Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Jacob

Stoję na środku pokoju, z wpatrzoną we mnie Nilą, a Enzo wzdycha w słuchawkę telefonu. Zbieram w sobie wszystkie siły, żeby zachować spokój i nie rozpierdolić wszystkiego dookoła. Gdybym tylko dorwał go w swoje łapy, nie okazałbym litości. Pieprzyć moje wyrzuty, że jesteśmy rodziną, że nie powinienem pociągać za jebany spust, teraz mam na to okrutną ochotę. Z uśmieszkiem na ustach patrzyłbym, jak się wykrwawia.

– Będę się streszczał – przerwa dusząca mnie w piersi ciszę – Zapewne jesteś ciekawy, jak udało nam się uciec, co? – chichocze, co doprowadza mnie do pieprzonego obłędu – Powiem ci to, żebyś przypadkiem nie wyżył się na osobie, która nie miała z tym nic wspólnego. Znając ciebie to bardzo możliwa opcja, prawda? – prycha z pewnością siebie, coraz bardziej wyprowadzając mnie z równowagi – Muszę przyznać, że to było dziecinnie proste, wiesz? Znamy się wiele lat, Jacob, powinieneś mnie znać. Nie doceniłeś mnie, bracie.

– Nie mów do mnie, bracie. Straciłeś to miano, kiedy tylko uciekłeś z dziewczyną, która należy do mnie.

– Och, daj spokój. Tak czy siak, wróciła do ciebie, więc sprawa zakończona. Pamiętasz, jak wiele razy uczyliśmy się otwierać zamki, nie mając przy sobie praktycznie nic? – jak na zawołanie w mojej głowie przebijają się przebłyski godzin spędzonych na próbach pokonania blokady. Czasami wychodziło, czasami nie, ale dzięki temu potrafiliśmy przechytrzyć prawie każdy zamek – Wystarczy agrafka, spinacz, wsuwka, a stajemy się wolnymi ludźmi. Może to dziwne, ale jedną znalazłem na podłodze. Ale fart, prawda?

– To prawda, fart. Mówiąc to nie pomyślałeś o jednym... przyjacielu. Wychodzi na to, że miałem rację, uciekłeś dzięki Nili, bo ów wsuwka musiała należeć do niej. To właśnie ona była tam jako ostatnia.

– N-nie mieszaj jej do tego, Jacob – uśmiecham się zwycięsko, bo już nie brzmi na tak pewnego siebie.

– Sam ją w to wmieszałeś. Przyznałeś, że uciekłeś dzięki wsuwce, która należała do mojej dziewczyny. Sprowadziłeś na nią kłopoty, Enzo. Jesteś głupi – śmieję się głośno, na co Nila marszczy brwi zaskoczona – Nie powinieneś był się do tego przyznawać. Ona będzie musiała zapłacić za twoją ucieczkę. To smutne.

– Nie rób tego! To ja uciekłem, zrobiłbym to i bez tej jebanej wsuwki. Wiesz o tym, jestem dobry!

– Żegnaj, Enzo. Lepiej dla ciebie, żebyśmy się nigdy więcej nie spotkali – kończę połączenie, ściskam w dłoniach telefon i patrzę na spanikowaną Nilę spod byka – Słyszałaś? Uciekł dzięki pierdolonej wsuwce, brzoskwinko! Jestem niezmiernie ciekawy, jak się tam znalazła. Chcesz mi o tym opowiedzieć?

– Pewnie wyjęłam ją z włosów, kiedy zamknąłeś mnie zaraz po przyjeździe – mówi bez emocji, jakby było jej wszystko jedno. Cholera, co się z nią dzieje? – Wiem, że mi się oberwie, zawsze mi się obrywa.

– Co? – pytam zaskoczony, Nila schyla głowę i gapi się w dół – Och, kotku. Wcale nie mam zamiaru cię karać – wzdryga się, ale nie unosi głowy – Powiedziałem to specjalne, żeby ten idiota się zadręczał. Dobrze wie, że to właśnie on wpieprzył cię na minę i będzie żył z poczuciem winy, że przez jego paplaninę spotka cię kara – wzdycha ciężko, przeczesuje włosy i kuca, biorąc na ręce Modżo – Obiecałem, że kara za ucieczkę nie będzie bolesna, ale zapewniam, że ją odczujesz – patrzy na mnie niepewnie, ocierając policzek.


Na prywatne lotnisko docieramy w przeciągu dwudziestu minut. Martin już na nas czeka, Davos, Harper i Colton również. Tylko oni zdecydowali się polecieć z nami, ponieważ nic ich tutaj nie trzymało. Pozostali również nie mieli rodzin, wszyscy byliśmy roztrzaskani, samotni, wybrakowani, aż staliśmy się dla siebie bliscy. Nikogo do wyjazdu nie zmuszałem, jednak chłopcy obiecali, że dolecą do nas w późniejszym terminie. Na razie mieli mieć oczy szeroko otwarte i wypatrywać czegoś podejrzanego. Może powrotu Enzo? Kto wie, może gryzące wyrzuty sumienia nie pozwolą mu uciec i wróci upewnić się, że Nila żyje?

Lot mija spokojnie. Nila siedzi obok mnie, a Modżo śpi na jej kolanach. Davos i Harper przysypiając na wypasionej kanapie, co wywołuje mój uśmiech. Mój przyjaciel to kawał skurczybyka, czasami miewał pojebane pomysły i nie wahał się przed zrobieniem czegoś nieźle porąbanego, a mimo to był z Harper ponad trzy lata i trzymał się jej niczym tonący brzytwy. Urządzał te swoje zboczone imprezy, ale nigdy nie brał w nich udziału, nigdy nie zdradził swojej dziewczyny. Kiedyś zapytałem go, dlaczego nie idzie na całość, skoro bywał na tych imprezach, odpowiadał wtedy, że Harper jest jego lekiem. To ona trzyma go w ryzach, to dla niej nie przekracza granic. Nazywał ją swoją terapią, może Nilą była nią dla mnie?


Po czterech godzinach Nila zaczyna się nudzić. Modżo biega po samolocie, a ona wierci się niespokojnie.

– Co się dzieje? – biorę jej dłoń, mocniej ściskając palce – Coś cię boli? Jesteś głodna? Powiedz, kotku.

– Gdybym cię bardzo poprosiła, pozwoliłbyś mi zadzwonić do rodziców? – pyta prosto z mostu, aż mnie zatyka. Gapię się na nią zaskoczony i zastanawiam się, skąd tak nagle jej się to wzięło – Tęsknię za nimi.

– Wiem, Nila, ale telefon to nie jest dobry pomysł. Zapewne mają podsłuchy w domowym telefonie.

– Mama ma telefon na kartę, który wysłałam jej będąc w Kanadzie – uchylam usta, bo teraz to mnie ścina. Cholera, moja brzoskwinka to cwana bestia! – Nikt nas nie namierzy, jest bezpiecznie. Proszę, Jacob.

– I co chciałabyś im powiedzieć? – przekręcam się w jej stronę i chwytam za brodę, przysuwając do siebie.

– Na pewno nie to, co chodzi ci po głowie. Pewnie myślisz, że wyjawię miejsce naszego pobytu, ale zauważ, że nawet nie wiem, dokąd lecimy. Chcę po prostu usłyszeć ich głosy, zapewnić ich, że jestem cała i zdrowa. Że żyję. Odzyskali mnie na chwilę, a teraz umierają z niepokoju. Co czułeś, jak mnie straciłeś?

– Co czułem? Rozpierdalało mnie od środka. Byłem wściekły, załamany, roztrzaskany. Bałem się o ciebie.

– Oni teraz czują to samo, skarbie. Też się o mnie boją, ponieważ jestem ich dzieckiem. Ten telefon ma ich jedynie uspokoić, że nie dzieje mi się krzywda, że jestem bezpieczna. Nie mogą żyć w niepewności.

– Zadzwonisz, jak będziemy na miejscu – ledwo kończę, a Nila rzuca się na mnie, wdrapuje na moje kolana i ściska za szyję, aż brakuje mi tchu – Tak łatwo cię zadowolić, brzoskwinko. Tak ci na tym zależy?

– Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo! Dziękuję, dziękuję, dziękuję – całuje mnie po twarzy, zaczynając od czoła, a kończąc na ustach, w które wbija się mocno. Mmm, podoba mi się taka Nila. Bardzo.


Na miejsce docieramy kiedy słońce chyli się ku zachodowi. Lądujemy na wodzie tuż przy molo. Wystarczy przejść kilka metrów, aby dotrzeć do ogromnego domu położonego tuż przy morzu. Nila tuli do siebie Modżo, rozdziawiając usta i rozglądając się dookoła. Jest blada jak ściana i chyba dopiero teraz dociera do niej, jak wygląda sytuacja. W Panamie mogła uciec, tutaj nie ma takiej możliwości. Kiedy samolot odleci, odetnie jej drogę na ląd. Nie potrafi pływać, a nawet gdyby potrafiła, nigdy w życiu nie dopłynęłaby do brzegu. Odległość jest ogromna, a wyczerpanie by ją zabiło. Lepiej, żeby nie próbowała.

– Co jest? – Colton zatrzymuje się obok nas, marszcząc brwi na widok Nili – Hej, co jej się stało? Jest blada.

– C-co to ma być? – szepcze przestraszona, zaszczycając mnie i Coltona spojrzeniem – T-to jest... ja...

– To jest twoja kara za ucieczkę, brzoskwinko. Ten dom, ta wyspa, to miejsce – to jest twoje więzienie.

– N-nie możesz – kręci głową jak w amoku, prawie upuszczając psa. Colton chwyta go w ostatniej chwili, odstawiając na deski mola – Proszę, wróćmy do Panamy, Jacob. Przysięgam na wszystko, że nie ucieknę.

– Nic mi po twojej przysiędze, Nila. Nie zaryzykuję kolejny raz, zapomnij o tym. Już raz mnie zawiodłaś, nie pozwolę ci popełnić tego samego błędu. Tutaj mam pewność, że będziesz całkowicie odcięta od świata.

– Nienawidzę cię! – krzyczy głośno, aż Davos i Harper odwracają się za siebie – Rozumiesz?! Nienawidzę! – wybucha płaczem i rzuca się przed siebie. Wszyscy gapią się na nią, a w moje żyły uderza gniew. Znowu jest nieposłuszna, znowu pokazuje pazurki, ale i tak szokuje mnie, kiedy wchodzi prosto do... wody. Kurwa! Rzucam się biegiem, doganiam ją i obejmuję w talii, przyciągając do siebie – Puść mnie!! – wierzga nogami, próbując się uwolnić, chociaż doskonale wie, że nie ma ze mną najmniejszych szans – Z-zostaw!

– Uspokój się – syczę przez zęby, unoszę ją i wychodzę z wody. Szlocha głośno, ale przynajmniej już nie walczy – Mówiłem ci, że twoja kara nie będzie bolesna, Nila. Nie zmuszaj mnie, żebym zmienił zdanie i nie zlał ci tyłka. Zasady nadal obowiązują, nie rozczaruj mnie, proszę – sadzam ją na piasku i odgarniam włosy.

– J-ja chcę do domu, p-proszę – jąka się przez płacz, a jej twarz zalewają łzy. Boli mnie widok jej załamania, bo dopiero teraz widzę, w jak kiepskim jest stanie. To miejsce ją dobije – U-uwolnij mnie.

– Wiesz, że nie mogę teraz zrobić – układam dłoń na jej głowie i łączę nasze czoła – Przepraszam.


Bierzemy wspólny prysznic, po którym Nila zakłada na siebie jedynie mój t–shirt i postanawia się przespać. Sen dobrze jej zrobi, odpocznie i zregeneruje siły. Musi przywyknąć do zmiany otoczenia. Dam jej czas.

– Co ty zrobiłeś?! – na taras, na którym siedzę z Coltonem i delektuję się lampką wina, wkracza wściekła jak byk Harper – Porwałeś ją?! O mój Boże, Jacob! Czyś ty oszalał?! – gapię się na nią zdziwiony. Nie oglądała telewizji? Jakim cudem nie widziała zdjęć, które codziennie przewijały się w wiadomościach?

– To nie jest twoja sprawa, moja droga. Masz swoją część domu, prawda? Nie zapuszczaj się tutaj, okej?

– Żartujesz sobie?! – wyrzuca ręce w górę, prychając niczym rozjuszona kotka – Zapomnij, że oddzielisz mnie od Nili, rozumiesz?! Nie widzisz, w jakim ona jest stanie?! Jest załamana, przez ciebie! Kurwa!

– Harper, nie przeginaj – zaciskam palce na kieliszku, a mój spokój idzie się pieprzyć – Idź do siebie.

– A wal się! Nie będziesz mi rozkazywał, bo już mam jednego dupka od tego! – Colton zaciska usta na wzmiankę o swoim bracie, powstrzymując śmiech – To dlatego oprócz jednego wypadu do miasta nie widywałam Nili, prawda? Trzymałeś ją z daleka ode mnie i od Laury! Czym sobie na to zasłużyła, huh?!

– Nie wydzieraj się! – sam podnoszę głos, aż podskakuje. Zrywam się z krzesła, podchodzę do niej i patrzę z góry, bo jest niska niczym krasnal ogrodowy – Nie pyskuj, Harper. Powiedziałem, że sprawa mnie i Nili ciebie nie dotyczy, zakoduj to sobie w swojej małej główce. Bądź grzeczna, inaczej Davos przetrzepie ci tyłek – kręci głową, a w jej spojrzeniu dostrzegam chęć mordu – Masz do mnie jeszcze jakieś pytania?

– Pieprz się – spluwa ze złością, odwraca się i dumnie maszeruje przed siebie, kręcąc przy tym biodrami.

– Ostra sztuka, a mógłbym schować ją pod pachą – Colton parska śmiechem, spoglądając na mnie, kiedy tylko wracam na swoje miejsce – Takie są ponoć najgorsze. Wiesz, ledwo je widać, ale wszędzie słychać.

– Co ty nie powiesz? Daleko nie trzeba szukać. Nila też jest mała, ale zadziorna i strasznie pyskata.

– Co się stało? – przekręcam głowę, wlepiając wzrok w moją zaspaną dziewczynę. Ma rozczochrane włosy, a t-shirt się podwinął, ukazując kawałek białych fig – Obudziły mnie wrzaski. Czy to Harper tak krzyczała?

– Tak, nie przejmuj się nią – wystawiam dłoń i czekam, aż do mnie podejdzie. Robi to, ale nie siada obok mnie, a obok Coltona, któremu posyła lekki uśmiech. Och, a cóż to ma być?! – Jesteś głodna? Krótko spałaś.

– Mówiłam, że obudziły mnie krzyki – przeczesuje włosy i ziewa przeciągle, wpatrując się w przepiękny widok z tarasu – I tak, jestem głodna, ale zawracaj sobie mną głowy, poradzę sobie – przeciera oczy palcami i wychodzi, zostawiając mnie z Coltonem. Za cholerę nie podoba mi się jej zachowanie.

– No, no, następny maluch pokazuje pazurki – mój przyjaciel puszcza mi oczko, nabijając się.


Nila

Robię górę gofrów, nie dziwiąc się nawet, że jest do tego maszyna. Gotowanie mnie uspokaja, chociaż nie pozwala pozbyć się natrętnych myśli z głowy. Wciąż zadręczam się tym, gdzie wywiózł mnie Jacob, a kiedy ponownie uświadamiam sobie, że nie ma stąd ucieczki, opieram dłonie na blacie i pokonana szlocham cicho. Faktycznie kara za ucieczkę nie zabolała mnie fizycznie, za to zmiażdżyła psychicznie. Moje ostatnie nadzieje uciekają w siną dal, przegnane przez okrutną rzeczywistość. Moje osobiste, piękne więzienie, którego nie opuszczę – zapewne – do końca swoich dni. Nie chcę wybiegać za daleko w przyszłość, ponieważ nie mam pojęcia, jak będzie ona wyglądać. Chyba nawet nie chcę tego wiedzieć, tak będzie prościej i bezpieczniej. Jeśli będę się dołować, moja głowa może tego nie wytrzymać i zrobię coś złego.

– Pięknie pachnie – wzdrygam się na dochodzący zza moich pleców głos Coltona. Podchodzi bliżej, opiera biodro o kant blatu i wpatruje się we mnie, nie odwracając wzroku – Głowa do góry, mała. Będzie dobrze.

– Jeśli w to wierzysz, jesteś strasznie naiwny – upijam łyk wody i próbuję ogarnąć zapłakaną twarz.

– Jacob cię kocha, dobrze o tym wiesz. Teraz jest zły, że uciekłaś, ale z czasem zapomni i zmieni się.

– Gdyby naprawdę mnie kochał, sytuacja w której się znajduję nigdy nie miałaby miejsca. On mnie więzi.

– Wtajemniczył mnie w to, co wydarzyło się po jego ucieczce z więzienia. Na jego miejscu postąpiłbym tak samo, Nila – wzrusza obojętnie ramionami, jakby nie mówił o moim życiu, które zostało mi odebrane, a o pogodzie – Widziałaś za dużo, Jacob popełnił kilka błędów i jesteś tutaj. Musisz się z tym pogodzić.

– Pogodzić? – unoszę głowę, aby spojrzeć mu w oczy – Z zamknięciem, z odseparowaniem od rodziny? Serio?

– Wiem, że to brzmi do bani, ale jeśli będziesz grzeczna, kurwa nie lubię tego słowa – przewraca oczami, wywołując u mnie uśmiech – Brzmi, jakbyś była tresowanym psem, a nie jesteś – puszcza mi oczko i przysuwa się, szepcząc konspiracyjnie – Zaufaj mi, słodziutka. Jacob ma świra na twoim punkcie. Po prostu bądź... miła, a zmięknie i zrobi dla ciebie wszystko – po tych słowach opuszcza kuchnię, a ja myślę nad tym, co powiedział. Wychodzi na to, że muszę wrócić do swojego planu z początku. Wzbudzić zaufanie, być posłuszna, grzeczna, podporządkowana, a moja sytuacja ulegnie zmianie. Tylko czy aby na pewno?


Colton zanosi gofry oraz dodatki na taras, gdzie siedzi Jacob. Robię kubek kawy, a kiedy spieniam mleko, do kuchni wchodzi Harper. Rozgląda się na boki i zezuje w stronę mojego chłopaka, jakby nie chciała się na niego natknąć. Dziwne. Sądziłam, że go lubi, a i znają się już od dawna. Czyżby coś się zmieniło?

– Boże, Nila! – dopada do mnie i miażdży w swoich ramionach. Ten ruch tak mnie zaskakuje, że niemal upuszczam kubek – Nie miałam pojęcia, wiesz? Przysięgam na wszystko, że nie wiedziałam, Laura też.

– Nie bardzo wiem, o co chodzi – marszczę brwi i uwalniam się dyskretnie, aby dokończyć robienie kawy.

– Jacob cię porwał – zaciskam usta, schylam głowę i wlepiam wzrok w dyszę, z której spływa energia, która postawi mnie na nogi – Minęło tyle czasu, a ja nic nie wiedziałam. Dopiero po dzisiejszej akcji zoriento...

– Nie przejmuj się tym – biorę się w garść, przyklejam uśmiech na twarz i ściskam jej dłoń – Jest dobrze, Harper, naprawdę. Jacob nie miał wyboru, ponieważ sprawy po jego ucieczce się skomplikowały. Zabrał mnie, uwięził, a potem się we mnie zakochał, ja chyba w nim też – brunetka rozdziawia usta, jakby nie dowierzała w to, co mówię. Cóż, chyba sama w to nie wierzę. Zaczynam się martwić, że Jacob zrobił mi w głowie taką sieczkę, że powoli tracę rozum i "siebie" – Pogodziłam się z tym. Będę walczyć o moją rodzinę, o widywanie się z nimi, ale to miejsce to... odludzie. Przeraża mnie fakt, że naokoło jest tylko woda.

– Jestem taką idiotką, wiesz? – chowa twarz w dłoniach i potrząsa głową jak w amoku – Cieszyłam się, że tutaj przylecimy. Byłam w tym miejscu kilka razy, a ten wypad uważałam jako wakacje. Nie sądziłam, że dla ciebie to będzie więzienie – uśmiecham się lekko, przytulam do niej i głaszczę po plecach – Och, Nila.

– Głowa do góry, dobrze? Jestem silna, poradzę sobie, a twoja obecność doda mi tych sił jeszcze więcej.

– Tsa! Ten dupek już kazał trzymać mi się swojej części domu, ale nie martw się, nie zostawię cię samej.

– Nila?! – wzdrygam się na głos Jacoba. Harper odsuwa się, przewraca oczami i cmoka mnie w policzek, po czym zmyka do siebie. Biorę kawę, łyżeczkę i człapię na taras, na którym siedzi mój chłopak i Colton. Góra gofrów zrobiła się znacznie mniejsza – Gdzie ty się podziewałaś, hmm? Colton zaraz wszystko zeżre.

– Zrobię więcej – chichoczę na widok chłopaka, który obficie polewa gofra sosem karmelowym i nakłada stos borówek – Chyba ci smakują, co? – czochram jego włosy, siadając obok i wsuwając stopę pod pupę.

– Mam orgazm, przysięgam! – wzdycha, przykładając dłoń do serca – Chyba się w tobie zakochałem.

– Nie radzę – Jacob uśmiecha się chytrze, mrużąc oczy – Nila jest tylko moja, z nikim się nie podzielę.


Jacob

Kiedy nadchodzi wieczór, a Nila po prysznicu wchodzi do sypialni, skupiam na niej całą uwagę. Przez cały dzień była przygaszona, smutna i mało mówiła. Miałem świadomość, z jakiego powodu czuła przygnębienie, ale jedynym wyjściem było dać jej po prostu czas. Wspominałem, że kara nie będzie bolesna, a mimo to ją odczuje. Potrzebowaliśmy chwili, aby ochłonąć po jej ucieczce oraz zamieszaniu związanym z Enzo i Domi. Chciałem odzyskać spokój i to, co mieliśmy zanim nie wywinęła tego popieprzonego numeru, który, o dziwo, wymyśliła moja ex. Nie podejrzewałem jej o coś tak sprytnego, ale widocznie nie znałem Domi aż tak dobrze, jak mi się wydawało. Wsadziła mnie za kratki, przez miesiąc była pod moim domem i bawiła się nieźle, patrząc na moje kłótnie z Nilą. A potem pomogła jej uciec, aby złamać mnie na kawałki. Cóż, przeliczyła się smarkula, za co powinna zarobić kulkę w łeb. Ma szczęście, że zwiała, inaczej leżałaby głęboko pod ziemią wraz z Enzo. Nadal ciekawiło mnie, czy faktycznie przez te dwa tygodnie nie dotknął Nili w "ten" sposób. Niby zaprzeczyła, ale cóż innego miała powiedzieć? Gdyby się przyznała, chyba wylazłbym z własnej skóry. Nie jestem pewny, jak poradziłbym sobie z jej zdradą, ale z całą pewnością nie przyjąłbym tego na klatę. Wkurwiłbym się i Bóg wie, do czego popchnęłaby mnie furia. Nila należała do mnie, nie zamierzałem się nią dzielić, a myśl, że fiut Enzo mógł w niej być, napawała mnie odrazą.

– Zadam ci pytanie, które już padło – Nila unosi głowę, przystaje na środku pokoju i ściska palce na połach szlafroka. Mam ochotę dotknąć jej skóry, ale to musi poczekać – Podejdź bliżej i zsuń szlafrok – spina się, a jej wzrok jest niemal błagalny. Nie podoba mi się to, że się mnie boi – Nie mam zamiaru cię skrzywdzić, brzoskwinko. Kocham cię, jesteś dla mnie najważniejsza na świecie – zaciska usta, schyla głowę i robi kilka kroków, zatrzymując się tuż przed końcem łóżka. Zakładam ręce za głowę i czekam, aż pozbędzie się okrycia. Daję jej czas, nie naciskam, nie rozkazuję, po prostu czekam. Mija dłuższa chwila, zanim zbiera się na odwagę, rozwiązuje sznurek i pozwala, aby puchaty materiał opadł do jej stóp. Muszę przełknąć ślinę na widok, który mam przed sobą. Jeszcze nic nie zrobiła, a po moim ciele już przelatuje ten dobrze znany prąd – Jesteś piękna, kotku – oblizuję usta, łapczywie przesuwając wzrokiem po jej ciele. Mam wrażenie, że jest skrępowana, bo wbija wzrok w dół i bawi się palcami – Nie chcę tracić czasu, ponieważ pragnę się z tobą kochać, więc przejdę do pytania. Spójrz na mnie – przełyka ślinę, owija się ramionami i powoli unosi głowę, a nasze oczy wreszcie się spotykają. Marszczę brwi na jej niepewne spojrzenie – Boisz się? – ponownie chce wbić wzrok w dół, ale wystawiam palec, dając jej znak, aby tego nie robiła.

– B-boję – odpowiada cicho, nerwowo przystępując z nogi na nogę – Nie wiem, co chcesz ze mną zrobić.

– Nic, absolutnie nic, Nila. Na pewno nie chcę cię skrzywdzić, więc przestań się bać. Zadam ci jedno pytanie, a potem pokażę ci, jak bardzo cię kocham – przytakuje, biorąc głęboki oddech. Jest słodka, kiedy się denerwuje – Pytałem cię o to już, ale to wciąż mnie dręczy. Chcę, żebyś powiedziała mi prawdę.

– D-dobrze, powiem ci prawdę – mówi nieco pewniej, ale w jej spojrzeniu nadal czai się odrobinę strachu.

– Czy naprawdę Enzo nie dotknął cię przez te dwa tygodnie, kiedy byliście w Kanadzie całkiem sami?

– Mówiłam ci przecież – wpatruje się we mnie z powagą, ale i pewnością siebie. Próbuję wyłapać w jej zachowaniu coś innego, coś, co powie mi, że kłamie. Niestety nic takiego się nie dzieje, a jej spojrzenie wygląda na... szczere – Nie pozwoliłam mu na to. Byłam przestraszona, miewałam koszmary, po których budziłam się z krzykiem, więc seks to była ostatnia rzecz, o której myślałam, Jacob. Taka jest prawda.

– Liczę na to, że nie mogłabyś mnie okłamać. Oczekuję tego, że jesteś ze mną całkowicie szczera, Nila.

– Jestem, przysięgam. Owszem, Enzo dążył do tego, abyśmy wylądowali w łóżku – zrywam się gwałtownie, siadam na brzegu i zaciskam szczękę. Parszywy dupek! – A-ale nie mogłam tego zrobić. Nic do niego nie czułam – wystawiam dłoń, nawet na nią nie patrząc. Podchodzi niepewnie, staje między moimi nogami i dopiero teraz czuję, że cała drży – Nie zdradziłam cię, możesz być spokojny. Nie zadręczaj się tym.

– Wierzę ci, brzoskwinko – unoszę głowę, wpatrując się w jej piękne oczy – Lepiej dla ciebie, żebyś mnie nie okłamywała, inaczej... – nie kończę. Nila pochyla się i składa na moich ustach nieśmiałego buziaka, który szybko zmienia się w namiętny, pełen pożądania taniec naszych języków. Rzucam ją na łóżko, układam się na jej ciele i gryzę różowe, sterczące sutki. Dzisiaj długo nie pozwolę jej zasnąć.


Nazajutrz przy śniadaniu zbieramy się wszyscy, łącznie z Davosem i Harper, która nie zwraca na mnie uwagi, za to plotkuje z Nilą, która, o dziwo, chyba dobrze czuje się w jej towarzystwie, bo wciąż się uśmiecha i chichocze. Zaskakuje mnie, kiedy stwierdza, że tęskni za Laurą. Nie widywała się z dziewczynami zbyt często, zaledwie jeden raz wyskoczyły razem na miasto, a potem to już sporadycznie.

– Nie martw się, kochana. Jestem pewna, że Lucas niebawem do nas dołączy, a Laura razem z nim.

– Mam nadzieję. Polubiłam ją równie mocno, jak ciebie. Cieszę się, że jesteś tutaj i nie jestem sama.

– Czyżbyś czuła się samotna, brzoskwinko? – opieram łokcie na oparciu krzesła i wlepiam w nią wzrok.

– N-nie – wierci się i niepewnie spogląda po reszcie – Chodziło mi po prostu o babskie towarzystwo.

– Rozumiem – skubię wargę palcem, a moja piękna dziewczynka się krępuje – Skąd pomysł, że w ogóle pozwolę ci spędzać czas z Harper? – słyszę, jak Davos wzdycha ciężko, Colton przewraca oczami, a Harper wręcz moruje mnie spojrzeniem. Nie wiem, czy towarzystwo dziewczyny Davosa dobrze wpłynie na Nilę, ale jestem ciekawy, czy zastosowałaby się do mojego zakazu – Może wtedy, kiedy będziesz grzeczna?

– Chryste! Daruj sobie te psychiczne gadki, dobra? Nie mam pojęcia, jak Nila z tobą wytrzymała, masz coś z głową! – Harper nie wytrzymuje, a moje bębenki błagają o ciszę – Nie traktuj jej jak psa, Jacob! Pora, żebyś wreszcie zrozumiał, że Nila zasługuje na najlepsze traktowanie, bo wystarczająco się przez ciebie wycierpiała. Znam cię tyle czasu, ale nie miałam pojęcia, jaki jesteś naprawdę. Co jest z tobą nie tak?

– Nic. Jestem jaki jestem, każdy z nas jest inny, prawda? Tak zostałem wychowany. Posłuszeństwo, rygor, kary, dyscyplina. To niemal wżarło mi się w mózg, moja droga. Nila nauczyła się żyć według moich zasad.

– Och, grubo w to wątpię. To nie jest normalne, żebyś ją karał i mówił, że ma być grzeczna. To chore.

– Pszczółko – Davos chwyta jej dłoń i całuje wierzch, niemo przekazując, żeby się wreszcie zamknęła.

– Tobie też przydałoby się odrobinę dyscypliny – wzdycham ciężko, a Harper niemal zrywa się z krzesła, żeby rzucić się na mnie z łapami. Przerywa jej dzwonek mojego telefonu, na którym widnieje zdjęcie przyjaciela. Odbieram natychmiast – Milan? No hej, stary – uśmiecham się, ale ten uśmiech szybko szlag trafia. Kiedy dowiaduję się, o co chodzi, szklanka z bursztynowym płynem rozbryzguje się na ścianie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro