Rozdział szósty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziwne syknięcie obudziło mnie ze snu... Otworzyłam oczy i gwałtownie podniosłam. Obok mnie wił się jakiś wąż?!

- Co jest, do cholery?! - krzyknęłam, a gad zniknął.

 Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a po chwili zorientowałam, że jest coś nie tak jak trzeba... Ciemne powieszczenie, szafa, łóżko? No tak! Moja ręka. Nie bolała mnie już od jakiegoś czasu, a w ciele nie czułam żadnej broni, a już na pewno trucizny.

 Spojrzałam na ramię, a na nim był tylko czerwony bandaż. Wywnioskowałam, że z mojej krwi... Jednak jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu i od razu skierowałam swój wzrok na drzwi. Nic nadzwyczjnego, jakby nie dźwięk czyiś kroków.

- Itachi-kun? - krzyknęłam i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je, a przed nimi stał jakiś chłopak w okularach.

- Jak dobrze, że się obudziłaś. - zaczął nieznajomy.- Jak się czujesz? Nie masz zawrotów głowy? - zapytał z troską.

- Hę? - zdziwiłam się.

- Może jednak cię~...

- Nie, nie trzeba! - wrzasnęłam nagle.- Czuję się o wiele lepiej niż wcześniej... Miło, że pytasz.

- Martwiliśmy się o ciebie. Trucizna była bardzo silna, ale twój organizm dobrze sobie z nią radził. - oznajmił odchodząc.- Jak źle się poczujesz to mnie zawołaj.

- Zaczekaj!

 Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie. Jego oczy były jakieś dziwne...

- Gdzie ja jestem?

- Jednej z kryjówek Orochimaru. - powiedział i zniknął w ciemnościach.

- O-Orochimaru!? - krzyknęłam wystraszona.

 Nie mogłam uwierzyć, że taki wąż jak on był w stanie to zrobić. Najbardziej bałam się o Itachie'go i Kisame, a już na pewno o siebie! Przecież nie wiadomo co mi zrobił jak byłam nieprzytomna.

***

 Po długim, a raczej 5 sekundowym namyśle postanowiłam uciec. Nie miałam zamiaru patrzeć na tego kolesia. Jego głos mnie przerażał, a wygląd onieśmielał... Dziwny typek.

Do tej pory nie wierzę, że był moim sensei'em!

***

 Wyszłam po cichu z pokoju i zaczęłam przemierzać korytarze, które nie miały końca. Jednak, gdy szłam tak przed siebie, to miałam wrażenie, że robi się coraz ciemniej. Chciałam aktywować kocie oczy, ale trucizna w małym stopniu trzymała się jeszcze mojego ciała.

Mruknęłam, a ktoś przybił mnie do ściany. Wystraszyłam się dopiero wtedy, gdy poczułam jakieś ostrze przy szyi.

- Nie myśl o tym, że uciekniesz. - słowa te przeszyły mnie na wylot.

- Sasuke...-kun? - powiedziałam cicho. Zamurowało mnie.

 Chłopak prychnął i jednym ruchem, wciał powalić mnie na ziemię, ale zamiast mnie na ziemi, leżał Sasuke.

Chłopak się szarpał, a gdy podniosłam rękę, spojrzał na mnie.

- Kim ty w ogóle jesteś?!

- Może poznałbyś mnie gdybyś zaatakował mnie w jaśniejszym miejscu. - zaczęłam i puściłam chłopaka.- Wybacz mi Sasuke-kun, ale muszę iść.

 Oznajmiłam szybko i ruszyłam przed siebie. Wydawało mi się, że te korytarze są jakoś połączone...

[Time skip...]

 Biegłam i biegłam tak od godziny, a wciąż nie było końca. Nogi zaczynały nie boleć... Nie wspominając o plecach, które wcześniej zderzyły się ze ścianą.

- Orochimaru!! - krzyknęłam i wpadłam do jakiegoś powieszczenia.

 W środku siedział sam Orochimaru. Biegłam w jego stronę na celu mając go zabicie, ale w ostatniej chwili ktoś używając czakry walną mnie w prawy bok. Poleciałam na ścianę i zrobiłam przy tym wielką dziurę.

- I tak chcesz podziękować mi za uratowanie życia? - usłyszałam zachrypnięty głos.

 Na te słowa zamarłam, a ból narastał. Spojrzałam na prawy bok, który krwawił. Tego mogłam się spodziewać, gdy atakowałam dawnego sensei'a.

Popatrzyłam w jego stronę i zemdlałam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro