II. Złotousta gadzina i jej przechwałki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Witaj, Nel Butkute – przemówił smok. – Nie usiądziesz? Twoje kolana drżą.

Jego głos dudniał w uszach swoją głębią i pradawnością. Przy nim człowiek zdawał sobie sprawę, jak mało znaczył. Wojny? Obszerne metropolie? Przemysł? Efekt cieplarniany? Te problemy raptownie zmalały do nieistotnej niedogodności, którą smok i uosabiane przez niego moce mogły w mgnieniu oka unieszkodliwić.

Dziennikarkę przeraził inny szczegół. Ta gadzina znała jej imię i nazwisko! Jakby jej nie spopieliła swym ognistym oddechem tu na miejscu, a wydostała się na powierzchnię, zawsze mogła ją potem odnaleźć! Nel zaś nie podobała się perspektywa, że smok ją odnajdzie i wykończy. Musiała dowiedzieć się, co jest grane!

– Co jej się stało? – spytała drżącym głosem.

Ledwie trzymała się na nogach.

– Na pewno nie zemdlała na twój widok – mruknął smok rozbawiony.

Nel jednak nie było do śmiechu.

– Nie zemdlała na twój widok, skoro tu pracuje od samego początku – stwierdziła, powtarzając sobie w głowie jak mantrę: „Jeśli pofatygował się ten gad, aby poznać twoje imię, to jeszcze z tobą nie skończył. Jeszcze to bardzo dużo czasu, aby SMS do Piotrka przebił się przez zakłócenia."

Może i nie miała żadnych mocy, ale nie wstydziła się prosić o pomoc, gdy przychodziło do takich nonsensownych sytuacji, jak ona i smok sam na sam otoczeni ludźmi pod wpływem dziwnej magii.

Gad przez chwilę ważył w sobie słowa.

– Nie popadła w otępienie, lecz to miejsce odcisnęło na niej swój ślad. Wpłynąłem na nią, aby za pośrednictwem swojej osoby ściągnęła wsparcie. Teraz odpoczywa – wyjaśnił, opierając łeb na skale, lecz też nie gubiąc Nel z oczu.

– Tu nie ma zasięgu.

Smok wybuchł gromkim śmiechem. Jaskinia zadrżała, a bariera uwidoczniła się. Niebieskawa poświata pojawiła się na ułamek sekundy, rozmywając kontury potwora. Gdy zaklęty mur na nowo znieruchomiał i uniewidocznił, ten szczerzył swoje szpiczaste zęby.

– Niech zgadnę, tobie też mnie polecono do nie wiadomo czego – burknęła z przekąsem.

– Przetrząsnąłem pół sieci i trafiłem na ciebie, a że Internet nie kłamie, podrzucenie sugestii pani Maleckiej twojej kandydatury na przeprowadzenie wywiadu wydało mi się jedyną rozsądną opcją.

Kobieta uniosła na to brwi. Smok obeznany nie tylko z definicją internetu, ale biegle się nim posługujący? Nie... Nie kupowała tego. Pewnie gadał metaforami.

– Przecież nie ma tutaj mowy o sieci! Nawet magiczne łącza ulegają zakłóceniu.

– No tak.

Nel zmarszczyła czoło skołowana, a smoczysko wręcz przewróciło na to oczami.

– Swoim przebudzeniem powołałem do życia niezliczone stworzenia. Nie wypada, abym w dwudziestym pierwszym wieku, gdzie nie ma życia bez internetu, sam go nie miał.

– I jak rozumiem, nie ściemniasz z tym netem?

Smok pokręcił głową.

– To po kogo niby mam iść? – zapytała, zaciskając palce na telefonie. Że ten nie pęknął pod presją, wymagało pochwały dla projektanta. – Po policję? Czarodziejów? Guślarza?

– Nie chcę ich pomocy.

– Jako dziennikarka załatwię ci co najwyżej tyle, Mości Smoku – odparła.

Odskoczyła, gdy jakiś sprzątacz w przypływie energii z maniakalną pasją, zaczął szorować za nią podłogę.

– Potrzebuję, abyś ściągnęła specjalistę od aur magicznych o przeciętnej mocy, który sprawdzi, czy magia nie grozi gościom.

– Gościom! – wypaliła, zanim dotarło do niej, jak niedorzecznie często to słowo padło w ciągu ostatniej godziny. – Ty też chcesz stworzyć słowiańskie Jurassic Park?!

– Bogowie – warknął, a z jego nosa uszedł dym.

Nie musiał wiedzieć, co to park, ani nawet „Jurassic Park", ale Nel puszczały nerwy. Jej ton wyraźnie zdradzał, jakimi uczuciami darzyła pomysł uczynienia z „Wawelu" kolejnej atrakcji, o stosunku do smoka nie wspominając.

– Przecież nie trzeba być geniuszem, by zobaczyć, że coś tu jest poważnie nie tak! – wybuchła. Nawet nie zauważyła, jak smok się skrzywił i oddalił nieznacznie, nie prężąc się już tak dumnie. – Totalny dureń zwiałby gdzie pieprz rośnie, widząc tylko tych ludzi!

– Nie bądź dla siebie zbyt surowa. Ciekawość to nie grzech – wtrącił smok przekornie.

Dziennikarka zapowietrzyła się. Archaiczne gadziszcze się z nią drażniło!

W przypływie odwagi, czy też może głupoty, wytknęła go palcem.

– Uważaj, bo jeszcze ściągnę ci na głowę czarodziei, którzy zapieczętują ci paszczę i zobaczymy, kto wtedy będzie się śmiać!

– Umieram z przerażenia – sarknął. – Czy możemy najpierw załatwić jedno, a potem wystawiać na szwank wrażliwą dumę pobłogosławionych przez Welesa? Ten chaos trwa już kolejny tydzień i zaczyna mnie to powoli nudzić.

– Tak bardzo chcesz założyć park edukacyjny?

– Nie ja tu chcę stworzyć park rozrywki, tylko ta nawiedzona kobieta! – burknął, wskazując wzrokiem wciąż półleżącą przy ławce panią Malecką.

Tym samym przypomniał Nel o tym, że wypadałoby ją chociaż ułożyć w bezpiecznej pozycji. Niezgrabnym krokiem poszurała w stronę kierowniczki, cały czas gapiąc się na smoka. Oparłszy starszą kobietę o kamień przy ławce, stanęła jeszcze na chwilę z wyciągniętym telefonem w gotowości. Jednak ciężko było na pierwszy rzut oka stwierdzić, że robi ukradkiem zdjęcia całej sali. Nel wolała chuchać na zimne, jakby smok mógł wiedzieć, jak obsługuje się aparat w telefonie.

– Kompletnie nie rozumiem dokąd zmierza ta rozmowa – przyznała, drepcząc przed obszernym łbem smoka, to w jedną, to w drugą stronę. Cykała fotkę za fotką bez patrzenia, jak wychodzą.

– Park to tylko pretekst dla zarządców tego przybytku – mruknął smok. – No i dobra pożywka dla moich sugestii.

– Do czego?

Smok odchrząknął.

– Zacznę od uprzejmej prośby, abyś nie wyciągała pochopnych wniosków. – Na chwilkę przerwał, upewniając się, że Nel go wysłucha. – Moje przebudzenie przywróciło do istnienia wiele istot i otworzyło zamknięte przed wiekami bramy. Moja magia i tego miejsca od tamtego czasu jednak znacząco wzrosły na sile, a ludzie nie nabyli odporności na nie. Zabezpieczenia magiczne czarodziejów puszczają. Nagromadzenie mocy sprawia zaś... Sama zresztą widzisz.

– I co mam z tym niby zrobić?

– Z tym to akurat nic, ale doceniam chęci.

Smok pomachał olbrzymimi skrzydłami. Stały się półprzeźroczyste, a potem zupełnie niematerialne. Odsłaniały wrota do krainy jesiennych drzew, lawendowego nieba i aromatu dojrzałych jabłek. Kolejne machnięcie sprawiło, że na dno jaskini posypały się monety. Jedna z nich odbiła się od kamienia, przez co Nel mogła się jej przyjrzeć z bliska. Za niemym przyzwoleniem gada podniosła ją.

Szczerozłoty krążek z symbolem Swaroga ważył całkiem sporo jak na swój niepozorny rozmiar. Na dodatek błyszczał jak droga biżuteria w sklepie jubilerskim. Że też przeleciała przez barierę... Z drugiej strony smok mógł podsuwać mentalne sugestie pani Małeckiej, stali pracownicy jaskiń otumanieli, a gadzina stanowiła magię sama w sobie. Nel nie zdziwiłaby się, gdyby zaklęcia czarodziei bardziej służyły ochronie ludzi w jaskini przed niebezpieczeństwem niż więziły gada.

– Jak się stąd wydostanę, zostanę twoim sojusznikiem, przyjacielem, dozgonnym dłużnikiem. Dam ci górę złota. Przede wszystkim jednak unikniemy katastrofy magicznej z udziałem badaczy bądź tych gości, o których wspominałaś. Oni, – Wskazał pyskiem nieprzytomnych pracowników „Wawelu". – odzyskają wszystkie klepki, które tutaj pogubili pod ziemią.

– Podobno nikt niczego nie znalazł, jak tu przyszli po raz pierwszy – wtrąciła Nel, podnosząc monetę wyżej.

– Nie wiedzieli, gdzie szukać – odparł smok zarozumiale.

Gdy przesunął ogonem po ścianie groty, rozległ się charakterystyczny szelest. Odgłos ten nie różnił się niczym od tego towarzyszącego dużemu wężowi sunącemu po terrarium.

– Co zrobisz, jeśli się wydostaniesz? Puścisz cały Kraków z dymem? – spytała Nel, jeszcze nie myśląc za bardzo o tym, o jak poważnej rzeczy dyskutowali.

Smok sapnął:

– A czego byś sobie życzyła jeszcze w zamian za twoją pomoc?

W oczach Nel pojawił się niecny błysk. Nie musiała za bardzo się zastanawiać nad odpowiedzią. W swoich fantazjach już zdążyła sformułować ofertę wobec nie tylko smoka, ale i tajemniczych, jeszcze nie uchwyconych przez żadnego śmiertelnika bogów.

– Wszystkie sekrety przeszłości – powiedziała już bez cienia niepokoju czy wahania. – Przynajmniej z twojej perspektywy.

Smok mrugnął dodatkową, półprzejrzystą powieką. Z nozdrzy uszła strużka dymu, który zatańczył na prądach powietrza w jaskini.

– Zgoda – odparł niechętnie, gdy w swoim umyśle przeanalizował wszystkie dostępne opcje.

– Nie wierzę.

– Cóż za zuchwałość! – uniósł się, a ziemia zatrzęsła, gdy uderzył łapą o skałę z irytacji. – Mógłbym choćby w tej chwili roztrzaskać moje więzienie, zsyłając na tę krainę kataklizm jakiego to miasto jeszcze nie widziało. Znoszę to upokorzenie jedynie przez wzgląd na to, że jeślibym okazał otwarty opór wobec nowego porządku, ludzie wzięliby odwet na wszystkich z mojego rodzaju.

– Według legendy dręczyłeś ludność z tych okolic, a w każdej legendzie jest ziarno prawdy.

– Według tej legendy też pękłem jak balon, pijąc z rzeki bez umiaru, a zauważ, że mam się dobrze. Nie uważasz, że warto byłoby wysłuchać drugiej strony? Poszukać prawdy u źródła?

Oczywiście, że tak!

Nel, odraczając przystanie na propozycję smoka, walczyła ze swoją naturą. Piotrek wprowadził ją w magiczny świat. Z grubsza wiedziała, że wokół smoka krążyło wiele legend, a jego temat wzbudzał wielkie ożywienie w środowisku magicznym. Nawet sam przebąkiwał, że sytuacja wymagała podjęcia konkretnych działań, bo już najwyższa pora.

Problem w tym, że nie powinna podejmować takich decyzji. Przeczuwała, jak to się mogło skończyć.

Nel spuściła wzrok. Pani Małecka straciła przytomność akurat wtedy, gdy smok się przebudził i postanowił spróbować szczęścia. Czy to możliwe, że to on to sprowokował?

Istniała taka możliwość. Pozbawienie kogoś świadomości wymagało umiejętności, a przy tym niewiele moc, więc bariera mogła przymknąć na to oko. Dziennikarka wykluczyła zatem opcję zostawienia smoka samemu sobie. Jeśli ktoś miał podjąć decyzję, musiała donieść wieści z podziemi.

– Pomogę ci tylko, jeśli obiecasz mi na wszystkie bóstwa i istoty, Nawię oraz Wyraj, że nie skrzywdzisz Krakowian i będziesz rzeczywiście mi wierny do końca – powiedziała, próbując wzbudzić w sobie pokłady odwagi.

– Nel Butkute – wymruczał smok z aprobatą. Jego płowa łuska odzyskała blask, a spojrzenie wypełnił ciepły, ognisty blask. Nie poruszał pyskiem, gdy jego słowa dudniły w powietrzu. – Składam ci przysięgę na krainę Nawii i Wyraju, a także wszystkie bóstwa i innych mieszkańców tego wymiaru, że nie wezmę odwetu na ludziach. Mój ogień, moc oraz złoto są twoimi tak długo, jak oboje żyjemy.

Dziennikarka już wzięła głęboki oddech, aby wypowiedzieć swoją kwestię, lecz jej przedramię zapłonęło od bólu. Z jej gardła wyrwał się zaskoczony okrzyk. Nie mogąc podciągnąć rękawa, czym prędzej zdarła z siebie marynarkę, aby zobaczyć, co się działo.

– Mogłeś uprzedzić, że to zaboli – warknęła, walcząc ze sztywnym ubraniem.

– To nie jest dużo bardziej bolesne niż tatuaż – stwierdził leniwie.

– A skąd o tym wiesz?

– Przekonasz się w swoim czasie, dziewczę. Pani Małecka cię odprowadzi, poda ci pewną inspirację i udzieli... wywiadu – dodał zduszonym tonem, jakby ledwie tłumił śmiech. – Do zobaczenia.

Gdy smok zsunął się ku ciemnościom, ponownie przygaszony, a Nel została wreszcie sama, udało się jej dotrzeć do bolącego miejsca na skórze, wydała z siebie głuche warknięcie. Zamiast z wywiadem, skończyła ze smokiem na głowie i tatuażem na ręce. Wybornie wręcz...

Piotrek będzie wniebowzięty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro