Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Obudziłam się o świcie, Baster wciąż spał obok, ale podniósł łeb, zauważając, że się obudziłam. Ziewnęłam w dłoń, patrząc na telefon. Miałam jeszcze godzinę do budzika, postanowiłam wstać, wiedząc, że już nie zasnę, a doszły mi nowe obowiązki.

– Daj mi minutę i pójdziemy pobiegać, okej? – mówiłam, wlekąc się do łazienki. – Nie wiem, o której będzie twój pan, ale ja muszę iść do pracy.

Cudownie biegało mi się z Basterem, gdy miasto jeszcze spało, niewielka mgła osiadała na krajobrazie, a delikatny chłód owiewał policzki. Mogłabym pokochać taki stan. Rozumiałam już, dlaczego ludziom nie przeszkadza ten obowiązek wobec psów. To trochę zależało od podejścia.

Później poszłam do pracy, ale kiedy Parker napisał, że jest już w drodze do domu, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Według moich obliczeń nie zdążyłabym wrócić do domu razem z nim i co? On byłby u siebie, stęskniony Baster u mnie, nie rozumiejąc, dlaczego pan po niego nie przyszedł? Tym bardziej nie rozumiałam, dlaczego sąsiad po prostu nie dał mi klucza, żebym oddała mu psa już dziś rano, zanim wyszłam z domu. Na szczęście udało mi się zwolnić wcześniej, więc to jeszcze my czekaliśmy na niego.

Pies poderwał się pierwszy, zanim ja cokolwiek usłyszałam. Podbiegł do drzwi i merdał ogonem. Domyśliłam się, że za chwilę rozlegnie się pukanie i tym bardziej cieszyłam się ze swojej decyzji o wcześniejszym urwaniu się z pracy. Nie wyobrażałam sobie, że Parker musiałby iść do siebie, bo nikt by mu nie otworzył, a piesek czułby żal, nie rozumiejąc, dlaczego go ze sobą nie zabrał.

Podniosłam się z podłogi, na której razem wcześniej siedzieliśmy.
– Idzie już? – spytałam, patrząc z uśmiechem, jak Baster siłą spojrzenia chciałby się znaleźć po drugiej stronie drzwi. I doczekał się pukania, na które głośno zaszczekał.

– Musisz mnie przepuścić. – Zaśmiałam się, omijając psa, podskakującego tuż przy moich nogach.

Nie zdążyłam do końca otworzyć, kiedy Baster łapami otworzył sobie sam i wybiegł na klatkę prosto w ramiona pana.

– Oj, daj spokój. Na pewno nie było ci tak źle z Chloe. – Śmiał się Parker, witając się wylewnie ze swoim psem. Od siły tej radości, aż plecak spadł mu na posadzkę.

Wróciłam w głąb mieszkania, żeby przynieść siatki z rzeczami, ale nim wróciłam w przedpokoju stał już Parker z kwiatami. Przekrzywiłam głowę, zawstydzając się i trochę rugając go spojrzeniem.
– Mówiłam, że nie trzeba.

– Oj, trzeba. Dzięki tobie nie musiałem się o niego martwić. – Wręczył mi kwiaty, więc je przyjęłam, mówiąc ciche: „dziękuję". Spuściłam głowę, patrząc na bukiet. Był tak piękny, że aż zdecydowałam się go powąchać, a wtedy ciepła dłoń objęła mój policzek, więc uniosłam spojrzenie. – A jak ty się masz? – spytał z wyraźną troską.

– Dobrze.

– Na pewno? Ostatnio zostawiłem cię po tak poważnej rozmowie... To na pewno nie jest dla ciebie łatwe.

– Baster się nasłuchał trochę o moim życiu. – Zmarszczyłam nos. – Przepraszam, jeśli teraz nie będzie chciał już ze mną zostawać.

Uśmiechnął się delikatnie, nie zabierając swojej ręki. Głaskał mój policzek kciukiem, a jego oczy zdradzały, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Ciężko przełknięta ślina dała mi do zrozumienia, że w myślach właśnie ściąga z siebie koszulkę. I tak, byłam ciekawa, czy prawdziwy Parker King jest podobny do tego ze snu. Czy chociaż część tatuaży się zgadza?

– Parker? – zaczęłam cicho, bo z każdą sekundą powietrze gęstniało, a jego twarz znajdowała się coraz bliżej mojej.

– Tak?

– Mam bardzo dużo wad.

– Wiem, Chloe – odpowiedział miękko.

– I bardzo duży bałagan w życiu.

– Wiem – zapewnił, nie przestając patrzeć na mnie obezwładniająco.

– I tyle samo zasad, które rządzą każdym moim dniem.

– To też wiem.

Nabrałam powietrza przez rozchylone usta, gdy zaszeleścił ozdobny papier między naszymi klatkami piersiowymi, bo sąsiad znajdował się coraz bliżej mnie.
– Jedna z nich to: nie zdradzam.

Zatrzymał się, nie odsunął, ale zatrzymał. To jak na mnie spojrzał dało mi do zrozumienia, że się nie myliłam. Naprawdę go poniosło i w jego wyobraźni ten moment kończył się namiętnie.

– Jesteście oficjalnie razem? – spytał z powagą, a coś w jego głosie sprawiło, że ramiona obsypały się gęsią skórką.

– To bez znaczenia. Nigdy nie mam więcej niż jednego partnera jednocześnie i nie wpuszczam wtedy do życia nikogo innego.

Przekrzywił głowę, hipnotyzując mnie ciemnym spojrzeniem. Przestąpił z nogi na nogę, zjechał dłonią niżej, tym razem kciukiem oznaczając moją szyję. Nachylił się nosem do policzka, szepcząc:
– Większość życia spędziłem na łamaniu zasad, Chloe. Na twoje szczęście przeszedłem na dobrą stronę.

Odsunął się. Poczułam jednocześnie ulgę i chłód. Odważyłam się na niego spojrzeć, a później niżej, na psa. Siedział grzecznie i nam się przyglądał z zaciekawieniem.

– Czy on cię zna? – spytał, więc musiałam się zmierzyć z odpowiedzią.

– A ty mnie znasz?

– Lepiej niż myślisz.

– Czyżby? – Zadarłam podbródek, bo był zbyt pewny siebie.

– Nie będę się z tobą kłócił i nie zamierzam się mieszać w nie swoje sprawy. Przepraszam za to przed chwilą... – Złapał się bioder. – Ale wiedz, że nie bardzo go lubię. Nie chodzi o to, że kogoś masz, ale że on jest tym kimś.

– Szczerze mówiąc, on też za tobą nie przepada. – Wzruszyłam ramionami, zdając sobie sprawę, że podejrzenia Cadena nie były takie znowu bezpodstawne.

Parker uśmiechnął się do podłogi, ale kiedy podniósł głowę, spojrzenie miał poważne.
– Dobre, przyznaję. Trzymaj się, Chloe, i jeszcze raz dziękuję.

– Co jest dobre? – Złapałam go za przedramię. – Co ty insynuujesz?

– Znam ten typ, po prostu. – Nie wyswobodził się, więc puściłam go, opierając się o ścianę. – Ale to twoje życie, twoje decyzje i twoje sprawy. Nadal możesz liczyć na moją pomoc, gdyby coś. To niczego nie zmienia.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Jest narcyzem. Chce, żebyś zrezygnowała ze wszystkich wokół i widziała tylko jego, a jednocześnie on wcale cię nie zauważa. Teraz nastawia cię przeciwko mnie i w porządku. – Rozłożył ręce. – Ale miej na uwadze moje słowa, kiedy zacznie cię odsuwać od kolejnej osoby, która jest w twoim otoczeniu.

– Jak na razie to ty nastawiasz mnie przeciw niemu – zauważyłam.

– Nie było tematu. – Uniósł dłonie w geście niewinności. – Po prostu bądź ostrożna.

Wyszedł, zostawiając mnie z bukietem kwiatów w ręce, większym mętlikiem w głowie niż miałam i chęcią ponownego zamknięcia się przed ludźmi. Za to bez psa, do którego mogłabym sobie pogadać.

Dopiero po kilku chwilach się poruszyłam. Zamknęłam za nimi dokładnie zamki, kwiaty wstawiłam do wazonu, a później opadłam na kanapę. Rozejrzałam się wokół. Bez Parkera i Bastera było tu zbyt cicho i pusto. Caden miał rację, nie powinnam się z nimi aż tak spoufalać. Sama przecież miałam taki plan. Ja i ludzie? To nie działało. Mogłam mieć jedynie kochanków. Interesowały mnie krótkie relacje, dzięki którym mogłam odpocząć od samej siebie. Raz dałam sobie szansę z Mattem i nie wyszło.

Ta samotność w czterech ścianach mnie dobijała, więc sięgnęłam po telefon. Caden odebrał niemal od razu, jakby tylko na to czekał.

– Cześć – przywitałam się, udając dobry humor.

– Hej, już zwróciłaś sierściucha?

– Tak – odpowiedziałam lekko upominającym tonem. Rozumiałam, że ich nie lubił, nawet Bastera, ale ja lubiłam i miałam takie prawo.

– To zaraz będę.

Rozłączył się. Patrzyłam na telefon, ciesząc się, że nie będę sama, ale również czułam dziwne ukłucie, że nawet nie czekał na zaproszenie. Mój wzrok spoczął na pięknych kwiatach w wazonie. Jęknęłam przeciągle, wiedząc już, że Caden się o nie wścieknie, ale jednocześnie nie umiałam pójść teraz na śmietnik, żeby je wyrzucić i schować przed oczami swojego gościa. Co, jeśli tuż za mną poszedłby tam Parker i zobaczył bukiet? Albo zobaczyłby go rano? Przecież poczułby się zraniony.

Nie nadawałam się do życia z ludźmi, nie umiałam sobie radzić w relacjach. Aktualnie miałam ochotę zamknąć się przed światem i znów stać się niewidzialną dla wszystkich.

^^^^^^

Hej, hej ;) Dawno nie było perspektywy "Nieznanego", prawda?
Będzie w następnym rozdziale... 

Miłego weekendu, kochani.
I przypominam, że "Jesteś tylko zleceniem" i "Liliana" znikają z Wattpada najpóźniej w poniedziałek.

Buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro