1.10 || Wszystko się wzburza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystko co dobre, szybko się kończy, jak i w tym przypadku. Cios przyszedł z samego rana.

- Co, znaczy, że dziś wyjeżdżasz?! – Erian złapał Teres za ramiona. – Złożyłaś rezygnację już kilka dni temu, dziś odchodzisz i ja, twój przyjaciel od pierwszych dni tutaj, dowiaduję się o tym dopiero teraz?!

- Tak, wiem, powinnam ci powiedzieć, ale obawiałam się, że będziesz chciał mnie zmusić, żebym została.

- Mówisz tak, jakbyś mnie nie znała. Jesteś jedną z nielicznych osób, którym tutaj ufam, ale dobrze wiem, jak pokusa odejścia stąd jest kusząca.

- To może pojedź ze mną? Ojciec będzie po mnie za jakieś dwie godziny, ale możemy poczekać i wysadzić cię, gdzie będziesz chciał.

- Wiesz, że na razie nie mogę.

- Ile razy już to słyszałam...

- Błagam, nie zaczynaj.

***

Teres miała to do siebie, że szybko potrafiła jednać wokół siebie ludzi. Dlatego nie dziwił fakt, że cała frakcja Magów ją żegnała, a niektórzy próbowali zachęcić, żeby została. Erian nic nie mówił i tylko oglądał pożegnania.

Elf już wielokrotnie słyszał to jak kobieta była podobna do ojca. Jeśli dobrze pamiętał, wyglądała jak jego żeńska wersja. Byli tej samej rasy, oboje mieli rude włosy, ciemnofioletowe oczy i twarz gęsto usianą piegami. Jedynie tylko różnili się charakterami: ona była przebojowa i pewna siebie, a mężczyzna z kolei wolał trzymać się na uboczu i nie był aż tak towarzyski jak córka.

Po chwili przyjaciółka podeszła do niego i przytuliła. Miała na sobie czarne spodnie, prostą, białą koszulę i krótką, skórzaną kurtkę. Buntowniczy charakter stroju idealnie pasował do osoby, która go nosiła. Erian musiał przyznać, że jej nowe ubrania były bardzo przyjemne w dotyku...

- Będzie mi brakować tego twojego wiecznego niezdecydowania – powiedziała Teres z szyderczym uśmiechem, ostatnim, który elf mógł usłyszeć.

- A mi twoich docinek. Powodzenia.

- I nawzajem.

Kobieta wsiadła do wozu i wyruszyła, długo machając dawnym znajomym. Erian był jednym z tych, co został najdłużej. Jakiś etap się zakończył, ale trzeba była szybko rozpoczynać nowy.

***

Podstawą filozofii Ultimate'ów było rozmyślanie nad różnorodnością natury i tym jak łatwo daje, ale i zabiera. Nie było, więc zaskoczeniem, że oddawali przyrodzie szczególną część, może nawet większą od Wyroczni. Samą ich grupę można było z kolei podzielić na trzy warstwy, że wszystkie księgi na ich temat podkreślały to zagadnienie. Pierwszą z nich byli Nowocześni, z którymi Erian się utożsamiał – najczęściej dotyczyło się to Ultimate'ów, które w swoich rodzinach nie miały wielu pobratymców a czasem stanowili wręcz jednych przedstawicieli, co z kolei sprawiało, że najłatwiej utożsamiali się z resztą społeczeństwa i wyróżniał ich sam fakt posiadania mocy żywiołów. Następni byli Połowiczni, którzy korzystali ze znaków natury takich jak kształty chmur czy szukanie ukrytych symboli w dymie z ogniska, ale uznawali je jedynie za wskazówki, bądź porady, bo sami decydowali o swoim losie. Przedstawiciele tej warstwy z reguły mieszkali wśród innych faery, ale nie wtapiali się tak jak Nowocześni. Ostatni byli Ortodoksyjni, którzy natomiast uważali symbole za samą prawdę i swoje życie podporządkowywali tego typu przekazom a bunt nawet nie przyszedłby im do głowy. Oni byli najbardziej charakterystyczni, bo żyli w osobnych wioskach i wszystko, czego dotykali musiało mieć naturalny wygląd, a w szczególności stroje, które często wyglądały na staroświeckie lub biedne. Jednocześnie to była jedyna warstwa, która kategorycznie zabraniała związków swoich przedstawicieli z faery bez mocy oraz akceptowali małżeństwa z innymi warstwami, ale młodzi musieli mieć świadomość, że wielu Ortodoksyjnych patrzyło na taką parę nieprzychylnym spojrzeniem. Podobno jeśli parze z tej warstwy urodziło się dziecko bez mocy (co było mało prawdopodobne, ale wciąż możliwe) to to było od razu zabijane, ale nigdy nie znaleziono dowodów na tego typu praktyki. Erian podczas swoich misji dla Zakonu poznał przedstawicieli każdej grupy i nigdy nie mógł się opędzić od wrażenia, że Nowocześni i Połowiczni niezbyt ufali Ortodoksyjnym, bo często to właśnie oni byli powodem licznych ataków nietolerancji wobec Ultimate'ów. Sam elf musiał przyznać, że czuł się nieswojo w jednej z wiosek Ortodoksyjnych, lecz z drugiej strony musiano im przypisać autorstwo licznych tekstów o sile żywiołów, które Ultimate'y często powtarzały pod nosem podczas kontemplacji.

Erian co jakiś czas mamrotał pod nosem wyuczone formuły, gdy medytował. Nie powinien dziwić fakt, że rodzina nigdy go nie zmusiła do zapamiętania ich, ale elf od małego czuł wewnętrzny przymus, żeby się ich nauczyć. Właściwie to teksty Ziemi, Ognia, Wody i Powietrza były jego pierwszymi, gdy tylko nauczył się płynnie czytać. Teraz padło na medytację o żywiole ziemi.

- Ziemio, pozdrawiam cię: ty i ja jesteśmy jednej krwi. Ja to ty, ty to ja. Moje ciało jest stworzone z ciebie i innych żywiołów. Ty dałaś siłę i energię. Oczyść ciało i duszę z bólu, strachu i manny złych faery. Daj wolę życia i odrodzenia. Idę po ziemi, łące, a wokół rozkwita przyroda. Zdejmuje buty i dalej idę boso. Czuję twoją energię w podłożu i to jak wypełnia każdy skrawek ciała, bo czuję to sercem i duszą. Idę dalej, rośliny rosną, chowańce żyją w zgodzie z naturą. Dziękuje Ziemio. Bez ciebie nie ma nic. Ty i reszta żywiołów stanowicie nierozerwalną jedność.

Erian otworzył oczy i pozwolił sobie na ściągnięcie butów. Miękka trawa łaskotała go w stopy, przynosząc dziecięcą radość, a jego umysł wypełnił się dobrymi wspomnieniami: pamiętał pierwszy dotyk ojca i mamy i, choć wydawało się to niemożliwe, pamiętał pogodę jaka była, gdy się urodził a rodzice wyszli z królewskiego skrzydła szpitalnego do ich rodzinnego domu, który był tuż obok pałacu. Choć to była połowa lipca, było dość chłodno, pomimo słońca, a Akkar starał się osłaniać nowonarodzonego synka przed wiatrem a swoją szatę narzucił na plecy Luthien, jeszcze zmęczonej porodem.

Był tak poruszony, że aż ziemia zdawała się trząść. Erian chyba nigdy nie odczuwał tak silnych halucynacji... Nagle tak bardzo zapragnął położyć się do łóżka i spać przez cały tydzień, a może nawet i dłużej. Kiedy wstał, doznał nagłego otrzeźwienia umysłu i świadomości, że te wibracje nie miały nic wspólnego ze stanem jego umysłu. Prawdziwe trzęsienie ziemi rozchodziło się po całej wyspie, teraz czuł to wyraźnie i to tak bardzo, że znowu zakręciło mu się w głowie. Trzęsienie na wyspie nie powinno być raczej niczym nienaturalnym, ale Deronim do tej pory nie doświadczyło tego na własnej skórze. Erian mógł sobie tylko wyobrazić, co czuli mieszkańcy wioski czy Świątyni, ale już w głowie miał wizję panikującego tłumu, rozpaczliwie szukającego schronienia. Natychmiast odsunął się od drzewa pod którym medytował, bo wolał nie kusić losu. Rozstawił szerzej nogi, żeby złapać równowagę, choć wstrząsy nie były aż tak silne. Te po chwili ustały, ale jako Ultimate, elf już wyczuwał wstrząsy wtórne i się nie mylił, bo te nastały po chwili spokoju i były jeszcze silniejsze niż poprzednio. Nagle elf usłyszał hałas kruszącego się muru, który dochodził od Świątyni. W pierwszej chwili chciał tam pobiec, ale szybko zdał sobie sprawy, że mógłby skończyć pod sypiącymi się gruzami, choć chęć pomocy była silna to musiał ją na razie w sobie zdusić, nieważne jak to było to ciężkie. Kolejny wstrząs trwał krócej od pierwszego i Erian był pewny, że ten był ostatni. Pobiegł do Świątyni, żeby wpaść w centrum zamieszania. Tyle hałasów sprawiło, że elf stracił orientację i mimowolnie zaczął się bać. Bardzo cenił swoją samodzielność i nie chciał wracać do okresu tuż po wypadku, gdy wszyscy obchodzili się z nim jak z jajkiem lub kimś nieuleczalnie chorym , co z kolei sprawiło, że chciał pokazywać otoczeniu, że świetnie sobie radzi z resztą zmysłów, a w szczególności polegając na słuchu, więc, gdy było za głośno lub pobliski huk go tymczasowo ogłuszał to Erian już nieraz doznawał ataków paniki, najczęściej biegając w te i z powrotem, mówiąc coś niezrozumiale.

Nagle ktoś złapał go za ramię i odciągnął na bok.

- Już! – do elf doszedł głos Mistrza Nortona. – Spokojnie!

- Mistrzu, co się stało?

- Te wstrząsy mocno uszkodziły mury. Na razie doliczyliśmy się sześciu wyłomów, ale pewnie będzie więcej.

- Na Wyrocznię!

- Erian! Norton! – głos Rinaha przebił się przez zdenerwowany tłum. – Tutaj jesteście! Macie coś do powiedzenia?

- Niby, co? – Norton wystąpił naprzód.

- A pytam o jakieś ładne dziewczyny – Rinah przewrócił oczami. – Pytam czy macie coś wspólnego z tymi wstrząsami?

- Że niby ja albo Erian za tym stoimy?! No, jasne! Przecież nie mamy nic innego do roboty! Bardziej to ja powinienem spytać, czemu mury popękały. Od miesięcy mówiłem, że powinniśmy je wzmocnić, ale ciągle słyszałem ,,Dobra, dobra" i, co?

- Więc miałeś motyw, żeby je zniszczyć...

- Wyrocznio, daj mi siłę... – mruknął Norton, a brew Eriana powędrowała do góry, ale dla własnego spokoju nie odezwał się. – Czy ty siebie słyszysz czasem? Zresztą, teraz powinniśmy się raczej skupić na naprawie szkód niż obwinianiu siebie nawzajem, nie sądzi Mistrz?

Mistrz Rinah mruknął coś tylko pod nosem i po chwili zniknął w tłumie. Norton westchnął ciężko i odwrócił się w stronę Eriana.

- Wszystko dobrze?

- T-tak. Dziękuje.

- Pamiętaj, że zawsze możesz się do mnie zwrócić o radę, jasne? – mężczyzna poprawił kaptur przy płaszczu Eriana i sam ruszył, żeby upewnić się, że nikt nie został ranny.

Elf został jeszcze przez chwilę, poważnie zastanawiając się nad swoją wcześniejszą postawą wobec Nortona. Musiał to sobie powiedzieć wprost: było mu teraz zwyczajnie wstyd. A skąd te wstrząsy? Erian sam chciałby to wiedzieć.

***

Miiko lekko zacisnęła wargi i spojrzała na zebranych.

- Otrzymaliśmy informację, że na Deronim doszło do silnych wstrząsów – zaczęła poważnie, śledząc reakcję pozostałych. Jak przypuszczała, wiele spojrzeń padło na Ezarela, który się jeszcze bardziej wyprostował. Kitsune dostrzegła lekkie drżenie jego rąk. – Na szczęście nikt nie został rannych a trzęsienie w miasteczku było znacznie słabsze. Niestety, większa siła przeniosła się na Świątynie Zakonu Lumino, przede wszystkim tworząc wiele dziur w murach, które do tej pory były chlubą budowli. Nieoficjalnie wiemy też o kilku wybitych szybach i ogólnym bałaganie na podziemnych piętrach, szczególnie w zbrojowni. Jak wszyscy wiemy, choć może tego nie widać od razu, Straż Eel i Zakon są połączone wieloletnim traktatem przyjaźni. Skontaktowałam się już z ich przywódcą, który przyjął naszą ofertę pomocy pod namową większości Rady, w celu dostarczenia części materiałów i wsparciu w początkowych fazach odbudowy. Zastrzeżono mi jednak, żebyśmy dostosowali się do podanej listy, która nie jest długa i, żeby zabrano małą grupę z racji, że będziemy musieli spać na statkach, bo w Świątyni nie ma wiele miejsca. Skład z członków Straży został już wybrany, jedynie musimy ustalić dowództwo w grupie. Jako przywódczyni, pojadę ja i potrzebuję jeszcze jednej osoby z Lśniącej Straży. Czy jest ktoś chętny?

Wszyscy w milczeniu spojrzeli na siebie. Zakon ostatnio nie cieszył się najlepszą opinią a ich lider, Rinah, już dał się poznać jako osoba mało przyjemna. Ogólnie coraz mocniej można było wyczuć opinię o członkach Zakonu jako egoistach, dbających tylko o własne interesy. Erian okazał się zupełnie inną osobą, ale to było za mało, żeby zmienić ogólny pogląd a Ezarel już kilka razy spotkał się z pytaniami, co jego brat właściwie tam robił.

Elf podniósł rękę do góry.

- Ja pojadę. Raczej nie przywitają mnie tam z otwartymi ramionami, ale umiem też z nimi rozmawiać.

Miiko skinęła na niego głową.

- Wyruszamy jutro rano.

***

Erian miał jeszcze chwilę oddechu przed pracami naprawczymi, więc wykorzystał ostatnie godziny względnej swobody, żeby odebrać nową chorągiew do Adrestii i trochę ją posprzątać, zanim zacznie mu służyć, co elf wręcz czuł całym sobą. Miał już za sobą kilka próbnych kursów dookoła wyspy i musiał przyznać, że dość szybko rozumiał o, co chodzi, głównie dzięki pomocy magii wody, wiatru i czasem ziemi, która ostrzegała go przed mieliznami czy wystającymi skałami. Na razie największy problem stanowiły liny od poszczególnych żagli i te wszystkie węzły. Istniało dużo zaklęć pozwalającego na szybkie wiązanie sznurów, ale Erian już się uparł, że chce się tego nauczyć samodzielnie. Na razie skończył ze związanymi rękami.

Gdy zamawiał chorągiew, mógłby jedynie prosić o kawałek materiału bez żadnych wzorów, ale chciał, że bandera była ,,jego". Dlatego wybrał fioletową, sześcioramienną gwiazdę z kilkoma małymi płomieniami dookoła na błękitnym tle, które zdawało się skrzyć niczym tafla wody na słońcu – fiolet był jego aurą a jako Ultimate najbliżej mu było do żywiołów ognia i wody. Założenie chorągwi poszło mu sprawnie, gdy nagle z dołu usłyszał ja Norton go wołał:

- Erian! Chodź tu!

- Moment! – elf chwycił za linę, którą zgrabnie opuścił się na dół. Znajoma aura stawała się coraz wyraźniejsza... Erian stanął nad nadburciu i zeskoczył, z gracją lądując na ziemi, że nawet się nie zachwiał.

- A kogoż to ja wyczuwam? – uśmiechnął się w stronę Ezarela. – Dwa spotkania w tak krótkim czasie? Gdzie to zapisać? Co tu robicie? – ostatnie pytanie zadał już poważniejszym tonem.

- Straż Eel wysunęła propozycję pomocy w naprawach – wtrącił się Norton. – Nie słyszałeś?

- Chyba musiało mnie to ominąć... A właśnie! Czy już wystawili rozpiskę prac dla frakcji?

- Rinah ma ją ogłosić po obiedzie. Dlatego prosi, żeby wszyscy przyszli na jedną porę. Pomóc wam w czymś? – mężczyzna spojrzał w stronę Miiko.

- Dziękuje, ale damy sobie radę. Do zobaczenia później! – kitsune uśmiechnęła się w stronę Eriana, po czym wróciła z Ezarelem w stronę statków Straży.

- Lubi cię – rzucił radośnie Norton w stronę Eriana.

- Co?

- A nic, to taka tylko luźna myśl.

***

Jako, że goście z Lśniącej Straży nie byli zbyt liczną grupą to wszystkich posadzono przy stole przeznaczonym dla członków Rady, skąd ci mieli dobry widok na pozostałe. Stołówka roiła się teraz od mnóstwa faery i poproszono ich, żeby przy każdym ze stołów siedziały tylko osoby z danej frakcji.

Miiko z ciekawości przyjrzała się im wszystkim i zaskoczyło ją to nierównomierne rozłożenie członków. Najwięcej było Mędrców, Wojowników i Magów, którzy siedzieli jeden obok drugiego. Nietrudno było dostrzec, że jeszcze kilka osób i niektórzy nie mieli, by już miejsca. Zwiadowców, Medyków i Strategów też było całkiem sporo, ale między nimi było już więcej luzu. Mniej było Opiekunów, ale to Infiltratorzy stanowili najmniej liczną frakcję. Wszystkie stoły były jednakowych wymiarów i bez problemu mogło przy nich usiąść co najmniej czterdzieści osób a frakcja, do której należał Erian liczyła zaledwie dwunastu członków: dziesięciu mężczyzn i dwie kobiety. Podczas powrotu z misji z Kryształem, elf powiedział jej, że Zakon już miał kilka sytuacji, że jakieś zadanie trzeba było przełożyć, bo wymagało ono pomocy skrytobójcy a żaden nie był wówczas dostępny. Stąd słyszał plotki, że Rada miał podobno dyskutować o połączeniu ich grupy ze Zwiadowcami, ale następnie sam podkreślił, że to mało prawdopodobne, bo Zakon, mimo wszystko, w pewnych kwestiach jest nieugięty a jakakolwiek ingerencja w odwieczne podziały była jedną z tych. Lumino przede wszystkim rozsławili się swoimi akcjami z ukrycia a frakcja, która się tym parała była najmniej liczna, a w pozostałych Świątyniach sytuacja była tylko gorsza – dla Miiko wydawało się to, co najmniej, dziwne, jeśli nie paradoksalne. Jednocześnie kitsune zwróciła uwagę na przyjazną atmosferę wokół ich stołu. Byli tutaj niecały dzień, a kitsune już była świadkiem kilku kłótni reprezentantów niemal wszystkich grup, ale nie Infiltratorzy – oni otwarcie o czymś rozmawiali a uśmiechnięte twarze świadczyły, że lubili swoje towarzystwo. Dostrzegła, że mężczyzna siedzący po prawej stronie Eriana powiedział elfowi coś tak śmiesznego, że ten wybuchnął głośnym śmiechem, co szybko udzieliło się pozostałym. Jednocześnie widać było, że pozostali przyglądali się im jak grupie wariatów - zwłaszcza Medycy spoglądali na nich z pogardą, ale elf jej wcześniej zdradził, że ta grupa od zawsze miała wysokie mniemanie o sobie.

Wszyscy już kończyli posiłki, gdy Rinah wstał od stołu.

- Przede wszystkim chciałbym powitać naszych gości ze Straży Eel – skierował głowę w stronę Ezarela i Miiko. Na ułamek sekundy można było u niego dostrzec lekceważące spojrzenie w stronę elfa. – Jestem pewny, że ich wsparcie przyda się nam podczas naprawy uszkodzeń w wyniku tamtego niefortunnego zdarzenia. Nasze mury powinny znowu wrócić do dawnej łaski, więc niech frakcje Wojowników i Magów pomogą przybyszom w naprawach - faery z wymienionych grup wyglądały na bardzo dumne z wytypowania. – Mędrcy i Medycy zajmą się ogólnym sprzątaniem śmieci i niech też oni zajmą się wymianą wybitych szyb. Opiekunowie i Stratedzy niech z kolei upewnią się, co do sytuacji i wiosce, i pomocą dla mieszkańców. Infiltratorzy niech zajmą się sprzątaniem w naszych podziemnych zbrojowniach – grupa lekko skrzywiła się na te słowa. Ktoś z nich nawet jęknął a jednorożec obrzucił ich stół wymownym spojrzeniem. – Wszystkie prace rozpoczną się jutro z samego rana, ale niech Infiltratorzy zaczną już dzisiaj – jęknięcie ze strony skrytobójców było jeszcze głośniejsze, kilka osób nawet głośno zaczęło mówić, że to niesprawiedliwe. – W tej kwestii nie ma dyskusji – Rinah zakończył zdecydowaną odpowiedzią. Infiltratorzy niechętnie wrócili do posiłku.

***

Miiko znalazła Eriana, gdy zanosił kilka dużych koszy, żeby posegregować broń i łatwiej ją umieścić na miejscu. Nie musiała mu się zbytnio przyglądać, żeby dostrzec, że był zmęczony. - Hej. Jak idzie?

- Szczerze? Nijak. Uwierz mi, nie chcesz widzieć tego syfu w zbrojowni.

- Może jednak wam pomóc? Przyśle kogoś ze Straży i...

- Nie! – Erian odstawił kosze na ziemi. – Miiko, my damy sobie radę, serio. Poza tym widziałaś Rinaha, jeśli odkryje, że ktoś inny nam pomógł to będziemy mieli przechlapane. Kilka osób już pada ze zmęczenia i, wierz mi, znienawidzą cię, jeśli tylko dostaniemy więcej roboty.

- Zabrzmiało tak, jakbyś się o mnie martwił – dostrzegła lekki rumieniec na twarzy elfa, który ten szybko starał się ukryć pod najzwyklejszym uśmiechem.

- Przecież jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

- Taa... Ja chyba muszę już wracać na statek. Postarajcie się nie zamęczyć, dobra?

- Słowo.

***

,,To się dzieje za szybko!", Miiko chodziła w te i z powrotem po swojej kajucie. ,,Znamy się tylko trochę ponad miesiąc, a on... Dobra, jest przystojny, silny, ale i czuję się przy nim jakoś bezpieczniej... To nie ma sensu!". Zatrzymała się, bo zajrzał do niej Ezarel.

- Wszystko w porządku? Słychać twoje dreptanie na całym statku. Jeszcze chwila i zrobisz dziurę – zaśmiał się z własnego żartu. Miiko tylko przewróciła oczami. Mogłaby wyznać swoje myśli Ykhar lub Huang Hua, ale Ezarelowi? Po pierwsze: był bratem Eriana i mógłby coś mu wygadać. Po drugie: nie chciałby mu mówić czegoś ważnego a elf wszystko obróciłby w żart. Ale z drugiej strony... Nie, zdecydowanie nie! Przecież sama czasem nie wiedziała, co myśleć o niebieskowłosym z Zakonu. Po prostu było za wcześnie na jakiekolwiek osądy, a zwłaszcza na rozmyślanie o uczuciach, które mogły jej się teraz tylko wydawać, bo mogła być jedynie zauroczona i za kilka tygodni będzie się śmiać na myśl, że sądziła, że była... Nie, nie chciała nawet myśleć o tym słowie. To za szybko.

- Nic takiego. Po prostu odnoszę wrażenie, że Rinah nie bez powodu dał Infiltratorem taką pracę i, że mieli już zaczynać.

- Czyli nie jestem jedyny. A tak swoją drogą, myślałem, że będzie gorzej. Mam wrażenie, że niewielu...

Miiko jakoś nie zapamiętała, co dalej powiedział.

***

Co jak, co, ale Miiko musiała przyznać, że w kwestii alchemii Ezarel był zawodowcem. Była świadkiem jak kłócił się kimś od Medyków, gdy ci tworzyli eliksiry dla Wojowników i Magów, które miały na zespolić materiały na wyrwy. Elf jasno dał im do zrozumienia, że ich pomysł może i był skuteczny, ale działaby, co najwyżej przez rok, mury, by się potem znowu posypały i trzeba, by wszystko zacząć od nowa. Po dłuższej wymianie nieprzyjemności, Medycy jednak musieli przyznać mu rację.

- Naprawdę się cieszę, że tu nie zostałem – mruknął elf, gdy on i kitsune zostali sami. Po chwili dostrzegli Rinaha, który przeszedł niedaleko nich, zaczytany w jakichś papierach. Niby to nic wielkiego, do momentu, gdy nagle pojawił się Erian. Mężczyzna nawet nie spojrzał na brata czy Miiko, tylko pewnym krokiem szedł za jednorożcem. Od razu można było zobaczyć wory pod jego oczami, włosy w nieładzie i szatę podziurawioną w kilku miejscach, jakby nadział się coś ostrego.

- Mistrzu Rinah! – elf wrzasnął wściekły. Jednorożec odwrócił się w jego stronę, a twarz nie zdradzała absolutnie nic. Ezarel i Miiko ostrożnie podeszli tak, żeby ich nie zauważono. – Kto wpadł na pomysł, żebyśmy pracowali całą noc?!

- Ja, a co?

- Czy Mistrzowi już kompletnie rozum odebrało?! Dwie osoby już zemdlały ze zmęczenia, a cztery kolejne wylądowały w skrzydle szpitalnym od ran od porozrzucanej broni, bo nikt nie raczył nam dać nawet najprostszych ochraniaczy!

- Zbrojownia to jeden z naszych kluczowych punktów, więc musi szybko wrócić do ładu – Rinah mówił oschle, choć i on zaczynał się wyraźnie irytować. – A to, że nie uważacie podczas pracy to już nie mój problem.

- My nie uważamy? Czy Mistrz kiedykolwiek zaglądał do zbrojowni? Tam jest jedna wielka kupa stali i się po prostu nie da na coś nie nadziać! Ma pan natychmiast wydać nam jakieś ochraniacze i skrócić czas pracy, bo jakoś inne grupy nie mają problemów z wyegzekwowaniem podstawowych praw! Czy wyraziłem się jasno?

Róg Rinaha nagle rozbłysnął i elf uniósł się kilka centymetrów w powietrze a wokół jego szyi zacisnęło się pasmo światła. Erian wydał z siebie zdumiony okrzyk i, nieskutecznie, próbował rozerwać więzy, z trudem łapiąc powietrze.

- To ja tu decyduje a wy jesteście tylko od wykonywania poleceń! – krzyknął jednorożec a więzy zacisnęły się. – Zrozumiałeś to w końcu?

- WYSTARCZY! – Ezarel jako pierwszy wychylił się z ukrycia, dobywając broń. – Puść go!

Rinah nie odpowiedział, ale światło zniknęło a Erian padł na kolana, ciężko dysząc. Miiko podbiegła do niego, żeby upewnić się czy wszystko było w porządku. Po chwili wstała i stanęła obok młodszego z braci, groźnie spoglądając na jednorożca.

- Nie jest z pana zbyt dobry przywódca – syknęła Miiko, mocniej ściskając swoją laskę. – Czy dobrze słyszeliśmy, że Infiltratorzy zostali zmuszeni do pracy ponad swoje siły?

Rinah nie odpowiedział, tylko odwrócił się na pięcie i podszedł.

- Patrzcie jaki odważny – warknął Ezarel. – Poszedł sobie, gdy tylko sprawy zaczęły iść nie po jego myśli – spojrzał na Eriana, który już zdążył wstać o własnych siłach i masował obolałą szyję. – Naprawdę się dziwie jak ty z nim wytrzymujesz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro