1.11 || Co masz właściwie robić?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sprzątanie zajęło Infiltratorem kilka dnia i już się obyło bez większych nieprzyjemności. Wszyscy padali na twarz, ale świadomość końca pracy zadziałała wręcz zbawiennie. Erian z kolei najbardziej się cieszył, że nie dano im nowego przydziału, czego się obawiał po scysji z Rinahem. Możliwe, że obecność Straży Eel powstrzymała część zapędów jednorożca, co z kolei rodziło obawę, co się stanie, gdy ci wrócą do Kwatery Głównej. Ani Erian, ani nikt z jego frakcji na razie wolało o tym nie myśleć. Jednocześnie trzeba było przyznać jedno: wcześniejsze rozpoczęcie prac sprawiło, że Infiltratorzy zyskali wolne popołudnie, gdy reszta jeszcze kończyła. Większość wróciło do swoich pokoi z zamiarem spania najdłużej, jak to tylko będzie możliwe. Erian natomiast postanowił skorzystać z przyjemnej pogody i odpocząć na małej plaży niedaleko portu. Zrzucił ubrania, zostając tylko w szortach, po czym pozwolił ciału dryfować po powierzchni wody. Jego twarz otaczały niebieskie włosy, które momentami zdawały się zlewać z czystą wodą. Na jego bladej skórze było już kilka blizn, pamiątek po paru misjach, które przypominały, że nawet skrytobójca powinien znać podstawy walki. W tej swobodzie czuł jak cała Eldarya trwała, gdy on był zawieszony w spokoju i własnych myślach.

To była miła odmiana od poczucia ciągłej obserwacji.

Choć nie powinien się dziwić. Gdy pierwszy raz przekroczył progi Świątyni, Lumino od razu dali mu do zrozumienia, że mieszanka ślepoty i mocy Ultimate'a sama przykuwała wzrok. Najpierw dyskutowano czy sobie w ogóle poradzi, zwłaszcza po Ceremonii Wyboru. Wielu też poddawało w wątpliwość jego wolę walki przy użyciu tradycyjnej broni, bo już od pierwszych dni dał się poznać jako osoba, która niechętnie korzystała ze swoich mocy. Koniec końców, udowodnił niedowiarkom, że ślepy potrafił dobrze wymachiwać mieczem, a nawet dwoma, jeśli tylko wystarczająco zaufał pozostałym zmysłom i instynktom wojownika. Co, jak co, ale przez te dziewiętnaście lat jako Lumino nabrał doświadczenia, ale też i wiedzy, pokazując swój upór i dążenie do sprawiedliwości. A teraz coraz częściej myślał o odwieszeniu płaszcza i szukaniu swojego miejsca w świecie.

Drobne kroki po piasku i ruch przy wodzie szybko dały mu znać, że ktoś nadchodził, żeby przerwać tą chwilę.

Mistrz Norton obserwował go z brzegu i nie musiał nic mówić, żeby elf zwrócił na niego uwagę i wrócił na ląd. Dawniej elfa, by to denerwowało, ale teraz jego relacje z brownie uległy znacznej poprawie i mniej formalne.

- Jednak nie odcinasz się od żywiołów tak jak kiedyś – rzucił Norton, gdy Erian się ubierał.

- Nie mogłem się powstrzymać – odparł elf, poprawiając cienki pasek, który podtrzymywał jego spodnie w jednym miejscu. Potrząsnął głową, wytrzepując krople wody. Gdy tak stał, jego włosy zdawały się nabierać nowego blasku i układać lekkimi falami, niczym tafla spokojnego jeziora (nie bez powodu się mówiło, że bliski kontakt z żywiołami dział na Ultimate'y wręcz regeneracyjnie). – Coś się stało?

- Nie, ale po drodze wpadłem na Larissę i ta poprosiła mnie, żeby cię złapał i przekazał, że chcę cię widzieć.

- No dobra, to idę – elf szybko nałożył resztę ubrań i truchtem ruszył w stronę Świątyni.

***

Gdyby każdy Lumino przychodził z jakąś sprawą do Rady to zapanowałby chaos. Dlatego padł pomysł, że każda frakcja typowała swojego ,,przewodniczącego", który najczęściej wypowiadał się przed Mistrzami i przekazywał informację pozostałym. Zazwyczaj wybierano najstarszą osobę z grupy lub tą, która najbardziej się wyróżniała i można powiedzieć, że Larissa spełniała obydwa ,,wymogi". Miała już czterdzieści lat, ale jej słabość do zabawy sprawiała, że Infiltratorzy żartowali, że kobieta miała duszę nastolatka, który utknął w ciele dorosłej kobiety. Jednocześnie nie można jej było zarzucić braku instynktu skrytobójcy a jej historia mogłaby śmiało startować w konkursie na jedną z najbardziej niecodziennych. Przepaść poglądowa Lumino i Fenghuangów była wiedzą tak powszechną jak to, że trawa jest zielona a niebo niebieskie, więc nie dziwił fakt, że przedstawicieli tej rasy w szeregach Zakonu można, by policzyć na palcach jednej ręki. Larissa wywodziła się od nich, ale często podkreślała, że od dzieciństwa nie czuła się przywiązana do kultury czy świątyń, stąd dołączyła do Lumino, gdy tylko nadarzyła się okazja. Na szczęście, mogła liczyć na wsparcie rodziców i Larissa utrzymywała z nimi bardzo dobre kontakty, nawet jeśli widywali się raz na rok lub rzadziej. To wszystko się przekładało, że kobieta była osobą godną zaufania i, do której można było się zwrócić z każdym problemem. To i jej ciemna karnacja połączona z jasno blond włosami sprawiało, że cieszyła się dużym zainteresowaniem ze strony Lumino, głównie męskiej części Zakonu.

Przewodniczący mieli zapewnione pokoje jednoosobowe, mieszczące się tuż przy gabinetach Mistrzów. Erian dotarł pod jej drzwi i zapukał. Kobieta zaprosiła go do środka.

Jej pokój bardzo przypominał ten elfa, z tą różnicą, że jej łóżko było znacznie wygodniejsze a biurko nie wyglądało jak stół poskręcany na szybko. W pomieszczeniu przewijały się wszystkie odcienie niebieskiego, ale można było dostrzec kilka symboli Fenghuangów, które jednak były bliskie sercu przewodniczącej Infiltratorów. Mimo tej pozornego chłodu, Erian nigdy nie czuł się nieswojo.

Elf usiadł naprzeciwko Larissy a ciche skrobanie pióra o pergamin świadczyło, że pracowała nad dokumentami (wszyscy byli przekonani, że Rada przesadzała z ilością obowiązkowej dokumentacji, ale nikt nie mówił o tym głośno).

- Dzięki, że próbowałeś przekonać Rinaha o naszym przydziale – mówienie sobie na ,,ty" nie było niczym niezwykłym. – Podobno próbował cię udusić – drugie zdanie wypowiedziała zdecydowanie ciszej.

- Nie ma o czym mówić. Przecież wszyscy wiemy, jaki Rinah jest. Dobrze, że Ezarel i Miiko tam byli, bo nie powiem, Mistrz napędził mi strachu.

- Każdemu, by się chyba włos zjeżył na głowie, my na razie możemy się tylko dostosować – kobieta na chwilę smutno zwiesiła głowę, ale potem uśmiechnęła w stronę Eriana. – Ale zostawmy to, bo nie po te cię ściągnęłam. Jak wiesz, prace dobiegają końca i zarówno Zakon, jak i Straż będą miały konkretne formuły od ukończenia przed powrotem do Kwatery Głównej. Chcę jednak otwarcie poruszyć inną kwestię.

- Zamieniam się w słuch.

- Przede wszystkim, uważam, że godnie reprezentowałeś Zakon podczas misji ze skażonym Kryształem, nawet, jeśli zakończyło się... z dość nieoczywistym rozwiązaniem – jej wzrok na sekundę powędrował w stronę markera elfa. - Jeszcze nieoficjalnie, ale na horyzoncie majaczą nowe sojusze dla jednej i drugiej strony, choć nasze możliwości są o wiele mniejsze. - Temperatura w pomieszczeniu, jakby nieco opadła a Erian lekko zacisnął wargi. Kilka miesięcy temu, pakt pomiędzy Zakonem a Lund'Mullhingar został zerwany w dość... nerwowej atmosferze. Królestwo elfów zarzucało Lumino, że ci pozwalali się wtrącać w wewnętrze sprawy pałacu, gdzie Zakon zasłaniał się chęcią pomocy. Król Gillar III Hazza postanowił nie bawić się w słowne przepychanki i zerwał porozumienie podpisane za czasów jego dziadka. Obecny władca Lund'Mullhingar od zawsze był nerwowy, ale społeczeństwo elfów całkowicie popierało tą decyzję, a zwłaszcza arystokracja. – Jak wiesz, misja dość niespodziewana udowodniła porozumienie pomiędzy Strażą Eel a Zakonem, więc Rinah wyszedł z pomysłem, żeby jeszcze bardziej podkreślić przyjaźń instytucji. Dlatego parę godzin temu padł pomysł, żeby jedna osoba z Zakonu przeniosła się do Kwatery Głównej jako swoisty łącznik i źródło informacji dla faery ze Schroniska i nie tylko. Osobiście myślę też, że Rada chcę pokazać, że Zakon nie żyje w takiej bańce jak wielu się wydaje.

- Czyli chcesz powiedzieć...

- Tak. Rada chcę, żebyś to ty objął tą funkcję, jako, że już nawiązałeś wiele relacji w szeregach Straży. O dziwo, to właśnie Rinah podsunął twoją kandydaturę.

Erianowi często brakowało słów i to była jedna z tych sytuacji. Rozluźnił się na krześle, analizując słowa Larissy. Z jednej strony tak często myślał o opuszczeniu Zakonu, ale, gdy już pojawiła się taka opcja, która przybliżała tą decyzję... nawet nie ukrywał, że oferta zbiła go z tropu. Ostatnio coraz częściej wyobrażał siebie w szeregach Straży, ale to były czyste rozmyślania typu ,,co, gdyby...", często mało realne. Jednocześnie, już wyobrażał siebie w Kryształowej Sali, debatując ze Lśniącą Strażą na temat dalszych relacji z Zakonem. Wiedział, że będzie go czekało mnóstwo samodzielnej pracy, ale poczucie autentycznego działania, żeby nieco oczyścić wizerunek Lumino, napawał go dużą dawką radości, której nie czuł od dawna.

- Zgadzam się.

Dwa słowa, ale wystarczyły, żeby Larissa zaczęła przygotowywać oficjalny dokument, który potwierdzał słowa elfa. Już wkrótce życie Eriana miałoby wskoczyć na nowe tory, ale mężczyzna myślał o tym z, niecodziennym dla niego, optymizmem.

***

- Jest i nasz nowy łącznik! – rzucił Ezarel, gdy Erian pojawił się w porcie z bagażami i chowańcem. Frien doskonale oddawał podniecenie właściciela, bo latał nad nim nieustannie, po czym nagle poleciał w stronę Adrestii. – Witamy na pokładzie.

- Przyznam, że nie pomyślałem, że w najbliższym czasie wrócę do Kwatery – odparł elf, nerwowo poprawiając pasek torby.

Miiko stanęła między braćmi.

- Przyznam, że ucieszyłam się na wiadomość, że przyjąłeś propozycję. Wysłałam już odpowiednie wytyczne i pokój, który zajmiesz powinien być gotowy do naszego powrotu. Wiadomo, na początku nie będzie się wyróżniał, ale z czasem będziesz mógł dodawać coś od siebie.

- Dziękuje, ale czy to nie za dużo? – Erian z trudem ukrywał zakłopotanie. Już teraz czuł tą całą poważną atmosferę jak podczas pierwszego dnia wśród Strażników.

- Zapewniam, że nie będzie ani odrobiny przesady – mimo poważnego charakteru wypowiedzi, Miiko uśmiechała się przyjaźnie do elfa. – Szczegóły współpracy omówimy na miejscu.

- Oczywiście. A mogę płynąć za wami Adrestią? Właśnie skończyłem doprowadzać statek do powrotu na kursy, więc nie chciałbym jej tu zostawiać.

- Nie widzę problemu.

***

Pierwsze tygodnie były ściśle zależne od zawiłych procesów mających na celu wprowadzenie Eriana w życie Straży, jak i przystosowanie otoczenia, żeby ten mógł swobodnie wykonywać nowe obowiązki. Ykhar i Kero dołożyli wszelkich starań, żeby stosy nowej dokumentacji były kompletne a elf otrzymał wszystkie potrzebne informacje. Erian był im wdzięczny za pomoc, ale szczerze po trzech tygodniach miał już powoli dość. Wprawdzie musiał odpowiadać na wszystkie listy i pytania odnośnie działalności Zakonu od faery z niemal całej Eldaryi, pisać do Rady mnóstwo raportów, jak i przekazywać ich słowa Lśniącej Straży, więc musiał się dużo nauczyć, ale nie miał problemów z przyswajaniem owej wiedzy, ale i tak często tłumaczono coś mu po kilka razy. Całe szczęście, że mógł odreagować natłok zadań i stres na stosie poduszek w jego nowym pokoju.

- Erian – zaczęła Ykhar. Elf dopiero ostatnio wyczuł, że brownie przeżywała całą sytuację nawet bardziej od niego i, jakby jeszcze rozpamiętywała sytuację, gdy przy ich pierwszym spotkaniu, nieświadomie, poruszyła kwestię jego alchemicznych umiejętności i ich wpływ na wzrok mężczyzny. – Dzisiaj nie przyszły żadne listy z zapytaniami, jak i na dzisiaj nie planujemy żadnych zebrań w Kryształowej Sali, ale właśnie dostałam notatkę od Miiko, żebyś wieczorem udał się na plażę z dokumentami i przekazał je jednemu z naszych sojuszników.

- Ja mam to zrobić? I, co to są za dokumenty?

- Bardzo poufne, dlatego Miiko podkreśliła, żebyś to ty się tym zajął.

- No dobra.

Erian z całych sił starał się po sobie nie pokazywać, że cała sytuacja go niepokoiła. Sama notatka jeszcze brzmiała sensownie, ale elf nie sądził, że Miiko zleciłaby przekazanie tak poufnych sytuacji po zmierzchu i to w miejscu, gdzie z reguły ciężko o dobrą kryjówkę. Choć Erian wypowiadał się przed całą Lśniącą Strażą, to oficjalnie podlegał pod bezpośrednim zwierzchnictwem kitsune. Dlatego też spędzili już dużo czasu razem, odkrywając, że łatwo im się wspólnie pracowało i każde zrobiło między sobą przyjemność, dzieląc się wspomnieniami sprzed Straży i Zakonu. Choć oficjalnym powodem było pogłębienie zaufania między szefową Lśniącej Straży a przedstawicielem spraw Lumino, Erian miał świadomość, że spotkał go duży zaszczyt. Słysząc historię o okropnym dzieciństwie i odrzuceniu przez rodziców, mężczyzna nie mógł ukryć podziwu, że i tak była w stanie tak dobrze przewodzić Strażą i, choć może to było wbrew oficjalnym protokołom, przytulił ją w geście wsparcia. Nie odtrąciła go, więc elf uznał to za dobry znak, że Miiko w pełni mu ufała, żeby teraz powierzyć mu zadanie przekazania dokumentów.

- Już niedługo wprowadzenie dobiegnie końca – wtrącił się nagle Kero. Z nim Erian jeszcze nie miał okazji lepiej się zapoznać, ale na razie sprawiali na sobie dobre wrażenie, że cała trójka zaczynała tworzyć zgraną paczkę. Elf nie mówił tego głośno, ale chętnie pochyliłby się nad ofertą pracy w bibliotece, gdyby dołączył do Straży. – A potem będziesz mógł wybrać taki styl pracy, jaki dusza zapragnie.

- Mam nadzieję. Czasem mam wrażenie, że na ten moment mógłbym wskazać drogę do spiżarni i odpowiadać czy w Świątyni mamy taką samą a naszym kucharzem jest wybuchowy satyr.

Ykhar prychnęła nieobyczajnie, po czym zarumieniła się ze wstydu, a Kero z całych sił starał się nie wybuchnąć śmiechem. Może to i oni głównie odpowiadali za wprowadzenie elfa w życie Straży, ale Erian jednocześnie wiedział znacznie więcej o ich preferencjach i umiejętnościach niż nie jeden członek Straży. Mówiąc krótko: jeszcze bardziej polubił życie tutaj.

Chyba nigdy nie zapomni, gdy wkroczyło do przygotowanego już pokoju, który, oczywiście, nie był bogaty w detale, ale stanowczo wystarczył na potrzeby elfa, udowadniając, że takie pomieszczenie mogło służyć nie tylko do spania. W Świątyni rzadko kiedy miał na to czas u siebie, ale jeśli już to i tak wolał przebywać na świeżym powietrzu lub przechadzać się po wiosce i wypić kufel hydromiodu lub piwa w jednym z kilku barów. W pierwszej chwili, pokój w Kwaterze wydawał się taki chłodny, obcy, ale Ezarel mówił, że każdy tak się na początku czuł. On sam za swoim nie przepadał i jak to powiedział: ,,jeśli zdarzy się, że zakocham się w kimś z Straży to od razu zabieram tam swoje rzeczy".

Nagle od strony Ykhar usłyszał szelest papieru.

- Zapomniałabym! W notatce Miiko podkreśliła, żebyś poszedł sam.

Jakiś chłodny powiew nagle, jakby wkradł się do pomieszczenia.

- Nie podoba mi się to – rzucił cicho Kero. – Jest chociaż dokładne miejsce spotkania?

- Nie.

- Może jeszcze masz szansę zrezygnować?

Eriana kusiło, żeby jednak się przekonać. Też miał złe przeczucia, ale to mogłaby być jakaś szansa na pochwycenie ewentualnego wroga Straży. To na pewno nie byłby Ashkore, ale zawsze coś. Gdy elf tu przybył to nie miał okazji wypróbować swoich umiejętności pochwycenia przeciwnika w pobliżu Kwatery Głównej. Byłoby ciekawie zapobiec jakiemuś spiskowi czy innemu podstępowi.

- Zrobię to. Włożymy dokumenty do jakiejś podniszczonej koperty, która nie będzie się rzucała w oczy i schowam ją pod płaszczem, tak samo jak włócznię. Jeśli ktoś spróbuje mnie podejść to będzie go czekała mała niespodziana – dobył broń i zwinnie obrócił ją w dłoni.

***

Ykhar i Kero towarzyszyli mu aż do Bramy. Jednorożec kilka razy upewnił się, że dokumenty były dobrze schowane a brownie, wykorzystują swoje umiejętności ze Straży Obsydianu, przygotowała nową pętle na włócznię tak, że ta dokładnie przywierała do ciała, że spod ubrań była niewidoczna, ale przy tym nie ograniczała swobody ruchów.

- Dobra – Erian poprawił szatę i przesunął pasek ze sztyletami tak, że ostrza znajdowały się w okolicach jego pośladków, czyniąc je niewidocznymi jako, że były pod płaszczem.

- Powodzenia – rzuciła Ykhar.

Erian naciągnął kaptur i szybkim krokiem kierował się w miejsce spotkania z ,,sojusznikiem". Owszem, była możliwość, że notatka od Miiko była wiarygodna a oni wpadli w niepotrzebną panikę, ale elf bardziej był przygotowany na wariant potencjalnego ataku i próby kradzieży tajnych informacji. Myśleli nad tym, żeby na miejsce dokumentów dać bezwartościowe papiery, ale zrobiłoby się tylko niepotrzebne zamieszanie, gdyby rzeczywiście przybył wspomniany przyjaciel. Późny wieczór był spokojny, że jedynymi dźwiękami były szumiące drzewa i kroki Eriana. Uczestniczył już w o wiele groźniejszych misjach, ale teraz elf czuł dziwny niepokój, którego nie czuł od dawna. Wsłuchując się w szum, powtórzył kontemplacje o żywiole powietrza.

Witaj duchu Powietrza, bądź pozdrowiony! Idę po szczytach gór, wiatr omiata włosy i twarz. Przeciskając się między szczelinami, czuję silniejsze podmuchy. Widzę latające chowańce, widzę jak wiatr muska ich skrzydła, tworząc niemal falę. Duchu Powietrza, bez ciebie nie ma życia, bo jesteś tak samo ważny jak reszta żywiołów. Proszę, zmieć wszelki brud i lęk i zabierz daleko od mrocznych sił tego świata. Przynieś życie i chęć do walki i działania. Nie pozwól mi stanąć w miejscu, gdy czuję cię całym sobą. Lecę. Wiatr mną kołyszę, sprawia, że wzbijam się i opadam. Krążę, lecz czuję, jakbym był coraz wyżej. Dziękuje ci, Duchu Powietrza, dziękuję tobie i innym żywiołom.

W krótkim czasie, Erian był już na miejscu i wsłuchiwał się jak morskie fale obijały się o miękki piasek. Czuł ich siłę, ale też i harmonię. To było bardzo kojące i pozwalało zapomnieć o atmosferze wiecznego pośpiechu z ostatnich tygodni.

Ale nagle miła atmosfera minęła.

- Coś jest nie tak...

Było cicho... Za cicho. Nikogo nie było w pobliżu a elf i tak czuł się obserwowany. Rękę nerwowo drżała w miejscu, gdzie trzymał ukrytą włócznię. Erian wytężył słuch, że zdołał uchwycić chrzęst piasku pod czyimś nogami. ,,Ktoś idzie", postarał się opanować drżenie.

- Co ty tu robisz? – pytanie padło, gdy osoba je wymawiająca dopiero się zbliżała. Erian jednak szybko rozpoznał głos.

- Ezarel – odezwał się Erian. Obydwoje nie mieli czasu na rozmowę jak brat z bratem i jedynie widywali się podczas zebrań Lśniącej Straży i przelotnie na korytarzach. Nawet na stołówce jakoś nie mogli się złapać. – Wybacz, ale Miiko przekazała notatkę, żebym stawił się tutaj z dokumentami, żeby przekazać je jakiemuś sojusznikowi.

- Nic mi o tym nie wiadomo a nawet, gdyby, to Miiko zawsze przekazuje takie zadania osobiście i nigdy nie każe tego robić po zmroku i w pojedynkę. Poza tym, obawiamy się, że Ashkore może się kręcić w okolicy. Chodź, wracajmy. Dobrze, że cię znalazłem zanim zdarzyłoby się jakieś nieszczęście.

Erian, jeszcze w szoku, nic nie skomentował, choć w głowie miał już tuzin pytań. Na razie musiał szybko wrócić do Kwatery i znaleźć Miiko.

***

Jeszcze tego samego wieczoru, Erian poszedł do pokoju kitsune i przedstawił jej sytuację, wcześniej oddając dokumenty do biblioteki. Elf tak chciał wyjaśnić sprawę, że nawet nie zwrócił uwagi na zaskoczonych Ykhar i Kero, jak i ich pytania odnośnie spotkania. W miarę jak mężczyzna mówił, twarz Miiko robiła się coraz posępniejsza, ale powstrzymała się od komentarz, póki nie skończył.

- Nigdy nie pisałam żadnej notatki i na razie nie mamy zaplanowanych żadnych spotkań z sojusznikami. Gdzie niby Ykhar dostała tą notatkę?

- Znalazła ją w bibliotece z samego rana. Była razem z Kero, co już potwierdził, ale tylko ona zapoznała się z tekstem.

- I tak ich jeszcze o to zapytam. Bardziej mnie zastanawia, czemu wskazano dokładnie ciebie?

- Sam chciałbym to wiedzieć. Może ktoś chciał zdyskredytować Zakon, a może nawet i ciebie, bo przyklasnęłaś mojemu powołaniu na stanowisko?

- To możliwe, ale i tak uważam, że Ashkore miał w tym swój interes, ale do tej pory mi się wydawało, że interesują go jedynie znaczące działania a nie jakieś podchody.

- Może chcę dokuczyć Straży na nowe sposoby, ale jedna rzecz nie daje mi spokoju.

- Że ktoś mógł chcieć twojej ewentualnej śmierci? – spytała Miiko. Chyba dopiero teraz zaczynała się powoli rozluźniać po całej sytuacji. Jeśli Erian miałby wobec niej jeszcze jakieś podstawy do braku zaufania, pozbył się ich całkowicie. Kitsune dalej była wściekła i gotowa do walki.

- Też – elf wydawał się dziwnie nieobecny, choć wiedział, że był już bezpieczny. – Ale bardziej nurtuje mnie co innego: co tam robił Ezarel?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro