem. Obiecuję, że to się zmieni.

– Nie rób tego, nie obiecuj. Po prostu odpuść – podchodzę do niego, chwytam jego dłoń i splatam nasze palce – Możesz wpakować się przeze mnie w kłopoty, a ja nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

– Nie martw się o mnie, mam głowę na karku. Po prostu pozwól mi być blisko ciebie, tylko tego pragnę.

– Jesteś szalony – uśmiecham się, odchylam, a Enzo ponownie miażdży moje usta słodkim pocałunkiem.

Budzi mnie hałas. Uchylam powieki, mrugam kilka razy i unoszę głowę, trafiając na rozbierającego się Jacoba. Może mi się tylko wydaje, ale jest w jeszcze gorszym stanie, niż kiedy wyszedł z domu. Zegar wskazuje drugą w nocy, więc wychodzi na to, że nie było go dwie godziny. Gdzie on się podziewał?

– O-obudziłem cię? – dopada go pijacka czkawka, co rozbawia jego samego – Chryste, ale się schlałem.

– Widzę – burczę pod nosem, na co Jacob marszczy brwi – Nie było cię dwie godziny. Co tam się stało?

– Właściwie to nic, bo nie zdążyło. Niespodziewanie wpadli tam chłopcy i przenieśliśmy się do klubu.

– Czasami brak mi do ciebie słów, Jacob. Nie możesz zachowywać się tak impulsywnie, to niebezpieczne.

– Przyznaję, chciałem zabić tego skurwiela–pilota, bo wcisnął mi kit. Ma szczęście, że chłopcy wpadli na czas, inaczej gryzłby glebę – zaciska szczękę, a to oznaka złości. Alkohol plus nerwy to fatalne połączenie – Byłaś z Enzo – och, zaczyna się. Już widzę to przepełnione zazdrością spojrzenie – Przejrzę nagranie, Nila.

– Oczywiście, że to zrobisz, nie spodziewam się niczego innego. Nie martw się, byłam bardzo grzeczna.

– Właśnie na to liczę – pozbywa się spodni, skarpetek i wchodzi do łóżka – Wiesz, jak bardzo jestem o niego zazdrosny – przyciąga mnie do swojego ciała, zanurza nos w moich włosach i wciąga ich zapach – Tęskniłem za t–tobą – ponownie czka, aż muszę zacisnąć usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Jest schlany jak świnia!

– Śpij, skarbie – przekręcam się na bok, przytulam jego głowę do moich piersi i głaszczę po włosach.

Rano budzę się przed Jacobem. Ostatnio wyluzował z kajdankami, dlatego bez przeszkód mogę wziąć prysznic, ubrać się i zejść na śniadanie. Dochodzi dziewiąta, jednak Jacob śpi jak zabity. Mam przeczucie, że dzisiejszy dzień nie będzie dla niego dobry. Pewnie wczoraj wlał w siebie studnię alkoholu.

Nucę pod nosem, kręcę biodrami i mieszam masę na naleśniki, na które nabrałam ochoty. Nie mam pojęcia, kto robi dla nas zakupy, jednak lodówka zawsze jest pełna. Świeże owoce wyglądają apetycznie, co będzie idealnym dodatkiem do naleśników. Może zanim je zrobię, księciunio łaskawie się obudzi? Jest dziesiąta!

– Część, piękności – wzdrygam się na dochodzący zza moich pleców głos. Gwałtownie odwracam się za siebie i prawie upuszczam miskę, na widok siedzących na barowych krzesełkach chłopców. O ile widok Coltona nawet mnie cieszy, tak z Davos'sem jest zupełnie na odwrót – Nienawidzi mnie – szturcha w bok brata, poruszając zabawnie brwiami – Na początku naszej znajomości chciałem ją sprzedać i od tamtej pory czar prysł – zaciskam szczękę, a moja dłoń świerzbi, żeby mu przywalić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro