Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Jacob

Kiedy Davos parkuje przed moim domem, nie mogę opanować szoku na widok stojącej przed nim Nili. Wyskakuję jak z procy, trzaskam drzwiami i wlepiam wściekłe spojrzenie w dziewczynę, która na mój widok blednie. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało jej się opuścić piwnicę, a co dopiero dom! Nie zna kodu do bramki, więc jakim, kurwa, cudem ją otworzyła?! Gdybym się spóźnił, uciekłaby! Niech to szlag!

– J-Jacob, ja... – jąka się ze strachu, a jej ciało drży. Wystawiam dłoń, aby się zamknęła, chwytam ją pod ramię i wlokę w stronę domu. Nie chcę popełnić błędu i ukarać ją tak, jak Domi – Jacob, proszę! Porozm...

– Milcz, Nila! – podnoszę głos, na szczęście zamyka się i nie wypowiada słowa. Docieramy do kuchni, gdzie Samira szpera po szafkach – Możesz mi łaskawie wyjaśnić, jakim cudem opuściła piwnicę oraz dom?!

– Och! – gwałtownie odwraca się w naszą stronę i spogląda na Nilę – Chciała siku, nic nie rozumiem, Jacob.

– Poważnie?! Wyszła z domu, przekroczyła bramę! Gdybym nie wrócił domu, uciekłaby stąd w cholerę!

– Nie zrobiłabym tego, przysięgam! – staje przede mną, układa dłonie na moim torsie i wlepia we mnie to błagalne spojrzenie szczeniaka – Naprawdę nie chciałam uciec. Po prostu... wyszłam z ciekawości.

– Z ciekawości? – prycham z kpiną na jej marne tłumaczenie – Nie wierzę ci, Nila. Zwiałabyś, nie oglądając się za siebie. Robisz ze mnie idiotę?! – potrząsam nią jak szmacianą lalką, tracąc nad sobą panowanie – Dlaczego mnie okłamujesz, huh?! Przyznaj się, że miałaś zamiar uciec, a może nie przetrzepie ci tyłka!

– N-nie, ja naprawdę nie chciałam uciec. Uwierz mi! Przecież wiesz, jak bardzo się boję, prawda?

– Pierdolenie – wlokę ją w dół, ponownie wpycham do pokoju w piwnicy, a przed zamknięciem zabieram tablet oraz ciepłe ubrania. Zostawiam jedynie koc – Dostaniesz trochę zimna za karę i zero kolacji – nie patrzę na nią, opuszczam piwnicę i dołączam do wciąż zszokowanej Samiry – Masz mi opowiedzieć wszystko, rozumiesz? Jak opuściła pokój, jak dotarła do bramy? Pozwoliłaś jej na to? Może jej pomogłaś?

– Zwariowałeś?! Nigdy w życiu! Po prostu poprosiła mnie o skorzystanie z toalety, a potem o proszek przeciwbólowy. Kiedy ona została na górze, ja zeszłam na dół, żeby go poszukać. Wtedy musiała zbiec i po prostu opuścić dom. Znasz mnie od dziesięciu lat, Jacob. Nie zrobiłabym nic wbrew tobie. Wiesz to!

– Wiem – przytulam ją do siebie, głaszczę po plecach i uspokajam – Wracaj do domu, poradzę sobie z nią – ociera pojedynczą łzę, przytakuje głową i wychodzi. Nalewam do szklanki trochę wódki, wypijam jednym haustem i krzywię się, na palący ogień w gardle – Pieprzona smarkula – psioczę pod nosem.


Pierwszy raz od miesiąca, noc spędzam sam. Postanowiłem zostawić Nilę w piwnicy, aby dobitnie dotarło do niej, jak wielki błąd popełniła. A skoro próbowała uciec, teraz musi zmierzyć się z konsekwencjami swojego zachowania. Odrobinę jej zaufałem, chciałem nawet zrezygnować z kajdanek na noc, ale teraz wszystko poszło się pieprzyć. Wiem, że ma w swojej głowie plan ucieczki, a ostatnim wyskokiem mi to udowodniła. Nie mogę jej ufać nawet w jednym, pieprzonym procencie, bo pryśnie, kiedy tylko nadarzy się taka okazja. Więcej nie będę dla niej dobry, koniec z traktowaniem jej jak jajka. I tak ma wielkie szczęście, że okazałem jej litość. Domi za pierwszą ucieczkę przez tydzień nie mogła usiąść na tyłku. Nie jestem fanem przemocy, ale jestem fanem kar, które uczą idealnego posłuszeństwa.


Schodzę do piwnicy kilka minut po dziewiątej rano. Przekręcam klucz w zamku, otwieram drzwi i wlepiam wzrok w Nilę, która leży skulona na łóżku, okryta kocem po samą szyję i nadal śpi. Wygląda tak beztrosko, niewinnie, pięknie. Ma zaróżowione policzki, ale to raczej wynik zimna, niż ciepła. Mimo temperatury na zewnątrz, w piwnicy zawsze panuje chłód. W nocy musiała solidnie zmarznąć. Oby to ją czegoś nauczyło.

– Pobudka, brzoskwinko – wzdryga się na mój głos, leniwie uchyla powieki i mruga kilka razy – Twoja kara dobiegła końca, zabieram cię stąd – nie odzywa się, kiedy biorę ją na ręce, wynoszę z piwnicy i sadzam na krześle w kuchni. Stawiam przed nią talerzyk z gorącymi tostami i kubkiem kawy, a sam zajmuję miejsce naprzeciwko niej – Jedz, Nila, na pewno jesteś głodna – niepewnie unosi głowę, a nasze oczy się spotykają. Próbuję cokolwiek wyczytać z jej spojrzenia, niestety jest to bardzo trudne – Chcesz mi coś powiedzieć?

– Nie – szepcze ledwo słyszalnie, bierze kubek i ogrzewa nim dłonie. Oby się tylko nie przeziębiła.

W ciągu dnia panuje między nami dość napięta atmosfera. Robimy to, co zawsze, czyli; gramy w monopol, gotujemy, oglądamy telewizję, mimo to pioruny wiszą w powietrzu. Nie odzywam się słowem, przebywam z nią, ale trzymam na dystans. Niech nie myśli, że moja złość wyparowała ot tak, nie ma tak łatwo.

– Jacob – Nila jako pierwsza przerywa ciszę, która trwa od samego rana. Nie ukrywam, długo wytrzymała, skoro dochodzi szesnasta – J-ja... – wierci się na leżaku, bawi palcami i schyla głowę, a jej długie włosy zasłaniają mi na nią widok – Nie chcę, żebyś był wobec mnie tak okrutnie obojętny. To mnie rani.

– Naprawdę? A mnie zraniło to, że chciałaś uciec, brzoskwinko. Zaufałem ci, chciałem nawet zrezygnować z kajdanek, ba, pomyślałem, że zabiorę cię gdzieś, może na kolację? – gwałtownie przekręca głowę, marszczy brwi i patrzy na mnie podejrzanie – Chciałem to dla ciebie zrobić, ponieważ narzekasz, że wciąż tkwisz w tym domu. Niestety twoje zachowanie mnie rozczarowało, a plany poszły się pieprzyć, maleńka.

– Nie rób tego, proszę – zrywa się z miejsca, kuca między moimi nogami i patrzy na mnie z dołu. Znam to spojrzenie, które przepełnia poczucie winy i żal – Przepraszam, że cię zawiodłam. Nie chciałam się tak zachować, przysięgam! N-nie chciałam uciec, po prostu byłam ciekawa, co jest za bramą. Uwierz mi!

– Czyżby? – chwytam w palce jej szczękę i unieruchamiam, aby nie mogła odwrócić wzroku – Patrz mi w oczy i powiedz to jeszcze raz. Przysięgnij, że nie chciałaś uciec, a może ci uwierzę. Zaznaczam; może!

– Nie chciałam uciec, Jacob – mówi pewnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Siedzi potulnie między moimi rozchylonymi kolanami, patrzy niewinne, co odrobinkę rozmiękcza moje serce – Zeszłam na dół, gdzie Samira szukała dla mnie tabletki przeciwbólowej, a kiedy zobaczyłam otwarte drzwi i bramę, ciekawość wzięła górę – wzrusza ramionami, jakby to była błahostka – Gdybyś się nie pojawił, po chwili wróciłabym do środka. Sam powiedz, gdzie miałabym pójść? Jak poradziłabym sobie sama w obcym miejscu?

– Nie wiem i nie chcę tego wiedzieć, Nila. Nie pozwolę ci odejść, bo nie mogę. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym lepiej dla ciebie, zaufaj mi. Jeśli uda ci się uciec i tak cię znajdę. Wiem, gdzie mieszkasz.

– Nie ucieknę, Jacob. Pogodziłam się z tym, naprawdę! Po prostu tęsknię za rodziną, chciałabym...

– Wiem, zadzwonić do nich. Wybacz, może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Jesteś u mnie pod kreską.

– Proszę, nie gniewaj się na mnie – podnosi się, zarzuca dłonie na moją szyję i wtula się we mnie niczym dziecko. Na początku próbuję jej się oprzeć, gram twardziela, jednak jej zapach uderza mi do głowy i kapituluję – Czuję się okropnie, kiedy jesteś wobec mnie taki obojętny. Mam tylko ciebie, a jestem bardzo samotna – odchyla głowę, przykłada dłoń do mojego policzka i posyła lekki uśmiech – Tęskniłam.

– I co ja mam z tobą zrobić, co? – wsuwam palce w jej włosy, ściskam mocniej i odchylam jej głowę w tył.

– Cokolwiek zechcesz – po tych słowach moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz, a w głowie kiełkuje pomysł, jak ukarać ją za nieodpowiednie zachowanie. Mimo tego, iż przysięgła, że nie chciała zwiać, podchodzę do tego z ogromnym dystansem – Pozwól mi cię przeprosić – uwalnia się z mojego uścisku, wsuwa palce za gumkę moich spodenek i zsuwa je w dół. Kiedy tylko jej zwinne paluszki owijają się wokół mojego kutasa, wypuszczam drżący oddech. Dopiero teraz dociera do mnie, jak cholernie jestem podniecony – Odpręż się – uśmiecha się uroczo, pochyla i chowa mnie do ust. W pierwszym odruchu mam ochotę położyć dłoń na jej głowie i nacisnąć, aby wzięła mnie jeszcze głębiej, jednak hamuję się, bo zapewne Nila nie ma w tym doświadczenia. Działa powoli, w swoim własnym tempie, liżąc, ssąc, drażniąc językiem. Idzie jej nieźle, ale z czasem nauczę ją perfekcyjnego obciągania – Czy robię to dobrze?

– Tak, brzoskwinko, jesteś niesamowita – głaszczę ją po policzku, seksownie przygryza wargę, po czym niespodziewanie wpija się w moje usta, siadając na kolanach. Dociskam ją do siebie, jakbym chciał wtopić ją w swoje ciało, rozwiązuję sznurek od bikini, a stanik opada w dół. Nie przerywając pocałunku znęcam się nad jej sutkami, przez co ledwo może spokojnie usiedzieć. Wierci się, ociera o mnie, jęczy, a te jęki spychają mnie na skraj – Wstań, idź do sypialni i weź gumkę – rumieni się, jednak posłusznie biegnie do domu i po chwili wraca z szarą paczuszką w palcach – Rozerwij ją – wydaję rozkaz, który spełnia bez wahania. Ostrożnie otwiera opakowanie, wyjmuje gumkę i podaje mi ją – Nie, ty to zrobisz – odchylam się, opieram dłonie za plecami i wyprężam się w jej stronę – No dalej, maleńka, to nic trudnego. Pomogę ci – zaciska usta, ponownie kuca między moimi nogami i zabiera się do roboty. Przekazuję jej, jak powinna to zrobić i kilka sekund później prezerwatywa jest na swoim miejscu – Brawo, jestem z ciebie dumny – puszczam jej oczko, obejmuję i unoszę lekko, ustawiając nad sobą – Powiedz, gdyby cię bolało – przytakuje głową, opuszczam ją powoli i zanurzam kawałek po kawałku.
Nieco się krzywi, ale nie wypowiada nawet słowa. Działam więc dalej, a kiedy jestem w niej cały, daję jej czas, aby mogła się przyzwyczaić. Jakież jest moje zaskoczenie, kiedy Nila sama zaczyna poruszać biodrami. Na początku ruchy są mozolne, ale z każdą chwilą odrobinę przyśpiesza. Moje dłonie ponownie lądują za mną, dzięki czemu mam na nią idealny widok. Kurwa! Jest naprawdę cholernie piękną dziewczyną, która wkrada się do mojej głowy.


Przez resztę dnia Nila zachowuje się poprawnie, a nawet lepiej, niż poprawnie. Dużo ze mną rozmawia, zachęca mnie do obejrzenia kilku seriali na Neflixie, a nawet opowiada kilka ciekawych historyjek, które przydarzyły jej się w życiu. Słucham jej uważnie, spijając z jej ust każde słowo, nie spuszczając z niej wzroku. Cholernie mi się taka podoba; grzeczna, uśmiechnięta, słodka, posłuszna. Gdyby była taka zawsze, żyłoby nam się o wiele lepiej. Nie mam ochoty na nerwy, uganianie się za nią, karcenie. Zdaję sobie jednak sprawę, że Nila nie zna mnie na tyle dobrze, aby wiedzieć, czego tak naprawdę od niej odczekuję, a moje upodobania mogą wydawać jej się ciut... dziwne. To nie moja wina, że lubię, kiedy kobieta jest uległa, ale nie w sypialni, a w życiu. Uwielbiam mieć kontrolę, czuć się niczym Pan i Władca, mieć decydujące zdanie. Sprawia mi radość, kiedy kobieta pyta mnie o pozwolenie. Nila też taka będzie. Prędzej, czy później.

Po dwudziestej drugiej bierzemy wspólny prysznic. Kiedy wciskam na tyłek spodenki, a Nila zakłada na siebie krótką koszulkę, do drzwi ktoś zaczyna się dobijać. Marszczę brwi, schodzę na dół, a kiedy wciskam guzik w bramie, a przez nią przechodzi Davos oraz cała reszta, mam koszmarnie złe przeczucia.

– Wszystko się spierdoliło – Lucas kręci głową, mija mnie i wchodzi do środka, a za nim pozostali – Nie oglądałeś wiadomości? – bierze pilot, włącza telewizor, a na ekranie pojawia się spikerka. Blednę, kiedy mówi o śmierci człowieka, a dokładniej o zbiegu. Z całej czwórki, która prysnęła z więzienia tylko ja dotarłem do domu. Minął miesiąc! Ryan zginął na początku, teraz mówią o Dannym – Widzisz to, stary?!

– Widzę, nie wydzieraj się – przecieram twarz rękami, nie spuszczając wzroku z telewizora – Jak zginął?

– Twierdzą, że zaszył się w opuszczonym domu. Ktoś z sąsiadów doniósł, a potem rozpętało się piekło.

– Ja pierdolę, nie wierzę – szepczę cicho, a w salonie zapada cisza. Jedyne, co słychać, to irytujący głos kobiety, która opowiada o śmierci mojego przyjaciela – Niech to szlag! – wybucham, zrzucając wazę z komody – Ta ucieczka nie miała tak wyglądać! Miał czekać na nas pieprzony samolot, mieliśmy dotrzeć bezpiecznie do domu! Ryan i Danny nie żyją, a Nathaniel jest Bóg wie gdzie! Gdzie jest pilot, Davos?

– Wciąż go szukam. Nie miałem o nim wieści od miesiąca, gdzieś spieprzył i zaszył się przed nami.

– Prawidłowo! Jak tylko dorwę go w swoje ręce, wpakuję mu kulkę w łeb! To on spieprzył całą akcję!

– Wszyscy o tym wiemy, Jacob. Będziemy szukać go do skutku. Nasi ludzie mają oczy dookoła głowy.

– Znalezienie go będzie o wiele trudniejsze, Enzo. Jeśli się dobrze ukrył, możemy go nigdy nie znaleźć.

– Wydaje mi się, że powinniśmy skupić się na Nathanielu. Musimy sprowadzić go do domu, póki żyje.

– Właściwie to dzwonił do mnie dzisiaj – Davos wyskakuje niczym królik z kapelusza. Gapię się na niego z niedowierzaniem, a furia ulatuje mi uszami – Nie może przekroczyć granicy, zaostrzyli kontrole.

– Więc trzeba po niego pojechać, tak? W czym problem? Przecież nikt nie zna naszych twarzy, do chuja!

– To nie jest taka zła myśl. Wiem, że lepiej nie rzucać się w oczy, ale tutaj chodzi o naszego człowieka.

– Zgadzam się, Enzo. Nie lubię Nathaniela, przyznaję – wystawiam ręce w geście obronnym, na co Davos prycha – Coś mi w nim nie pasuje, jest odizolowany od grupy, jakby coś ukrywał, ale nie wnikam a to.

– Pogadamy na ten temat kiedy indziej, teraz musimy postanowić, kto pojedzie mu pomóc. Ktoś chętny?

– Z racji tego, że nie lubię tego dupka, a gliny znają moją twarz, odpadam. Nie będę aż tak ryzykował.

– A może masz inny powód? – Davos nie daje za wygraną. Wiem, do czego pije – Czyżby Nila?

– Po pierwsze; gdybym miał inny powód, powiedziałbym ci o nim, przyjacielu. Po drugie; ja nie zaglądam ci do łóżka, prawda? Nie sprawdzam, jaką laskę posuwasz dzisiaj, a jaką będziesz jutro. Zejdź ze mnie.

– Nic nie mówię, spokojnie. Po prostu odkąd ona tutaj jest, robisz za jej osobistego ochroniarza.

– A dlaczego cię to dziwi? Przecież ją porwałem, muszę pilnować, żeby nie zwiała. Poza tym jest moją dziewczyną, dlatego chcę spędzać z nią jak najwięcej czasu. Nie osądzaj mnie, Davos. Wiesz, co lubię.

– Wiem, wiem. Dziewczyna naprawdę jest niezła, więc może i lepiej, że pilnujesz jej przed innymi.

– Jacob? – jej cichutki głosik przerywa naszą rozmowę. Jak na komendę wszystkie głowy się przekręcają i wlepiają wzrok w Nilę, która stoi w progu salonu, ściskając w dłoni futrynę – Co się stało? Krzyczałeś.

– Spokojnie, to nic wielkiego. Chodź – wystawiam dłoń, a Nila natychmiast do mnie podchodzi.
Chowam ją w swoich ramionach, niestety moi kumple bezczelnie wpatrują się w jej ciało, odziane jedynie w krótką koszulkę. Kocham ich jak braci, ale nie mogą oglądać mojej kobiety w takim wydaniu.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro