Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alzacja, Francja, 1989

Gdziekolwiek by nie spojrzała Lyra, rozciągały się przed nią winnice rodziny Blanc. Jej pradziadkowie od strony matki (o której nikt nie wspominał, a gdy tylko o niej napomknęła, dorośli szybko zmieniali temat, a ją karcono, by nie wtykała nosa w nie swoje sprawy...) uczyli ją różnych odmian winorośli, jednak specjalizowali się w uprawie rieslingu. W okolicy samych owoców było zawsze podejrzanie ciepło, i to właśnie miejsce było jednym z jej ulubionych na terenie całej posiadłości. Co prawda dziesięciolatka nie próbowała nigdy wina, które z niego powstawało, jednak jej ciocia Bianca i wujek Maurice robili dla niej specjalny soczek, który sama zmieniała w bąbelki. Łaskotały ją one w buzię i nos, gdy odbijało jej się, a nagazowane powietrze cofało się z żołądka i przełyku. Gdyby nie wiedziała, że magia istnieje, pomyślałaby, że kompletnie jej odbiło. Albo że to tylko jedna z baśni, które tak często czytywała w różnych książkach. Kochała czytać, więc nie było niczym dziwnym, że często zamyślała się i śniła na jawie. Ciocia Bianca nazywała to wybujałą wyobraźnią, cokolwiek to znaczyło...

Podniosła starą dziecięcą miotłę, prezent od wujka Maurice'a i cioci Bianki na piąte urodziny, na której ćwiczyła latanie w tajemnicy przed opiekunami. Wzbiła się w przestworza z szerokim uśmiechem na twarzy. Chciała zostać szukającą w szkolnej drużynie L'académie de Beauxbâtons, do której miała uczęszczać w przyszłym roku. Wykradała miotłę Lierrette, która zawsze chowała ją w tym samym miejscu. Mimo narzekań skrzatki, by Lyra nie oddawała się męskim zajęciom, młoda dziedziczka brnęła w swoje. Upartość była dziedziczną cechą rodu Black. Skrzatka lubiła także, gdy zwracano się do niej per Bluszczyk, zwłaszcza gdy nie rozmawiano akurat po francusku. Lyra chętnie spełniała wolę swojej skrzatki i najlepszej przyjaciółki, robiąc wyjątek jedynie dla quidditcha. Przecież nie można żyć tylko według sztywnych zasad i norm, które wpajała jej prababcia razem z guwernantką, odkąd dziewczynka sięgała pamięcią.

Lyra nie rezygnowała ze swojego marzenia, nawet jeśli panienkom wychowanym na eleganckie damy, granie w tak brutalny sport, jakim jest quidditch nie przystoi. Zamiast tego od chwili narodzin wpajano im wszystkie zasady etykiety. Gdy tylko pogoda sprzyjała, wymykała się codziennie przed śniadaniem i późniejszymi lekcjami z guwernantką, która nie była miłą kobietą. Starsza Francuzka często poprawiała jej wymowę, narzekając, że „angielszczyzna całkowicie rujnuje jej pseudo francuski akcent, a skoro nauka odbywa się w języku francuskim, należy wyplenić z niej angielską wymowę, jak najszybciej!".

Było to totalną bzdurą, ponieważ Lyra perfekcyjnie mówiła po angielsku, francusku, włosku i obecnie uczyła się łaciny. Jej dziadek Marius upierał się, że posługiwanie się wieloma językami okaże się dla niej przydatne za kilka lat, gdy dorośnie na tyle, by poznawać inne szlachetne rodziny oraz ich dziedziców i dziedziczki.

Tym, czego Lyra jeszcze nie wiedziała, było to, że wcale nie będzie uczyć się we Francji, a w Wielkiej Brytanii. Decyzja ta nie była łatwa do podjęcia, jednak dorośli (Marius i pradziadkowie oraz Bianca i Maurice) uznali, że dziewczynka lepiej odnajdzie się w szkole swoich przodków. Pierwotnie to przyjaciółka pani Blanc, Madame Maxime, miała roztoczyć opiekę nad Lyrą w trakcie trwania edukacji dziewczynki. Francuzi, choć z pozoru flegmatyczni i zapatrzeni w siebie samych, w mig wyczuliby magiczny potencjał i moc dziewczyny. Jej pochodzenie ze starego francuskiego rodu oraz (prawdopodobnie, biorąc pod uwagę pozostawiony po biologicznej matce medalion) bycie córką któregoś z synów domu Blacków, w przyszłości mogło spowodować bardzo duże zainteresowanie jej osobą. Obstawiali Syriusza bądź Regulusa, jednakże nie byli w stu procentach pewni, czy nie był to jakiś męski potomek innego wydziedziczonego krewnego Mariusa czy innego eks Blacka. Test dziedziczenia wskazywał jedynie linie, z których magicznych rodów dziecko się wywodzi. Dokładniejszy test robiono po ukończeniu siedemnastego roku życia, gdy magia dziecka była ustabilizowana i osiągała odpowiedni poziom kontroli.

Zainteresowanie, które byłoby dla niej niebezpieczeństwem. Jeśli dobrze to zaplanują, a odpowiedni rytuał ochronny rodu Blanc wraz z zaklęciami wspomaganymi magią krwi rodu Blacków zadziałają, Lyra spędzi spokojne dzieciństwo. Nie będzie niepokojona przez żadnego członka społeczeństw magicznych Europy. Rytuał wyciszy jej przewyższające normę zdolności i stłumi potężną magiczną moc, jaką dysponować mogłaby dziewczynka przez pierwsze kilka lat jej nauki. Stłumi także większość wspomnień, jednak nie zatrze ich w jej umyśle. Krewni Lyry byli realistami i wiedzieli, że prędzej czy później zaklęcia zostaną odkryte. Dla dziecka byłoby lepiej, aby stało się to później. Wszak niecodziennie rodzi się magiczne dziecko z charłakami jako potomkowie, z tak potężnymi umiejętnościami, nad którymi inni czarodzieje pracują latami.

Ród Blanc utracił swoją magię wraz z Louise, która była jedynaczką i ostatnią w bezpośredniej linii dziedziczenia. Marius z kolei, jako najmłodszy ze swojego rodzeństwa, został wygodnie pominięty w kwestii dziedziczenia – dziękować dziadkowi, że nie kazał go zabić, jak jego przodków w rodzinie... Fineas Nigellus Black nie był człowiekiem miłym ani ciepłym, o nie. Bywał okrutny, nawet dla członków rodziny. Marius nieraz słyszał opowieści ojca o potężnym dziadku, który był przez wiele lat dyrektorem Hogwartu. Opowieści nie były kierowane do niego, oczywiście, ale nieraz podsłuchiwał rozmowy między Polluxem a Cygnusem.

Nie żeby Lyra nie była charakterystyczna, wcale – przecież bycie metamorfomagiem to najzwyczajniejsza umiejętność każdej czarownicy. Oczywiście, że wcale nie ułatwiał tego jej wygląd – odziedziczyła część genów rodziny Blanc, wśród której przodkiń można było znaleźć wiele wil. Jasna, niemalże biała cera, ale za to grafitowoszare oczy (jego własne) i niespotykane włosy...

Gdyby Marius miał zliczyć, jak często jego wnuczka zmieniała kolor swoich włosów, zajęłoby mu to spokojnie tydzień. Miała jednak specyficzny wygląd, który utrwalił się kilka dni po jej narodzinach – lewą stronę głowy pokrywały srebrzystobiałe, a prawą kruczoczarne kręcone pasma. Mimo, iż wielokrotnie namawiali ją na mniej oryginalny wygląd, dziewczynka była uparta i na przekór zaczęła za pomocą swoich umiejętności „farbować" swoje włosy na każdy mniej niż naturalny kolor, na przykład róż gumy balonowej. W końcu odpuścili, a Lyra wróciła do swojej ulubionej fryzury.

Jeśli mężczyzna miał jakiekolwiek wątpliwości czy dziewczyna jest z nim spokrewniona, wystarczyło tylko na nią spojrzeć – uroda Louise i geny jego, a co za tym idzie wzmocnione przez ojca Lyry (także Blacka, choć trzeba było wielu lat, aby Marius zaakceptował tak bliski związek), mówiły same za siebie. Szczerze, ojcem Lyry mógłby być mugol, a oni nie wyparliby się jej w żaden sposób. Jednakże potwierdzeniem był test dziedziczenia magicznego. Gdyby ojcem faktycznie był mugol, pergamin wyraźnie by to wskazał – najczęściej pojawiał się na nim duży, czarny znak X, który identyfikował brak magicznego potomka od sprawdzanego rodzica w co najmniej pięciu pokoleniach wstecz. Jednakże medalion z mottem rodu Blacków oraz pożegnalny list Mirandy rozwiały jego początkowe wątpliwości.

Miranda... Jego młodsza córka, której nie poświęcał wystarczająco dużo uwagi. Praca we francuskim Ministerstwie Magii była dla niego ważniejsza, zwłaszcza po otrzymaniu tajemniczego listu od starszych sióstr, Dorei Potter i Cassiopei Black. Wspólnie spotkali się w willi Cassie w Paryżu, kilka miesięcy przed urodzeniem się jego wnuczki. Podobno niedługo po jego wydziedziczeniu z rodziny, ich ojciec Cygnus wpadł w szał, ponieważ w gabinecie dziadka Fineasa wykrył sejf, którego nie mógł otworzyć. A także rzekomo ostatnio magia rodzinna opuszczała Polluxa, ich starszego brata i obecnego Lorda Blacka, co wprawiało go w ten sam stan, co niegdyś ojca. Siostry podejrzewały, że próbował otworzyć sejf, który ukarał go tym, czym został zapieczętowany. Sama magia karała tych, którzy próbowali się jej przeciwstawiać...

Otrząsając się z zamyślenia, Marius obserwował swoją wnuczkę wzbijającą się w powietrze. Myślała, że jest taka sprytna i nikt nie wie o jej eskapadach lotniczych, jednak dorośli nie byli tacy głupi. Najważniejszym było pilnowanie Lyry, w razie, gdyby miała nagle spaść z miotły bądź uderzyć w jedną z grządek winorośli. Od kilku lat nic jednak nie zapowiadało, aby miało dojść do takiej sytuacji – dziewczyna ewidentnie urodziła się, by być lotnikiem. Chociaż gwałtowne nurkowania i wzbijanie się w powietrze tuż nad ziemią nieraz prawie przyprawiły go o zawał, wykonywane były przez nią zawsze w poprawny sposób, rzadko zagrażający jej życiu. Marius jednak nigdy nie przepadał za miotłami, więc nie nazwałby ich bezpiecznymi. Za żadne skarby lub stosy galeonów leżące w banku Gringotta. Niedługo musieli poruszyć z Lyrą kwestię jej przyszłości i niech Merlin i Morgana mają ich w opiece, oby niesławny, szalony temperament Blacków oszczędził im gniewu jego wnuczki...

***

Hogwart, listopad 1994

Blask osłabł, a Andromeda podeszła do łóżka, aby ponownie rzucić zaklęcie diagnostyczne na pacjentkę. Podniosła pergamin, który delikatnie pobłyskiwał, szczególnie podkreślając ostatnią linijkę tekstu:

Magiczny podpis: Louise Blanc i Marius Black

Zaklęcie zwróciło wyniki, które wcale nie zaskoczyły uzdrowicielki – pod zdjętymi blokadami znajdował się znajomy szereg zaklęć blokujących, nakładanych na dzieci rodu Blacków w miarę ich dorastania. Pierwszym było zaklęcie wspomagające oklumencję, aby ochronić umysł przed najwprawniejszym legilimentą. Kolejnym było zaklęcie tłumiące wewnętrzne emocje, które wspomagało wyciszeniu słynnego, rodzinnego szaleństwa, aby nie zaburzać i tak niestabilnej natury magii ich rodziny. Sama profilaktycznie nakładała te same zaklęcia na Nimfadorę, tak na wszelki wypadek.

Na szczęście jej córka wdała się w większości w swojego ojca, a jedną z nielicznych zalet posiadania krwi Blacków, była zdolność metamorfomagii. Pamiętała opowieści ojca o tym, że ten dar, charakterystyczny dla ich krwi, dawno zanikł, a na świecie nie został niemalże żaden metamorfomag. Jakiż poczuła szok i radość jednocześnie, gdy jej dziewczynka zaledwie kilka godzin po przyjściu na świat, zmieniła swoje ciemne włoski na kolor gumy balonowej. Jej dziecko było wyjątkowe i kochała je nad życie, nawet jeśli dziewczynka nienawidziła swojego imienia. Z fajtłapowatej, wiecznie niezdarnej i wesołej dziewczynki wyrosła poważana i dalej potykająca się o niektóre przedmioty aurorka Tonks. Szybko awansowała w departamencie, będąc pod bezpośrednimi skrzydłami starszego aurora Moody'ego, zanim ten zaczął nauczać w tym roku Obrony przed Czarną Magią w Hogwarcie.

Było także zaklęcie maskujące wygląd, którego nie rozpoznawała. Andromeda ponownie spojrzała na wyniki, w głowie mając mętlik. Istniało tyle niewiadomych, tyle pracy zostało włożone w ukrycie tego dziecka, które niewątpliwie miało powiązania z dwoma starymi rodami magicznymi w Europie. Jej wrodzona ciekawość sprawiła, że postanowiła uruchomić swoje kontakty wśród rodziny i znajomych, które wciąż posiadała mimo wydziedziczenia. Instynkt podpowiadał jej, aby jak najmniej osób dowiedziało się o tym, co miało miejsce w Skrzydle Szpitalnym. Choć nie było to etyczne, postanowiła zmienić wspomnienia pozostałych uzdrowicielek, a także podmienić raporty dotyczące zdrowia niejakiej Hermiony Granger, dla jej własnego bezpieczeństwa.

Większym problemem byli nauczyciele i dyrektor. Smarkerusem wiecznie wtrącającym nochal w nie swoje sprawy i McGonagall mogłaby zająć się sama, wszakże jej umiejętności pracy ze wspomnieniami były przez lata doskonalone podczas sesji leczniczych z Bellatriks i później, podczas szkolenia na uzdrowiciela. Dumbledore stanowił jednak większy kłopot i Tonks doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Musiałaby odpowiednio to rozegrać, aby zrzucić potrzebę wizyty uzdrowicieli na karb nieudanego zaklęcia bądź spartaczonego eliksiru...

Nie oszukuj samej siebie, Andy, nie dasz rady go zmanipulować – zganiła się wewnętrznie uzdrowicielka. Im dłużej jednak przebywała przy nieprzytomnej czarownicy, tym bardziej czuła się do niej... przywiązana? Zupełnie jakby poznawała dawno zaginioną kuzynkę, o której słyszała jedynie z opowieści krążących po rodzinie. Coś z tyłu głowy kołatało, nie dając jej spokoju, tak jakby już... znała pannę Granger?... Spoglądając na dziewczynę, postanowiła nie zdejmować zaklęć rodzinnych, doskonale znając konsekwencje ich zerwania zbyt gwałtownie. Bella nigdy nie wróciła do siebie po tym, jak ojciec zaczął zdejmować z niej uroki, a jej wrodzona wrażliwość na każdy rodzaj magii została zniszczona i zatracona na zawsze, aby jej siostra pogrążyła się w wiecznym szaleństwie...

Szybko zmodyfikowała pamięć pozostałym, wciąż nieprzytomnym uzdrowicielkom oraz raport zdrowotny, tak aby nie pokazywał nic niezwykłego, poza zmęczeniem spowodowanym przedłużeniem zaklęcia przez panią Pomfrey i podwyższonym ciśnieniem nastolatki w wyniku stresu. Przeniosła kobiety do gabinetu Poppy, po czym zaprosiła ponownie nauczycieli do Skrzydła Szpitalnego. Ustawiła się przy łóżku uczennicy, przeglądając kartę medyczną oraz sprawdzając stan uzębienia pacjentki. Od tego wszystko się w końcu zaczęło. Jednocześnie kątem oka obserwowała belfrów.

- Dyrektorze, jeśli mogę na chwilkę? – zapytała niewinnie Andromeda, powoli cofając się za plecy Snape'a i McGonagall. Spojrzała starszemu czarodziejowi w oczy, bez słów przekazując mu swoje zamiary względem jego pracowników. Co było dziecinnie łatwe, wystarczyło, że spojrzała w oczy drugiej osobie i mentalnie wysłała mu treść wiadomości. Bardzo przydatne, gdy dorastało się w takim otoczeniu, w jakim miała niewątpliwą przyjemność mieszkać przez ponad osiemnaście lat swojego życia.

Oczy Albusa rozszerzyły się lekko, słysząc w swojej głowie głos uzdrowicielki, mimo iż nie otworzyła ponownie swoich ust. Albusie, uważam, że najlepsze dla dziewczyny byłoby, gdyby jak najmniej osób wiedziało o tym, co tu się wydarzyło. Już zajęłam się Pomfrey i Baggins. Ty odwróć uwagę McGonagall, a ja spreparuję wspomnienia Snape'a, a następnie Minerwy. Wszystko wyjaśnię, lecz teraz nie możesz mi przeszkadzać.

Delikatnie kiwając głową dyrektor ustawił się za Minerwą, a Tonks za Severusem. Wyćwiczonym ruchem różdżki rzuciła dwa zaklęcia Confundus, po czym powtórzyła zabieg na obu profesorach Hogwartu. Musiała być bardzo ostrożna i delikatnie modyfikować ich wspomnienia, aby nie odczuli żadnych niepokojących zmian w pamięci. Doskonale pamiętała peany Reggiego na temat niesamowitych zdolności Smarkerusa w dziedzinie magii umysłu. Swego czasu podejrzewała nawet, że jej młodszy kuzyn porządnie zauroczył się w półkrwi Ślizgonie, co było w zasadzie irytująco urocze. Regulus myślał, że doskonale się kryje, jednak kuzynka przejrzała go na wylot w ciągu kilku sekund. Sama była tolerancyjną kobietą i tak długo, jak ludzie nie wchodzili z buciorami w jej życie, tak długo ona nie mieszała się w życie innych. Chyba że był to jej najmłodszy kuzyn Regulus, który robił wielkie oczy za każdym razem, gdy jego starszy kolega się odzywał.

Po udanej zmianie wspomnień obydwu profesorów, Andromeda transmutowała oryginalny pergamin z wynikami badania w chusteczkę, którą wsunęła w rękaw ciasnej szaty uzdrowiciela, a sfałszowaną kopię ułożyła w szufladce szafki przy łóżku pacjentki.

- Czy panna Granger ma się dobrze? – zapytała z przejęciem Minerwa, tak rzadko okazywanym uczniom profesor McGonagall.

- To nic takiego, dziewczyna wpadła w histerię, i należało ją unieruchomić, inaczej z pewnością zrobiłaby sobie większą krzywdę – odparła spokojnie uzdrowicielka. – Poppy i Aurelia wypełniają dokumentację i szykują eliksiry uspokajające,tak na wszelki wypadek. Pacjentka potrzebuje dużo odpoczynku i spokoju. – Podkreśliła mocno ostatnie słowo. – Żadnych wizyt kolegów czy współlokatorek, jej magia musi się ustabilizować – dodała delikatniej.

- Moja obecność nie jest już dłużej konieczna, jak sądzę – powiedział Severus, przeciągając sylaby. – Za twoją zgodą, panie dyrektorze, wrócę do lochów. Zostawiłem klasę czwartego roku, i w dodatku moich, jak i podopiecznych Minerwy. Jeśli do tego czasu loch nie wybuchł, odbiorę pana Goyle'a z jego dormitorium i wracam do swoich obowiązków – dodał sarkastycznie.

- Oczywiście możesz wracać do pracy, Severusie – odparł pogodnie Dumbledore, ponownie nakładając maskę poczciwego staruszka. Nie umknęło jednak bystremu oku Tonks, że w jego oczach błyszczały wątpliwości i chłód, zupełnie jakby kalkulował następny ruch. – Minerwo, moja droga, panna H... Granger jest bezpieczna, a co do zaistniałej sytuacji, wieczorem wezwij wszystkich zamieszanych do mojego gabinetu. Ustalimy, kto zawinił i wymierzymy odpowiednie kary. – Czarodziej szybko poprawił swoje potknięcie, co dało Tonks kolejny argument popierający jej mało etyczne zachowanie, zakrawające o proces przed Wizengamotem i możliwość wtrącenia do Azkabanu. Przynajmniej byłaby znów blisko jednej z ukochanych siostrzyczek – pomyślała sarkastycznie.

Chociaż czy to, co właśnie robiła, nie było dziwaczne i...podejrzane?

- Oczywiście, ja także wracam do swoich obowiązków. – Wicedyrektor zacisnęła usta w cienką linię, po czym wyszła ze Skrzydła Szpitalnego tuż za swoim młodszym kolegą.

Albus zapieczętował drzwi silnym zaklęciem Colloportus, po czym zwrócił się do uzdrowicielki.

- Andromedo, zapraszam do swojego gabinetu – Tonks wyczuła w tonie jego głosu, że nie przewiduje on żadnych dyskusji.

- Nie mam z tym problemu – powiedziała. – Najpierw jednak musimy zająć się Baggins i Pomfrey. Mogą obudzić się w każdej chwili.

- Panie przodem. – Albus wskazał jej dłonią, aby poszła przodem. Kobieta doskonale wiedziała, że czarodziej chce usunąć także jej wspomnienia, dlatego napięła swoje tarcze oklumencji tak mocno, jak tylko się dało. Kolejne tarcze nakładały się na siebie, tworząc ostre kolce w miejscu przecięcia poprzednich. Dla wykwalifikowanego oklumenty nie stanowiły one żadnego dyskomfortu, ale mogły takowy spowodować dla osoby naruszającej te tarcze. Jak Albus teraz.

Andromeda dokładnie wyczuła moment, w którym Dumbledore z gracją przeniknął do jej umysłu, próbując przebić się przez jej osłony. Z rozbawieniem odwróciła się twarzą w jego stronę, jeszcze bardziej napinając swoją mentalną obronę. Jej były dyrektor patrzył na nią z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.

- Czy naprawdę myślałeś, że jesteś w stanie zamieszać w mojej pamięci, Dumbledore? – Wiedźma zaśmiała się sarkastycznie, kiwając głową z politowaniem. – Może nie poślubiłam mężczyzny z czystokrwistej rodziny, ale sama z takowej pochodzę, a kochani rodzice od młodości uczyli nas bronić umysłu przed takimi jak ty – dodała ze złośliwym uśmiechem. W momentach takich jak ten ukazywała swoje ukryte oblicze, wewnętrzną Ślizgonkę, która nie pozwalała sobą pomiatać. A z pewnością nie dawała zgody na naruszenie jej przestrzeni osobistej.

Wygodnie pomijając naruszenie pamięci kilku osób zaledwie kilkanaście minut temu, musiała się teraz bronić. Od tego dziwnego ciepła w okolicach serca i igłach wbijających się w jej mózg, jakby próbowały odkopać zapomniane dawno wspomnienia. Istotne i ważne wspomnienia, od których mogło zależeć bardzo wiele. Instynkt podpowiadał jej, że dziewczyna leżąca w łóżku nie jest ot tak zwykłą nastolatką. Nawet gdyby nie widziała pergaminu z wynikami, z pewnością i tak zainteresowałaby się nią. To Bellatriks była najbardziej podatna i wyczuwała najlepiej z wszystkich sióstr Black otaczającą ją magię. Jednak zarówno Andromeda, jak i Narcyza także były bardziej niż przeciętna wiedźma zaznajomione z potencjałem magicznym innych przedmiotów, miejsc i ludzi.

Wypychając starszego mężczyznę ze swojego umysłu, leniwym machnięciem różdżki rozbroiła go i spętała, patrząc z satysfakcją, jak upada na kamienną podłogę całkowicie zaskoczony. Magia radośnie zatańczyła w jej żyłach, ciesząc się razem z nią, podjudzając Andromedę, podpowiadając kolejne nieprzyjemne klątwy, którymi mogła ugodzić dyrektora leżącego przed nią niczym na tacy. Część niej, o której myślała, że została głęboko pogrzebana ożyła, niczym szaleńcza pożoga, podpalając kolejne zakończenia nerwowe w jej ciele. Nagle pokusa, aby obezwładnić jeszcze bardziej Dumbledore'a wzrosła, a chęć zabrania ze sobą tajemniczej nastolatki narastała z każdą sekundą. Poddając się chwilowemu szaleństwu ich rodzinnej magii, wymamrotała:

- Drętwota.

Albus Dumbledore leżał nieprzytomny u jej stóp. Powtórzyła na nim zabieg zastosowany na Smarkerusie, zdecydowanie głębiej zamazując jakiekolwiek przyszłe plany w stosunku do panny Granger. Jedynym wspomnieniem, jakie zakotwiczy się w jego umyśle po dzisiejszym dniu będzie autoryzowanie wejścia dla jednej z uzdrowicielek ze Szpitala Świętego Munga, a ona będzie mogła zabrać dziewczynę ze sobą i odkryć, jaką enigmą jest naprawdę.

Od dawna nie czuła się tak... żywa. Miała ochotę podskakiwać i nucić, machać swoimi kręconymi włosami, obecnie spiętymi w ciasny i ulizany kok. Już rozumiała Bellę, to poczucie wolności, nieograniczaną wobec nikogo ani niczego, tylko ten przyjemny szum przepływającej przez ciało magii w najczystszej postaci... Przeniosła zapomnianego już mężczyznę do gabinetu pielęgniarki, wyczarowała przewrócone krzesło, które tłumaczyłoby obolałość Albusa i wróciła do głównej sali chorych. Przywołała ukryty w torbie uzdrowicielskiej nielegalny świstoklik i już chciała go aktywować, gdy usłyszała niewyraźne mamrotanie:

- Ciocia Dory?

***

Dwoje czarodziejów wpatrywało się w siebie bez słowa. Starszy przeżuwał cytrynowego dropsa, jednocześnie rozpamiętując wydarzenia minionego popołudnia. Młodsza wiedźma wykrzywiła usta w kpiarskim uśmieszku, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.

- Myślisz o tym samym, co ja, Andromedo?

- Obawiam się, że tak, dyrektorze – powiedziała Tonks, marszcząc brwi. – Dawno nie czułam czegoś takiego, przysięgam. Czułam się bardzo otępiała po zdjęciu tych blokad. Poza tym fakt, że porwałam się na próbę wymazania wspomnień twoich oraz innych... – Andromeda zamyśliła się na dłuższą chwilę. - Czułam takie wibracje magiczne tylko raz, podczas spotkania przyszłych rekrutów z Czarnym Panem u Oriona i Walburgi na Grimmauld Place lata temu – dodała.

Albus pokiwał głową ze zgodą.

- Zablokowałem wszystkie kominki, tak na wszelki wypadek, abyś nie tylko ty, ale i pozostali nie wpadli na tak szaleńczy pomysł, Andromedo – powiedział dyrektor. – Moje domysły się potwierdziły, jednak teraz nadszedł czas, aby dokładniej przyjrzeć się otoczeniu panny Granger.

- Czuję, że muszę jeszcze raz przeprosić, Albusie, Ale o jakich domysłach mówisz? – dopytała Tonks. – Chyba nie chodzi o... – Kobieta pobladła, a wyraz jej twarzy wskazywał na to, że brakujące elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce w jej głowie.

- Wrzesień 1979, słusznie się domyślasz, Andromedo. Wszak od piętnastu lat nie pamiętam straszniejszej nocy, oczywiście w kwestii pogody – dodał Dumbledore, odwijając kolejnego cukierka z papierka.

- Myślałam, że to tylko pogłoski rozpowszechnione przez zwolenników ruchu oporu na kontynencie, Albusie. – Uzdrowicielka przygryzła wargę w kontemplacji. – Czyżby oznaczało to, że podopieczna Minerwy pochodzi z czystokrwistego rodu? I to nie tylko niesławnego rodu Blacków, ale i ponoć wymarłej linii Blanc? Może być moją kuzynką?

- Myślę, że Madame Maxime mogłaby nieco rozjaśnić sytuację – podsumował rozmowę starszy mężczyzna, wstając zza biurka i kierując się w stronę żerdzi Fawkesa. – Niezbadane są wyroki życia, a przyszłość nie jest wyryta w kamieniu. Czasem trzeba dać sytuacji rozwinąć się samej, aby plony z zasianych ziaren bez presji rozkwitły w pełnym majestacie.

Wciąż zawstydzona Andy popatrzyła na Dumbledore'a, w lot łapiąc aluzję. Pożegnała się, ponownie przepraszając za wcześniejsze zajście, po czym opuściła szkołę przez sieć Fiuu. Ani Dumbledore, ani Tonks nie zwrócili uwagi na portret byłego dyrektora, który dyskretnie opuścił ramy i udał się do swojego odpowiednika w dworku znajdującym się we Francji. Po latach nadszedł w końcu czas ponownego okazania należytego szacunku Magii oraz odrodzenia szarej frakcji.  

***

Hej wszystkim! Po dłuższej przerwie spowodowanej serwisowaniem laptopa i nagłym choróbskiem wracam. 

Rozdziały będą się pojawiać od teraz co dwa tygodnie. Nie zostało mi nic innego jak pisać dalej, a Was poprosić o zostawienie feedbacku w komentarzach poniżej! Buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro