Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nila

Niecierpliwię się, kiedy o siedemnastej rodziców wciąż nie ma. Chodzę od drzwi do okna, dzwonię do mamy, a kiedy nie odbiera, mój niepokój wybija skalę. Enzo próbuje mnie uspokoić, ale jestem tak zestresowana, że jeszcze jemu się obrywa. Wyrzuty dopadają mnie sekundę później, przytulam się do niego i przepraszam. Od ucieczki nie jestem sobą, dzieje się ze mną coś dziwnego, a strach nie pozwala cieszyć się wolnością. Muszę poukładać sobie wszystko w głowie, odzyskać spokój i ruszyć dalej ze swoim życiem. Jedynie definitywne uwolnienie od Jacoba mi na to pozwoli. Chciałabym przestać się bać, zapomnieć o tym, co mnie spotkało i normalnie żyć. Niestety trafiłam na człowieka, który nigdy nie odpuszcza, mści się za zdradę i kieruje się zasadami, których za cholerę nie rozumiałam.

O siedemnastej dwadzieścia wreszcie rozlega się upragnione przeze mnie pukanie do drzwi. Zrywam się jak poparzona, chcę biec, otworzyć, ale coś uparcie trzyma mnie w miejscu. To Enzo przejmuje pałeczkę, wpuszcza do pokoju moich rodziców, a nasze oczy się spotykają. Przeskakuję z taty na mamę, z mamy na brata i tak w kółko. Nie wiem, w którym momencie zaczynam płakać i ląduję w ich ramionach. Wciskają mnie w środek, tulą, głaszczą po włosach i płaczą razem ze mną. Nie widziałam ich przeszło pięć miesięcy, nigdy wcześniej nie rozstawałam się z nimi na tak długi czas, tym bardziej tęsknota rozdziera serce.

– Boże, ty żyjesz, córeczko – tata pociągam nosem, odchyla głowę i patrzy na mnie jak zahipnotyzowany.

– I wyglądasz całkiem nieźle, siostra – Robbie uśmiecha się szeroko, tarmosząc moje włosy – Tęskniłem.

– Ja też – wtulam się w jego ramię, chichocząc przez łzy – Mam nadzieję, że zaprosiłeś Lucy na randkę? – patrzę mu w oczy, a on się zawstydza.

Podkochiwał się w niej potajemnie, więc pewnego dnia namówiłam go, żeby wreszcie zrobił ten pierwszy krok. Niestety nie doczekałam efektu, bo w drzwiach stanął Jacob.

– Zaprosiłem. Odstrzeliłem się jak stróż w Boże Ciało, wydałem majątek na kolację i dostałem kosza.

– Ouć, to musiało zaboleć – szlag by to! Cholerna Lucy nie miała pojęcia, jak świetny chłopak śmignął jej koło nosa – Nie martw się, znajdziesz taką, która cię doceni. Poczekaj cierpliwie, braciszku.

– Och, dzieci – mama patrzy na nas z rozczuleniem, aż coś ściska mnie za serce – Nareszcie jesteśmy razem, przez moment straciłam na to nadzieję, ale teraz już wszystko będzie dobrze. Obiecuję.

Rozmawiamy do trzeciej nad ranem. Przedstawiłam im Enzo, na którego patrzyli spod byka. Był obcym człowiekiem, który kręcił się obok ich córki. Wyjaśniłam im, kim tak naprawdę jest ów chłopak i co dla mnie zrobił. To zmieniło wszystko. Mama wyściskała go, podziękowała mu za pomoc i zaprosiła do nas do domu, czym mnie zaskoczyła. Nie wiedziałam, jak potoczy się moje życie, a na nowy związek nie byłam gotowa. Nie chciałam robić Enzo złudnych nadziei, ponieważ za nic w świecie nie chciałam go zranić. Kochał mnie, zależało mu i właśnie z tego powodu nie mogłam go zwodzić. Był mi bardzo bliski, zostawił swoje życie w Panamie, więc teraz ja musiałam zaopiekować się nim. Nie wiedziałam tylko jak.

Opowiedziałam również o Jacobie. Zaczynając od zabrania mnie z domu, o jego zachowaniu, a kończąc na jego zmianie, karach i uczuciu, które nagle wybuchnęło z jego strony. Oszczędziłam im szczegółów. Nie chciałam, żeby zadręczali się tym, przez co musiałam przejść na początku. Gdyby wiedzieli, jak bardzo się bałam, kiedy Jacob wszedł ze mną do basenu, albo zamknął mnie w tej ciasnej szafce, a ja zemdlałam z przerażenia, pewne ponownie polałyby się łzy. Poza tym chciałam o tym zapomnieć, a nie wciąż od nowa wspominać to i przeżywać na nowo. Liczyło się tu i teraz, że wreszcie znowu byliśmy razem.

W niedzielę wybieramy się na spacer i pyszny obiad. Piękna pogoda ładuje moje akumulatory, a na ustach widnieje uśmiech. Całkowicie wyłączam dołujące myślenie, całą uwagę skupiając na rodzinie. Enzo towarzyszył mi przez cały czas, trzymał za rękę i wspierał, jak tylko mógł. Mimo tego, iż nie byliśmy razem, nie przeszkadzało mi, że był tak blisko. Przez dwa tygodnie praktycznie nie dopuściłam go do siebie, pozwoliłam jedynie na przytulenie, nie przekraczając granicy. W tym momencie cieszył się razem ze mną, a jego uśmiech był tego idealnym dowodem. Gdyby taka sielanka mogła zostać już na zawsze.

Rodzice wylatują o dwudziestej trzydzieści. Pobyt był zdecydowanie zbyt krótki, jednak nie mogliśmy za bardzo ryzykować. Nie mieliśmy pewności, czy rodziców nikt nie śledził, a to sprowadziłoby na nas śmierć. Jak na pierwszy raz musiało mi to wystarczyć, chociaż już planowałam kolejne spotkanie. Rodzice namawiali mnie, żebym poleciała z nimi do Chicago i jak najszybciej poszła na komisariat. Enzo wyjaśnił im, że najpierw muszą upewnić się, że jest tam bezpiecznie, dopiero wtedy powrót będzie możliwy. Dodał również, ku rozczarowaniu moich rodziców, że zeznania na policji to strata czasu. Jacob to sprytny facet, uciekł z więzienia, nadal był poszukiwany, a mimo to nikt na niego nie trafił. Enzo był pewny, że już dawno uciekł z domu, zaszywając się Bóg wie gdzie. Dopiero po jego wyjaśnieniach dotarło do mnie, że moje życie nadal będzie zagrożone. Skoro nie złapali Jacoba za ucieczkę z więzienia, niby jakim cudem złapią go za porwanie? To graniczyłoby wręcz z cudem. Nie potrafiłam również przyznać sama przed sobą, że nie chciałam dla niego takiego losu. Nie chciałam, żeby przeze mnie ponownie trafił do więzienia, ponieważ moje biedne serce nie zniosłoby poczucia winy. Tylko dlatego jeszcze nie trafiłam na posterunek. Wahałam się, wmawiałam sobie, że Jacob nie kocha mnie na tyle, aby mnie szukać i da sobie spokój, żyjąc spokojnie być może z Domi. Czy nie powiedziała mi przed ucieczką, jak bardzo nadal go kocha?

Leżę w łóżku, zakładam ręce za głowę i obserwuję Enzo, który siedzi przy stole i grzebie w telefonie.

– Odkąd wyjechaliśmy nie mogę skontaktować się z Domi. Jej telefon jej wyłączony, a to zła wiadomość.

– Dlaczego tak uważasz? Może postanowiła zrobić sobie wakacje? A może nawet wyjechała z Jacobem?

– Wątpię. Jacob ma na twoim punkcie obsesję, Domi przestała go obchodzić z dniem, kiedy odeszła.

– To może zadzwoń do któregoś z chłopaków, co? Przecież nadal są twoją rodziną, wysłuchają cię.

– W to też wątpię. Jestem pewny, że stanęli za nim murem, a ja jestem czarną owcą. Rodzinka, nie?

– Hej, nie mów tak! Dopóki nie zadzwonisz, nie będziesz tego wiedział. Wybrałabym Milana, wydawał się być porządnym gościem – Enzo wzdycha ciężko, wybiera numer i przykłada telefon do ucha. Czekam z nadzieją, ale mija chwila i nic się nie dzieje. Szlag by to! Czyżby Enzo miał racje? – Nie odebrał?

– Oczywiście, że nie. Nie zna tego numeru, ale z pewnością domyśla się, kto dzwoni. Pieprzyć ich!

– Nie złość się, nie warto. Ten dzień był cudowny, byłeś dzisiaj taki radosny. Może obejrzymy film?

– A może zrobimy coś innego? – odkłada telefon, oblizuje usta i podchodzi do łóżka, po czym układa się na mnie. Jego skóra styka się z moją, a to, że ma na sobie jedynie bokserki, wcale nie pomaga – Chryste, Nila! Spięłaś się momentalnie – wzdycha ciężko, odgarnia moje włosy i cmoka w czubek nosa – Odpręż się, skarbie, jesteś bezpieczna. Nie dręcz się, po prostu wyłącz myślenie – sunie nosem po mojej szyi, a dłoń wsuwa pod t–shirt. Zamykam oczy, rozluźniam się i próbuję czerpać przyjemność. Niestety nie jest to takie proste, jakbym chciała. Coś jest nie tak, coś mnie blokuje, ale Enzo zdaje się tego nie zauważać – Tak bardzo za tobą tęskniłem, Nila. Wariowałem, kiedy nas od siebie odciął. To był koszmarny miesiąc – napiera na mnie mocniej, w palcach ściska sutek i roluje go, a po moim ciele rozlewa się przyjemny dreszcz. Kiedy nurkuje pod moją koszulkę, już się nie hamuje. Nie mija dużo czasu, a moje sutki bolą z podniecenia, potrzeby – Pragnę cię, skarbie – dyszy ciężko, zsuwa się w dół i pozbywa moich majtek. Pożądanie wychodzi na pierwszy plan, widzę to w jego oczach – Chciałbym, żebyś była moja – po tych słowach pieści mnie językiem, wsuwając dwa palce w moje wnętrze. Szarpię go za włosy, poruszam biodrami, a dobrze znany skurcz ściska dół brzucha – Powiedz mi to, skarbie. Powiedz, że jesteś tylko moja – nalega, przez co moje myślenie się włącza. Mózg atakuje wspomnieniami, kiedy byłam z Jacobem, kiedy to on mnie pieścił, kochał się ze mną. Jestem na siebie wściekła, że dwa tygodnie później nadal się tym zadręczam. Obiecałam sobie pójść dalej, mam przy sobie cudownego chłopaka, jednak moja głowa mi na to nie pozwala. Boże, co ja wyprawiam? Przecież Jacob nienawidzi zdrajców, a ja go zdradziłam. Nawet go tutaj nie ma, ale w mojej głowie jego obraz wciąż jest żywy. Zmienił mnie, poskładał pod siebie, żebym była mu podporządkowana, posłuszna – Nigdy mu ciebie nie oddam, Nila. Nigdy – Enzo odrywa się ode mnie, oblizuje usta i zabiera się za pozbycie bokserek. Budzę się natychmiast, zrywam z łóżka i naciągam t–shirt w dół – Co się stało? – chłopak wlepia we mnie zaskoczone spojrzenie, ale moje usta nie mają zamiaru powiedzieć ani słowa. Po prostu patrzę na niego, kompletnie nie rozumiejąc swojego zachowania.

– N-nic – kręcę głową, podchodzę do okna i przykładam czoło do chłodnej szyby – To nie twoja wina.

– Twoja również. Myślałem, że masz na to ochotę, oddałaś mi się. Jezu, kotku, nie wytrzymam dłużej.

– N-nie potrafię, przepraszam – jąkam się, a poczucie winy zalewa mnie niczym fala tsunami. Jestem na siebie wściekła. Nie mogę traktować tak kogoś, kto był dla mnie dobry, pomocny. Enzo zasłużył na więcej.

– Potrafisz – słyszę go tuż za sobą, aż podskakuję przestraszona – Musisz jedynie wyrzucić go ze swojej głowy, tak nie można. Niepotrzebnie się zadręczasz, poszliśmy dalej, zostawiliśmy przeszłość za sobą. Mamy szansę na świeży start – naprawdę mamy? Zadaję sobie w głowie pytanie, na które doskonale znam odpowiedź. Tak naprawdę jesteśmy skazani na porażkę. Nie jestem już tą samą osobą, jestem inną Nilą.

– Nie podoba mi się, że na mnie naciskasz, Enzo. Odpuść, proszę. Kiedy będę gotowa, powiem ci o tym.

– Nie wiem, co się z tobą dzieje, ostatnim razem pragnęłaś mnie jak cholera. Rozczarowałaś mnie – odwraca się i wchodzi do łazienki.

Gapię się w drzwi, a żółć podchodzi mi do gardła. Rozczarowałaś mnie. Dwa słowa, które wypowiedziane przez Jacoba siały w mojej głowie spustoszenie.

W poniedziałek wracamy do Kanady. Lot mija bez problemu, jednak między mną a Enzo panuje niezręczna, męcząca cisza. Właściwie od wczorajszego wieczora nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Cóż było do powiedzenia? Był na mnie zły, zawiódł się, a ja nic nie mogłam z tym zrobić, chociaż chciałam. Nie mogłam wskoczyć mu do łóżka, żeby był szczęśliwy, ponieważ to unieszczęśliwiłoby mnie. Owszem, ostatnim razem pragnęłam go, potrzebowałam, poszliśmy na całość. Tym razem coś mnie blokowało, a dokładniej strach. Wciąż się bałam, czego Enzo nie potrafił zrozumieć. Dla niego dwa tygodnie to wystarczająca ilość czasu, żeby zapomnieć i ruszyć dalej, dla mnie to zdecydowanie za mało. Po pięciu miesiącach spędzonych z człowiekiem wymagającym, bezwzględnym, niebezpiecznym, nie tak łatwo było wymazać sobie pamięć i jak gdyby nigdy nic cieszyć się z życia. Jacob miał rację. Złamał mnie na kawałki i poskładał tak, jak mu pasowało. Krok po kroku osiągał swój cel, czego zbytnio nie odczuwałam. Był dla mnie dobry, bywały chwile, w których byłam naprawdę szczęśliwa, zadowolona i wydawało mi się, że darzę go silnym uczuciem. A on skrzętnie realizował swój plan, aby mnie od siebie uzależnić. Uciekłam, nie było go przy mnie, nie widywałam jego twarzy, nie czułam dotyku jego dłoni, a mimo to wygodnie zagnieździł się wewnątrz mnie i – co gorsza – nigdzie się nie wybierał. To martwiło mnie najbardziej.

Enzo parkuje pod domem, wysiada z samochodu, okrąża go i podaje mi dłoń, dzięki temu bezpiecznie ląduję na ziemi. Wdycham do płuc znajome już, świeże powietrze, uśmiechając się pod nosem i odchylając głowę w tył. Wystarczyło dwa tygodnie, abym przyzwyczaiła się do naszej małej kryjówki, oddalonej od miasta, cywilizacji, niebezpieczeństwa. Było mi tutaj dobrze, chociaż czasami tęskniłam za wyjściem do galerii, kina czy na lody. Enzo obiecał, że niebawem będzie to możliwe, ponieważ miał zamiar zabrać mnie jeszcze dalej – do Europy. Kiedy wspomniał o tym pewnego dnia, byłam bardzo zaskoczona. To wiązałoby się z rozłąką z rodziną, której nie chciałam. Spędziłam bez nich wystarczająco dużo czasu, nie chciałam marnować go więcej. Enzo był nieugięty. Miał swoją własną teorię dotyczącą Jacoba i tego, co zrobi. Twierdził, że wciąż mnie szukał, dlatego trzeba było uciekać dalej. Miałam świadomość, że powinnam pójść na policję i opowiedzieć o wszystkim, co mnie spotkało. Niestety mój głupi, przestraszony mózg wciąż krzyczał; nie!, i katował twarzą Jacoba. Bałam się, że go rozczaruję, a nie takiego zachowania mnie uczył. Wiedziałam, że mnie zepsuł, przez co nie miałam szans zacząć od nowa. Mogłam uciec nawet na koniec świata, ale nigdy się od niego nie uwolnię. Moja głowa mi na to nie pozwoli, bo w niej siedział.

– Wejdź do domu, rozpal w kominku, a ja szybko skoczę do miasta. W lodowce mamy jedynie światło.

– Proszę, nie bądź dla mnie taki oschły – biorę jego dłoń, głaszczę wierzch i wyginam usta w podkówkę.

– Nie martw się, przejdzie mi. Po prostu myślę nie tą głową, co trzeba. Nie przejmuję się tym. Obiecuję, że jak wrócę będę sobą – puszcza mi oczko, całuje w czoło i wsiada do samochodu – Kupię ci czekoladę!

– Dzięki, jesteś kochany – puszczam mu buziaka, Enzo łapie go i rusza, znikając za zakrętem. Przewracam oczami, podchodzę do drzwi i przekręcam cztery zamki, po czym wchodzę do środka – Kurwa, jak tutaj zimno – burczę pod nosem, zapalam światła i natychmiast rozpalam w kominku. Ogrzewam dłonie, chucham na nie i zsuwam z ramion kurtkę. Kiedy wpatruję się w ogień, który powoli się rozpala, myślę o spotkaniu z rodzicami, o tym szczęściu, które czułam i za którym tak tęskniłam. Wciąż nie docierało do mnie, że naprawdę ich widziałam, przytuliłam, usłyszałam ich głosy. Od zawsze miałam z nimi wyjątkową więź, a kiedy została tak nagle brutalnie zerwana, moje serce pękło. Teraz miałam szansę wrócić do domu, a na samą myśl mój uśmiech jest ogromny. Jestem tak pozytywnie nastawiona, że nie od razu słyszę hałas, który rozlega się gdzieś za moimi plecami. Budzę się natychmiast, a radość zastępuje strach. Wszystko w moim brzuchu przewraca się na drugą stronę, a mózg przypomina każdy horror, który obejrzałam, co mi nie pomaga. Zaczynam panikować, moje dłonie drżą, a strach mnie paraliżuje. Jasna cholera, jestem sama, niby jak mam się obronić?! – Myśl, Nila – szepczę cichutko, a moje oczy trafiają na metalowy pogrzebacz, który leży na wyciągnięcie dłoni. Chwytam go szybko, biorę głęboki oddech i odwracam się za siebie. Jestem sama w salonie, rozglądam się dookoła, jednak nic nie przykuwa mojego wzroku. Myślę nawet, że mi się wydawało, że to jedynie moje omamy i to, że nie ma obok mnie Enzo. Nie ma opcji, żeby ktokolwiek się tutaj dostał. Dom był zamknięty, a oprócz drzwi wejściowych są jedynie te od patio. Szlag! A jeśli ktoś dostał się właśnie przez nie? Kroczę w ich stronę niepewnie, robię kilka kroków, spoconymi dłońmi ściskając pogrzebacz i nagle znikąd wyrastają dwie postacie. Uchylam usta zszokowana, gapiąc się w znajome oczy, które przewiercają mnie na wylot – To nie dzieje się naprawdę, Nila. To tylko sen.

– Zapewniam cię, że to nie jest sen. Witaj, brzoskwinko – Jacob uśmiecha się szeroko, wystawiając przed siebie broń. Pogrzebacz wypada mi z dłoni, uderza o podłogę, a moje nogi robią się jak z waty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro