Rozdział II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Listopad 1994, Hogwart

— To nie jest śmieszne — powiedziała cicho Hermiona. — To wcale nie jest śmieszne. — Wyglądała na poważnie zaniepokojoną. — Harry, myślałam nad tym... i wiesz, co powinniśmy zrobić, prawda? Jak tylko wrócimy do zamku...

— Tak, dać Ronowi zdrowego kopa..

— Musisz napisać do Syriusza. Musisz mu napisać, co się tutaj stało. Przecież prosił cię, żebyś mu donosił o wszystkim, co się dzieje w Hogwarcie. Jakby się spodziewał, że coś takiego może się wydarzyć. Wzięłam kawałek pergaminu i pióro...

— Nawet o tym nie myśl — rzekł Harry, rozglądając się niespokojnie, czy ktoś ich nie podsłuchuje, ale na błoniach nie było nikogo. — Wrócił do kraju, bo rozbolała mnie blizna. Jak mu napisze, że ktoś wplątał mnie w ten turniej, to natychmiast tu przybędzie i...

— On chciał, żebyś mu o wszystkim donosił — powtórzyła z powagą Hermiona. — Zresztą i tak się o tym dowie...

— Niby jak? — Harry, przecież wszyscy się o tym dowiedzą. Ten turniej budzi powszechne zainteresowanie, a ty jesteś sławny. Byłabym zaskoczona, gdyby nie napisano o tym w „Proroku Codziennym". Przecież piszą o tobie w połowie książek poświęconych Sam-Wiesz-Komu... A byłoby lepiej, gdyby Syriusz dowiedział się tego od ciebie, naprawdę.

— No dobra, dobra, napiszę do niego — powiedział Harry, wrzucając do wody ostatnią grzankę. Przez chwilę stali, patrząc na chybocącą się na powierzchni jeziora grzankę, póki nie wyłoniła się wielka macka, która porwała ją i wciągnęła pod wodę. Wtedy odwrócili się, by wrócić do zamku.

— Jaką sowę mam wysłać? — zapytał Harry, kiedy wspinali się po schodach. — Napisał, żebym nie wysyłał Hedwigi.

— Poproś Rona, żeby ci pożyczył swoją.

— Nie będę Rona o nic prosił — oświadczył stanowczo Harry.

— To weź którąś ze szkolnych. Każdy może ich użyć Poszli do sowiarni. Hermiona wręczyła Harry'emu kawałek pergaminu, pióro i kałamarz, a sama zaczęła spacerować wzdłuż długich żerdzi, przyglądając się różnym gatunkom sów. Harry usiadł przy ścianie, by napisać list.

Drogi Syriuszu,

prosiłeś mnie, żebym Ci donosił o wszystkim, co się dzieje w Hogwarcie, więc piszę: nie wiem, czy już słyszałeś, że w tym roku odbędzie się tu Turniej Trójmagiczny, a w sobotę wieczorem ogłoszono, że będę czwartym zawodnikiem. Nie wiem, kto wrzucił moje nazwisko do Czary Ognia, bo ja tego nie zrobiłem. Drugim reprezentantem Hogwartu jest Cedrik Diggory z Hufflepuffu.

Przerwał pisanie i zamyślił się. Bardzo pragnął zwierzyć się z niepokoju, który dręczył go od minionego wieczoru, ale nie potrafił ubrać tego w słowa, więc zanurzył ponownie pióro w kałamarzu i napisał:

Mam nadzieję, że z Tobą i z Hardodziobem wszystko w porządku — Harry

***

Kiedy razem z Hermioną pojawił się po drugim śniadaniu przed lochem Snape'a, Ślizgoni już czekali, a każdy miał na piersiach wielką odznakę. Przez chwilę pomyślał, że to odznaki stowarzyszenia WESZ, ale potem zobaczył, że wszystkie głoszą to samo hasło, wypisane świecącymi czerwonymi literami, które płonęły jak neony w mrocznym podziemnym korytarzu:

Kibicuj CEDRIKOWI DIGGORY'EMU PRAWDZIWEMU

reprezentantowi Hogwartu!

— Podoba ci się, Potter? — zapytał głośno Malfoy, kiedy Harry podszedł. —Ale to jeszcze nie wszystko. . . zobacz!

Przycisnął swoja odznakę, a hasło znikło i pojawiło się nowe, tym razem wypisane świecącymi zielonymi literami:

POTTER CUCHNIE

Ślizgoni zawyli że śmiechu. Każdy przycisnął swoją odznakę, aż wokół Harry'ego zapłonęło mnóstwo haseł POTTER CUCHNIE. Poczuł, że twarz i kark oblewa mu fala gorąca.

— Och, strasznie śmieszne — powiedziała ironicznie Hermiona do Pansy Parkinson i jej bandy Ślizgonek, które śmiały się najgłośniej. — Naprawdę, bardzo zabawne. Tuz przy ścianie stał Ron z Deanem i Seamusem. Nie śmiał się, ale i nie bronił Harry'ego. — Chcesz jedną, Granger? — zapytał Malfoy, podsuwając odznakę Hermionie. — Mam ich mnóstwo. Tylko mnie nie dotykaj, właśnie umyłem ręce, więc nie chcę upaprać się szlamem.

Złość i gniew, które Harry czuł od wielu dni, przerwały tamę. Sięgnął po różdżkę, zanim pomyślał, co chce zrobić. Ślizgoni rozpierzchli się, umykając korytarzem.

— Harry! — zawołała Hermiona ostrzegawczym tonem.

— No, śmiało, Potter — powiedział cicho Malfoy, wyjmując własną różdżkę. — Moody'ego tu nie ma, nie pomoże ci. Zrób to, jeśli starczy ci odwagi. . .

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem jednocześnie. . .

— Furnunculus! — krzyknął Harry.

— Densaugeo! — ryknął Malfoy.

Z obu różdżek wystrzeliły strużki światła, zderzyły się i odbiły rykoszetem pod różnymi kątami — promień Harry'ego ugodził Goyle'a w twarz, a promień Malfoya trafił Hermione. Goyle wrzasnął i złapał się za nos, na którym wyrosły wielkie bąble; Hermiona, piszcząc z przerażenia, trzymała się za usta.

— Hermiono! — Ron podbiegł do niej, żeby zobaczyć, co się stało. Harry odwrócił się i zobaczył, że Ron odciąga jej rękę od ust. Nie był to przyjemny widok. Przednie zęby Hermiony — normalnie i tak już większe od przeciętnych — rosły z zatrważającą szybkością; teraz przypominała już bobra, a zęby nadal rosły, sięgały podbródka...

Hermiona pomacała je i krzyknęła przeraźliwie.

— Co to za hałasy? — rozległ się cichy, ale jadowity głos. Przybył Snape. Wśród Ślizgonów zawrzało: jeden przez drugiego rzucili się do wyjaśnień. Snape wycelował żółty palec w Malfoya: — Ty mi to wyjaśnij.

— Potter mnie zaatakował, panie profesorze, i...

— Zaatakowaliśmy się równocześnie! — krzyknął Harry. — . . . i ugodził Goyle'a. . . niech pan popatrzy. . . Snape spojrzał na Goyle'a, którego twarz pasowałaby teraz jak ulał do atlasu trujących grzybów.

— Goyle, marsz do skrzydła szpitalnego — powiedział spokojnie Snape.

— Malfoy trafił w Hermionę! — zawołał Ron. — Proszę zobaczyć!

Zmusił Hermione, by pokazała Snape'owi swoje zęby, bo robiła, co mogła, by je zasłonić obiema rękami, choć nie było to łatwe, gdyż sięgały jej już poza kołnierz. Pansy Parkinson i inne Ślizgonki pokazywały ją sobie palcami zza pleców Snape'a.

Snape spojrzał chłodno na Hermionę i rzekł:

— Nie widzę żadnej różnicy.

Hermiona jęknęła, w jej oczach zaszkliły się łzy, odwróciła się na pięcie i pobiegła korytarzem, znikając im z oczu. Być może dobrze się stało, ze Harry i Ron zaczęli wrzeszczeć jednocześnie i ich głosy odbijały się echem w kamiennym korytarzu, tak ze nie sposób było zrozumieć, co każdy z nich wywrzaskuje. Do Snape'a dotarł jednak ogólny sens tych wrzasków i to mu wystarczyło.

— No dobrze — wycedził jadowicie słodkim tonem. — Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów, a Potter i Weasley maja szlaban. A teraz marsz do klasy, bo jak nie, to szlaban potrwa tydzień. *

***

Hermiona nieśmiało odsunęła sweter od swojej twarzy, tak aby pani Pomfrey mogła obejrzeć skutki rykoszetu, którym oberwała od Malfoya. Jej przednie zęby sięgały już do połowy klatki piersiowej, a z oczu spływały łzy. Były one efektem upokorzenia, zawstydzenia i bólu, przez który jej szczęka pulsowała, a głowa niebezpiecznie chwiała się do przodu z powodu dodatkowego ciężaru. Pielęgniarka spojrzała na nią ze współczuciem.

- Czyżby znowu uczniowie urządzali pojedynki na korytarzach? No pokaż mi się tutaj, nie wstydź się panno Granger. Nie jesteś pierwszą i pewnie nie ostatnią osobą, której naprawiam zęby po oberwaniu Densaugeo. – Pielęgniarka powiedziała spokojnie. – No już, spokojnie, przytrzymaj to lusterko, o właśnie tak. Zaraz przywrócę twoje zęby do pierwotnego stanu. W momencie, w którym będą wyglądały tak jak wcześniej, daj mi znać, dobrze? – Dodała Pomfrey. – Może to być chrząknięcie, jakikolwiek dźwięk, tylko na litość Morgany nie ruszaj głową. Nie chcemy zmniejszyć przypadkiem innej części twojego ciała, wtedy wizyta w Świętym Mungu gwarantowana. – Pielęgniarka zakomunikowała jej, a jedynym co Hermiona była w stanie zrobić, było pokazanie kciuka w górę na znak, że zrozumiała instrukcje od szkolnej uzdrowicielki.

- Dobrze, przygotuj się, zaczynam. Densdiminutio!** - Pani Pomfrey wypowiedziała przeciwzaklęcie, a zęby Gryfonki zaczęły się stopniowo zmniejszać. Hermiona obserwowała w lusterku, jak jej jedynki wracają do stanu sprzed zaklęcia. W chwili, gdy już miała się odezwać, cichy głosik w głowie podpowiedział jej, żeby pozwoliła zmniejszyć je jeszcze trochę – wszakże za duże przednie zęby dziewczyny były jednym z powodów do bycia wyśmiewaną przez rówieśników. A także nauczycieli...

Hermiona postanowiła poinformować profesor McGonagall o zaistniałej sytuacji. Znając podejście profesora Snape'a, zapewne ukarał tylko Harry'ego i Rona – Ślizgoni byli przez niego faworyzowani, odkąd zaczęli naukę w Hogwarcie, a jeśli wierzyć opowieściom starszych uczniów, wszystkie roczniki Domu Węża miały u niego taryfę ulgową.

W chwili, gdy postanowiła poinformować pielęgniarkę, by zakończyła zabieg, rozbłysło jasnozłote, oślepiające światło i rozległo się głośne zawodzenie, a po nim przeraźliwy krzyk. Hermiona poczuła palący ból głowy, zupełnie jakby wokół niej zaciskały się kajdany. Ból rozprzestrzeniał się gwałtownie, obejmując całe ciało dziewczyny. Gryfonka nie zdawała sobie sprawy, że krzyki wydobywają się z niej, nic w tym momencie nie miało znaczenia oprócz myśli, aby te męki dobiegły końca.

Niewytłumaczalna siła miotała nią w powietrzu niczym szmacianą kukłą, światło rozbłyskało z każdą sekundą coraz jaśniej. Czuła, jak coś w środku, głęboko zakotwiczone w niej, w samym centrum jej istnienia, gwałtownie rozciąga się i pęka z niewiarygodnym hukiem. Tym hukiem, jak się później dowiedziała, było rozbicie wszystkich szklanych przedmiotów, wliczając w to fiolki z eliksirami i okna Skrzydła Szpitalnego.

Nieprzytomne ciało Hermiony uderzyło o kamienną posadzkę, a wokół niej unosił się intensywny, ciemny dym. Mgła ta wydzielała charakterystyczny zapach wilgoci, a także powietrza tuż po burzy naładowanego ozonem oraz zgnilizny rozkładającego się ciała. Otaczała bezwładną nastolatkę, wyparowując z jej ciała i tworząc coraz większe wiry dookoła niej, ograniczając jakąkolwiek widoczność.

Pani Pomfrey nie zdejmując tarczy ochronnej, którą rzuciła zapobiegawczo po pierwszych oznakach naruszenia mrocznego rytuału ochronnego, wezwała profesorów i dyrektora oraz wysłała patronusa do Świętego Munga. Stała teraz jednak zmrożona, oglądając tak imponujący i niespotykany pokaz czarnej magii w czystej postaci po raz pierwszy w życiu. Wielokrotnie podczas jej szkolenia na uzdrowiciela omawiano przypadki leczenia ciała po opętaniu (jeśli było co leczyć), czy skutki przeholowania z czarną magią przez czarnoksiężników, jednak nigdy nie widziała mrocznej siły równie intensywnej.

W ciągu piętnastu minut przybyli profesor McGonagall i profesor Snape (w zastępstwie nieobecnego profesora Moody'ego, który załatwiał formalności dotyczące pierwszego zadania Turnieju) oraz dyrektor Dumbledore. Niedługo potem zjawiła się także pierwsza uzdrowicielka. Wszyscy ostrożnie podeszli do granicy bariery, wpatrując się w dziwną, gęstniejącą mgłę otaczającą uczennicę. Minerwa wydała z siebie okrzyk przerażenia, gdy rozpoznała w leżącej dziewczynie Hermionę Granger, swoją podopieczną. Dumbledore rozszerzył oczy w szoku. Był raz świadkiem podobnej sytuacji, w której siłą zdejmowano czar ochronny z młodego czarodzieja. Była to bardzo, bardzo mroczna magia, której szczegółów nie dane było mu poznać, gdyż po usunięciu ostatnich efektów jej działania, ciało młodzieńca spłonęło w czarnym ogniu i dymie, a jego prochy wyparowały. Dosłownie wysublimowały w parę, pozostawiając ostry smród mrocznej magii. Dlatego też ponowne bycie świadkiem tego rodzaju procesu było dla niego niemałym szokiem.

Albus zastanawiał się, jakim cudem mugolaczka, Hermiona Granger, emanowała takim rodzajem starej, przez większość społeczeństwa czarodziejów od dawna zapomnianej, formy magii. Choć z pewnością mroczne rodziny, takie jak Black, Lestrange, Malfoy czy Burke nie wyrzekły się przekonań swoich przodków, którzy przed wprowadzeniem Międzynarodowego Kodeksu Tajności i po późniejszych jego zaostrzeniach, charakteryzowały się dosyć ciemnymi rytuałami czy obrzędami, często wymagającymi poświęcenia życia niewinnych dusz. Ostatnie znane formy podobnego użycia ciemnej magii przypadały na okres Pierwszej Wojny Czarodziejskiej w Wielkiej Brytanii dwadzieścia lat wcześniej i głównymi użytkownikami ich byli Lord Voldemort oraz jego najbardziej zaufani Śmierciożercy, między innymi Bellatriks Lestrange wraz z mężem i szwagrem, Barty Crouch Junior, Evan Rosier czy Severus Snape. To na niego skierowała się uwaga dyrektora, podczas gdy uzdrowicielka wraz z panią Pomfrey starały się stopniowo odgonić opary znad uczennicy czwartego roku.

Wspomniany profesor eliksirów zmarszczył swoje wiecznie nastroszone, grube, czarne brwi, powoli zbliżając się do postawionej przez pielęgniarkę tarczy. Bez namysłu rozbił ją prostym Reducto, po czym stopniowo pochylił się nad leżącą dziewczyną. Eksperci ze szpitala podążyli jego śladem. Wyćwiczonymi ruchami zaczęli przyciągać mgłę do swoich różdżek, a następnie przenosić ją do wzmocnionych kryształowych kolb. Proces ten trwał przez dobre pół godziny, a gdy już kończyli, powietrze wypełniło się niemal elektrycznością. Włosy wszystkich obecnych zaczęły się unosić, temperatura powietrza w pomieszczeniu niebezpiecznie zaczęła przypominać taką, jakby dementorzy unosili się tuż nad dorosłymi czarodziejami.

- Nigdy nie widziałam czegoś takiego w całym życiu... - Starsza uzdrowicielka Baggins wyszeptała zdumiona. – Poppy, co się właściwie stało?

- To jest pytanie, od którego powinniśmy zacząć – wtrącił Dumbledore, zanim ktokolwiek mógł wyrazić swój pogląd na zaistniałą sytuację. – Moja droga, czy byłabyś tak łaskawa i wprowadziła nas w szczegóły?

Pielęgniarka zaczęła opowiadać od początku.

- Panna Granger wpadła tutaj, zakrywając twarz swetrem od mundurku, cała zapłakana, z dosyć powiększonym przednim uzębieniem. Jak nic oberwała zaklęciem Densaugeo, więc posadziłam ją, dałam trochę eliksiru spokoju i zaczęłam odwracać skutki zaklęcia za pomocą Densdiminutio. Gdy kończyłam, dziewczyna zaczęła się bardzo krzywić, więc pomyślałam, że może korzenie zębowe rozbolały ją od tak długiego czasu naświetlania zaklęciem, jednak wtedy błysnęło złoto-białe światło, ona zaczęła się trząść i krzyczeć wniebogłosy. Próbowałam ją uspokoić, jednak jej oczy zaszły dziwną białą mgłą. Potem znikąd zerwał się wiatr, jej ciało zaczęło się unosić w powietrzu, wszystko dookoła wybuchło! Wszystkie szkła, krzesła i parawany w odłamkach! Zdążyłam na czas osłonić się Protego, zanim szafka z eliksirami poćwiartowała mnie! Potem panna Granger upadła na ziemię, a z jej ciała wypłynęły opary mrocznej magii. Od razu wezwałam wsparcie ze Świętego Munga oraz posłałam po ciebie, Albusie.

Podczas opowieści pani Pomfrey, z ciała Hermiony zaczęło emanować jasne światło, które rozświetlało jej żyły bielą. Czarna mgła, jakby tylko czekając, wyrwała się z starannie zapieczętowanych kolb i różdżek uzdrowicieli oraz Snape'a, po czym ponownie zaatakowała ciało dziewczyny, szczelnie wtapiając się w nie. Dorośli szybko doskoczyli do uczennicy, jednak nie spodziewali się, że czerń zacznie mieszać się z blaskiem wydobywającym się z żył nastolatki, tworząc połyskującą, srebrnoszarą poświatę. Ponownie wszystko się zatrzęsło, rozbłysło oślepiające, szaro-złote światło, po czym zapanowała ciemność. Zupełnie, jakby ktoś rozsypał Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności. Żadne Lumos ani Confrigo nie rozproszyły mroku. Ponownie pojawiło się to niespotykane uczucie elektryczności w powietrzu, w oddali zaskrzeczały kruki, a cała ciemność i chłód wyparowały. Skrzydło Szpitalne wyglądało zupełnie normalnie, jakby wcale nie miało tu właśnie miejsca potężne magiczne ujawnienie rytuału ochronnego, i to najprawdopodobniej rodzin światła i mroku.

Uzdrowiciele ruszyli naprzód, zanim którykolwiek z nauczycieli zdążył otrząsnąć się z szoku po tym nieprawdopodobnym magicznym incydencie. Baggins pierwsza dopadła do dziewczyny, przeniosła ją z ziemi na najbliższe wolne łóżko i ułożyła na plecach. Rozciągnęła nad Hermioną magiczną osłonę monitorującą parametry życiowe oraz rzuciła zaklęcie diagnostyczne. Wyniki wróciły zaskakująco dobre pod względem potencjalnego wyczerpania – magiczny rdzeń delikatnie osłabiony, siła ciała bez odchyleń od normy. Pod względem magicznej mocy jednak nie były tak dobre – zaklęcie wykryło wiele blokad magicznej mocy, blokady Glamour oraz ukryte powinowactwo do magii szarej frakcji.

- Uzdrowicielko Baggins, co jej jest? – Z przejęciem zapytała profesor McGonagall, wpatrując się w dziewczynę z troską.

- Czy mogę zerknąć na pergamin z wynikami? – Wycedził profesor Snape, wyciągając władczo dłoń w kierunku kobiety.

- Czy jest pan krewnym panny Granger, panie Snape? Jej opiekunem domu? Gdy ostatnim razem robiłam przegląd kartotek uczniów hospitalizowanych, nie był pan wpisany jako osoba upoważniona do wglądu. – Odezwał się chłodny, wyważony, damski głos. Z gabinetu Poppy wyłoniła się druga przysłana uzdrowicielka, Andromeda Tonks. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, co zawdzięczała wychowaniu przez surowych rodziców, Druellę i Cygnusa Blacków. Kobieta powoli zbliżyła się do reszty, wyciągając rękę po odpis wyników. Uzdrowicielka Baggins bez wahania wręczyła jej pergamin – oryginały wyników już zapisały się w kartotekach w jej biurze w szpitalu oraz w hogwarckich, nad którymi pieczę sprawowała pani Pomfrey. Andromeda zerknęła na dziewczynę, potem na pergamin.

- Extendere*** – Rzuciła zaklęcie na sekcję dotyczącą blokad, pragnąc odczytać więcej informacji. Blokady dotyczyły osłabienia potencjału magicznego do zaledwie dwudziestu pięciu procent, zablokowania pamięci ejdetycznej do pięćdziesięciu procent wydajności, oraz ukrycia wyglądu poprzez bardzo silny urok Glamour, głównie skoncentrowany na prawej łopatce oraz głowie dziewczyny. Andromeda zamyśliła się, po czym spojrzała porozumiewawczo na pozostałe medyczki.

- Spróbuję dowiedzieć się, kto stworzył te blokady. Muszę prosić profesorów i pana, dyrektorze, o wyjście z sali – powiedziała spokojnie Tonks, nie dając po sobie poznać, że nerwy zjadały ją od środka. Pergamin bowiem dał jej powiew... znajomości? - Żadnych dyskusji – dodała ostrzej, przywołując swojego wewnętrznego Blacka, trafnie przewidując protest belfrów. Po szybkiej i ostrej dyskusji, zostały z nią uzdrowicielka Baggins oraz Poppy Pomfrey.

- Latius extendere. Designandum ad fontem exactum. Emunda hanc animam onere vinculorum.**** - Andromeda zaczęła intonować, w jej ślad poszła Poppy i Aurelia Baggins, zakreślając różdżką kształt trójkąta nad nieprzytomną nastolatką. Jako iż Andromeda posiadała największą siłę magiczną, skupiła się na blokadach rdzenia magicznego i pamięci, a dwie pozostałe medyczki zaczęły demaskować urok Glamour. Po kilku minutach skandowania zaklęcia, zaczęło rozbłyskiwać oślepiające światło, które zmusiło kobiety do zamknięcia oczu – nie mogły przerwać zaklęcia, inaczej skutki mogły być katastrofalne. Uprawiały właśnie magię z pogranicza światła, zabarwioną mrocznymi ruchami różdżek, mającymi na celu wzmocnienie rozbicia zaklęć. Tymczasem na pergaminie zaczęło pojawiać się coraz więcej informacji, między innymi, kto ustanowił blokady w ciele i umyśle nastolatki.

Światło ponownie rozbłysło, znikąd zaskrzeczały kruki, okrążając dziewczynę – nie były to zwykłe kruki, wyglądały jak patronusy ale miały wypłowiały kolor i zostawiały za sobą czarno-białe smugi. Tonks poczuła, jak blokady pękają nad nastolatką – siła wybuchu zaklęcia odrzuciła uzdrowicielki ponad trzy metry od łóżka. Pomfrey i Baggins leżały nieprzytomne, prawdopodobnie wyczerpane w wyniku łamania blokady.

Błysk osłabł, a Andromeda podeszła do łóżka, aby ponownie rzucić zaklęcie diagnostyczne na pacjentkę. Podniosła pergamin, który delikatnie pobłyskiwał, szczególnie podkreślając ostatnią linijkę tekstu:

Magiczny podpis: Louise Blanc i Marius Black

***

Listopad 1994, Grimmauld Place 12, Londyn

Portret Finneasa Niggelusa Blacka ożył. Osłony wokół sejfu ponownie się uruchomiły, powodując odczuwalne trzęsienie domu, tym razem jednak o wiele silniejsze niż przed piętnastu laty. Dziedziczka odzyskiwała dostęp do prawowitej magii rodziny. Już wkrótce społeczeństwo czarodziejów przypomni sobie bądź pozna pozornie wymarłą, skazaną na stratę potęgę Starożytnego i Szlachetnego Domu Blacków. Ich wspaniały ród odrodzi się. Pani Magia stanie na piedestale, z którego została zepchnięta przez tych, którzy myśleli, że mogą oszukać śmierć bądź ją okiełznać. Równowaga zostanie przywrócona, a on z radością będzie się temu przyglądał ze swoich złoconych ram. Ponownie zapadł w półsen, oczekując całkowitego wybudzenia i zerwania osłon, które dadzą początek nowej ery. Ery wyższości magii nad czarodziejem, ery powrotu do korzeni i wzmocnienia gałęzi magicznych odkrytych niedawno. Czas na pokazanie światu, że nie ma tylko białej i czarnej magii. Niech nadejdzie zapomniana era szarej frakcji.

*Harry Potter i Czara Ognia, rozdział 18.

**Densdiminutio – z łaciny „zębie zmalej".

***Extendere – z łaciny „poszerz to".

****Latius extendere. Designandum ad fontem exactum. Emunda hanc animam onere vinculorum. – z łaciny „Poszerz to bardziej. Wskaż dokładne źródło. Oczyść tę duszę z ciężaru tych więzów".

***

Powyższe zaklęcia powstały na potrzebę historii, i nie są one oryginalnie zawarte w uniwersum autorki ;)

Bardzo ciekawi mnie Wasza opinia, dlatego zachęcam do zostawiania komentarzy pod rozdziałami! 

Ze względów technicznych, czytaj oddaję sprzęt do serwisu i nie wiem, kiedy zostanie naprawiony, kolejny rozdział może być opóźniony. Nie zjedzcie mnie i bądźcie cierpliwi! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro