Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Już kilka dni minęło od rozmowy z panią Dyrektor Kirovą w sprawie Luke'a.

Wciąż jednak nie rozumiem czemu Dymitr to zrobił narażając siebie i mnie na zdemaskowanie?

Przecież mój mąż ryzykował wiele i to bardzo wiele.

- O czym tak myślisz, Roza? - zapytał Dymitr idąc obok mnie.

Od kilku minut jak i mój ukochany spacerujemy po lesie rozkoszując się chwilą ciszy i spokoju. Luke został z Lissą i jej chłopakiem i jeśli się nie mylę to teraz jak obiecała moja przyjaciółka 5 latek jest wraz z nimi w bibliotece.

- O tym co było kilka dni temu... w gabinecie Kirovej.- powiedziałam nie pewnie spoglądając kątem oka na straznika.

- To źle że tak postąpiłem? - zapytał Belikow unosząc brew.

- Nie... to dobrze tylko niesadzilam iż zrobisz coś takiego.- powiedziałam zatrzymując się wraz z Belikow'em przy starej wartowni.

- Oh, Roza. Traktuje Luke'a jak syna i jestem z tego dumny. Poza tym nikt nie spodziewa się tego iż jesteś moją żoną i że specjalnie dopisałem się do Akt urodzenia.- powiedział Belikow, a ja w tym momencie zrozumiałam wszystko.

- Planowałeś to? - zapytałam zdziwiona męża, który na moje słowa uśmiechnął się tajemniczo.

- Tak w 51%...reszta to czysty spontan.- powiedział Dymitr, po chwili dodając z dumą.

- Ale i tak cieszę się że te pozostałe 49% tak wyszło.

- Ja też się cieszę z tego.- powiedziałam chwilę później całując mojego męża namietnie.

Nasz pocałunek trwał krótka chwilę, ale była w nim miłość i tęsknota, którą czuliśmy gdy byliśmy obok siebie i nie mogliśmy się pocałować albo przytulic.

- Kocham Cię, Ro....- nagły krzyk dziewczyny przerwał słowa mojego ukochanego.

- Strzygi!!!

W głosie dziewczyny było wyraźne przerażenie, które prowadziło z....

...Akademii....

- Luke! Lissa!- wrzasnęłam po czym szybko wraz z mezem pobieglismy w ich strone.

W połowie drogi jednak zaatakowała mnie strzyga. Udało mi się ją odepchnac, ale to co widziałam chwilę później dosłownie, ale to dosłownie mnie zabiło.

Strzyga rzuciła się na straznika i ugryzła go w szyje wcześniej pozbawiając mojego męża przytomnosci.

Chciałam zaatakować strzyge, aby móc ratować Belikow'a, ale nie wiem skąd pojawiła się strażniczka Alberta i zabrała mnie z tego miejsca ignorujac moje krzyki i prośby.

Ostatnie co widziałam to strzyge wpatrujaca się w mego męża....

~ • ~ Kilka godzin później ~ • ~

W ciągu kilku godzin miałam ochotę płakać. Dosłownie.

Co prawda udało nam się pozbyć strzyg i obejść się z Małymi stratami... znaczy dla nich małymi bo dla mnie to była wielka, ponieważ ujrzalam na własne oczy jak zabijają Mason'a.

Tak Mason został zamordowany po przez skręcenie karku przez strzyge, która z wściekłości zabilam.

Co prawda morderce przyjaciela spotkala kara, ale to i tak nic bo nie przywróce Mason'owi życia, które zostało mu odebrane.

Co do Lissy, Luke'a i Chrisa to są bezpieczni w moim i Luke'a pokoju i nie wiem jakim cudem udało się Lissie i Chrisowi nie dupuścić do tego żeby Luke nie widział tej krwawej rzezi jaka była kilka godzin temu.

Teraz na obecną chwilę przyszłam z ostrzem pod miejsce gdzie był nieprzytomny Dymitr i strzyga, która go uziemiła. Przez kilka minut szukałam Belikow'a modląc się, aby nic mu się nie stało.

Nagle przede mną pojawił się duch zmarłego Mason'a, który wpatrywał się we mnie z współczuciem przez, który poczułam lekki niepokój.

- Mason?....czy Dymitr żyję? - zapytałam przyjaciela, który chwilę później spojrzał mi głęboko w oczy z, których wyczytałam wszystko.

Łzy nazbieraly się do moich oczu. To niemożliwe! To nie może być prawda! Nie!

- On jest....Dymitr jest strzygą?- zapytałam modląc się że źle odebrałam słowa przyjaciela.

Mason jednak kiwnął  głową twierdząco, przez co ja poczułam jak tracę grunt pod nogami...

~ • ~ • ~

I kolejny rozdział!

Co sądzicie?

Dymitr jest strzygą, zaś Mason niestety otrzedł od nas.

Zapalmy więc  znicze dla naszego kochanego rudzielca!

... [*] ...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro