Rozdział 19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzymałam kurczowo ukochanego za dłoń, szlochając pod nosem od czasu do czasu. Wtulona w jego bok zaczęłam poważniej zastanawiać się, czy warto w ogóle w takim przypadku wylewać łzy. Doszłam do wniosku, że jeszcze nigdy w życiu nie zostałam potraktowana przez nikogo, nawet przez największego wroga w Wakefield.

Nie potrafię wyrazić bólu, jaki odczuwam w klatce piersiowej. Nigdy nie podejrzewałabym, że rodzice dopuszczą się takiego czynu, jakim jest ponowne ściągnięcie Williama Waina do naszego życia. Koszulka, którą znalazłam wtedy pod łóżkiem w niegdyś moim pokoju, należy do niego, bez dwóch zdań. Czyli miałam trafne podejrzenia, że w życiu mojej rodzicielki pojawił się nowy facet. Pomyliłam się z tym, że zdradza Irwina. Wówczas zdradzała mnie.

Odrzuciłam kolejne przychodzące połączenie od matki i włożyłam urządzenie do torebki, wyciszając powiadomienia. Westchnęłam ciężko i popatrzyłam na ukochanego, który prowadził mnie przez las już ponad piętnaście minut, twierdząc, że idziemy szybszą trasą nad staw.

Ten wyjątkowy staw, gdzie pierwszy raz Alan odważył się mnie pocałować, mimo mojego związku z Colinem.

Pocałował mnie szybko w czoło i oznajmił, że pozostało do miejsca docelowego około pięć minut. Przez całą trasę nie odzywaliśmy się do siebie żadnym słowem. Musiałam ochłonąć w absolutnej ciszy, bo mogłoby się skończyć to na dodatkowej kłótni między nami, a tego bym nie zniosła psychicznie. Alan zaproponował, że sama zadecyduję, kiedy będę chciała porozmawiać o tym, co wydarzyło się zaledwie pół godziny temu. Cieszyłam się, że wpadł na tak genialny pomysł, by zrelaksować się i dać upust emocjom w miejscu, gdzie nie będzie żywej duszy. Potrzebowałam tego, jak nigdy dotąd.

Ciągnął mnie za sobą, uśmiechając się leniwie od czasu do czasu i dopiero gdy dotarliśmy na pomost, również odwzajemniłam gest w jego kierunku.

— Dziękuję, że byłeś przy mnie. Gdyby nie Ty, chyba zapadłabym się pod ziemię — przyznałam, rozglądając się po okolicy.

Drzewa zaczęły kwitnąć, tak jak i kwiaty, których wokół stawu jest naprawdę wiele. Wiosna nadeszła w Nowym Jorku w najmniej spodziewanym momencie, jednak to był prawdopodobnie znak z zza światów, że powinnam podchodzić do życia z optymizmem i cieszyć się chwilą. Stanęłam przy barierce i czekałam, aż ukochany wtuli się w moje plecy, jednocześnie obejmując szerokimi ramionami moją talię.

Wciągnęłam powoli powietrze nosem i wypuściłam ustami po to, by przygotować się psychicznie na rozmowę z ukochanym o ojcu. Omijałam ten temat zawsze szerokim łukiem. Miałam nadzieję, że nie pojawi się w moim życiu mężczyzna, który zniszczył moje dzieciństwo i psychikę.

— Nie chcę go znać. — Odwróciłam się do niego przodem, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia.

— Moim zdaniem zasłużyłaś na prawdę i nie powinnaś poddawać się tak łatwo. — Zacisnęłam usta w wąską linię i zmarszczyłam brwi. — Mimo, że omijałaś ten temat, widzę, jak cholernie cię to boli. Miałaś nadzieję, że on nie żyje, a nagle siedzi w twojej kuchni, rozmawia z twoją mamą i z Irwinem, jakby nigdy nic. Kurwa, nawet mnie to zabolało.

Pogładził mnie po policzku delikatnie i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Przełknęłam ciężko ślinę i objęłam go ramionami w ramach podziękowań za jego obecność przy moim boku. Miałam w głowie kompletny mętlik, nie potrafiłam zebrać myśli do kupy. Zacisnęłam materiał jego kurtki w pięści, a łzy znów pojawiły się w moich oczach.

Nie chciałam płakać, bo ten sukinsyn nie jest wart ani jednej łzy. Jednak gdy spojrzałam w czekoladowe oczy ,,ojca", które po nim odziedziczyłam, serce przyspieszyło swojego bicia, a ja pierwszy raz od bardzo dawna poczułam się jak malutkie, bezbronne dziecko.

— Jesteś silna, jak mało kto. Szczerze, nie mam pojęcia, co mam ci powiedzieć. Oddałbym wszystko, żebyś tylko nie cierpiała. — Zaszlochałam cicho i przymknęłam na chwilę powieki. Potrzebowałam chwili wytchnienia. Nie czułam złości takiej, jak na początku, gdy go ujrzałam.

— Nie pamiętam, jaki był, gdy byłam mała. Kompletnie nic nie pamiętam. Mama mówiła mi tylko, że nas zostawił i już nie wróci. — Wzruszyłam ramionami obojętnie na to wspomnienie. — Natomiast Irwin... To był złoty człowiek.

— I nadal jest.

— To prawda... Jak byłam młodsza, okropnie go traktowałam — przyznałam się posmutniała. — Wyzywałam go, krzyczałam, oszukiwałam. Wtedy myślałam, że to przez niego i przez mamę, ojca nie ma przy nas. Babcia uświadomiła mi, że to nie jest tak, jak wygląda. Dopiero wtedy dało mi to do zrozumienia, że Irwin wcale nie jest zły, a mój ojciec.

— Może miał konkretny powód? Może musiał wyjechać ze względu na pracę?

Popatrzyłam na ukochanego zażenowana z dołu, a on jedynie podrapał się po głowie. Sam nie dowierzał w to, co właśnie wypowiedział. Albo raczej wypowiedziała jego dwubiegunowość.

Roześmialiśmy się niekontrolowanie przez głupią minę, jaką zrobił, żeby mnie rozbawić, co faktycznie mu się udało. Złożył szybki pocałunek na czubku mojego nosa i puścił oczko.

— Jeśli nie zapytasz, nigdy się nie dowiesz. Może to przeznaczenie, że pojawił się właśnie teraz.

— Co nie zmienia faktu, że mógł odezwać się o wiele wcześniej — powiedziałam przygaszona, krzyżując ramiona. Alan stanął obok mnie i wyciągnął z kieszeni paczkę z papierosami. Patrzyłam na to, jak wkłada fajkę między wargi, a chwilę po tym ją odpala. — Dasz mi?

Wybałuszył na mnie oczy, wypuszczając mi dym prosto w twarz. Zmrużyłam powieki i zmierzyłam go wzrokiem.

— Chyba zwariowałaś. — Pstryknął mnie w nos i pokręcił na boki głową. — Jeszcze brakuje tego, żeby mama opierdoliła mnie za to, że daję ci papierosy. — Przewróciłam oczami i wydęłam wargę, udając obrażoną. Faktycznie, rodzice mogliby się na mnie ostro zdenerwować, gdyby wyczuli ode mnie, że paliłam. — Co zamierzasz zrobić, kochanie? Chcesz tam wrócić i porozmawiać?

— Nie wiem, czy chcę na niego w ogóle patrzeć. Sama świadomość, że on jednak żyje jest... Przytłaczająca.

Matka kolejny raz próbowała dodzwonić się do mnie, co zaczęło działać mi powoli na nerwy. Zacisnęłam szczękę i wahałam się nad wciśnięciem zielonej słuchawki, jednak w końcu zdecydowałam się to zrobić i mieć już tę rozmowę za sobą. Alan patrzył na mnie podejrzliwie, więc włączyłam tryb głośnomówiący, by również mógł usłyszeć słowa Hannah Carter.

Dobijała się już do mnie osiem razy, prawdopodobnie jest wściekła na mnie i na to, jak zwyzywałam Williama, ale zasłużył na to bezapelacyjnie.

Słucham? — odezwałam się jako pierwsza, a mój ton był oschły. Nie zamierzałam ukrywać, że jestem wściekła zarówno na nią, jak i na Irwina za to, że zaplanowali coś takiego przeciwko mnie. Przeciwko jedynej córce... Masz ci los.

Adele, w końcu odebrałaś! Gdzie jesteście, wszystko dobrze?

Jesteśmy niedaleko — odpowiedziałam wymijająco. Alan włożył dłonie do kieszeni i czekał cierpliwie na dalsze słowa z ust matki.

Przyjdźcie, proszę. Porozmawiamy spokojnie, jak na dorosłych ludzi przystało.

Brunet popatrzył na mnie zachęcająco z góry, a ja uchyliłam usta, jednak nie miałam zielonego pojęcia, co odpowiedzieć. Z jednej strony Alan faktycznie ma rację. Po dwudziestu latach nieobecności, powinien opowiedzieć o swoim życiu od A do Z i o tym, dlaczego postanowił od nas odejść. Jestem już dorosła i zasługuję na prawdę, nawet tą najgorszą. A z drugiej strony...

Pojawienie się Williama tak nagle w kuchni rodziców sprawiło, że poczułam się zraniona, jak nigdy dotąd. Odetchnęłam ciężko i ostatecznie zgodziłam się na jej prośbę.

Jeszcze przed przyjazdem tutaj, nie mogłam doczekać się, aż powiem rodzicom o świetnej wiadomości, że Danielle jest w ciąży. Mama od dwóch lat ciągle powtarza, że nie może doczekać się tego, aż zostanie babcią. Ostatnim dzieckiem, jakie trzymała w rękach, byłam ja, gdy byłam mała.

Jestem pewna, że mama byłaby najlepszą babcią pod słońcem, a dziecko moje i Alana, byłoby jej oczkiem w głowie.

Irytowały mnie jej pytania na temat zajścia w ciążę, jednak gdy dowiedziałam się, że przyjaciółka jest w ciąży, miałam ochotę dzielić się tą informacją z każdą możliwą osobą, nawet przypadkowym przechodniem.

Schowałam telefon do torebki i ostatni raz popatrzyłam na staw. Ostatni raz byliśmy tutaj, gdy Alan postanowił pocałować mnie po raz pierwszy. Od tamtego momentu, kompletnie zapomniałam o istnieniu tego miejsca.

Zapomniałam, ile przyjemnych wspomnień wiąże się z tym otoczeniem. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy poczułam dłonie ukochanego na swoich biodrach. Stał za moimi plecami, więc swobodnie mogłam rozkoszować się ciepłem, bijącym od jego ciała i tym, że jesteśmy tutaj tylko my. Nikt nas nie widzi, nie słyszy, ani nie zakłóca spokoju.

Gdy tylko przyjaciółka dowie się o tym, że mój biologiczny ojciec powrócił, zareaguje dokładnie takim samym szokiem, jak ja i prawdopodobnie również będzie chciała go ukatrupić. Danielle jako jedyna ze znajomych wie więcej, niż Alan. Już w liceum opowiadałam jej o bezdusznym ojcu, który zostawił mnie i matkę na pastwę losu bez żadnego słowa.

— O nie, nie uciekniesz mi tak szybko. — Zmarszczyłam czoło, gdy odwróciłam się i miałam w planach zmierzać z powrotem do tego nieszczęsnego domu, w którym aktualnie przebywa William.

Jego dłonie wsunęły się na mój kark i z lubieżnym uśmiechem puścił mi oczko. Zagryzłam dolną wargę i nie musiałam długo czekać na pocałunek, który zaplanował w swojej głowie z pewnością przed tym, zanim tutaj dotarliśmy. Mruknęłam mu rozczulona w wargi i objęłam go w pasie. Dokładnie tak, jak podczas naszego pierwszego pocałunku.

Niezmiernie cieszę się, że towarzyszy mi w tak trudnym dla mnie momencie. Jestem mu niezmiernie wdzięczna, bo gdyby nie on i jego pokrzepiające słowa, prawdopodobnie wróciłabym do mieszkania na Brooklynie i już nigdy nie wróciła do Nowego Jorku.

Jestem już zbyt dojrzała, by uciekać przed problemami. Z własnego doświadczenia wiem, że jest to nieuniknione.

Od chwili, gdy przeprowadziłam się do Nowego Jorku, moim głównym problemem stał się Alan pieprzony Braun. Starałam się unikać go za wszelką cenę i zobaczcie, gdzie teraz jestem.

Prawda jest taka, że z problemami najlepiej jest się przespać.

— Teraz możemy iść. — Połączył nasze dłonie i ruszyliśmy przed siebie do domu. Nie potrafiłam opanować narastającego uśmiechu, spowodowanego wspomnieniami. — Co cię tak bawi? Ujarałaś się? — zapytał rozbawiony, patrząc na mnie z góry.

— Alan, ujarajmy się dzisiaj! — Pociągnęłam go mocniej za rękaw kurtki i czekałam na odpowiedź. Pokręcił głową zaskoczony moją propozycją. Cholera, nie przepadam za zielskiem, ale w tym przypadku, mogłoby mnie odprężyć do takiego stopnia, że zasnęłabym spokojnie, nie zadręczając się myślami o biologicznym ojcu. Potrzebuję tego. — Proszę!

— Adele, mam ci przypomnieć, jak się zachowujesz po zapaleniu? — Zmierzyłam go wzrokiem, stawiając szybciej kroki, bo ten drań przyspieszył tempo, żeby tylko uciec od tego tematu. — Bawią cię żarty Chrisa, a dobrze wiesz, że Chris nie opowiada zabawnych żartów.

— Daj spokój, czasami mu wyjdzie — powiedziałam niezgodnie z prawdą, by w jakiś sposób przekonać go do tego pomysłu.

Jeśli mowa o żartach Chrisa, Alan ma stu procentową rację.
Jedyną osobą, która zawsze śmieje się z jego kawałów to pijany Nate, śmiejący się praktycznie ze wszystkiego.

— Tak? Pamiętasz, jak opowiedział żart o dzikach w zamku, które penetrują lochy?

Roześmiałam się krótko, bo w ustach ukochanego, ten żart brzmi naprawdę śmiesznie. Po dłuższym zastanowieniu się, przystaliśmy na pomysł, że wypijemy wino i obejrzymy wspólnie jakieś romansidło na Netflixie.

Musimy skorzystać z nieobecności przyjaciół jak tylko się da, bo gdy tylko wrócą, przyprowadzą znów chaos. To naprawdę fantastyczne uczucie, żyć ze świadomością, że przed wyjazdem do Nowego Jorku wysprzątałam mieszkanie na błysk. Nie ma puszek po piwie walających się na podłodze obok kosza na śmieci, krzyku Chrisa, który ogląda mecz i przede wszystkim - nie ma pijanego Nate'a, mówiącego kompletnie od rzeczy.

Poczułam narastający niepokój, gdy zbliżaliśmy się do domu rodziców. Przez chwilę w głowie pojawił się plan, że powinnam upić się przed rozmową z Williamem. Przechodząc obok marketu na dzielnicy, na której mieszkają rodzice, Alan stwierdził, że to nie jest dobry pomysł. Powiedział również, że on nie kupi mi alkoholu, a mi bez dowodu niestety nie sprzedadzą, bo nie wyglądam na swój wiek. Uderzyłam go w ramię zalotnie i wtuliłam się ponownie w jego bok, bo oczywiście miał rację.

Nieważne ile razy pokazywałam w tym sklepie dowód, zawsze jest to samo.

Mama nie potrafiła powstrzymać się przed wypisywaniem SMS-ów, więc odpisałam jej pięć minut przed tym, jak ponownie stanęliśmy przez drzwiami wejściowymi. 

Zacisnęłam mocniej dłoń ukochanego, gdy otworzył przede mną drewnianą powłokę i wepchnął mnie dosłownie do środka. W absolutnej ciszy ponownie rozebraliśmy się z okryć wierzchnich i zanim przemierzyliśmy korytarz, musiałam przytulić się do bruneta, by dodało mi to otuchy.

Nie chciałam znów tak cholernie zdenerwować się i mówić słów, których później mogłabym żałować. Jego usta przylgnęły do mojego czoła, pozostawiając po sobie mokry ślad. Wyszeptał mi do ucha ,,dasz radę" i po tych motywacyjnych słowach, ruszyliśmy do salonu.

Spojrzenie moje i Williama skrzyżowało się niemal natychmiast, gdy tylko przekroczyliśmy próg.

Odchrząknęłam niespokojnie i zacisnęłam mocniej dłoń ukochanego, gdy zajmowaliśmy miejsce na kanapie, obok Irwina. Ojczym głowę miał zwieszoną ku dole, nie spojrzał na mnie nawet na ułamek sekundy, a na twarzy nie widniał uśmiech, co oznaczało, że mężczyzna nie ma humoru. Bawił się nerwowo palcami i zagryzał wnętrze policzków. 

Siedzieliśmy w krępującej ciszy, wsłuchiwaliśmy się tykający zegar oraz w głośne kroki rodzicielki, która krzątała się w kuchni. Mimo żalu, jaki towarzyszył mi w tej chwili, nie potrafiłam opanować ciekawości i zerkałam kątem oka na mężczyznę, siedzącego w fotelu.

Ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej, a ja lewe ramię pokrywał tatuaż. Na twarzy miał zarost, pasujący do koloru włosów, jednak nie wyglądał staro, a wręcz przeciwnie. Pomimo siwizny, wyglądał na maksymalnie czterdzieści lat, a zarysowane kości policzkowe dodawały mu męskości.

Odwóciłam gwałtownie od niego wzrok, gdy czekoladowe tęczówki zaczęły z zainteresowaniem badać moją osobę. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że ojciec siedzi tutaj, w ulubionym fotelu Irwina i czeka, aż Hannah Carter pojawi się w salonie, byśmy mogli porozmawiać o przeszłości. Założyłam nogę na nogę i ucałowałam zestresowana polik Alana. Posłał mi pokrzepiający uśmiech i pogładził delikatnie moje udo, a z kuchni wyłoniła się moja matka we własnej osobie, trzymająca tacę, na których spoczywało pięć filiżanek. Każdy z nas podziękował za kawę i chwilę po tym kobieta zasiadła w fotelu, naprzeciw Williama.

Dłonie zaczęły mi niespokojnie drżeć, więc jako jedyna nie chwyciłam za uchwyt, by nie wylać na swoje nogi jeszcze wrzącej kawy.

— Więc... — zaczęłam ponaglająco, zwracając tym samym na siebie uwagę. Przełknęłam ciężko ślinę i wzrok ze stołu, przeniosłam na praktycznie obcego faceta. Nie mogę okazywać słabości, nie mogę krzyczeć, nie mogę płakać. Muszę być obojętna. — Co cię tu sprowadza, William? — Spojrzał na matkę wyczekująco, a ta poprawiła włosy i westchnęła przeciągle. Sztuczny uśmiech rozciągnął się na jej twarzy, po czym odstawiła filiżankę na blat.

— Nie mówiłam ci prawdy, Adele... Nigdy nie powiedziałam ci prawdy o odejściu Williama.

Zmrużyłam powieki zdezorientowana, ale postanowiłam nie odzywać się, a nerwy trzymać na wodzy. Niegdyś wersja matki była taka, że ojciec po prostu nas opuścić z dnia na dzień, bez żadnego słowa i rozpłynął się w powietrzu, jakby nigdy go nie było.

Nalegała na to, bym o nim zapomniała i w końcu udało mi się tego dokonać. Ktoś taki, jak William Wain dla mnie nie istniał, był zupełnie obcym człowiekiem, z którym nie chciałabym mieć nic wspólnego. Zaakceptowałam tę wersję, bo jakby nie patrząc, mama nie tłumaczyła nic więcej, unikała tematu i gdy tylko zaczynałam wypytywać o ojca, ona obnosiła się honorem i zostawiała mnie bez odpowiedzi.

— Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć...

— Byłem alkoholikiem.

Mężczyzna podrapał się po głowie i odwrócił wzrok. Czułam na sobie wzrok rodzicielki, czekała na moją reakcję, a ja poczułam, jak serce ze zdwojoną siłą uderza w żebra, jakby chciało mi je połamać.

Miałam wrażenie, że znajdujemy się w reality show, a po kątach są poukrywane kamery i za chwilę ktoś wyskoczy z kuchni i wykrzyknie ,,mamy cię!", jednak nic takiego nie wydarzyło się przez kolejne dwie minuty ciszy. Patrzyłam zdezorientowana na wskazówki zegara i na to, jak przeskakują z sekundy na sekundę, próbując jednocześnie przyswoić sobie tak ważny fakt.

— Opiekowałem się tobą pijany. Jak tylko twoja mama wychodziła do pracy, pierwsze co robiłem, to sięgałem do lodówki po piwo. Wracała do domu i zastawała mnie, leżącego na podłodze i ciebie, płaczącą w łóżeczku. Nie pomagały mi terapie, odwyki, spotkania AA, kompletnie nic.

Przełknęłam ślinę i wtuliłam się w bok ukochanego. Mój wzrok niechętnie powędrował na faceta, wpatrującego się teraz pusto przed siebie.

— W końcu Hannah nie wytrzymała ze mną i wcale jej się nie dziwię. Wyrzuciła mnie z domu i dała mi warunek, że mogę wrócić i wszystko wyjaśnić, jak już wyjdę na prostą. Jeśli tak się nie stanie, mam nie pojawiać się w twoim życiu. — Tym razem popatrzyłam na matkę, która miała w oczach łzy. Pociągnęła nosem i uśmiechnęła się smutno, a mi zabrakło słów.

 Uzależnienie jest największym złem tego świata i najbardziej powszechną ,,chorobą" wśród ludzi. Zrobiła wszystko, co było w jej mocy, by mężczyzna, którego kochała, stanął na nogi, a mimo to on nie przyjął pomocy z jej strony. Zatracał się w nałogu tak głęboko, aż nadszedł moment, gdy musiał odejść. Nie zrobił tego dlatego, że nas nie kochał. Chroniła mnie przed prawdą za wszelką cenę i chciała, żebym go znienawidziła, bo tak było łatwiej zapomnieć.

— Nie chciałam, żebyś pamiętała ojca, jako alkoholika. — Irwin podał kobiecie chusteczkę, za co serdecznie podziękowała i obdarowała go wdzięcznym, słabym uśmiechem. — Bardzo kochałam twojego ojca, chciałam mu pomóc wyjść na prostą, ale nie dał mi wyboru. Dostał zbyt wiele szans, których nie wykorzystał.

Ojczym stanął za fotelem, w którym siedziała mama i zaczął gładzić ją delikatnie po ramionach. Pokręciłam głową w niedowierzaniu i wzięłam łyk kawy, czując okropną suchość w ustach.

— Wtedy poznałam najwspanialszego mężczyznę pod słońcem. Ale tę historię już znasz. — Skinęłam jedynie twierdząco głową, gdy ta zachichotała pod nosem i uśmiechnęła się do Irwina, patrząc na niego z dołu.

— Co było dalej? — Zainteresowana dalszym losem Wiliama, chciałam wysłuchać go do końca. Powtarzam w głowie wciąż słowa ukochanego, które zmotywowały mnie do odbycia tej rozmowy i podniosły na duchu.

,,Moim zdaniem zasłużyłaś na prawdę i nie powinnaś poddawać się tak łatwo".

— Przez kolejny rok mieszkałem na ulicy, nie wspominam tego najlepiej. Zainteresowała się mną kobieta, terapeutka do spraw uzależnień. Pomogła mi zamieszkać w przytułku i znalazła dla mnie pracę. Teraz jesteśmy już piętnaście lat po ślubie — powiedział to zadowolony i pokazał mi obrączkę ślubną.

Mimowolnie uśmiech rozciągnął się na mojej twarzy, gdy zobaczyłam szczęście wymalowane na jego twarzy. Alan pogładził moje plecy i podał mi filiżankę z kawą, bo prawdopodobnie pomyślał, że zwariowałam.

Danielle opowiadała mi niegdyś o tym, jaki Alan był nieznośny, gdy był uzależniony od narkotyków. Unikał kontaktu ze światem i przyjaciółmi tylko dlatego, by spotkać się z podłym towarzystwem i zażywać to świństwo.

Jednak największym sukcesem jest to, że udało mu się wyjść na prostą. Nie interesowało mnie to, z czym borykał się w przeszłości, ale byłam z niego dumna. Jestem również dumna z Williama, że znalazł osobę, na której mógł polegać podczas terapii.

— Czy masz... dzieci? — zapytałam niepewnie.

— Dwie córki. — Uchyliłam usta zaskoczona. — Hazel i Iris. Hazel ma czternaście lat, Iris jedenaście. — Wybałuszyłam na niego oczy i szturchnęłam ukochanego uradowana.

Czyli to oznacza, że mam dwie młodsze, przyrodnie siostry, o których istnieniu nie miałam pojęcia.

— Mam siostry? — Bardziej stwierdziłam i zapytałam, a po złości, jaka towarzyszyła mi na początku spotkania, nie było ani śladu. Przyłożyłam dłoń do ust i ledwo powstrzymałam szloch, bo łez nie dałam rady. — Mój Boże, naprawdę?

William pokiwał głową twierdząco i wziął do ręki swój telefon, leżący na stole. Patrzyłam uważnie na jego poczynania i na to, jak palcem przesuwa po ekranie smartfona. Zmarszczył czoło, a usta zacisnął w wąską linię.

Ja również robię taką minę, gdy próbuję się skupić na jednej czynności. Czyli nie tylko kolor oczu odziedziczyłam po nim..
Przysunęłam się bliżej mężczyzny, bo wystawił urządzenie w moim kierunku.

Wciągnęłam głośno powietrze i chwyciłam telefon, by uważniej przyjrzeć się fotografii. Na zdjęciu były dwie dziewczynki, uśmiechnięte od ucha do ucha i piękna, blond włosa kobieta, na pewno żona Williama. Wyglądały na bardzo szczęśliwe. Młodsza z dziewczyn, Iris wygląda, jak skóra zdjęta z matki. Długie, kręcone i jasne włosy, sięgające do klatki piersiowej. Do tego niesamowicie piękne, zielone oczy, przyciągające uwagę.

Natomiast po prawej stronie kobiety, stała Hazel, która przypominała mnie, gdy byłam jeszcze nastolatką. Ciemne, niemalże czarne włosy do ramion i czekoladowe, duże oczy.
Zaszlochałam cicho i pierwsza pojedyncza łza spłynęła po moim poliku. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo i nie pomyślałabym, że jeszcze przyjdzie na to czas w moim marnym życiu, a teraz okazało się, że mam dwie siostry.

Alan przytulił mnie do siebie rozczulony, a ja jakby nigdy nic, zaczęłam płakać ze szczęścia, które towarzyszyło mi w tej chwili.

— Dlaczego nie odezwałeś się wcześniej? — Mój ton był pretensjonalny, choć wcale tego nie planowałam.

— Myślałem, że tak będzie lepiej. Katherine namówiła mnie, żebym skontaktował się z twoją matką, bo dziewczynki wciąż wypytują o to, kiedy będą mogły poznać starszą siostrę. No i ja również chciałem cię poznać na nowo...

— Przepraszam.

Stanęłam na nogi i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku korytarza. Otarłam łzy, których pojawiało się coraz więcej i więcej, a gdy wybiegłam na dwór, nie wiedziałam co właściwie robię.

Ta informacja trafiła mnie niczym grom z jasnego nieba. Z jednej strony byłam wściekła na biologicznego ojca, że nie pojawił się wcześniej, a z drugiej strony cieszę się jego szczęściem, bo każdy człowiek na nie zasługuje. Usiadłam na schodku i zaczęłam płakać, żeby pozbyć się negatywnych emocji, towarzyszących mi teraz.

Jestem świadoma tego, że sąsiedzi już z pewnością patrzą na mnie kątem oka i układają w głowie niestworzone historie na temat naszej rodziny, ale mam to w głębokim poważaniu. Schowałam twarz w dłoniach i próbowałam poukładać sobie w głowie to, co dziś się wydarzyło.

Poznałam swojego biologicznego ojca po dwudziestu latach nieobecności, który był uzależniony od alkoholu. Odszedł od nas nie dlatego, że chciał, tylko dlatego, że musiał, bo nie potrafił zmienić siebie i tego, co wyprawia. Rok czasu żył na ulicy, jak bezdomny człowiek, ale to właśnie na ulicy udało mu się poznać wspaniałą kobietę, żonę i matkę jego córek. Wygrał nierówną walkę z alkoholem i teraz pojawił się w moim życiu, by naprawić to, co zepsuł i nadrobić stracone lata, dzięki namową obecnej żony. Opowiedział, jak alkohol stopniowo przejął kontrolę nad jego życiem i jak trudno było mu z tym walczyć. Był szczery i otwarty, mówiąc o bólu, który wyrządził swojej rodzinie. Jest świadomy tego, że popełnił błąd.

Słuchając go, poczułam zarówno smutek, jak i odrobinę ulgi. Wszyscy popełniamy błędy, ale to, jak uczymy się z nich i jak się rozwijamy, definiuje nas jako ludzi.

Wiedziałam, że on może gdzieś tam być, w końcu mama nigdy nie powiedziała, że ojciec nie żyje i mam go nie szukać, a mimo to łudziłam się, że tak naprawdę nie ma go już na tym świecie. Pokręciłam głową zagubiona i podskoczyłam zaskoczona, gdy dłoń spoczęła na moim ramieniu.

Poczułam charakterystyczne perfumy mojego ukochanego, a gdy tylko usiadł obok mnie, objął mnie ramieniem i przyciągnął do swojego boku. Z kieszeni wyciągnął oczywiście paczkę z papierosami i od niechcenia podał mi jednego. Wierzchem dłoni otarłam nos i podziękowałam za fajkę cichym pomrukiem.

Ostatni raz Alan poczęstował mnie papierosem, gdy w Sylwestra pokłóciłam się pijana z Danielle i rozpaczałam przez resztę wieczoru, że już nie będziemy się przyjaźnić dłużej, bo jest suką. Następnego dnia przytulałyśmy się i przepraszałyśmy przez godzinę za słowa, które nie powinny zostać powiedziane.

Tak, jesteśmy głupie i szalone...

Popatrzyłam na bruneta kątem oka, jak odpala mi papierosa, a zaraz po tym swojego. Równocześnie wypuściliśmy dym z płuc i odetchnęliśmy z ulgą.

— Ale się porobiło — mruknął pod nosem. — Co o tym myślisz?

— Sama nie wiem, to chyba dla mnie trochę za dużo, jak na pierwsze spotkanie — wyznałam szczerze, przecierając przemoczoną twarz.

— Chcesz jechać do domu? — Popatrzyłam w troskliwe oczy i uniosłam kącik ust w górę.

— Chyba tak, muszę odpocząć. — Skinął głową i pocałował mnie przelotnie w polik.

Spaliliśmy w absolutnej ciszy i byliśmy zmuszeni, by powitać sąsiadkę, która wyszła na spacer z psem. Powitała nas, machając dłonią, a jej pupil wesoło zaczął szczekać na nasz widok, merdając przy tym ogonem. Roześmiałam się krótko i nadszedł czas, by stanąć na nogi.

Alan pomógł mi się podnieść i po raz kolejny tego dnia weszliśmy do domu. Emocje opadły, a ja poczułam dziwny spokój ducha. Słyszałam ich rozmowę i to, jak mama opowiada radośnie o związku moim i Brauna. Chłopak uderzył się dumnie w klatkę piersiową i z uśmiechem przekroczyliśmy próg salonu, gdzie zastaliśmy jedynie mamę i Williama. Odchrząknęłam pod nosem i poprosiłam Alana, by usiadł jeszcze na chwilę, bo czeka mnie rozmowa z Irwinem.

Był w kuchni. Stał oparty o parapet i patrzył przez okno. Nie zwrócił uwagi na to, że weszłam do pomieszczenia, więc podeszłam do niego szybko i wtuliłam się mocno w jego plecy. Odetchnął i przymknął powieki na moment, jakby kamień spadł mu z serca.

— Kocham cię, Irwin — powiedziałam cicho i pozwoliłam mu się odwrócić w moim kierunku.

— Paliłaś. — Chwycił mnie za ramiona i skarcił mnie wzrokiem z uśmiechem. — Wiem, że ta sytuacja jest dla ciebie trudna, dla mnie też, uwierz. Na początku pomyślałem, że Hannah zwariowała i nie zgadzałem się na to, żeby pojawił się tutaj i odwrócił nasz świat do góry nogami. Chciałem ci o tym od razu powiedzieć, naprawdę, ale... Nie miałem odwagi. — Spuścił wzrok i pokręcił głową na boki.

— Nie rozumiałam nigdy, dlaczego mama omija temat ojca. Teraz już wszystko rozumiem i nie mam jej tego za złe, chciała mnie chronić. I Ty też chciałeś mnie chronić, dziękuję. — Kolejny raz owinęłam ramiona wokół jego talii i ułożyłam głowę na klatce piersiowej. Irwin jest pierwszym mężczyzną, którego obdarzyłam bezwarunkową miłością, tak jak córka powinna kochać ojca. — Czy babcia wie? — zapytałam ciszej, by nikt prócz nas nie słyszał tego pytania.

Pamiętam, że babcia mówiła o Williamie z pogardą, więc musiała doskonale znać go, zanim w naszym życiu pojawił się Irwin. Ona również nigdy nie pisnęła nawet słówka o tym, jaki ojciec był i dlaczego od nas odszedł, natomiast mówiła, że nie powinnam za nim płakać, bo nie warto.

Z pewnością wiedziała, że jest alkoholikiem i chciała, bym trzymała się z daleka od prawdy, która jest dość brutalna. A raczej byłaby brutalna dla pogubionej czternastolatki, obwiniającej matkę za odejście taty. Teraz, gdy mam dwadzieścia dwa lata, inaczej patrzę na pewne kwestie.

 Uzależnienie Williama nie zrobiło na mnie wrażenia dlatego, że mam przy swoim boku chłopaka, który również zmagał się z tego rodzaju problemem. Zaakceptowałam to w pełni i nie miałam za złe mu tego, że nie powiedział mi o tym wcześniej, bo to i tak nic by nie zmieniło. Kocham go bezgranicznie i to, że zbłądził jako nastolatek, nie ma większego znaczenia. Jestem jednak z niego dumna, że przez to przebrnął z pomocą Danielle i Chrisa i jest teraz tutaj, ze mną.

William nie jest złym człowiekiem. Jest człowiekiem, który niegdyś był zagubiony i nie potrafił sobie poradzić z alkoholizmem. Najwidoczniej musiał do tego dojrzeć, by postawić się nałogowi i powiedzieć stanowcze ,,nie".

— Niestety wie, jest wściekła... Głównie na mnie, że się na to zgodziłem, ale przyjąłem to na klatę. Twoja babcia na szczęście nie potrafi gniewać się zbyt długo.

Zmierzwił mi włosy. W tej kwestii ma absolutną rację. Babcia należy do tego typu ludzi, który obraża się na krótko, ale z przytupem. Jestem zaskoczona, że nie zadzwoniła do mnie ze skargą, że rodzice knują coś przeciw mnie. Będę musiała do niej zadzwonić, bądź napisać SMS-a, że już o wszystkim wiem.

Swoją drogą, wyjazd kilkudniowy do Wakefield dobrze by mi zrobił i oczywiście pobyt u babci, która przyjęłaby mnie do siebie z otwartymi ramionami. Upiekłaby dla mnie swoje specjalne ciasteczka z marihuanną, zjadłybyśmy każde z nich i śmiałybyśmy się do rozpuku kości. Cholera, muszę to poważniej przemyśleć...

— Jedziecie już, prawda? — Skinęłam nieznacznie głową. — Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień, hm?

— Zdecydowanie — powiedziałam wymijająco i ruszyłam z ojczymem do salonu. Zastaliśmy mamę, przytulającą Alana, na co zareagowaliśmy nieukrywanym zaskoczeniem. William wzruszył obojętnie oczami i ukazał rząd białych zębów, co nieznacznie odwzajemniłam. — Wszystko dobrze? — zapytałam podejrzliwie, gdy mama wypuściła mojego ukochanego z objęć. Alan roześmiał się krótko i puścił mi oczko, zanim objął mnie ramieniem.

— Mówiłem, że będziemy się już zbierać do domu.

— Mam nadzieję, że będziesz chciała się ze mną jeszcze spotkać, Adele. Oczywiście, jeśli tylko będziesz gotowa. — William podniósł się z fotela i podszedł do mnie i ukochanego. Zagryzł wnętrze policzków i wyciągnął dłoń w naszym kierunku, którą Alan natychmiast uścisnął na pożegnanie.

— Mieszkasz też tutaj, w Nowym Jorku? — zadałam ostatnie pytanie, podczas naszego spotkania.

— W Wakefield — oznajmił i uścisnął również moją dłoń. — Wyjeżdżam za dwa dni, byłbym wdzięczny, jeśli podasz mi swój numer telefonu. Moglibyśmy kontaktować się od czasu do czasu?

Po chwili namysłu, wykonałam jego prośbę. Nie mam nic do stracenia, a jedynie mogę zyskać osobę, którą z pewnością kochałam, jak byłam małym dzieckiem, a on kochał mnie.

Jest jeszcze tyle pytań, które chciałabym zadać i poznać prawdę, ale nie jestem na nią przygotowana. Ta sytuacja jest jeszcze zbyt świeża, zbyt wiele nerwów kosztowała mnie ta rozmowa. Uśmiechnęłam się znikomo i po pożegnaniu się w Irwinem, matką i Williamem, ruszyliśmy na korytarz.

Mam rodzeństwo...
Wciąż to do mnie nie dociera...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro