Rozdział 32.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


— Więc chcesz mi powiedzieć, że unikałeś mnie tylko dlatego, żeby później pieprzyć mnie bez opamiętania? — zapytałam rozbawiona, wkładając do uszu swoje pozłacane kolczyki.

— Dobrze wiem, że ci się podobało. I ty też to wiesz.

Popatrzyłam na ukochanego w lustrze i leniwie uśmiechnęłam, widząc jego szelmowski, zadziorny uśmiech. Wzruszył obojętnie ramionami, podciągając spodnie na biodra. Pokręciłam głową w niedowierzaniu i wciąż kalkulowałam w głowie to, jak czułam się przez niego przez pół dnia.

Wyszedł z domu rano długo przed tym, jak się przebudziłam. Nie odpisywał na SMS-y i w dodatku okłamał mnie, że był w pracy tylko dlatego, bym zirytowała się na niego jeszcze bardziej. Po cholernie dobrym, namiętnym seksie, rozpłynął się pod wpływem mojego dotyku i wyznał całą prawdę.

Nie byłam pewna, czy to tylko sen, ale jego błękitne, hipnotyzujące tęczówki badające moją reakcję, utwierdziły mnie w jednym. To był zarazem nasłodszy i najbardziej oryginalny gest z jego strony. W tamtym momencie nie potrafiłam powstrzymać łez szczęścia, napływających mi do kącików oczu, ale jednocześnie i łez żalu za to, iż wpędził mnie w przygnębienie w tak ważnym dla mnie dniu. Przytulał mnie mocno do siebie i obcałował każdy skrawek mojego nagiego ciała, nie pomijając żadnego miejsca.

Tak, łącznie z łechtaczką.

Chciał jasno zaznaczyć, że jestem cała jego i nic, ani nikt tego nigdy nie zmieni. Oczywiście udało mu się tego dokonać wręcz bezbłędnie. Seks był pierwszym z moich urodzinowych prezentów, minetka była drugim, a z tego co powiedział, czekało na mnie jeszcze ,,główne danie" tego wieczoru. Dreszczyk podniecenia przebiegł po moich plecach po usłyszeniu tych tajemniczych słów, a moja dociekliwość nie pozostawała w tyle. Pragnęłam dowiedzieć się najwięcej o tym, co tajemniczego zaplanował mój ukochany brunet.

— Gdzie jest Danielle i Chris? — zagadnęłam. — Oni też są zamieszani w ten twój nikczemny plan? Jedziemy do rodziców, czy masz inne plany wobec mnie?

— Może tak, może nie. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie — powiedział tajemniczo, zapinając guziki od czarnej, eleganckiej koszuli.

Patrzyłam uważnie na jego poczynania i na to, jak wygładza materiał wewnętrzną stroną dłoni. Podszedł do szafy, a głównie do wysokiego lustra, by móc przejrzeć się w całej okazałości. Zagryzłam dolną wargę zauroczona i śmiało muszę przyznać, że o wiele lepiej wygląda nago, niż w ubraniach. Przyłapał mnie na bezwstydnym wpatrywaniu się w jego szerokie barki, a mi wcale nie było za to wstyd. Zamiast również szykować się do wyjścia, rozkoszowałam się najprzystojnieszym mężczyzną, stąpającym po całej kuli ziemskiej.

— Rozprasza mnie pani, Panno Carter. — Puścił mi zawadiacko oczko, a ja automatycznie spuściłam z niego wzrok, żeby nie podniecić się kolejny raz tego dnia, bo moglibyśmy nie opuścić dziś już sypialni. Chociaż taki plan absolutnie mi nie przeszkadza. — Za dziesięć minut wyjeżdżamy, czekam na korytarzu.

Podszedł mnie, pachnąc jak ten cholerny Bóg. Popatrzyłam na niego z dołu zafascynowana, a brunet pocałował mnie w czubek głowy i jakby nigdy nic, opuścił pomieszczenie, pozostawiając po sobie jedynie tylko zapach perfum. Westchnęłam ciężko i przejechałam po ustach czerwonym błyszczykiem ostatni raz. Po tej czynności byłam w pełni gotowa na dalszą część niespodzianek, jakie zaplanował dla mnie Alan. Po stwierdzeniu, że wyglądam przyzwoicie, wrzuciłam telefon do torebki i narzuciłam ją na ramię.

Nie chciałam zwlekać zbyt długo, bo nie należę do osób cierpliwych, a wręcz przeciwnie. W pośpiechu odnalazłam swoją kurtkę w szafie i założyłam na nogi botki.

Ukochany czekał na mnie na zewnątrz, paląc papierosa, więc po zamknięciu drzwi wejściowych na klucz, podeszłam do niego z szerokim uśmiechem na ustach, spragniona dalszych niespodzianek.

— Powiesz mi, gdzie mnie zabierasz? — Wydęłam wargę i popatrzyłam na niego z dołu. Zaśmiał się gardłowo i pokręcił głową na boki, wypuszczając dym przed siebie. Wyrzucił niedopałek do kosza przy chodniku i westchnął ciężko przez moje intensywne spojrzenie. — A jak ładnie poproszę?

— Doprowadzasz mnie do szaleństwa, kobieto.

Objął moją twarz dłońmi i gwałtownie przyciągnął mnie do swoich ciepłych ust. Mruknęłam zadowolona i musiałam chwycić się jego ramion, by nie upaść przez jego gwałtowność. Całował mnie z niezwykłą czułością i delikatnością, a wnętrzności w moim brzuchu zaczęły robić fikołki, wspominając jeszcze niedawny seks. Podbrzusze zacisnęło mi się w przyjemny sposób na samą myśl o erotycznych chwilach  i oddałam się w pełni uczuciom, które przekazywał mi chłopak wraz z tym pocałunkiem.

— Przysięgam ci, że nie pożałujesz.

Pogładził czule mój rozgrzany policzek i splótł nasze palce ze sobą tylko po to, by podprowadzić mnie do drzwi samochodu od strony pasażera. Skinęłam wdzięcznie i zasiadłam na fotelu, układając torebkę na kolanach. Zadrżałam podekscytowana i czekałam, aż brunet obejdzie auto i zasiądzie obok mnie.

— A teraz założę ci opaskę — powiedział zachrypniętym głosem. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana, gdy z kieszeni kurtki wyciągnął wspomnianą opaskę i pomachał mi nią przed twarzą.

— Zaczynam się bać — przyznałam szczerze.

— Kochanie... proszę cię. Pozwól mi działać — powiedział podirytowany, co leżało jak najbardziej w jego zwyczaju.

Alan nie lubi, gdy ktoś neguje jego starania, lub próbuje ingerować. Wywróciłam oczami, ale ostatecznie pozwoliłam mu założyć sobie czarną opaskę na oczy. To już kolejny raz, gdy Alan Braun zaskakuje mnie i to w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zaplanował ten dzień z taką dokładnością, od samego ranka mydlił mi oczy wręcz książkowo, więc nie byłam w stanie przyczepić się do czegokolwiek.

Nie musiałam dłużej zastanawiać się, gdzie mnie zabiera. Z pewnością będzie to impreza niespodzianka, gdzie będą czekać Chris, Danielle oraz Nate, a ja będę płakać ze szczęścia, że udało mu się zorganizować moje urodziny w fenomenalnym stylu. Nie zamierzałam przeciwstawiać się temu, co zaplanował, a wręcz przeciwnie. Poddam się w pełni, by jego plan działania spełnił się z niezwykłą dokładnością. Chciałam, by on również był szczęśliwy. Uwielbiam patrzeć na to, jak duma go rozpiera, gdy wszystko idzie po jego myśli.

— Pięknie wyglądasz, wiesz? — powiedział niskim głosem przy moim uchu, a chwilę po tym uruchomił silnik samochodu.

Wzdrygnęłam się zaskoczona i krótko roześmiałam przez ten uroczy gest. Poruszyłam się niespokojnie w fotelu czując, jak samochód powoli rusza na szosę.

— Chyba musimy tę opaskę zastosować też w sypialni. Co o tym myślisz?

— Myślę, że jestem za — odpowiedziałam, zapinając swój pas bezpieczeństwa. — Zabrzmi to dziwnie, gdy powiem, że jestem podniecona? — Słyszałam, jak wciąga szybko powietrze, a chwilę po tym wypuszcza je ze świstem. Rozpraszanie go jest najlepszą częścią naszego związku.

— Znowu? Jeśli chcesz, mogę zatrzymać się na poboczu na szybki numerek — oznajmił, a głosie mogłam wyczuć jego rozbawienie.

— Wiesz, że nienawidzę niespodzianek. Ale te od Ciebie są jedynymi, które toleruję. Więc to chyba nic dziwnego, że jestem mokra na samą myśl? — zapytałam odprężona, tym razem wygodniej opierając się o fotel. Trzymałam kurczowo torebkę i zaczęłam poruszać nogami niespokojnie.

— Mów mi tak częściej, a będę chodził cały czas twardy. — Westchnął ciężko pod nosem i mogłam sobie jedynie wyobrazić, jak poprawia się na siedzieniu, gdyż prawdopodobnie spodnie zrobiły się cholernie ciasne.

Cholera, ile bym dała, żeby ujrzeć go teraz w takim stanie...

— Mów mi tak częściej, a będę codziennie Cię ujeżdżać.

— Co w ciebie wstąpiło, Adele? Jakiś demon seksu?

Jego ciepła dłoń spoczęła na moim udzie, okrytym jedynie cienkimi rajstopami, aż po moim ciele przebiegł niekontrolowany dreszcz. Musiałam wziąć głęboki wdech, by uspokoić swoje rozbiegane myśli chociaż na moment, bo inaczej faktycznie skończymy na poboczu, a do tego nie mogę dopuścić, niestety. Przyłożyłam się, by prezentować się wręcz idealnie, jak modelki na mediach społecznościowych, w tym wyjątkowym dniu.

Postawiłam na krótką, obcisłą sukienkę, by nie wyglądać jak ladacznica. Nie miałam jednak bladego pojęcia, w jakie konkretne miejsce Alan zamierza mnie zabrać, więc musiałam być przygotowana na wszelkie możliwości. Jeśli jest to restauracja, będę wyglądać elegancko i odpowiednio, jak na te okoliczności. Jeśli bar, będę wyglądać schludnie, jak połowa kobiet, a jeśli miałoby to być kino — będę prezentować się dojrzale. Myślę, że mała czarna jest doskonała na wszelakie okoliczności i właśnie dlatego postanowiłam ubrać na siebie właśnie tę sukienkę.

— Rozmyślasz, kochanie.

Zauważył natychmiast, gdy zapadła między nami dłuższa cisza, niż zaplanowałam. Chciałam jeszcze się z nim podroczyć, by wytrącić go z równowagi.

— Jak mam nie rozmyślać, jak powiedziałeś, że jesteś twardy.

— Nie powiedziałem, że jestem, cholera, kobieto.

— Ale za chwilę możesz być.

— O nie, nie, nie. Nie ma mowy, bezbożnico!

Natychmiast strzepnął moją dłoń, którą udało mi się umiejscowić na jego udzie, mimo opaski na oczach. Roześmiałam się. Niespodziewanie poczułam jego mokre wargi na swoim poliku, a w klatce piersiowej rozlała się fala gorąca. Nigdy wcześniej nie miałam opaski na oczach, lub tym podobnych rzeczy, uniemożliwiających widzenie i muszę śmiało przyznać, że jest to cholernie ekscytujące. Niewiadomo czego można spodziewać się od drugiej osoby i właśnie to powoduje nieświadomie ekscytację. Nogi zaczęły mi niespokojnie drżeć i próbowałam skupić się na drodze, którą wciąż przemierzaliśmy. Może uda mi się rozpoznać tę trasę, choć wiem, że jest to niemalże awykonalne.

Moje usta uformowały się w kształt litery O, gdy usłyszałam pierwsze słowa kolejnej piosenki, która właśnie rozbrzmiewała z radia.

— Specjalnie to włączyłeś, prawda? — zapytałam rozczulona, wsłuchując się w słowa Eda Sheerana w piosence pod tytułem Perfect.

Przy tym utworze zrozumiałam w liceum, że Alan Braun jest jedynym mężczyzną, z którym chcę spędzić resztę życia. Tańczyliśmy wtedy wolno do romantycznego kawałka w moim salonie, gdy był cały poturbowany po spotkaniu z dawnymi ,,kumplami", a ja użyczyłam mu dachu nad głową.

Pierwsze co mam w głowie, gdy słyszę tę piosenkę, mam przed oczami obraz tego, jak brunet oczarował mnie swoimi magnetycznymi, błękitnymi tęczówkami i przyciągnął mnie do siebie, sugerując, iż nie potrafi tańczyć. Sytuacja miała miejsce przed balem, kończącym liceum. Jego dotyk działał na mnie, jak magnes i wciąż działa w dokładnie taki sam sposób. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia.

A teraz, mając teraz przymknięte powieki, nie liczy się dla mnie nic, prócz piosenki, która została wręcz dla nas stworzona. Ułożyłam dłoń na dłoni ukochanego i zaczęłam ją gładzić, rozkoszując się tą wspaniałą, choć krótką chwilą. Na przestrzeni tych sześciu lat udało nam się napisać wspaniałą historię, mimo iż wcale nie było kolorowo. Tak jak w każdym związku były wzloty i upadki, jednak wychodziliśmy z tego bez szwanku i dzięki temu jesteśmy tutaj razem i budujemy wspólną przyszłość.

— A dasz mi chociaż małą podpowiedź, dokąd jedziemy? — zapytałam.

— Do Nowego Jorku. — Westchnęłam przeciągle, a on uszczypnął mnie delikatnie w udo. Syknęłam zaskoczona i miałam nadzieję, że uda mu się dostrzec naburmuszenie wymalowane na mojej twarzy, mimo opaski na oczach.

— Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. Chodziło mi o miejsce, do którego jedziemy — burknęłam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. — To mogę chociaż zgadywać, a ty będziesz mówić, czy jestem blisko, czy nie?

— Dobra, niech będzie — powiedział od niechcenia i skręcił w prawo. Wzdrygnęłam się poruszona swoją wygraną i zaklaskałam radośnie.

— A więc... Czy to będzie restauracja?

Przez głowę przemknęła mi myśl, że może Alan ma w planach oświadczyć mi się wśród przyjaciół, a dłonie machinalnie zaczęły mi się pocić ze stresu. W restauracji byłoby mnóstwo obcych ludzi, a oświadczyny przez publiką mogłyby mnie zestresować i puściłabym pawia na środku lokalu.

Czy chciałabym więc weselić się wraz z obcymi ludźmi, którzy spędzaliby czas na kolacji w restauracji?
Zdecydowanie nie.

Ten dzień musi być zdecydowanie poświęcony tylko mnie i Alanowi. Nikomu więcej. Zabrzmi to odrobinę brutalnie, ale mam nadzieję, że oświadczyny nie przyszły mu do głowy akurat dzisiejszego dnia.

— Zimno, kochanie. Lodowato. — Parsknęłam zirytowana.

— Kino? — Kolejny strzał i kolejne pudło. — Bar?

— Myślisz, że zabrałbym cię na urodziny do baru? Naprawdę?

— Nie, ale wolę się upewnić — skłamałam, co oczywiście wyczuł w tonie mojego głosu i zaczął się głupkowato śmiać pod nosem. — Dobra, jedziemy do rodziców? Tylko szczerze. — Przez twoje strzały czuję, że zamarzam. — Pacnęłam go w ramię, co ewidentnie sprawiało mu niezwykłą radość. — Jesteś urocza, jak się denerwujesz.

— Kawiarnia? — pytam zrezygnowana.

— Może dajmy sobie spokój z tym zgadywaniem, co? Za chwilę będziemy na miejscu.

Skinęłam posłusznie głową i zrezygnowałam z dalszych strzałów, odnośnie niespodzianki, zaplanowanej przez Alana. Klatka piersiowa zaczęła szybciej opadać i unosić się przez podekscytowanie, płynące w moich żyłach. Jedyna informacja, którą udało mi się od niego wyciągnąć to to, że znajdujemy się w Nowym Jorku, co nie zdradza mi zbyt wiele. W tym mieście znajduje się wiele atrakcji i wiele miejsc, w które ukochany mógłby mnie zabrać, a mimo tego nie udało mi się odgadnąć chociażby rodzaju lokalu, do którego moglibyśmy się udać. Odliczałam sekundy do chwili, gdy auto zatrzymało się i minęło ich dokładnie sto dwadzieścia sześć. Zapiszczałam zniecierpliwiona, a dłoń Alana zsunęła się z mojego uda, pozostawiając po sobie pustkę.

— Poczekaj chwilkę, otworzę ci drzwi.

Zaczęło doskwierać mi to, że niczego nie widzę, a przed oczami mam jedynie ciemność. Stukałam niespokojnie paznokciami o swoje uda, dopóki chłód nie owiał mojego ciała i nie dotarło do mnie, że drzwi od strony pasażera zostały otwarte. Uśmiechnęłam się wdzięcznie, choć nie byłam pewna, czy brunet to widział.

— No chodź, kochanie. Ja wezmę ci torebkę.

Pomógł mi wygramolić się z samochodu i po chwyceniu mnie pod ramię i zamknięciu auta, zaczęliśmy iść przed siebie. Trzymałam się kurczowo jego ramienia i słuchałam wskazówek odnośnie tego, jak mam stawiać nogi, by nie wywinąć orła. Podekscytowanie wzrastało z każdym, postawionym krokiem.

— Zaczynam się naprawdę bać, Alan — powiedziałam, zgrzytając zębami.

— Może faktycznie powinnaś — szepnął mi do ucha i udało mi się usłyszeć tylko tyle, że otwierają się drzwi do jakiegoś budynku. Jego dłoń spoczęła na dole moich pleców i wprowadził mnie do środka, gdzie było znacznie cieplej, niż na dworze.

Zmarszczyłam brwi zdezorientowana, gdy w miejscu, do którego właśnie weszliśmy panowała absolutna cisza, a ta nie należała do tych odprężających. Ukochany bez żadnego słowa wyjaśnienia pomógł mi zdjąć kurtkę i oznajmił, że mam się nie ruszać, więc wykonałam jego polecenie. Przestępowałam z nogi na nogę, a nawet chciałam odchylić opaskę, by zrozumieć, gdzie jestem, jednak nic z tego.

Nie chciałam psuć tego, co zaplanował Alan.

Po chwili znów poczułam jego dotyk. Chwycił mnie pod ramię i tym razem mogłam wyczuć pod dłonią materiał jego koszuli, co oznaczało, że również zdjął odzież wierzchnią.

— Mogę już ściągnąć? — pytam zaniepokojona, gdy ponownie zaczyna mnie prowadzić wgłąb budynku. Przeprowadza mnie przez próg i nagle jego dotyk znika, a moje zaniepokojenie wzrasta. — Alan? Gdzie jesteś?

Macham rękoma zdesperowana, by odszukać jego ciała, jednak nic z tego. Niczego nie jestem w stanie dotknąć, jakbym była w pustej przestrzeni. Serce podchodzi mi do gardła, a ciałem targają niekontrolowane dreszcze.

— Kurwa mać, Alan, boję się, powiedz coś — warczę zdenerwowana.

— Ściagnij opaskę, Adele.

Oddycham z ulgą, słysząc jego miękki, ochrypnięty głos. Serce uderza w moje rzebra mocno i nierównomiernie, a mój oddech staje się przyspieszony. Boję się, co zobaczę, gdy tylko będę miała możliwość przejrzeć na oczy. Drżącymi dłońmi chwytam materiał opaski i powolnie podwijam ją, a jasność panująca w pomieszczeniu oślepia mnie. Mrużę powieki wytrącona z równowagi i potrzebuję chwili, by dotarło do mnie, gdzie się znajdujemy.

— Niespodzianka!

Każdy z osobna krzyczy głośno na mój widok, a Alan przekręca tubę, by wystrzelić z hukiem konfetti. Wzdrygam się i rozglądam zaskoczona, a uczucie to jest tak silne, że stoję w osłupieniu przez kilka sekund, dopóki nie podbiega do mnie matka i mocno bierze mnie w objęcia wraz z Irwinem. Dopiero ten ruch przywraca mnie do życia. Zaczynam rozglądać się poruszona, a moim oczom ukazują się wszyscy przyjaciele, bez żadnego wyjątku.

Śmieję się, jak szalona i całuję czule ordziców wdzięcznie w policzki, co również komentują cichym chichotem. Szczęście towarzyszące mi w tej chwili było nie do opisania.

— Wszystkiego najlepszego, kochanie, bo tylko na to zasługujesz!

Dopiero po chwili namyślenia dociera do mnie, że Alan przez cały ten czas wodził mnie za nos, bym nie domyśliła się, że to właśnie do rodziców zamierza mnie zabrać.

Na środku salonu były powieszone ogromne balony z liczbą wiosen, które kończę. Przez całą długość salonu ciągnęła się wstążka, a na niej umocowane były zdjęcia. Mnóstwo zdjęć z moją osobą. Na niektórych jestem z Alanem oraz z każdym z przyjaciół z osobna, oraz jest kilka fotografii, na których jesteśmy wszyscy razem. No i są oczywiście uwiecznione chwile, gdy byłam małym, uroczym bobasem. Nie potrafiłam wyrazić słowami tego, jak rozczulona jestem tym gestem. Nie zamierzałam też zatrzymywać łez, które zaczęły płynąć strumieniami po mojej twarzy, a wszyscy zebrani dopadli do mnie i zaczęli mnie grupowo przytulać.

Zaśmiałam się krótko i popatrzyłam na Alana w niedowierzaniu.

— Wystarczy, bo mnie udusicie! Nie chcę, żeby to były moje ostatnie urodziny! — powiedziałam rozbawiona, ocierając mokre policzki. — Czyli Ty też wiedziałaś! I nic mi nie powiedziałaś! To ci przyjaciółka! — Wycelowałam palcem w Danielle. Uśmiechnęła się niewinnie i przyciągnęła mnie do siebie, a na policzku złożyła mocny pocałunek. — Kocham Cię, głupia — wyszeptałam jej do ucha i odwzajemniłam jej gest.

— Musiałam czekać, aż wyjdziesz z mieszkania, żeby wypić kawę. Wiesz, jakie miałam wyrzuty sumienia, dziewczyno? — Po tych słowach zrobiła miejsce Chrisowi.

Z każdym pokolei przytulałam się i karciłam ich za to, że nie pisnęli nawet słówka. Nic dziwnego, Alan musiał również i na nich rzucić jakiś czar, lub zahipnotyzować ich tymi niebieskimi, przeklętymi tęczówkami. Od każdego z osobna otrzymałam drobne upominki, nawet nie wymagałam od nich, by dostać jakikolwiek prezent. Najważniejsze jest to, że są tutaj i teraz ze mną.

— Gdyby nie Alan, nie byłoby nas tutaj. To on to wszystko zaplanował i ma dla ciebie naprawdę wyjątkowy prezent — powiedziała rodzicielka rozpromieniona, wtulając się w bok Irwina. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana, a myśli odnośnie zaręczyn powróciły ze zdwojoną siłą. Obejrzałam się spanikowana za siebie, a bruneta nie było w salonie. Nawet nie zauważyłam, kiedy udało mu się zniknąć z tego pomieszczenia. — Alan, chodź! — wykrzyknęła Hannah, a chwilę po tym chłopak wyłonił się z kuchni z ogromnym bukietem białych róż i z szelmowskim uśmiechem na ustach.

Przyłożyłam zaskoczona dłoń do ust i stałam jak słup, dopóki nie podszedł do mnie i nie wręczył mi kwiatów. Walczyłam z samą sobą, by nie rozpłakać się kolejny raz w przeciągu zaledwie kilku minut, ale niestety przegrałam tę nierówną walkę. Usłyszałam za plecami rozbawione śmiechy przez moją reakcję i wpadłam w objęcia ukochanego, który chwycił mnie szczelnie w talii.

— Przyniosę szampana — oznajmił Irwin.

— Błagam, powiedz, że nie chcesz się oświadczyć — wyszeptałam ukochanemu do ucha zaniepokojona.

Zdaję sobie sprawę z tego, że zabrzmiałam jak wredna, wyrachowana suka, ale naprawdę obawiałam się tego, że mógłby to zrobić. Oczywiście pragnę tego, by po tylu latach na moim palcu widniał pierścionek zaręczynowy. Bym mogła otwarcie mówić ludziom o tym, że nie jestem dziewczyną, a narzeczoną Alana Brauna.

Jednak im dłużej o tym myślę, zaczynam zastanawiać się, czy aby na pewno jestem na to gotowa.

— Oświadczyć? Nigdy w życiu, kochanie. Skąd ten pomysł w ogóle?

Żartował sobie ze mnie i bawił się w najlepsze. Mama odebrała ode mnie kwiaty oznajmiając, że włoży je do wazonu, by nie wyschły, za co jej podziękowałam. Chwilę później Irwin wszedł do pokoju z tacą, na której znajdowały się kieliszki z szampanem, a ja machinalnie zaczęłam je liczyć. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana i popatrzyłam na wszystkich zebranych z przymrużonymi powiekami, a oni udawali, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kieliszków było więcej, niż powinno być.

— A teraz nadszedł czas na ostatnią niespodziankę tego dnia, niestety lub stety. Mam nadzieję, że ci się spodoba. — Przełknęłam ciężko ślinę, gdy Alan ucałował przelotnie mój policzek i ponownie udał się w kierunku kuchni.

— Dobra, co tu się dzieje, do jasnej cholery? — zapytałam, a mama skarciła mnie wzrokiem.

— Wyrażaj się, Adele — powiedziała ostro, jednak na jej twarzy widniał podekscytowany uśmiech.

Przewróciłam oczami i tym razem postanowiłam szukać ratunku u przyjaciółki, która puściła mi jedynie oczko i popatrzyła za moje plecy z błyskiem w oku. Wtuliła się w bok Chrisa i ruchem głowy wskazała na kuchnię. Odwróciłam się z powrotem kompletnie skołowana.

Miałam wrażenie, że serce mi stanęło na ułamek sekundy.

— Niespodzianka, Adele.

Zachwiałam się na nogach, wpatrując się po kolei w osoby, stojące przede mną i nie dowierzałam własnym oczom w to, co widzę. W salonie zapanowała cisza, a ja wciąż badałam wzrokiem trzy kobiety i jednego mężczyznę.

Katerine, Hazel, Iris oraz Williama, szelmowsko uśmiechniętego od ucha do ucha. Załkałam bezgłośnie i podbiegłam do ojca, by wpaść w jego ramiona. Tym razem płakałam głośno, jakby tona kamieni spadła mi z serca i poczułam ogromną ulgę, jakieś jeszcze nigdy w życiu nie udało mi się doświadczyć.

Moczyłam łzami, zmieszanymi z tuszem do rzęs jego śnieżnobiałą koszulę, a ramionami oplatałam jego talię, nadal nie dowierzając w to, co widzę. Mój ojciec biologiczny przyleciał z Wakefield wraz z żoną i córkami na moje urodziny.

A to wszystko za sprawą Alana. Czym sobie zasłużyłam na tak wspaniałego faceta?

— Czyli to znaczy, że się cieszysz, że przylecieliśmy? — Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową.

— Nie mogę uwierzyć, że nareszcie mogę poznać Was wszystkich — powiedziałam rozczulona i przeniosłam wzrok na Katerine, żonę ojca.

Długonoga kobieta o mocnych rysach twarzy uśmiecha się do mnie nieśmiało, a w jej policzkach ukazują się dołeczki. Jasne blond włosy opadają jej falami na ramiona, a w niebieskich oczach tańczy podekscytowanie. To ona jest kobietą, która przyczyniła się do tego, że udało się Williamowi wyjść z nałogu alkoholowego i dzięki niej stał się tym facetem, którym jest teraz. Przywróciła jego wiarę w to, że jest w stanie stanąć na nogi i poradzić sobie z przeciwnościami losu.

Była przy nim w najgorszym momencie jego życia i jest przy nim, gdy rozgrywa się najlepszy etap. Są wspaniałą i kochającą się rodziną, co widać na pierwszy rzut oka. Jestem z niego tak cholernie dumna.

Z ich całej czwórki.

— Dziękuję, że Pani przyjechała...

— Tylko nie pani, błagam. Mów mi Katerine lub Kate, proszę.

— Dziękuję, Kate, że jesteś. Bardzo mi miło, że mogę Cię poznać. — Wyciąga ramiona w moim kierunku, więc natychmiast przytulam ją wdzięcznie, a przy uchu słyszę ciche życzenia, płynące z jej ust.

— Uważaj na nie... A zwłaszcza na Hazel, ma okres — wyszeptała i radośnie roześmiała, po czym odeszła w kierunku Williama i reszty zgromadzonych, a ja zostałam sama z dziewczynami.

Uchyliłam usta, by powiedzieć cokolwiek, jednak nim zdążyłam to uczynić, Iris doskoczyła do mnie i owinęła ręce wokół talii rozpromieniona. Zachwiałam się lekko na nogach, ale utrzymałam równowagę i mogłam odwzajemnić gest z największą rozkoszą. Dziewczynka jest nieco niższa ode mnie tylko dlatego, iż ja sama do najwyższych nie należę.

Napotkałam spojrzenie straszej Hazel, a ta przewróciła oczami.

— Hazel, nie bądź niemiła, chociaż dzisiaj, dobrze? — odezwał się William.

— William, daj spokój... Adele była dokładnie taka sama.

— Mamo — burknęłam i również przewróciłam oczami, co wywołało cień uśmiechu na twarzy szesnastoletniej brunetki. Puściłam jej oczko, a chwilę później Iris odsunęła się ode mnie tylko po to, by wepchnąć swoją siostrę w moje objęcia.

Wszyscy roześmiali się wspólnie, a nawet dziewczyna, która przytulała mnie niewinnie.

— Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego prezentu. Jesteście takie śliczne — powiedziałam do dziewczynek.

— Ty też jesteś bardzo ładna, Adele. — Iris posłała mi promienny uśmiech.

— Czyli oficjalnie możemy wznieść wspólnie toast. Za córkę, siostrę, dziewczynę i przyjaciółkę, która kończy dziś dwadzieścia pięć lat!

***

Roześmiałam się kolejny raz z fatalnego żartu Nate'a i wzięłam łyk czerwonego wina. Dłoń Alana spoczywała na moim udzie pod stołem, co jeszcze bardziej podnosiło mnie na duchu, niż jest to możliwe. Zjedliśmy wspaniałą kolację przygotowaną przez jedną z najlepszych restauracji w Nowym Jorku, za co odpowiedzialna jest nie kto inny, niż Hannah Carter.

Oczywiście jest to dla mnie zupełna nowość, gdyż byłam przygotowana na dania przyrządzone przez niezawodnego Irwina. Nadal nie dowierzałam temu, że Alan wpadł na tak wyjątkowy pomysł, by zaprosić Williama z rodziną na moje małe święto. Przyglądałam się dziewczynkom tak długo, by nie wyjść na psychopatkę, ale starałam się zapamiętać każdy szczegół z ich wyglądu jak najlepiej. Są swoimi zupełnymi przeciwieństwami.

Hazel ma ciemne włosy, czekoladowe oczy oraz zdecydowanie karnację mojego ojca. Jest idealnym jego odwzorowaniem, zupełnie jak ja. Natomiast Iris jest odzwierciedleniem filigranowej urody Katerine. Mam dwie przepiękne, młodsze siostry.

— Danielle, jak się czujesz? Wszystko przebiega tak, jak należy? — zapytała z troską w głosie moja matka, posyłając dziewczynie serdeczny uśmiech.

— Oczywiście, maluch rośnie, jak na drożdżach. — Blodnynka szeroko się uśmiechnęła, gładząc się delikatnie po brzuchu.

— Jesteś w ciąży? Moje gratulacje. — Katerine posłała jej równie ciepły uśmiech, co Hannah Carter. Moja urocza przyjaciółka delektowała się bezwstydnie gratulacjami, zarówno jak i Chris. Objął swoją ukochaną ramieniem, a na policzku złożył przelotny pocałunek. — Który to tydzień?

— Początek trzynastego — Danielle odpowiedziała dumnie, uśmiechając się do każdego pokolei.

—Może zapakuję ci coś do domu? Na pewno masz zachcianki ciążowe.

— Jeśli masz zapas kokosów, to Danielle bardzo chętnie je przygarnie — mówię z rozbawieniem, wspominając jej słowa z dnia, gdy świętowaliśmy zamknięcie Merle'a.

Mona przygotowała dla niej wtedy drinka bezalkoholowego z mlekiem kokosowym, a ja myślałam, że ma orgazm po jego skosztowaniu. Od tamtego momentu w każdej szafce w kuchni w naszym mieszkaniu można znaleźć batonika z wiórkami kokosowymi. Danielle po prostu się od nich uzależniła.

— A jak wam idzie pisanie pracy magisterskiej? — tym razem Irwin przejął pałeczkę. Popatrzyłam na Danielle wymownie, a ona oczywiście bezbłędnie odczytała moje intencje.

— Świetnie, mamy już za sobą połowę. Musimy się wyrobić do czerwca, w połowie miesiąca wyjeżdżamy do Brighton troszeczkę się zrelaksować — wyjaśniłam krótko. Alan wzmocnił uścisk na moim udzie, więc posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, by przestał mnie rozpraszać.

— Czym się zajmujesz, Adele? — Iris opiera łokcie o blat stołu i patrzy na mnie zafascynowana.

— Jestem na czwartym roku studiów dziennikarskich, nic ciekawego. — Wzruszyłam obojętnie ramionami i szturchnęłam lekko Danielle. — Za to ta Pani może pochwalić się czymś znacznie ciekawszym.

— Nie przesadzaj... Studiuję tylko weterynarię.

Macha lekceważąco ręką, a oczy małej blondynki rozjaśniają się po tych słowach. Jak przystało na dziecko, zaczęła wypytywać o to, czy Danielle lubi zwierzęta i na czym polega jej praca. Krok po kroku zaczęła objaśniać z niezwykłym zamiłowaniem to, czym zajmuje się na codzień, a wszyscy zebrani słuchali jej monologu z niemałym zachwytem.

Danielle Glayn odkryła swoje zamiłowanie do zwierząt dopiero po skończeniu liceum. W szkole średniej nie miała pomysłu na siebie i na swoją przyszłość. Liczyła na to, że dostanie jakiegoś objawienia i to wskaże jej drogę. Mniej więcej właśnie tak się stało. Byłam z niej niezwykle dumna, gdy oznajmiła mi, że chce studiować i rozwijać się w kierunku, który ją interesuje. Wspieraliśmy ją wszyscy, bez żadnego wyjątku i mimo kiepskich ocen i słabej mobilizacji do nauki w liceum, na studiach radzi sobie znacznie lepiej.

Głównie dlatego, że zajmuje się tym, co kocha robić.

— Uratowałaś kiedyś jakiegoś kotka? Lub pieska?

— Oczywiście, ratuję mnóstwo zwierząt.

— Czyli jesteś lekarzem?

— Chyba można tak to nazwać — powiedziała rozbawiona Danielle pytaniem Iris.

Chris przyglądał się ukochanej, jakby była najjaśniejszą i najpiękniejszą gwiazdą na niebie. Nie spuszczał z niej wzroku nawet na ułamek sekundy, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że moje wyobrażenia na temat przyjaciela były mylne. Karcę się w głowie za to, że kiedykolwiek pomyślałam, że brunet może ją zdradzać.

Gołym okiem widać, że jest zakochany po uszy.

— Nate, a ty? Jak sobie radzisz na siłowni?

Blondyn momentalnie obudził się do działania, słysząc pytanie Irwina. Na szczęście darował sobie historię o tym, jak na rozmowie o pracę przeleciał swoją szefową i teraz pieprzy ją w pracy. Nate, jak to Nate.

Po wypiciu kilku porcji szkockiej, zaczął się popisywać i pokazywać mięśnie, które dodatkowo były uwydatnione przez bluzkę na długi rękaw typu slim. Nie mogło obyć się bez pokazu swoich umiejętności i już po chwili chłopak zaczął robić pompki na jednej ręce. No i od tego wszystko się zaczęło. Mężczyźni urządzili sobie w salonie zawody, by udowodnić swoją siłę. Alan, Chris oraz Colin nie pozostawiali w tyle, a nawet przyłączył się do nich William oraz Irwin. Zaczęli wygłupiać się, jak na facetów przystało, a Alan odpiął górny guzik swojej koszuli, by jego ruchy były bardziej swobodne. Puścił mi oczko, zawadiacko się uśmiechając, a temperatura w pomieszczeniu jakby natychmiast podniosła się o kilkanaście stopni.

— Adele, pójdziesz ze mną po wino? Bo właśnie się skończyło — zapytała nieśmiało Katerine, więc od razu pokiwałam twierdząco głową.

— Mam ochotę się dziś upić — powiedziałam żartobliwie, kierując się z kobietą do kuchni.

— Oj, nie ty jedna. — Podeszłam do szafki kuchennej z nieukrywalnym uśmiechem i wcyiągnęłam kolejną butelkę czerwonego wina. — Naprawdę bardzo się cieszę, że w końcu mogłam cię poznać. William opowiadał mi o tobie tyle dobrych rzeczy — oznajmiła łagodnym głosem, a na jej ustach pojawił się cień uśmiechu. — Od początku terapii nie przestawał o tobie mówić.

— Cieszę się, że mu pomogłaś. Gdyby nie Ty, kto wie, jak to wszystko by się potoczyło. — Odkręciłam butelkę. — Przykro mi, że tak na niego naskoczyłam na początku, jak tylko się tutaj pojawił.

— To był mechanizm obronny, postąpiłaś słusznie. — Położyła mi dłoń na ramieniu, by dodać mi otuchy. — Odkąd go poznałam, dwadzieścia lat temu, praktycznie dzień w dzień opowiadał o tym, jak strasznie za tobą tęskni. Mimo iż miał problemy z alkoholem to widziałam, jak bardzo cię kocha. Prawdopodobnie miłość do ciebie go uratowała. Nie ja.

Popatrzyłam na nią rozczulona.

Myślałam, że ojciec nie chciał mnie znać, że się mnie wyrzekł z własnej woli i nie powróci już nigdy w życiu. Próbowałam sobie wmawiać przez bardzo długi czas, że jest dla mnie nikim, obcą osobą. Łudziłam się, że tak będzie lepiej dla mnie, mamy oraz Irwina, gdy przestanę o nim wspominać i wymarzę go z pamięci raz, na zawsze. Jak widać, nie mam serca z kamienia. Jego widok po prawie dwudziestu latach sprawił, że wszystkie wspomienia związane z nim wróciły. Co prawda, było ich niewiele, byłam jeszcze zbyt mała, by pamiętać wszystko.

Jedyne co udało mi się zapamiętać to ciepłe, czekoladowe spojrzenie.

— Dobrze, że znów jest szczęśliwy. Ma wspaniałą żonę i naprawdę urocze córki. Zasłużył na to — powiedziałam szczerze, prosto z serca. Kobieta uśmiechnęła się do mnie szeroko i wyciągnęła ramiona, więc bez zawahania przytuliłam się do niej wdzięcznie. Katerine okazała się być czarującą kobietą o złotym sercu. William trafił w punkt. — Do kiedy zostajecie w Nowym Jorku?

— Niestety udało nam się przylecieć tylko na trzy dni. Nie dostałam więcej urlopu. — Skinęłam głową na znak, że w zupełności ją rozumiem.

— Mamo, tata powiedział, że za chwilę będziemy jeść tort! — Iris pojawiła się w kuchni rozpromieniona, podskakując radośnie w naszym kierunku. Roześmiałam się szczerze i pogładziłam ją po ramieniu. — A wiesz co, Adele? Alan wygrał zawody! — Wybałuszyłam na nią oczy zaskoczona. — Wziął mnie na plecy i zrobił ze mną ten... No...

— Pompki, kochanie?

— No tak, właśnie tak! Ja liczyłam, zrobił równo trzydzieści!

— Trzydzieści jeden!

Do pomieszczenia wszedł mój ukochany, ocierając pot z czoła. Rękawy koszuli miał podciągnięte do łokci, a oddech miał przyspieszony przez wysiłek. Pokręciłam głową w niedowierzeniu i zmierzyłam wzrokiem jego sylwetkę. Grymas wymalował się na jego twarzy, gdy podszedł do kranu, by nalać sobie wody do szklanki.

— Pani solenizantka jest proszona do stołu. Właściwie to wszyscy są proszeni do stołu — oznajmił, sapiąc pod nosem. Zmrużyłam oczy i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. — Sza! Do stołu, panno Carter.

Ponaglił mnie ruchem dłoni, więc z nieukrywalnym oburzeniem opuściłam kuchnię wraz z Kate oraz Iris. Zajęłyśmy swoje miejsca przy stole i posłałam Danielle zdezorientowane spojrzenie.

— Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam!

Momentalnie każdy z osobna zaczął śpiewać, a na moją twarz wpłynął rumieniec zażenowania. Do salonu kroczył Alan, trzymając w dłoniach podstawkę z tortem, przyrządzonym na moją cześć, z dumnym uśmiechem na twarzy. Stanęłam na równe nogi zawstydzona i wsłuchiwałam się w słowa tej krótkiej piosenki, dopóki ukochany nie postawił przede mną tortu z podpalonymi świeczkami.

— Pomyśl życzenie, później dmuchaj, pamiętaj! — oznajmiła zaniepokojona Iris.

— Mam przy sobie Was wszystkich, czego mogłabym sobie życzyć więcej?

— Może przystojnego faceta? — zażartował Nate, a Alan posłał mu natychmiast zażenowane spojrzenie.

— Może rozumu dla Ciebie, Nate?— odgryzłam się i zdmuchnęłam świeczki.

Kocham ich wszystkich całym sercem i oficjalnie przyznaję — to najlepsze urodziny, jakie mogłabym sobie wymarzyć. A to wszytko dzięki ukochanemu, który z zaangażowaniem przygotował ten dzień specjalnie dla mnie.

Alan Braun jest zdecydowanie moją ulubioną osobą.

witam po dłuższej przerwie i zostawiam Was z rozdziałem!
miłego czytania! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro