1.5 || Efekt motyla

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nevra zatrzymał wóz na dość dużej, leśnej polanie.

- Lepiej tu przenocujmy. Musimy mieć siły na jutro, a podróż lasem w nocy potrafi być niebezpieczna.

- Dobrze – Miiko przytaknęła głową. – W tej kwestii lepiej nie ryzykować. Erian?

Elf podniósł na nią głowę, bo wcześniej był zajęty obracaniem włóczni w dłoniach. Od czasu wyjazdu z wioski nie odzywał się, a nawet sprawiał wrażenie, że nie był skory do rozmów.

- Nie ma problemu, dostosuje się do was.

Zeskoczyli z wozu i zajęli się rozstawianiem namiotów i pryczy (nie obyło się bez incydentu, gdy Nevra zaplątał się w linki, ale nikt nie mógł potem powstrzymać śmiechu). Poza tym reszta poszła naprawdę sprawnie i po chwili musieli rozpalić ognisko, co okazało się wręcz niemożliwe. Erian tylko słuchał jak Nevra i Miiko kłócili się o kolejną próbę rozniecenia ognia. Kitsune poszła poszukać innego krzesiwa, a wampir usilnie tarł o siebie dwa kawałki drewna, ale bez skutku, o czym świadczyły jego zdenerwowane pomrukiwania.

Erian potarł palce dłoni, wiedząc, że on zrobiłby to już dawno, ale z przyczyn oczywistych, nie mógł. W głowie próbował wymyślić plan jak odciągnąć Nevre na bezpieczną odległość, ale ta, żeby nie wzbudzić podejrzeń.

Niepotrzebnie, bo mężczyzna nagle sam wstał od ogniska.

- Spróbuje poszukać trochę suchej trawy, może to pomoże – po czym włożył drewienka do rąk Eriana. – Spróbujesz coś wskórać?

- Jasne. A jak mi się uda to mam je też wrzucić do ognia?

- Tak. Później już się raczej nie przydadzą.

Wampir gdzieś poszedł, a elf odmówił jeszcze szybką modlitwę, żeby zaraz nie pojawiła się Miiko. Kucnął przy małym stosie, a drewienka odstawił na bok. Wziął jeszcze szybki wdech i wydech i wycelował palcem wskazującym i ułożone drewno i podpałkę. Poczuł dobrze mu znane ciepło przechodzące przez ramię, które szybko zgromadziło się w dłoni, że prawie parzyło. Ale Erian nie czuł bólu, bo sytuacja wyglądała tak: jego własny ogień nie mógł go skrzywdzić, dopiero ,,cudzy". Tak samo było z pozostałymi żywiołami, ale jego zdaniem najłatwiej to było wyjaśnić na przykładzie ognia. Potem poczuł lekkie szarpnięcie, ale zaraz potem ciepło z powstającego ogniska. Szybko dołożył resztki suchej trawy i lekko podmuchał, że po chwili z centrum obozowiska biło przyjemne ciepło i towarzyszące mu poczucie bezpieczeństwa.

Dorzucił drewno w chwili, gdy wrócił Nevra. Wampir poklepał go po ramieniu.

- Łał! Jak to zrobiłeś?

- Tarłem, tarłem i w końcu poszło. Nie ma tu nic szczególnego do opisania.

***

Późnym wieczorem Nevra i Miiko rozmawiali o misji, gdy wzrok kitsune uciekł w stronę Eriana, który siedział przy ognisku, nad czymś pochylony. Potem zobaczyła róg tego, co trzymał.

,,Książka? Przecież on nie widzi!", pomyślała zaskoczona. Rzut oka na Nevre starczył, żeby dostrzec, że pomyślał o tym samym, co ona. Pchnięta ciekawością, podeszła do niego i usiadł obok.

- Hej, co czytasz? – spytała od razu. Od zawsze wolała być bezpośrednia, gdy coś ją nękało.

- O, hej. A ostatnio zacząłem ,,Ziemskie teorie" – pokazał jej brązową okładkę cienkiej książki. – Niby same suche informacje, ale strasznie wciąga.

- ,,Wydanie dostosowane dla niewidomych", ładnie – Miiko spojrzała na dopisek pod tytułem. – A na czym dokładnie jesteś?

Erian przewinął na właściwą stronę i jeździł palcem po tekście, czytając jej na głos:

- ,,Efekt motyla. Mające dziś miejsce machnięcie skrzydeł małego motyla, za kilka tygodni może spowodować straszliwy huragan".

- Motyl?

- Takie małe stworzonko z Ziemi. Chyba. Ale jest w tym trochę racji. Nieraz już odnosiłem wrażenie ile drobnych akcji z przeszłości diametralnie wpływało na przyszłość. Weźmy mój przykład: gdybym założył te cholerne gogle ochronne to dziś widziałbym doskonale i nikt, by się nie musiał o mnie martwić, że wejdę prosto pod koła wozu.

- Masz... oryginalny sposób myślenia.

- Po prostu jestem zdania, że wiele zjawisk jest łatwiejszych do zrozumienia, gdy ma się praktyczny przykład – elf uśmiechnął się do niej. Po chwili odłożył książkę. – Dobra, a teraz mów, co byś chciała o mnie wiedzieć.

- Skąd ty... - Miiko otworzyła szeroko oczy. Nie widziała jednak po nim śladu wrogości, a czystą ciekawość.

- Heh, w Infiltracji mamy niepisaną zasadę ,,Dwóch R, jednego W". Z pozoru wydaje się oczywista, a jednak mało osób łączy to wszystko w jedno. W skrócie: dociekasz z czym masz do czynienia – rekonesans. Analizujesz sytuację i możliwe sposoby – wizualizacja. Działasz – realizacja. I już ci nic więcej do szczęścia nie potrzeba, no może z wyjątkiem gorącej herbaty lub kawy.

Miiko zaśmiała się.

- Erian, rozbrajasz mnie czasem. Ale... tak, mam dużo pytań, ale nie sprawiałeś wrażenia osoby rozgadanej.

- Po pierwsze: po prostu nie jestem typem osoby, która lubi dużo o sobie mówić. A po drugie, tak trochę żartobliwie, ale o mnie w rodzinie jest taka opinia: jak nie gadam, to nie gadam, ale jak już zacznę to mi się buzia nie zamyka. Ale z drugiej strony to też niewiele o tobie wiem.

- No to chyba możemy uznać, że mamy coś wspólnego, choć...

- Co?

- Nie wiem. Bo jak na ciebie patrzę to mam wrażenie, że skądś cię powinnam kojarzyć.

- Niestety, nie mogę odwzajemnić się tym samym – elf zrobił zaskoczoną minę. - Świątynię opuszczam z reguły tylko na jednodniowe przepustki do miasta, a jak mam dłuższe wolne to odwiedzam rodziców albo Eza – nagle Erian odwrócił głowę w stronę lasu, uszy uniosły mu się do góry. Jednak bardzo szybko potrząsnął głową i rozluźnił się.

- Co to było?

- N-nie wiem. Miałem wrażenie, jakby coś mnie... wołało... - zamyślił się na chwilę, ale potem uśmiechnął. – Pewnie tylko mi się coś zdawało – wstał i skierował się w stronę namiotu, dalej jednak musiał być zamyślony, bo wpadł prosto na Nevre. Elf odskoczył. – Przepraszam, nie chciałem!

,,Przepraszam, nie chciałem!", to coś Miiko przypomniało.

***

Była jeszcze młodą uczennicą Yonuki'ego, gdy mentor zabrał ją z wizytą do Świątyni. Chciał jej pokazać ,,odwieczne tradycje i organizacje inne niż Straż Eel, ale podobne". Spacerowali wtedy po korytarzach okalających dziedziniec, gdzie przedstawiciele frakcji Magów akurat przeprowadzali wykłady. Kitsune jednak podziwiała sam budynek: jego ciemnoczerwone ubarwienie, misternie żłobione drzwi do biblioteki czy skrzydła szpitalnego lub cienkie papierowe, które oddzielały stołówkę. Cała przestrzeń tak bardzo przywodziła na myśl fenghuangi, choć nie było tajemnicą, że te i Zakon mieli kompletnie różne poglądy na większość spraw.

Nagle spokój przerwał głośny huk z laboratorium. Drzwi gwałtownie się otworzyły i wystrzelił z nich elf o niebieskich włosach, którego twarz była umorusana sadzą. Na oko mógł być starszy od Miiko, co najwyżej o dwa lata.

Zaraz po nim wybiegła jakaś starsza kobieta, która chciała złapać mężczyznę.

- Wracaj tu debilu! – krzyczała, wymachując pięścią i nie interesowała się tym, że wszyscy się na nią patrzyli.

- Przepraszam, nie chciałem! – krzyknął elf, uciekając po schodach na górę.

***

,,To on, dlatego go skądś kojarzyłam, a on mnie nie", pomyślała Miiko, nie spuszczając spojrzenia z namiotu do którego przed chwilą wszedł Erian.

- Czyżby jakiś romans się szykował? – wtrącił Nevra, siadając obok kobiety. – W sumie pasowalibyście do siebie. Niezbyt rozmowni, o zasadach moglibyście rozmawiać godzinami...

Miiko w odpowiedzi tylko szturchnęła go łokciem w żebra.

***

Znowu spadał w przepaść, ale wizja była już wyraźniejsza. O dziwo, nie krzyczał, pęd powietrza tłumił w nim wszelkie odgłosy. Dobył włóczni i starał się ją wbić w skałę, ale grot tylko odskakiwał. Ostre skały na dole były już tak bliskie, że zderzenie zdawało się być nieuniknione. Zamknął oczy, a w uszach zabrzmiały mu wyznania miłości i dziecięce gaworzenia.

Potem była ciemność, które przełamywały jedynie rozmowy. Nie rozpoznał jednak żadnego głosu. Wszystkie brzmiały obco. Jednak nie mógł się na nich skupić, bo okropny ból przeszył jego ciało i w ostatniej chwili powstrzymał się od krzyku. Czuł pulsujące z niego ciepło, a potem wilgoć. Na myśl przyszła mu krew...

- Żyję, przenosimy go! – krzyknął ktoś.

Zaczynał otwierać oczy, ale wtedy błysnęło jasne światło, które przeszyło go niczym piorun.

***

Erian zerwał się z łóżka, ciężko dysząc. Twarz miał wilgotną od potu. Z boku doszło go ciche chrapanie Nevry, czyli musiało być już późno w nocy. Wyciągnął dłoń do włóczni i westchnął.

,,Ty mnie chyba do szału doprowadzisz. A mimo to cię nie zostawię. I czemu, do jasnej cholery, gadam w myślach do przedmiotu?"

Odłożył broń i spróbował się położyć, ale sen długo nie chciał przyjść. Paradoksalnie, mimo tylu dziwnych wizji w jego głowie, nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby pozbyć się włóczni. Od dawna nie trzymał tak dopasowanej do niego broni, a nawet miał wrażenie, że nawiązywał z nią pewną więź. Nawet już próbował sobie wyobrazić większe starcie, gdy będzie ją trzymał. Miał tak wiele pytań...

I wkrótce miał poznać kilka odpowiedzi.

***

- Miałeś rację, to istna forteca – mruknął Nevra, gdy ukrywali wóz w zaroślach. – Wejście do środka może nie być takie proste. Nie daj Wyrocznio na kogoś wpadniemy...

- Po trzech strażników w każdej wieży – wtrącił Erian, przykładając palec środkowy i wskazujący do skroni. – Fosa niezbyt głęboka, ale łatwo wystawimy się łucznikom, których jest co najmniej dwudziestu, jak nie więcej. W mieście jest co najmniej kilka kwater strażniczych, główna siedziba w centrum, również zabezpieczona, będzie trzeba uważać na każdy krok – wampir kilka razy zamrugał oczami. – Cały tydzień kułem zaklęcie Revelio Alive i proszę, okazało się w sam raz.

- To jak wejdziemy? – szepnęła Miiko.

- A tego to nie wiem. Normalnie poszedłbym na rekonesans, ale teren wokół miast to otwarta przestrzeń, a na nich to kiepsko sobie radzę...

- Od tego macie mnie? – wtrącił Nevra z uśmiechem.

***

Po jakiejś pół godzinie, wampir zaprowadził ich do tunelu ewakuacyjnego na wypadek oblężenia. Prowadząca do niego klapa w ziemi i drabina trzeszczały pod najmniejszym dotykiem, co wskazywało, że nie były używane od dawna. Nevra prowadził, Erian szedł na końcu. Elf kilka razy musiał powstrzymywać się od kichnięcia i czuł jak czubkiem głowy zawadzał o szczyt tunelu. Nagle wpadł na Miiko.

- Uważaj! – syknęła kitsune.

- Wybacz, czemu stoimy?

Kobieta nie odpowiedziała i w sumie nie musiała, bo ciche szczęknięcie świadczyło, że wampir otworzył klapę. Elf przecisnął się do przodu i podszedł najbliżej jak umiał.

- Akurat trójka – szepnął wampir. – Zdejmujemy po jednym, tylko po cichu!

- Mnie to mówisz?

Potem akcja poszła szybko i bez problemu, wykorzystali moment, gdy strażnicy byli poodwracani do siebie plecami, każdy zajęty własną sprawą. Obezwładnionym, włożyli kneble do ust, a Erian i Nevra wepchnęli całą trójkę wepchnęli do dużej skrzyni, która stała w kącie. Wampir również przejrzał pobliską szafę i podał sobie i Miiko płaszcze, który trochę zakrył jej ogony, a jemu pozwoliłyby pozostać niezauważonym. Kitsune odpowiedziała mu tylko skinieniem głowy, bo z zewnątrz dochodziły jakieś rozmowy. Nawet jeśli to byli mieszkańcy, to nie mogli ryzykować donosem.

***

Wymknęli się z kwatery i szybko ukryli w szparze między domami. Jak na miasto, było tutaj cicho, z głównej ulicy dochodziło tylko kilka rozmów, które i tak były prowadzone najcichszym możliwym szeptem.

- Nie podoba mi się to... - szepnął Nevra. – Bardzo mi się to nie podoba...

Przeszli nieco dalej, gdy wampir nieco zadarł głowę do góry. W samym centrum miasteczka znajdowała się drewniana konstrukcja, przypominająca fort z czterema wieżami, w których oknach były kraty, a na szczytach były wetknięte błękitne proporczyki ze srebrnym obszyciem. Nevra rzucił jeszcze okiem na mury i jęknął.

- Szlag, co najmniej piętnastu łuczników, na moje oko elfy, chyba najemnicy, bo nie mają żadnych odznaczeń. A swoją drogą... - spojrzał na Eriana – ty w ogóle umiesz strzelać z łuku?

- Jako tako, ale to raczej nie jest moja domena. Powiedziałbym nawet, że nie trzymałem go w dłoni od dawna.

- W sumie ma to sens...

- A możecie przełożyć dyskusje o łucznictwie na trochę później? – Miiko przewróciła oczami, gdy nagle jej uszy i ogony zadrżały. Potem złapała Eriana za ramię i rzuciła go w luźny stos desek i brudnych płacht. Dosłownie chwilę później, pojawił się strażniczka, która przyłożyła czubek miecza do jej pleców, a drugi złapał Nevre w pasie i przystawił mu sztylet do gardła.

- My się chyba nie znamy – mruknęła kobieta. – Bierzemy ich. Jesteście tutaj sami?

- Tak, całkiem sami – odparła Miiko, czując na sobie zaskoczone spojrzenie Nevry, szybo go skarciła samym wyrazem twarzy.

***

Erian nie miał pojęcia, czemu Miiko popchnęła go na stos śmieci do momentu, gdy usłyszał straże. W pierwszej chwili chciał wstać i ich odeprzeć, gdy zrozumiał, że tylko sam dałby się złapać, bo skoro nawet Nevra ich nie usłyszał... Wstrzymał oddech i zastygł w bezruchu, gdy nie odeszli. Ostrożnie wstał ze stosu, strzepując kurz z szaty, ale stał potem przez chwilę zdezorientowany. Czemu Miiko go tam popchnęła? Usłyszała straże? Pewnie tak. Więc, czemu po prostu ich nie ostrzegła? Może chciała, żeby jedna osoba została i wezwała pomoc? To, by też miało sens. Lecz Erian wątpił, żeby miał czas. Szczerze się obawiał, że gdyby wrócił ze wsparciem Straży to znaleźliby już jedynie ciała pozbawione głów. Nawet przez sekundę nie zwątpił, że mogliby to zrobić. Chęć utrzymania bezpieczeństwa za wszelką cenę łatwo mogła prowadzić do obłędu – usłyszał to od kogoś z frakcji Wojowników lub Strategów, teraz nie pamiętał.

- Nie martwcie się – szepnął pod nosem. – Zrobię to sam.

***

Erian skupił się, tam, gdzie powinny być szczyty wież. Kraty w oknach o, których mówił Nevra jasno wskazywały, że tam mieściły się cele. Musiał po prostu wiedzieć, w której trzymali wampira i kitsune. Miał cień szansy... ale to był fort w twierdzy! A pewnie teraz wystawili wszystkie możliwe straże! Elf przemykał uliczkami, próbując wymyśleć jakikolwiek plan działania. Wciśnięty w szparę między domkami, wytężył wszystkie możliwe zmysły. Wiatr cicho trzepotał proporcami, ktoś dopiero teraz dogasał pochodnie, z wody w fosie zostało ledwie wspomnienie.

Wtedy ich wyczuł. Północno-zachodnia wieża. Tam ich trzymali.

Potem usłyszał jak niektórzy trzaskali okiennicami swoich domów. Życie w strachu nie było żadnym życiem... a jednak elf znał to aż zbyt dobrze... Nagle jego serce jednocześnie zalały strach i gniew. Szybko je jednak opanował, jego myśli zalewały jedynie wspomnienia z lekcji wspinaczek.

Ściana nie była aż tak wysoka jak mury otaczające miasto, ale jednak przyprawiały o dreszcz niepokoju. Łucznicy jednak bardziej skupiali się na uliczkach niż na samych wieżach, co działało na jego korzyść. Co więcej, mieszanka pali i cegieł była grubo ciosana, co stanowiło prawie idealne oparcie dla rąk czy stóp. Trudność stanowiło jedynie dostanie się niezauważonym.

Wziął głęboki oddech i wytężył słuch – ani jednej żywej duszy. Wskoczył na ścianę, chwycił i podciągnął. Twarde i chropowate podeszwy jego butów niemal zaczepiły się o kamienie i zaczął się wspinać. Gdy dotarł pod ukos, wyznaczający cele, poczuł lekkie pieczenie w łydkach i jak jego płaszcz wisiał i lekko powiewał na wietrze. Nowe okrycie było krótsze od jego starego, więc nie zwracało już na siebie takiej uwagi. Skoczył, uczepiając się wystającej belki. Zastygł w bezruchu, nasłuchując czy ktoś na zwrócił uwagi na ewentualne odgłosy, które miałby zdradzić jego obecność.

Tuż nad głową miał kraty celi. Tutaj ściana była już staranniej ociosana, więc wspinaczka była trudniejsza, ale wciąż możliwa. Erian modlił się tylko, żeby żaden łucznik nie wychylił się i nie spojrzał w górę. Nie uśmiechała mu się wizja runięcia w dół, przebity strzałą, nie, gdy był tak blisko.

Z lekkim trudem, ale dotarł do celu, z zadowoleniem wspierając się o wystający parapet, gdy wciągnął się, opierając jednocześnie stopy. ,,Wyroczni dzięki", pomyślał.

- Nevra! Miiko! – wyszeptał łagodnie.

Wampir i kitsune od razu do niego podeszli.

- Erian! Na Wyrocznie! Jak ty ty... - zaczął Nevra, ale kobieta mu przerwała.

- Myślałam, że wezwiesz pomoc.

- Żeby zebrali wasze ciała? Nic z tego, nie zostawię was tak. Weszliśmy we trójkę? To w trójkę wyjdziemy.

- Czy upór to jakaś wasza cecha rodzinna? – Miiko przewróciła oczami.

- Nie wiem. Nie pytałem. Przy najbliższej okazji sprawdzę – odparł ironicznie. – Mówcie czy wszystko dobrze.? Nic wam nie zrobili?

- Nie. Jeszcze nie... - odparł Nevra. – Zabrali nam broń.

- Ogarnę to. I załatwię jakiś klucz albo sprawdzę czy mój stary wytrych jeszcze się do czegoś nadaje...

- Wytrych? Gdzie?

- W moim bucie. A myślałeś, że gdzie? W majtkach?

- To może mi go daj? Ty poszukasz broni, a ja...

- Nie. Drzwi waszej celi pewnie są obstawione. Wpakujecie się prosto w kłopoty. Dam sobie radę, zaufajcie mi.

- I ufamy – odparła Miiko. – Niech Wyrocznia będzie z tobą.

***

Erian zsunął się do murów i wszedł przez niestrzeżone okno, które podważył sztyletem. Chciał przystanąć, zastanowić się, ale straże ciągle chodzili z miejsca w miejsce, więc sam musiał być w ciągłym ruchu. Korytarze były dość wąskie, a z całego budynku zdawał się bić nieprzyjemny chłód. Erian nie trafił też na żadne ozdoby, więc uznał, że ten, kto tu dowodził stawiał przede wszystkim na praktyczność. Nagle czyjeś kroki szły prosto w jego stronę, elf wymacał z boku klamkę i bez zastanowienia wszedł do pomieszczenia, może nawet za gwałtownie, bo drzwi za nim zamknęły się z hukiem, czym ściągnął czyjąś uwagę.

- Zaraza! – burknął pod nosem i znowu wytężył zmysły. Wszedł do ubogo wyposażonej kuchni, ale jego uwagę przykuł mały pokój obok, chłodnia, bo poczuł zimno wydobywające się ze szpar drzwi. Erian wśliznął się do środka i nasłuchiwał.

Dwóch strażników weszło i zaczęło się rozglądać, ale żaden z nich nie zbliżało się do chłodni, na co elf nieznacznie westchnął z ulgą.

- Matko, faery nam w końcu nie będzie starczyło jak będziemy sprawdzać każdy szmer – mruknął jeden z nich.

- Mówię, że Notrigerowi już dawno siadło na łeb – odparł drugi.

Po chwili wyszli, a Erian odczekał jeszcze chwilę i sam wyszedł z pomieszczenia. Notriger? Prawdopodobnie dowódca tej straży, a może i całej wioski. Ktoś taki na pewno musiał wiedzieć, gdzie trzymało się rzeczy więźniów, trzymać klucze i znać miejsce, gdy był kawałek Kryształu.

***

Erian minął kilka kwater wypełnionych strażnikami, że musiał niemal się czołgać, żeby pozostać niezauważonym. Zdawał się na instynkt, a ten mu mówił, że Notriger siedział w swoim osobnym pokoju niemal na samym skraju fortu. ,,Czemu głównodowodzący muszą być tak daleko?", pomyślał. Dobył sztylet, wstał i pewnym krokiem wszedł do pokoju.

Ktoś gwałtownie poruszył się na swoim krześle.

- A ty to kto?! – warknął męski głos.

Erian obrócił ostrze w dłoni.

- Spokojnie, bo jeszcze komuś stanie się krzywda. Porozmawiajmy jak cywilizowane faery. Erian jestem.

- Notriger. Zakon? Komu zaszedłem za skórę?

- Nie jestem najemnikiem, to takie trudne? Spełnij moją małą prośbę i rozejdziemy się w spokoju.

- Siadaj. Masz przed sobą krzesło.

,,Nigdy, ale to przenigdy nie siadaj, gdy cel cię prosi. Natarcie krzesła eliksirem, który wypali ci skórę to nie jest żadna filozofia".

- Postoję. Domyślam się, że jesteś tutaj szefem. To znaczy, że ty możesz mi pomóc.

- Aha. A ja już chyba wiem, kim ty jesteś. Erian Ilumen z Lund'Mullhingar, posiadanie nazwiska świadczy, że pochodzisz z arystokracji. Syn Akkara i Luthien?

,,Pod żadnym pozorem nie pokazuj nerwów. Ale skąd on to wie?".

- Skąd pan zna moich rodziców?

- Bo też stamtąd pochodzę i jestem elfem czystej krwi jak ty, młody. Miałem ,,przyjemność" pracować w straży pałacowej, więc spotkanie królewskich alchemików było bardziej niż pewne. Rodzina Ilumen... - Notriger wstał i zaczął krążyć po pokoju. Erian stał spokojnie, ale cały czas trzymał dłoń na sztylecie – dosyć znana w naszych stronach. Prawie wszyscy mają uzdolnienia alchemiczne, a twoja babcia, Adaia, jest jedną z pierwszych elfek, które udowodniły, że samotne macierzyństwo to nie koniec świata. A twoja ciotka, Giselle, jedna z najlepszych lekarek w Eldaryi, a należny jej tytuł alchemiczki oddała młodszemu bratu dla jakiegoś półelfa i życiu na wybrzeżach w waszym rodzinnym domku. Hmm... - Erian przygryzł wargę. – Jaki jest twój dar?

,,Szlag. To ja tu powinienem rozdawać karty. A tymczasem ten facet rozgrywa mnie jak dziecko... Czemu się nie mogę odezwać? Ale nie mogę kłamać. On zaraz to zobaczy".

- Nie mam daru.

- Nie żartuj. Każdy w rodzinie ma jakąś tam umiejętność, lecz nikt nie zna genezy tego zjawiska, nawet wy sami. Lecz podobno te dary bywają kapryśne od śmierci twojego dziadka. Może to dlatego, że umarł jako zdrajca?

,,Dziadek. Nawet nie znam jego imienia. Babcia dostaje białej gorączki, gdy tylko ktoś o nim wspomni".

- Dosyć tego! – elf tupnął nogą. – Czy ty teraz grasz na czas?!

- Ale po, co te nerwy? Po prostu ciekawy świata jestem. Mam nieodparte wrażenie, że to ty jesteś największą zagadką tej rodziny. Ale nie wiem, dlaczego... Ślepota? Brak daru? Może masz krew waszego rodu, ale czy sam do niego należysz?

Nagle elf poczuł coś znajomego. Słabszego, ale coś, co niedawno poznał. Lecz w tej słabości była siła... Kryształu. Teraz to czuł. Odłamek wielkości niemowlęcia stał w kącie pokoju w szklanej gablocie, jakby trofeum.

- Intrygujący, prawda? – Notriger położył dłoń na jego ramieniu, ale Erian wyrwał mu się. – Dostałem go od swojego przyjaciela, Ashkore 'a. Ciekawi cię, dlaczego przyjąłem tak szczodry podarek? Jak wiesz, nad lud lubi bojować. Sam urodziłem się w wiosce, krótko po tym jak jak królestwo nałożyło swoją jurysdykcję. Oddali władzę bez sporu, ale u mojego kochanego wujka... szable poszły w ruch, ale ta ostatecznie nie weszła w skład królestwa. Nie, nie dlatego, że odparli atak. W szale walki, armia zrównała wioskę z ziemią, nie szczędząc kobiet i dzieci.

- Aha, ale jednak dołączyłeś do królewskiej straży.

- Z niewiedzy. Powszechnie się mówiło, że sami się wysadzili w powietrze, żeby nie przejść pod czyjeś rządy. Byłem zaufanym faery, świętej już pamięci, kapitana Rasirra, że zyskałem wgląd do raportu z walki. Wtedy coś we mnie pękło, wiesz? Nie bałem się dalszych podbojów Lund'Mullhingar, o nie. Obawiałem się, że ich brutalność w końcu obróci się przeciwko im samym. Co noc miałem koszmary, że podbite ziemie dobyłby broni i pokazały władzy, co oni zrobili im. Bałem się, że tak skończę: pod zgliszczami lub przebity bronią na wylot. Reszta poszła szybko: uciekłem, osiedliłem się tutaj i obiecałem, że zrobię, co w mojej mocy, żeby nikt tutaj nie musiał się obawiać wojny.

Erian słuchał go cierpliwie. I w pewnym sensie go rozumiał i nieraz uważała, że Lund'Mullhingar byli ostatnimi, którzy powinni mieć jakiekolwiek roszczenia terytorialne. Siedząc na nudnych wykładach historii jako starszy adept sam czasem myślał, że myśl podbojów obróciłaby się przeciwko nim. Ale potem nie miał wątpliwości, że Notriger był szaleńcem. Mimo dobrych intencji, jednak skazywał mieszkańców tego miejsca na życie w klatce. Nikt nie miał do tego prawa.

- Szkoda, że nie będziesz miał okazji przekazać dalej tej historii – głos mężczyzny sprawił, że napięły mu się wszystkie mięśnie. Wraz z tym nastał amok: złapał w jednej dłoni sztylet, a w drugiej włócznie i rzucił się na elfa wbijając mu ostrze w otwarte usta, a grot w sam środek klatki piersiowej.

***

W Interze, wstał od ofiary, chodząc dookoła niej. Notriger nie spuszczał z niego wzroku, z którego biły pioruny.

- Myślisz, że jesteś sprytny? – charczał dowódca. – Wyrwałeś tylko mały element z tego wszystkiego, który nic nie zmienia. Po mnie przyjdzie ktoś inny...

Erian tylko podszedł, przejechał chusteczką po ranach, złapał go za ramię i otworzył przejście. Wepchnął przez nie elfa, mówiąc od niechcenia:

- Spoczywaj w pokoju.

***

Erian pochylił się nad ciałem i przeszukał zwłoki. Wyciągnął cały pęk kluczy z tylnej kieszeni spodni i wstał. Nie zamierzał się bawić w ukrywanie ciała, to, by nic nie dało.

Skupił się na Krysztale. Zdjął gablotę i bez zastanowienia złapał za niego. Przez ramiona przeszedł mu jakiś ładunek, że puścił. Kryształ zadygotał, po czym zaczął trzeszczeć i świecić. Nim elf zdołał cokolwiek zrobić, nagle wystrzeliła wiązka jasno niebieskiego świata, która trafiła go w bok. Erian złapał się za trafione miejsce i padł na kolana, sycząc z bólu.

- Kurwa... - jęknął. Na szczęście nie krwawił, a ból powoli zaczął znikać, więc wstał.

Podszedł do okna i szybkim ruchem zerwał zasłonę, którą owinął Kryształ i związał w prowizoryczną torbę, którą przerzucił przez ramię. Ból na chwilę powrócił, ale zniknął tak szybko jak się pojawił.

- Aj. Chyba będę musiał z tym iść do Ewelein.

***

Strażników przy celi było dwóch, ale Erian jednego powalił ciosem w szczękę, a drugiego kopnięciem w kroczę, zanim ci zdążyli wszcząć alarm. Otworzył drzwi i bez słowa pokazał Kryształ w skrócie przekazując to, co powiedział mu Notriger (omijając część wypowiedzi na temat jego rodziny).

- Przekonałeś go, żeby oddał Kryształ? - spytała kitsune.

- Cóż... - elf pokazał zakrwawiony sztylet i włócznię. – To była kwestia sekund. Albo on, albo ja. Ten odłamek musi natychmiast wrócić na swoje miejsce, bo chyba zrobił się niestabilny. Niechcący nim wstrząsnąłem i dostałem jakimś rykoszetem – pokazał na ranę. – Tyle dobrego, że już nie boli.

- Natychmiast to ty trafisz do przychodni, gdy tylko wrócimy. A teraz musimy uciekać – odparła Miiko ze swoim tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro