1.12 || Trzy ciała - jeden ruch

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miiko podzieliła obawy Eriana. No, bo jak wyjaśnić, co Ezarel robił na plaży i to dokładnie w tym samym miejscu, gdzie był jego starszy brat? Mógł być to najzwyklejszy zbieg okoliczności, ale, co jeśli nie? Jeśli młodszy elf przybył tam celowo? Może miał jakoś ogłuszyć brata i ukraść dokumenty, ale uznał, że to za duże ryzyko i przybrał maskę ,,troskliwego braciszka"? To z kolei mogło świadczyć, że szef Straży Absyntu prawdopodobnie sprzyjał Ashkore'owi, burząc przekonanie o lojalności wśród Lśniącej Straży.

- Jaki mógłby mieć w tym cel? – spytała Miiko szeptem. Ona i Erian debatowali nad tym w pokoju kobiety już ponad godzinę.

- Wiesz... Rodzina Ilumen ma w naszych stronach dość... różnorodną opinię. Owszem, większość elfów darzy nas szacunkiem i sympatią, ale jest też dużo faery, które uważa, że powinniśmy stracić przywileje przez całą historię rzekomej zdrady mojego dziadka. Dodajmy do tego te rody, które wyznaczyły nagrodę za jego głowę po sytuacji z Marią-Anną i możemy mieć mocny motyw – Erian wiedział, co mówił, ale widać, że przychodziło mu to z wyraźnym trudem i za wszelką cenę chciałby udowodnić niewinność brata.

- Pragnienie bezpieczeństwa? Możesz mieć rację. Nie mówię, że Ezarel na pewno ma nieczyste intencje, ale postaram się mieć na niego oko przez jakiś czas.

- Na pewno? Ostatnio masz chyba dużo pracy – elf skierował głowę w stronę pokaźnego stosu dokumentów, które piętrzyły się na biurku i stoliku przy łóżku. – Nie wierzę, że to mówię, ale mógłbym spróbować go pośledzić. Co prawda, w Zakonie bardziej zajmuje się wchodzeniem do strzeżonych budynków i obezwładnianiu przeciwnika, ale musiałem też przejść szkolenie ze śledzenia podejrzanego faery.

- Dobrze. Jeśli znajdziesz coś podejrzanego, raportuj to bezpośrednio do mnie i, oczywiście, zachowajmy to w tajemnicy, zwłaszcza przed Nevrą i Valkyonem.

- To zrozumiałe. Wiesz może, co Ez mniej więcej robi w ciągu dnia?

***

,,Śledzę Eza, nie daje się wykryć", Erian powtarzał tą myśl jak mantrę, gdy szedł na śniadanie, jak gdyby nigdy nic. Jako, że byli rodziną, aura młodszego brata była dla niego charakterystyczna, że bez trudu wyczuł go wśród innych Strażników. Aktualnie, szef Absyntu rozmawiał o czymś z Nevrą. Erian wziął tacę ze swoim posiłkiem i usiadł na tyle blisko, żeby dalej słyszeć Ezarela, ale, żeby ten nie zwrócił na niego uwagi. Dlatego też starszy elf udawał rozluźnionego i zajął się jedzeniem.

- ...do tej pory się zastanawiam, co Erian tam robił – powiedział nagle Ezarel do wampira.

- Nie powiedział ci?

- Nie. Milczał przez całą drogę i następnie gdzieś poszedł. Potem go widziałem w okolicach pokoju Miiko, ale wszedł do środka zanim zdążyłem go zawołać.

- Poszedł do niej? Czyli miałem chyba dobre przeczucie, że mają się ku sobie! – Erian z całych sił postarał się nie zarumienić.

- Przestań! Przecież... to mój brat – w tonie głosu Ezarela pojawiło się coś, jakby strach. Erian podejrzewał, co ten mógł mieć na myśli...

- I?

- Nie ułatwiasz. Dobra, ja już spadam. To, co? Spotykamy się wieczorem?

- No jasne!

***

Ezarel szedł w stronę lasu. To jednak Eriana nie martwiło – Miiko przekazała mu, że szef Absyntu o tej porze najczęściej szukał świeżych składników i, że zawsze robił to sam. Ten wiedział jak się obronić, więc kitsune nigdy nie nalegała, żeby zabierał jeszcze kogoś do pomocy. Starszy brat sprawnie szedł za nim, przemykając między drzewami lub chowając się w krzakach. Jego ciemne szaty bardzo łatwo wtapiały się w półmrok od rozłożystych gałęzi drzew, że elf głównie musiał uważać, żeby nie nadepnąć na jakiś suchy patyk lub wpaść na coś – nawet starał się ciszej oddychać. Może paranoja, ale Ezarel jeszcze ani razu się nie odwrócił, żeby sprawdzić czy ktoś go nie śledził. Również i młodszy brat miał możliwość wyczucia Eriana po aurze, ale, ponieważ ten widział doskonale to jego umiejętność w tym zakresie była mocno ograniczona, żeby nie powiedzieć bezużyteczna. To dawało starszemu z elfów znaczną przewagę.

Wtedy jednak Erian zaczął się wahać. A, co jeśli ich podejrzenia były słuszne a Ezarel okazał się zdrajcą? Musiałby wydać własnego brata a sam nie byłby w stanie już spojrzeć na niego tak samo. Jego rozmowa z Nevrą uświadomiła go, że szef Straży Absyntu bał się porzucenia i samotności ze strony rodziny. Od małego im wpajano, że ona miała największą wartość i była czymś o, co trzeba dbać. Prawdopodobnie do końca życia, elf już będzie żył ze świadomością, że nie może swobodnie wrócić do domu i rodziców i wciąż aktualna była kwestia nagrody za jego głowę. Straż Eel właściwie była jego jedyną pewną ochroną. Tylko głupiec porzuciłby to dla niepewnych obietnic, ale Erian znał brata i wiedział, że Ezarel już wielokrotnie podejmował zbyt duże ryzyko. Chciał się przeciwstawić dwójce łobuzów, dwukrotnie większych i silniejszych od niego? Połamane ręce i prawa noga. Sądził, że przygotuje eliksir, który i najlepszym alchemikom sprawiał problem? To cud, że się nie spalił żywcem. Nie mniej, Erian był zdania, że Ezarel postąpił słusznie w sprawie tamtej ziemianki, bo sam doskonale wiedział do, czego były zdolne niektóre elfy dla paru nowych informacji, ale pamiętał też te nieprzespane noce, gdy dowiedział się o całej sprawie. Teraz nie mógł na to pozwolić... Ignorując wcześniejsze polecenie, wyszedł z ukrycia. Młodszy brat dosłownie podskoczył na jego widok.

- Co ty tu robisz?

- Nie mam na to czasu! Krótka piłka młody: co ty robiłeś tamtego wieczoru na plaży?

- He? Zaraz... ty chyba nie myślisz, że...

- Odpowiadaj na pytania! – syknął Erian, w jego tonie nie było ani trochę opiekuńczości, którą Ezarel znał doskonale. Zamiast tego, całą atmosferę uzupełniło tylko piknięcie markera, który zaświecił na żółto. Tamten cichy pisk nagle zdawał się być najbardziej drażniącym hałasem, jaki można było sobie wyobrazić.

- Szukałem składników, okej? Przypominam ci, że o roślinach coś nieco wiem a okazja na zebranie księżycowego bluszczu to była okazja jedna na milion!

- Ta, jasne a ja mam na czole wypisane słowo: ,,Debil". Sam dobrze wiem, że one rosną tylko w jaskiniach i to tylko w okolicach Genkaku.

- Bo też tak myślałem, ale ostatnio się dowiedziałem, że w przeciągu jednej nocy można też je zebrać u nas na plaży, ale chyba ktoś jednak zrobił sobie ze mnie żarty, bo nic nie było.

Erian przygryzł wargę prawie do krwi.

- Załóżmy, że ci wierzę... Nie zmienia to jednak faktu, że znowu prosisz się o kłopoty a ja nie mam zamiaru się znowu kajać, żeby ratować twój tyłek.

- Bo w twoich oczach chyba nadal jestem tylko dzieckiem! – nerwowa atmosfera coraz szybciej przybierała na sile i niemal dorównywała już potędze wielkiego wodospadu. Bójka wręcz wisiał w powietrzu. – A ja umiem się o siebie zatroszczyć i przypominam ci, że tutaj to ja jestem wyżej w hierarchii.

- Jakby to miało jakieś znaczenie... - mruknął Erian, ale jego kolejne słowa wyprzedził alarm i głośne krzyki. – Co do...?!

- To alarm pożarowy! Co tym razem?!

- Wracajmy! A jeszcze wrócimy do tematu...

***

Gdy dotarli na miejsce, składowisko zapasów już na dobre stało w płomieniach. Strażnicy i mieszkańcy Schroniska próbowali zdusić płomienie przy użyciu wiader w wodą, ale to niewiele pomagało. Ogień zdawał się szybko wracać i wręcz przybierać na sile.

,,Ogień wzmocniony magią", pomyślał Erian a aura wokół płomieni sprawiła, że zakręciło mu się w głowie. Na szczęście, wszyscy byli skupieni na pożarze a nie na osłabieniu elfa. Ten starał się podejść, ale zawroty wróciły tylko silniejsze i prawie się przewrócił. ,,Wzmocniona woda mogłaby pomóc, ale jest tu za dużo osób. Więcej nie mogło się ich zlecieć?!".

Ezarel zniknął gdzieś w tłumie, ale Erian nie zwrócił na to zbyt dużej uwagi i starał się zwyczajnie pomóc. Podawał wiadra i odciągał oparzonych faery, ale ilekroć starał się zbliżyć do pożaru, zawroty głowy powracały. Raz, gdy pomógł małemu dziecku na, które spadła paląca się deska, ból stał się tak silny, że upadł na kolana. Wtedy, jakby na zawołanie, ktoś złapał go za ramię i pomógł wstać.

- Nie odpływaj nam tu teraz! – usłyszał krzyk Leiftana.

- Cholera! – wrzasnął również Chrome, który stał obok blondyna. Wilkołak przykucnął i zaczął gasić płomień, który zdołał przejść na fragment płaszcza elfa.

- Ten ogień... jest wzmocniony jakimiś czarami – jęknął Erian, stojąc na jeszcze drżących nogach. – Jeśli czegoś zaraz nie zrobimy to może się rozejść po Schronisku.

- Ratunku! Czy ktoś nas słyszy?! – nagle, spomiędzy płomieni, wydobył się krzyk mężczyzny i towarzyszący mu pisk przerażonej kobiety. Ktoś z gapiów zawołał, żeby ktoś pobiegł po dodatkową pomoc, ale ten wtopił się tylko w tłum pozostałych wrzasków.

- Ktoś tam jest! – krzyknął Chrome, nadstawiając uszu.

Erian nagle zgiął się w pół i złapał za głowę, jęcząc z bólu. Leiftan i Chrome musieli go podtrzymać, żeby się nie przewrócił.

- To jest... okropne!

- Wydajesz się... - lorialet złapał go za ramię, żeby elf się wyprostował. – Wrażliwy na tego typu magię – następnie szepnął mu do ucha. – Jesteś Ultimate'm, prawda?

Erian spojrzał na niego zaskoczony, ale nie miał sił na kłamstwa, więc tylko opuścił głowę, delikatnie przytakując. Leiftan nachylił się w stronę Chrome'a i szybko wyjaśnił sytuację. Wilkołak szeroko otworzył oczy, ale szybko przybrał neutralny wyraz twarzy i ruszył głową na znak, że zrozumiał.

- Musimy tam wejść i im pomóc.

- Ale jesteś za słaby – zaprotestował Chrome. – Jeśli teraz czujesz się osłabiony...

- To z każdym krokiem w stronę ognia ten stan tylko się pogorszy – dokończył Leiftan.

Erian tylko zacisnął dłonie w pięści.

- Te faery nas potrzebują. Zobowiązaliśmy się przecież do niesienia pomocy, prawda? - Nie uzyskał odpowiedzi, ale elf wyczuł, że musieli mu przyznać rację. – Jeśli będziemy działać razem to szybko to zrobimy. Mam już też chyba pomysł na rozprawienie się z ogniem. Leiftan, znasz Zaklęcie Pozornej Osłony?

- Tak... - odparł lorialet, na początku nie rozumiejąc zamiarów elfa, ale po chwili się uśmiechnął. – Jesteś genialny! Każdy płomień bez dostępu do powietrza od razu gaśnie.

- Dokładnie, ale najpierw musimy uwolnić tą parkę. Za mną!

Erian zacisnął zęby i jako pierwszy wbiegł między płomienie, ignorując krzyki innych faery. Leiftan i Chrome zrobili to samo. Wilkołak od razu wypatrzył parę brownie, którzy utknęli pod zawaloną częścią dachu. ,,To cud, że jeszcze się nie spalili", pomyślał elf. Wykorzystał fakt, że poszkodowani byli nieprzytomni od ilości dymu w powietrzu i wytworzył wokół nich osobny krąg płomieni, który pełnił rolę tarczy. Wtedy rozległ się trzask pękającego drewna i kolejny duży fragment stropu poleciał na elfa, skupionego nad ustabilizowaniem osłony.

- Uwaga! – krzyknął Leiftan i wystrzelił w powietrze wiązkę zielonej energii, która rozbiła drewno tuż nad głową Eriana, tym samym, ratując przed zmiażdżeniem.

- Dzięki – następnie elf stworzył w osłonie małe przejście, żeby Chrome mógł przejść i wyciągnąć parę, po czym pobiegł w stronę ich wejścia, ale to już na dobre stanęło w ogniu.

- Przejście jest zawalone! – nagle jednak chłopak rzucił oko na palące się deski i... złapał kilka z nich i odepchnął na bok. Zawył w z bólu.

- Co ty zrobiłeś?! – krzyknął Leiftan, przekładając ramię kobiety przez plecy.

- Nie gadać tylko wychodzić.

Pierwszy wyszedł lorialet a zaraz po nim Erian, który niósł mężczyznę na plecach. Elf był wyraźnie wycieńczony, ale za nim nie chciał po sobie tego pokazywać. Wręcz wyskoczył przez wyrwę w ścianie, a zaraz po nim Chrome. Położyli poszkodowanych na trawie i wilkołak obiegł jeszcze skład dookoła, żeby się upewnić, że nikt nie znajdzie się pod kopułą. Skinięciem głowy dał znak, żeby rzucili zaklęcie.

Leiftan i Erian spojrzeli na siebie porozumiewawczo i złapali za dłonie a z ich wolnych dłoni wystrzeliło kilka iskier.

- Falsum operimentum!

Po chwili cały skład otoczyła osłona mieniąca się na fioletowo i zielono, gdzie kolory zdawały się płynąć w powietrzy lub niczym po bańce mydlanej, gdyby nie świadomość, co to zaklęcie robiło, można, by się było zachwycić tym pokazem. Jednak, zgodnie z przewidywaniami, ogień zaczął szybko słabnąć i wystarczyło zaledwie parę minut, żeby ten należał już do przeszłości. Gdy tylko opuścili osłonę, kilka osób podeszło do całej trójki, żeby poklepać ich po plecach i powiedzieć niezliczoną ilość razy ,,Dobra robota". Erian uznał, że to było naprawdę miłe uczucie, że ktoś w końcu doceniał twoje starania.

- Leiftan, pozwól na chwilę – nagle z tłumu wyłoniła się Miiko. O dziwo, jej twarz nie wyrażała prawie żadnych emocji, ale z oczu biła natomiast duża wdzięczność.

- Widzimy się później?

- Jasne, leć. Ja się zajmę Chrome'm.

***

Ani wilkołak, ani elf nie byli zaskoczeni, gdy Ykhar powiadomiła ich, żeby następnego dnia stawili się w Sali Kryształu, gdy tylko Ewelein skończyła sprawdzać rany Chrome'a. Chłopak na szczęście nie doznał poważnych oparzeń i chłodne okłady oraz opatrunki powinny wystarczyć. Elfka jednak poradziła, żeby chłopak oszczędzał dłonie przez kilka dni.

- Ale była akcja! – rzucił radośnie Chrome, gdy już szli na Salę.

- Szczerze to nie myślałem, że pomiędzy przerwami od papierów będę się bawił w ratownika i strażaka – Erian mimowolnie parsknął śmiechem.

- Jest jednak plus tego całego zamieszania: uśmiechasz się coraz częściej. Czy to przez to, że wiemy o ,,tym"? – na ostatnie słowo, chłopak spoważniał i wymówił je szeptem, chociaż większość Strażników o tej porze była na treningach.

- Chyba. Mimo wszystko, lżej jest jednak na sercu, gdy wiem, że nie muszę się tak rygorystycznie ukrywać.

- Ma to sens. A Ezarel wie? – Erian nie odpowiedział tylko przygryzł wargę i spojrzał gdzieś w bok, więc odpowiedź była jedna. – Rozumiem... Ze mną twój sekret jest bezpieczny.

- Dzięki. Ty i Leiftan jesteście w porządku.

- Tylko ,,w porządku"? – rzucił Chrome z chytrym uśmieszkiem.

Erian powstrzymał się od komentarza, bo właśnie wchodzili do Sali. Chrome delikatnie złapał elfa za rękę, bo Leiftan dał mu znak, żeby do niego podeszli. Wtedy też Miiko zaczęła spotkanie.

- Zdecydowaliście się na samodzielną i ryzykowną akcję, gdzie mogliście nawet nawet stracić życie – zdawało się, że całą trójkę czekała poważna reprymenda. – A jednak uratowaliście dwójkę faery i ugasiliście pożar, który wydawał się niemożliwy do pokonania. Chcę tylko powiedzieć, że Straż El jest wam wdzięczna za okazaną pomoc i przykład wzorowej współpracy.

- To zaklęcie to był pomysł Eriana – wtrącił Leiftan. – Nie wiem, jak to by się wszystko potoczyło, gdyby nie wpadł na ten pomysł. Zaklęcie Pozornej Osłony należy do Zaklęć Zastrzeżonych przez Kapitułę przez swoje ,,mniej humanitarne" pierwotne zastosowanie, a jednak on zdołał szybko wymyślić dla niego nową funkcję.

- Leiftan, przestań! – Erian zarumienił się ze wstydu. – I tak miałem więcej szczęścia niż rozumu, bo dostałem od nich wiadomość, że użyłem tego czaru, ale nie wyciągną konsekwencji, bo zapoznali się ze sprawą i uznali to za sytuację bez innego wyjścia.

- Ma jednak dużo racji – dodała Miiko. – Nie możemy ignorować tego, że stajesz się coraz lepszy i to tylko kwestia czasu aż zaczniesz znaczyć coraz więcej w grupie czarodziejów, jeśli już tego nie dostrzegają.

- Dziękuję, ale jeśli można to ja już muszę iść. Muszę napisać Radzie o tej całej sytuacji.

Erian wyszedł z zebrania i potem pozwolił sobie cichy pisk z radości. Pochwała i to jeszcze ze słów Miiko z miejsca pozwoliło mu zapomnieć o tamtym zmęczeniu. A Leiftan i Chrome? Teraz już elf nie miał wątpliwości, że w sumie dobrze się stało, że znali jego tajemnicę i zostali przy nim, mimo wszystko.

***

Pod osłoną nocy, Leiftan i Chrome spotkali się z Nieznajomym na plaży.

- Pełny sukces – zaczął blondyn. – Kare i Neo wzorcowo odegrali rolę poszkodowanych i paliło się, że aż miło.

- I już mamy pewność: Erian jest Ultimate'm – dodał Chrome.

- Czyje nadaje się idealnie – podsumował Ashkore a dzika radość i pewność siebie niemal buchały z niego jak para. – A jak jego relacja z naszą drugą niebieskowłosą przeszkodą?

- Tu również wszystko poszło idealnie. Ezarel od razu łyknął tą moją podrzuconą stronę o księżycowym bluszczu i idealnie zgrali się w czasie. Coraz mniej sobie ufają – odpowiedział Leiftan.

- Śledziłem ich w lesie. Kłócili się tak, że jeszcze chwila i skoczyliby sobie do gardeł – odparł wilkołak, zadowolony, że sam członek Zakonu Lumino go nie zauważył.

- Jak mówiłem, wkrótce ten czarodziej będzie nasz i, gdytylko zbliży się jeszcze bardziej to już ja go postawię przed faktem dokonanym.Kto wie, może przy odrobinie szczęścia uda nam się też przekonać szefa Absyntu,żeby zdradzał nam to i owo jeśli jeszcze będzie mu zależało na bracie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro