Rozdział 33.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzę na swoje młodsze, przyrodnie siostry z uśmiechem, a mimo tego, w kącikach moich oczy pojawiają się mokre groszki. Chwilę później łzy spływają mozolnie po mojej twarzy, gdy dociera do mnie, że nadszedł czas rozstania z rodziną mojego biologicznego ojca. Te dwa dni spędzałam z nimi od rana do późnego wieczoru, chciałam nacieszyć się ich obecnością. W pracy wzięłam urlop na żądanie, a mój pracodawca jest na tyle przychylny, że nie miał do tej decyzji żadnych zastrzeżeń. Potrzebowałam czasu, by przekonać do siebie Hazel, bo była bardziej uparta, niż mogłabym się spodziewać. Natomiast Iris była zafascynowana mną i faktem, iż ma drugą starszą siostrę, nie była ani trochę zdystansowana.

Pierwszego dnia wszyscy razem pojechaliśmy zwiedzić Nowy Jork. My zabraliśmy dziewczynki do samochodu, natomiast Katerine i William wyruszyli z Irwinem i moją matką, gdyż do jednego auta byśmy się nie zmieścili. Pierwsza w kolejności do obejrzenia była oczywiście słynna Statua Wolności. Hazel nie była tak zafascynowana, jak Iris, która robiła zdjęcia z każdej możliwej perspektywy. Ciągnęła mnie za rękę we wszystkie strony świata, a ja jedynie z rozbawieniem spacerowałam z nią sporo przed pozostałymi. Rozkoszowałam się tymi chwilami i tryskałam radością, jakbym cofnęła się w czasie i była tym beztroskim, cieszącym się z małych rzeczy dzieckiem. William stwierdził, że sprawdzam się w roli starszej siostry wręcz książkowo, co wywołało niemały uśmiech nam mojej twarzy.

Następny w kolejności na liście obiektów do zwiedzania był upragniony przez Iris Central Park, więc bez wahania się tam udaliśmy. Park kwitnący wiosną jest najpiękniejszym widokiem, jaki można sobie wymarzyć. Zieleń otaczała nas z każdej strony, a woń kwiatów pozwalała wyobrazić sobie, że znajdujemy się w odległej, magicznej krainie. W międzyczasie rozmawialiśmy, jedliśmy lody i spędzaliśmy świetnie czas wszyscy razem.

Największe wrażenie na wszystkich zrobiło jednak Times Square, plac na Manhattanie. Nic dziwnego, w końcu jest to plac, słynący z wielkiej liczby świetlnych reklam. Nie tylko Iris była zachwycona, ale również Hazel poprosiła mnie o to, bym zrobiła jej kilka zdjęć, by mogła wrzucić na media społecznościowe i pochwalić się tym, że zwiedziła Nowy Jork. Efekt ,,Wow" spowodowało również to, że wybraliśmy się w tę dzielnicę, gdy już zaszło słońce i było kompletnie ciemno. Reklamy rozświetlały ulicę, jak najjaśniejsza gwiazda całe niebo. Nie mogło obyć się również bez uwiecznienia tej chwili i poprosiliśmy przypadkowego przechodnia, by zrobił nam zdjęcie. Na sam koniec pierwszego dnia zwiedzania udaliśmy się do restauracji, słynącej z pancake'ów. Nie oszczędzaliśmy w zamawianiu upragnionych, puszystych naleśników, a każdy bez wyjątku był przeraźliwie głodny. Z apetytem zjedliśmy placki i byliśmy na tyle zmęczeni pierwszego dnia, że drugiego postawiliśmy na spokojniejsze aktywności. Dziewczyny stwierdziły, że chciałyby zobaczyć Brooklyn i nasze mieszkanie, więc razem z Alanem udaliśmy się z nimi w ten konkretny okręg.

Iris znów chciała zobaczyć kwitnące na wiosnę ogrody, więc nie byliśmy w stanie oprzeć się jej błagalnemu spojrzeniu. W Brooklyn Botanic Garden można zakochać się w przyrodzie z łatwoścą. Jest w nim mnóstwo drzew wiśni, a w związku ze zbliżającym się majem, drzewa były zaróżowione, a Iris nie mogła wyjść z podziwu. Alan robił nam zdjęcia, żebyśmy mogły uwiecznić tę zapierającą dech w piersiach chwilę, a dopiero później mogliśmy ruszyć dalej do ogrodu szekspirowskiego oraz ogrodu roślin wodnych. Na każdej fotografii z siostrami uśmiechałyśmy się od ucha do ucha, a nawet Hazel przekonała się do pamiątkowych fotek.

Nim się obejrzeliśmy, nadszedł czas ich wyjazdu i zdecydowanie przeżywałam to najbardziej ze wszystkich. Alana niezwykle bawiło to, jak reaguję na pożegnanie z przyrodnimi siostrami, ale wspierał mnie całym sobą. Dwie noce spędziliśmy u moich rodziców, śpiąc na materacu w salonie, gdyż było zbyt mało miejsca, by pomieścić nas wszystkich. Gdyby nie to, że Iris poprosiła mnie razem z Hazel, byśmy zostawali na noc, prawdopodobnie wrócilibyśmy na Brooklyn do naszego mieszkania.

Teraz stoję w progu pokoju oparta o framugę drzwi i przyłapuję Hazel na uśmiechaniu się do telefonu. Rozgląda się nerwowo po otoczeniu, by upewnić się, czy przypadkiem nikt jej nie przyłapał na tym uroczym geście. Nasze spojrzenia krzyżują się, a ona chowa twarz w dłonie i zaczyna kręcić głową na boki zażenowana, ponieważ została przeze mnie przyłapana. Śmieję się pod nosem i idę w jej stronę, by wyciągnąć od siostry informację odnośnie całego zajścia. Opadam twardo na kanapę i szczerzę się zachęcająco, jednak ta przewraca oczami i daje mi lekkiego kuksańca w ramię.

— Jak ma na imię? — pytam zagadkowo, ruchem głowy wskazując na telefon, który kurczowo trzyma w dłoni. Dłonie jej drżą, ale próbuje to zamaskować przeczesywaniem włosów palcami. — Wiesz, mi możesz powiedzieć wszystko.

Przysuwam się bliżej brunetki i upewniam się, że nikt nas nie widzi. Każdy z osobna wyszedł na zewnątrz, by poczekać wspólnie na taryfę, która miałaby zawieźć ich na lotnisko, więc nie musimy obawiać się podsłuchu ze strony pozostałych.

— Nie wiem, o czym mówisz — odpowiada intrygująco i krzyżuje ramiona na klatce piersiowej, wypinając dumnie piersi do przodu.

Gdyby nie to, że chwilę później jej smartfon zabrzęczał, mogłaby zbić mnie z pantałyku i uwierzyłabym w to, że nie ma absolutnie nic na rzeczy. Poruszyła się podekscytowana na materacu, a na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech. Prychnęłam rozbawiona przyglądając się jej poczynaniom.

— No jasne, że nie wiesz, o czym mówię — mówię podchwytliwie.

— No dobra, niech ci będzie... Na imię ma Marcus i strasznie mi się podoba.

Jej twarz momentalnie promienieje, gdy wypowiada imię chłopaka. Poruszam znacząco brwiami, co jeszcze bardziej wpędza ją w zakłopotanie. Zaczyna bawić się nerwowo palcami, a zęby dręczą dolną wargę.

— Jest ode mnie rok starszy, poznaliśmy się na stołówce i tak jakoś...

Wzrusza ramionami i jednocześnie utwierdza mnie w przekonaniu, że ten cały Marcus przypadł jej do gustu. Uchylam usta, by wesprzeć ją i dać kilka porad jednak zostaję uprzedzona przez nieproszonego gościa.

— Hazel, masz chłopaka?

— Iris, zamknij się!

Odwracamy się równocześnie zaskoczone, a za naszymi plecami, skryta za oparciem kanapy widnieje rozbawiona twarz młodej blondynki. Śmieje się bezgłośnie i palcem celuje w starszą od siebie siostrę. Hazel już składa ręce do modlitwy, by dziewczynka nic nikomu nie wspominała o tym, co usłyszała, jednak na to było już o wiele za późno. Stanęła gwałtownie na nogi i czym prędzej ruszyła na zewnątrz z ,,dobrą" nowiną.

— Hazel ma chłopaka! Hazel ma chłopaka! Tato, Hazel ma chłopaka! — wrzeszczy, a Hazel kipi ze złości. Brunetka zaciska dłonie w pięści, więc macham lekceważąco dłonią i poklepuję ją po ramieniu. Najmłodsza z rodziny Wainów powtarza te słowa niczym mantrę, a mordercze spojrzenie Hazel wcale jej nie powtrzymuje. — Tato, Hazel ma chłopaka!

Wybiega nagle z salonu, gdyż do domu wszedł nie kto inny, niż William. Dziewczyna jęczy zrezygnowana, podciągając kolana do klatki piersiowej, a głowa bezwiednie opada na moje ramię. Serce przyjemnie przyspiesza swojego bicia w mojej klacie. Tkwię w bezruchu jednocześnie zaskoczona i przeszczęśliwa tym małym gestem ze strony Hazel, dopóki progu salonu nie przekracza mój biologiczny ojciec.

Uśmiecham się do niego rozbawiona, podczas gdy on przytula do siebie młodszą córkę i mierzwi jej jasne blond włosy i przykłada dłoń do ust, by tym samym dać jej znać, że już wystarczy tej serenady.

— Po moim trupie — oznajmia ojciec z grobową miną. Patrzę na niego błagalnie i klepię Hazel po ramieniu, by dodać jej otuchy.

— Przecież Adele ma chłopaka, a jeszcze nie jesteś trupem.

Słowa Iris rozbawiają każdego, a ona uśmiecha się dumnie, jak mysz do sera.

— Ale Adele jest już dorosła, kochanie. — Po raz kolejny klepie najmłodszą córkę po głowie i posyła mi w międzyczasie oczko. — Chodźcie dziewczynki, taksówka już jest.

Staję na równe nogi równocześnie z Hazel, która schowała telefon do kieszeni spodni.

Westchnęłam cicho pod nosem i dotarło do mnie, że te piękne chwile minęły jak z bicza strzelił. Nie chciałam, żeby wyjeżdżali tak szybko. Nie chciałam, żeby w ogóle wyjeżdżali. Świadomość tego, że dzieli nas ponad pięć tysięcy kilometrów do przebycia jest niezwykle dołująca. Znacznie łatwiej by było, gdybyśmy mieszkali chociażby w tym samym kraju.

Taksówka stała już na podjeździe, a mężczyźni pakowali walizki do bagażnika samochodu. Mama oraz Katerine mówiły do siebie ciepłe słowa i śmiały się ze łzami w oczach. Zmrużyłam oczy zdezorientowana.

Cholera, czy Hannah Carter właśnie uroniła łzę?

Tym razem łzy napłynęły również i do kącików moich oczu, gdy Iris przylgnęła do mnie, szlochając pod nosem. Przytuliłam mocno do siebie siostrę i nie musiałam długo czekać, aż Hazel do nas dołączy. Tkwiłyśmy wszystkie razem w szczelnym uścisku zrozpaczone dłuższą chwilę, dopóki William nie wyrwał nas z zamyśleń. Chciałam dobrze zapamiętać to, jak wyglądają, gdy są smutne, radosne, zakłopotane, zauroczone, zamyślone.

Tylko jak mam o tym pomiętać, skoro nawet nie zdążyłam jeszcze dobrze ich poznać? Czy kiedykolwiek będę miała taką okazję?

— Będę za Wami tęsknić — mówię smutna.

William otwiera dla dziewczyn drzwi od tylnych siedzeń, a one posłusznie idą w kierunku taksówki.

— My za tobą też, Adele. Będziemy do ciebie pisać — oznajmiły zgodnie, więc uśmiechnęłam się na moment.

— To co, Boże Narodzenie spędzamy wszyscy razem w Wakefield?

Uśmiecham się szeroko, słysząc propozycję Williama i bez zastanowienia wpadam w jego objęcia. Taksówkarz zaczął się niecierpliwić, więc pożegnanie z Williamem i Katerine to była tylko formalność i nim zdążyłam się obejrzeć, wszyscy siedzieli w taksówce i machali nam na pożegnanie, a my oczywiście odwzajemnialiśmy ten gest.

Wtuliłam się w bok Alana, a on objął mnie ramieniem. Przycisnął mnie do swojego boku, a na czubku głowy złożył przelotnego buziaka, poprawiającego mi nastrój choć odrobinę. Taryfa zniknęła za rogiem, a za plecami usłyszałam ciche westchnięcie rodzicielki, więc machinalnie odwróciliśmy się w stronę mamy oraz Irwina.

— Teraz już widzę, że wyrosłaś na dojrzałą kobietę, Adele — powiedziała rozczulona, opierając głowę na ramieniu Irwina. — Nie potrafię przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz widziałam u ciebie taki uśmiech. Bez obrazy, Alan.

Chłopak chwycił się za klatkę piersiową, udając teatralnie ból serca. Roześmialiśmy się wspólnie, a Irwin użyczył mi chusteczki. Podziękowałam wdzięcznie ojczymowi i otarłam mokrą od łez twarz.

— No teraz mam wysoko postawioną poprzeczkę. Te dwie łobuzice są jak wesołe miasteczko. Potrafią rozweselić każdego — mówi zaintrygowany Alan, a ja nie potrafię powstrzymać się przed tym, żeby nie ucałować jego pełnych, stęsknionych pocałunku warg.

Staję na palcach i szybko składam przelotny pocałunek w kąciku jego ust, a on zdezorientowany patrzy na mnie z góry. Owijam ramiona wokół jego talii i uśmiecham się niewinnie.

— Okej, może jednak ta poprzeczka nie jest aż tak wysoko, jakbym się spodziewał. — Pstryka palcami w czubek mojego nosa. — Jedna minetka wystarczy, żebym widział jeszcze szerszy uśmiech, prawda? — wyszeptał mi do ucha, zagryzając jego płatek, a mną wstrząsnął niekontrolowany dreszcz.

Parsknął śmiechem, a ja zawstydzona patrzyłam na rodziców, by upewnić się, czy przez przypadek nie usłyszeli słów bruneta. I choć jego słowa były perwersyjne, zgodziłam się z nim bezapelacyjnie. Posłałam mu kuksańca w ramię i pokiwałam głową na boki zrezygnowana.Udało nam się również ustalić, że gdy tylko wrócimy do mieszkania, zrealizujemy ten intrygujący plan.

Nie zwlekając dłużej, przyszedł również i czas na to, byśmy my spakowali swoje rzeczy z domu rodziców i wrócili w końcu do mieszkania, gdzie z pewnością czeka na nas stęskniona Danielle wraz z Chrisem. Podczas składania ubrań, sprawdzałam telefon na każdym kroku.

Nie chciałam przegapić żadnej nowej wiadomości od Iris lub Hazel, co zaczęło doprowadzać Alana do szału. Nic dziwnego, ja też bym zaczęła wariować, gdyby to on miał nos utkwiony w komórce i zamiast pomagać w pakowaniu rzeczy, odpisywałby na wiadomości. Po małej, nic nie znaczącej sprzeczce zgodziłam się jednak, by odłożyć urządzenie na bok i zająć się obowiązkami.

Natomiast rodzice, jak to rodzice.

Rozplanowali sobie ten dzień z taką dokładnością, że od razu po tym, jak William z rodziną wyjechali, oni musieli dostać się do Waszyngtonu na spotkanie z kontrahentami, by podpisać kolejny kontrakt, który wpłynie na dalszy rozwój firmy. Więc by nie tracić czasu, spakowali co najważniejsze i wyjechali czym prędzej, żegnając się z nami w pośpiechu. Na mojej głowie dodatkowo było częściowe posprzątanie w domu po gościach. Podczas gdy Alan nosił nasze bagaże, ja w szybkim tempie doprowadziłam dom do ładu i odetchnęłam ciężko, schylając się po ostatnią skarpetkę, którą udało mi się znaleźć pod kanapą w salonie.

Teraz nie marzyłam o niczym innym, niż o położeniu się we własnym łóżku z ukochanym i o chwili relaksu. Przez spanie na podłodze zaczął doskwierać mi ból pleców.

— Jest szansa, żebyśmy ochrzcili w końcu tę kanapę? Nigdy nie uprawialiśmy na niej seksu, Adele. — Posłał mi lubieżne spojrzenie, omiatając wzrokiem przy tym jednocześnie całe moje ciało. Przewróciłam oczami na te słowa. — Może nadszedł już czas na nasz pierwszy raz?

Roześmiałam się krótko.

— Kochanie, uprawialiśmy na niej seks co najmniej pięć razy. Ale tego nie pamiętasz, bo zazwyczaj byłeś pijany — skomentowałam, co wywołało zdezorientowanie na jego twarzy.

Zmarszczył brwi, jakby był urażony moimi słowami i odwrócił się na pięcie z niezadowolonym grymasem. Machnął dłonią i wyszedł z salonu bez żadnego słowa wyjaśnienia. Pokręciłam głową zrezygnowana i zaczęłam zastanawiać się, co go bardziej uraziło.

To, że odmówiłam mu seksu czy to, że on go nie pamięta. Prawda jest taka, że pierwszy raz uprawialiśmy seks na kanapie jeszcze w wakacje po zakończeniu liceum. Wróciliśmy wtedy z ogniska i Alan wypił więcej, niż zamierzał. Skończyło się na tym, że następnego dnia nie pamiętał połowy wieczoru, a ja musiałam opowiadać mu o tym, co wyprawiał. Rodziców oczywiście nie było w domu, co zadziałało na naszą, a raczej na jego, korzyść.

Nie chciałabym, żeby zobaczyli go wtedy w takim stanie.

Los się do nas uśmiechnął i zanim wróciliśmy do domu, rodzice wyjechali pilnie na spotkanie biznesowe, które zaplanowane było na wczesny ranek.

Odetchnęłam ciężko i również ruszyłam ku wyjściu. Ubrałam na siebie kurtkę, a na stopy wsunęłam sportowe buty. Skarpetki, które udało mi się znaleźć, wrzuciłam do torebki, by w domu spokojnie je uprać. Napisałam mamie wiadomość, że klucze do drzwi frontowych zostawiam w doniczce, czyli dokładnie tak, jak zawsze.

Samochód był uruchomiony, co oznaczało jedno. Alan czekał na mnie w środku, co nie działało na moją korzyść. Po jego twarzy nie przemknął nawet cień uśmiechu, gdy zajęłam miejsce pasażera, co nie było do niego podobne, a wręcz przeciwnie. Chłopak zawsze obdarowywał mój polik mokrym buziakiem, a dopiero później zaczynał jazdę.

— Jesteś na mnie zły? — pytam zbita z tropu, a jedno jego spojrzenie wystarcza, bym poznała odpowiedź. Wzięłam głęboki wdech i starałam się zapanować nad emocjami. Nie będę się wściekać. — Alan, przed chwilą pożegnałam swoją rodzinę, która musiała wyjechać z powrotem do Wakefield. Nie wiem, kiedy kolejny raz ich zobaczę, ale chciałabym cieszyć się tą chwilą tak długo, jak jest to możliwe. Możesz się rozchmurzyć, proszę?

Wydęłam wargę i wykorzystałam moment, gdy zmieniał bieg, by musnąć jego ciepłą dłoń palcami.

— Co Cię tak zezłościło?

— Sam nie wiem... Myślałem, że trochę się zrelaksujemy, zanim wrócimy do tej dwójki popaprańców — mówi poruszony moim dotykiem, jednak nie odsuwa dłoni, a mógłby to zrobić.

Doskonale wiedziałam, że Alan nie będzie długo się na mnie gniewać, dzięki Bogu. Wyjechaliśmy ze spokojnej dzielnicy Nowego Jorku i wjechaliśmy na tętniącą życiem drogę główną.

— Dziewczynki cię polubiły, wiesz? Widać to gołym okiem.

Te kilka słów wystarczyło, by podbudować mnie na duchu. Cholera, miał rację. Nie spodziewałabym się, że przyjmą mnie z takim ciepłem i radością, a wręcz przeciwnie. Myślałam, że będą mieć obawy przed tym, że odbiorę im ojca, co nawet nie przemknęło mi przez myśl. To Irwin jest w moim sercu od zawsze. Otoczył mnie opieką, podarował wspaniałe dzieciństwo i był wzorem do naśladowania.

To on jest moim prawdziwym ojcem. Od zawsze, na zawsze.

— Nigdy bym nie pomyślała, że będę mieć rodzeństwo. Nawet nie miałam pojęcia, jakie to wspaniałe uczucie — wyznaję przed ukochanym, a on kiwa głową tym razem rozpromieniony. Złość z niego uleciała, jak powietrze z przebitego balona. — Są naprawdę jedyne w swoim rodzaju. Iris jest taka szalona, a Hazel taka... naburmuszona, ale jednocześnie pewna siebie. Niby są siostrami, a jednak Iris to czysta Katerine, a Hazel jest idealnym odwzorowaniem Williama. Zauważyłeś to?

— Nie wiem, czy wiesz, ale ty też jesteś podobna głównie do Williama. Macie takie same oczy, tego się nie wyprzesz. No i kości policzkowe też zdecydowanie odziedziczyłaś po nim.

— Oh, naprawdę? Myślałam, że jestem podobna do Irwina — żartuję sobie, a Alan karci mnie spojrzeniem.

— Tak, a ja jestem podobny do Świętego Mikołaja.

Unoszę ręce w geście obronnym, a chłopak wtóruje mi i również śmieje się pod nosem.

— Wiesz, że nasze życie prędzej czy później wywróci się do góry nogami? — pytam, odwracając wzrok od ukochanego.

Gładzę kciukiem wierzch jego dłoni i przyglądam się witrynom sklepowym oraz ludziom, maszerującym uważnie po chodnikach. Między nami zapanowała kojąca cisza i jestem pewna, że Alan w tym momencie analizuje w głowie pytanie, które przed sekundą mu zadałam.

— Chciałabym lecieć do Wakefield, jak już będę miała magistra — wyjaśniam, by nie musiał zbytnio głowić się nad odpowiedzią. — Może na tydzień? Naprawdę chciałabym poznać je lepiej, w końcu to moje siostry. No i może odwiedzimy babcię? Wieki jej nie widzieliśmy.

— To racja, stęskniłem się za nią. Myślisz, że ma już nowego narzeczonego?

— A co, chciałbyś starać się o jej względy? — pytam rozbawiona, mrużąc na niego oczy.

Zatrzymuje auto na czerwonym świetle i mierzy się ze mną spojrzeniem z zaciętością, jednak moja uwaga skupia się na obiekcie, który właśnie wychodzi z kwiaciarni, obejmując piękną brunetkę o figurze modelki.

Wytrzeszczam oczy zdezorientowana i śledzę uważnie wzrokiem zajście, a Alan macha mi dłonią przed twarzą, by przywrócić mnie do rzeczywistości. Szumi mi w uszach, a gardle czuję suchość, która powoduje dyskomfort.

— Czy to jest Chris?

Palcem wskazuję na parę pod sklepem, a wzrok ukochanego natychmiast wędruje we wskazane przeze mnie miejsce. Chris najwyraźniej bawi się w najlepsze z nieznaną mi kobietą, gdyż przed zaproszeniem jej do auta, mocno ją do siebie przytula, po czym otwiera dla niej drzwi.

— To nie jest Chris... — odpowiada Alan, jednak jego słowa są obrzydliwym kłamstwem.

Śledzę tę sytuację uważnie, a w klatce piersiowej zaczyna łomotać serce z przyspieszonym rytmem. Kobieta zarzuca długie, proste włosy na plecy i kokieteryjnie uderza Chrisa w ramię, zanim wsiada na miejsce pasażera.

Z uchylonymi ustami, kompletnie zdezorientowana nie jestem w stanie poruszyć się, a słowa Alana nie docierają do mnie. Tkwię w bezruchu dłuższą chwilę, a wzrok mam utkwiony w szybie, choć odjechaliśmy już z tego miejsca, gdyż włączyło się zielone światło.

Danielle jest w trzecim miesiącu ciąży, a ten gnój umawia się z dziwkami i to jeszcze w Nowym Jorku, żeby przypadkiem nikt go nie przyłapał na gorącym uczynku.

— Ten skurwiel zdradza Danielle! — wrzeszczę zdenerwowana i wyciągam telefon z torebki, by jak najszybciej zadzwonić do tego dupka i wykrzyczeć mu natychmiast, co o nim sądzę.

Przyjaciółka opowiadała mu kilkukrotnie o tym, że Chris zachowuje się podejrzanie. Unika zbliżeń, nie okazuje czułości i większość wolnego czasu spędza z nosem w telefonie. Teraz już wszystko złączyło się całość.

Chris ma pieprzoną kochankę.

— Zabiję go, przysięgam. Zabiję tego gnoja!

— Adele, uspokój się, kurwa mać!

Brunet nagle wyrywa mi z ręki urządzenie i przerywa połączenie. Moje zdenerwowanie sięga zenitu, gdy zjeżdża na pobocze i chowa bezczelnie mój telefon do kieszeni swoich spodni.

— Oddaj mi ten cholerny telefon — mówię przez zaciśnięte zęby i poruszam nerwowo stopą.

Chłopak kręci głową na boki i patrzy na mnie uważnie, badając moją reakcję. Oddycham nierównomiernie, a w głowie wciąż przewijał mi się jeden i ten sam obraz. Chris przytulający kobietę, która nie jest Danielle.

— Oddaj, mówię!

— Chris nie zdradza Danielle! Oszalałaś, kobieto?!

Zaciskam dłonie w pięści.

— Myślisz, że jestem, kurwa, ślepa? I przestań mi wmawiać, że to nie był Chris, bo to był nawet jego samochód, do cholery jasnej! — Uderzam pięścią o kokpit, a twarz Alana momentalnie tężeje. Kręci głową na boki i patrzy na mnie ostrzegawczo. — Jedź do domu.

— Nigdzie nie pojadę, dopóki się nie uspokoisz.

— Nie uspokoję się, bo widziałam, jak ten pierdolony dupek obściskuje się z jakąś wywłoką! Danielle jest w ciąży, a on...

Odwracam od niego wzrok. Mój głos zaczyna drżeć, czuję narastającą suchość w gardle przez słowa, które cisną mi się na język, a brzydzę się ich wypowiedzieć. Wiem, że Alan jest równie wściekły, co ja.

Dlaczego jednak broni przyjaciela, skoro widział na własne oczy to, co ja?

— Natychmiast jedź do domu!

— Kurwa mać, to była jego kuzynka! Jest plannerką, pomaga mu zaplanować oświadczyny, Chryste Panie! — mówi podniesionym głosem, wpędzając mnie w jeszcze silniejsze zawroty głowy. Przenoszę na niego wzrok, a ten patrzy zrezygnowany przed siebie, przeczesując palcami włosy. — Dlaczego ty musisz być taka despotyczna, Adele? — pyta z wyraźną irytacją i patrzy na mnie spod byka, jednak kącik jego ust drga nieznacznie.

Marszczę brwi zdezorientowana i próbuję przyswoić do wiadomości nową, dość szokującą informację. Głośne, zirytowane westchnienie mojego ukochanego przywróciło moje funkcje życiowe do normalności.

— Chris chce oświadczyć się Danielle? — pytam, a mój głos tym razem jest spokojny, pozbawiony nerwów.

Nasze spojrzenia krzyżują się, a po moich plecach przebiega prąd spowodowany podekscytowaniem. Gdy brunet kiwa twierdząco głową, czuję jakby ogromny głaz spadł z mojego serca. Wypuszczam powietrze z ust, które nieświadomie wstrzymywałam i chowam twarz w dłoniach. Śmieję się pod nosem zażenowana wybuchem emocjonalnym sprzed zaledwie kilku chwil i karcę się w myślach za to, że tak pochopnie wyciągnęłam wnioski.

— Naprawdę?

Wciąż nie dowierzając w ten jasny i wyraźny komunikat, klepię się delikatnie po policzkach, by upewnić się, że to nie jest sen.

— Spróbuj się wygadać, a cię zabiję. Chris prosił mnie, żebym nic ci nie mówił, bo nie potrafisz trzymać języka za zębami.

Moja twarz wykręca się w grymasie oburzenia, a ramiona krzyżuję na klatce piersiowej, potęgując tym razem urażenie. Obawiam się, że przez moje huśtawki nastrojów, okres pojawi się w przyszłym roku, jeśli oczywiście dobrze pójdzie.

Patrzę zachłannie na jego podkreśloną żuchwę, pożeram wzrokiem idealnie przycięty zarost i delektuję się tym wyznaniem. Przekręcam głowę zadurzona w moim facecie do granic możliwości i robię coś, czego nikt z nas nie spodziewałby się. Nie w takim momencie.

— No co tak patrzysz?

Pochylam się i wpijam się mocno w jego usta, dłoń układając na karku. Na początku brunet nie oddaje pocałunku. Jest zbyt zaskoczony moją gwałtownością, więc przez kilka pierwszych sekund, smakuję jego ust z dokładnością. Mruczy mi w wargi, jednak wciąż nie oddaje czułości.

Dopiero gdy moja druga dłoń ląduje na jego kroczu, porusza się niespokojnie i doczekałam się odzwazejmnienia pocałunku. Spragniony mojego dotyku wypycha biodra, dając mi lepszy dostęp do siebie, więc bez zawachania rozpinam guzik jego jeansów.

— Jeszcze przed chwilą nie chciałaś się ze mną kochać na kanapie.

— A teraz chcę się z tobą kochać na tylnych siedzeniach tego cholernego samochodu. Tylko zjedź na pobocze.

***

Poprawiam swoje czarne legginsy i ocieram kciukiem usta, patrząc na zadowolonego bruneta kątem oka. Przeczesuje palcami lekko przepocone włosy i zagryza dolną wargę, otwierając dla mnie drzwi od strony pasażera.

Nasze spojrzenia wyrażały więcej niż tysiąc słów, a po zliżeniu sprzed zaledwie kilku minut w aucie unosił się zapach seksu, doprowadzający mnie do szaleństwa. Między nogami wciąż czułam mrowienie po tym, jak Alan pożądnie przeleciał mnie na tylnych siedzeniach sportowego auta i doprowadził do szaleńczego orgazmu zwinnym językiem.

Nie mam zielonego pojęcia, skąd nagle pojawiła się we mnie tak silna chęć seksu, jednak nie zamierzałam z tym walczyć.

Informacja o tym, że Chris nie zdradza Danielle, a wręcz przeciwnie, uwolniła we mnie znów pozytywne emocje, chciałam skakać ze szczęścia. Chris chce oświadczyć się w końcu Danielle. W dodatku na wyjeździe do Brighton, na plaży.

A to wszystko dzięki pomocy tej ,,wywłoki", którą jeszcze niedawno obrażałam, a ona rozplanowała każdy, nawet najmniejszy szczegół od A do Z. Łącznie z kwiatami, muzyką, jedzeniem i przygotowaniem pikniku.

No i Alan wspominał o tym, iż Cynthia ma męża od ośmiu lat i jest najbliższą rodziną Chrisa, dlatego więc mają taką silną więź. Po tych wszystkich informacjach, wypowiedzianych przez mojego ukochanego zaczęłam zastanawiać się, czy powinnam złościć się na niego, że zataił tak ważne, nadchodzące wydarzenie, czy powinnam sprawić mu przyjemność kolejny raz. Postanowiłam zdecydować się na tę drugą opcję.

W drodze na Brooklyn Alan o mało nie spowodował wypadku, gdy delektowałam się jego penisem, jednak nie przestawałam robić mu dobrze. Skończyłam dopiero wtedy, gdy on skończył w moich ustach.

— Idź do środka, ja wezmę torby — powiedział ochryple, gdy wysiadłam z auta i narzuciłam ręce na jego kark. Patrzyłam głęboko w jego niebieskie tęczówki i skinęłam głową wdzięcznie, po czym stanęłam na palcach, by złączyć nasze wargi.

Chłopak miał przymknięte powieki dłużej, niż trwał pocałunek, co jeszcze bardziej roztopiło moje serce. Jego ciepły oddech owiał moją twarz.

— Skoczyłbym za tobą w ogień, Adele Carter.

Motyle w podbrzuszu kolejny raz zostały ożywione przez tego jednego, przystojnego bruneta, który zawładnął moim sercem już sześć lat temu.

— Z dnia na dzień kocham Cię coraz bardziej — szepczę rozczulona i odsuwam się od chłopaka. Alan całuje mnie w czoło i rusza w stronę bagażnika, by wyciągnąć nasze rzeczy. Na szczęście nie ma ich zbyt wiele, więc posłuchałam posłusznie jego polecenia i ruszyłam podekscytowana do mieszkania.

Pierwszy raz od momentu, gdy poznałam Danielle Glayn w liceum, rozstałyśmy się na dłużej niż jedną dobę. Tęsknota za tą wywłoką jest tak silna, że nie wytrzymałabym bez niej chociażby tygodnia. Rozebrałam się w pośpiechu w korytarzu i pognałam w stronę salonu.

— Zgadnij kto! — wykrzyknęłam uradowana, a blondynka podskoczyła wystraszona moją obecnością.

Cała jej uwaga była skupiona na ekranie telewizora. Rzuciła we mnie poduszką, ale nie powstrzymało mnie to przed tym, by położyć się obok niej i ucałować jej policzek na przywitanie. Trzymała kurczowo koc, a na twarzy wymalował się grymas niezadowolenia. No tak, wspominałam już, że Danielle Glayn nienawidzi, gdy ktoś nad wyraz okazuje swoje uczucia?

— Adele, dobrze się czujesz? I dlaczego, do jasnej cholery, śmierdzi ci z buzi spermą? — Wybałuszyłam na nią oczy, a ona na mnie. — Czy ty robiłaś laskę Braunowi i pocałowałaś mnie, mając w ustach resztki jego spermy? O matko, nienawidzę cię.

Zaczęła udawać odruch wymiotny i zaczęła ocierać policzek, na którym jeszcze przed chwilą wylądowały moje usta.

— Mam Ci przypomnieć, jak przyłapałam Cię w kuchni, jak robiłaś dobrze Chrisowi? — pytam zdegustowana, a dziewczyna kolejny raz uderza mnie poduszką w twarz. Prychnęłam rozbawiona i odetchnęłam zadowolona. Stęskniłam się za nią. — Jak Ci minął dzień?

— Całkiem nieźle.

Odchrząknęła znacząco i wskazała ruchem głowy na stolik, stojący przed kanapą. Szybko usiadłam na materacu, by zobaczyć to, czego wcześniej nie zdążyłam dostrzec. Zmarszczyłam brwi zaskoczona i niepewnie chwyciłam kartkę.

— O mój Boże — mówię sama do siebie i patrzę uważnie na zdjęcie USG.

Uśmiech automatycznie rozciąga się na mojej twarzy, gdy przyglądam się temu małemu człowieczkowi, który rośnie w brzuchu mojej najdroższej przyjaciółki. Dotykam palcem wskazującym gładkiego papieru i z niedowierzaniem patrzę na blondynkę.

— Jest taki malutki — szepczę i zagryzam dolną wargę kompletnie rozczulona.

— Albo taka malutka — poprawia mnie i gładzi się po widocznie już zaokląglonym brzuchu.

Nagle słyszymy dźwięk zamykających się drzwi frontowych, co oznacza, że Alan zabrał wszystkie bagaże z samochodu. Nie mogę oderwać wzroku od zdjęcia. Dopiero gdy brunet przekracza próg salonu, wracam do rzeczywistości.

— Glayn, mam coś dla ciebie. Łap.

Rzuca nagle w jej kierunku, jak się okazuje, batona z nadzieniem kokosowym, a ta piszczy radośnie i posyła chłopakowi buziaka w powietrzu. Patrzę na niego dumnie i przywołuję go do nas, by również mógł popatrzeć na tą małą istotkę, uwiecznioną podczas badania.

— Co to? — pyta jeszcze zanim zasiada obok mnie na kanapie, a jego wzrok utkwiony jest w moich dłoniach. — Czy to mały River? Ja nie mogę, jaki śmieszny.

— Alan! — karcę go, gdy wyrywa mi zdjęcie z rąk i z radosnym uśmiechem przygląda się bobasowi.

— Ale Alan ma rację, faktycznie jest śmieszny.

Tym razem patrzę na Danielle, jakby postradała wszelkie rozumy i dziewczyna jedynie wzrusza obojętnie ramionami. Udaje jej się otworzyć opakowanie i wgryza się w batona z jękiem rozkoszy, a oczy uciekają jej w głąb czaszki. Śmieję się z jej reakcji, jednak moja uwaga ponownie skupia się na zdjęciu, które trzyma Alan.

Nie mogę w to uwierzyć, że Danielle i Chris będą mieli dziecko. Jeszcze niedawno wydawało się to takie nierealne, a rzeczywistość jest taka, iż już za sześć miesięcy będzieli mieli przyjemność powitać ich potomka na świecie.

Nadal to brzmi tak nierealnie...

— Pani ginekolog powiedziała, że rośnie, jak na drożdżach. Jak dobrze pójdzie to za półtora miesiąca poznamy płeć — mówi podekscytowana, zajadając się batonem. — Braun, wszystko okej?

Przenoszę wzrok na ukochanego. Muszę zbliżyć się do niego, żeby upewnić się, czy aby przypadkiem nie przewidziało mi się. W kącikach jego oczu pojawiły się łzy, a uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy.

— Tak... To znaczy... Cholera, znam was już tyle lat i nigdy bym nie przypuszczał, że doświadczę takiego momentu. Jesteście dla mnie, jak rodzina.

Ociera szybkim ruchem łzę, spływającą po policzku, by nie dać po sobie poznać, że targają nim emocje. Moje serce kolejny raz roztopiło się przez widok płaczącego ze szczęścia Alana. Westchnęłam rozczulona i objęłam go ramieniem.

— Kocham cię, gnoju — oznajmia Danielle. — Nigdy bym nie przypuszczała, że powiem do ciebie te słowa szczerze.

Alan roześmiał się krótko i wystawił w kierunku przyjaciółki środkowy palec. Po tylu pięknych latach spędzonych razem pod jednym dachem, nie wyobrażam sobie rozłąki. Zżyliśmy się ze sobą do takiego stopnia, że traktuję ich jak moją najbliższą rodzinę.

Jednak czas wyprowadzki zbliża się nieubłaganie i w końcu będziemy musieli podjąć decyzję o tym, kto z nas przeniesie się na nowe mieszkanie. Jak tylko urodzi się dziecko, będzie niestety za mało miejsca, żebyśmy pomieścili się tutaj w piątkę. Poruszaliśmy ten temat kilkukrotnie, gdy byliśmy podpici, jednak nie traktowaliśmy tego zbytnio poważnie.

Prędzej czy później nadejdzie ten moment, gdy będziemy musieli porozmawiać, jak dorośli ludzie.

— Dziwnie usłyszeć takie słowa od ciebie i nie puścić pawia.

Alan odbija piłeczkę w kierunku blondynki, a ta gniecie w dłoni papierek po batonie i rzuca nim w chłopaka. Humory dopisują nam wszystkim bez wyjątku i nawet nie zwracamy uwagi na to, że ktoś wchodzi do mieszkania, a następnie do salonu.

— Co was tak wszystkich bawi?

Chris pojawia się zdezorientowany w pomieszczeniu, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Omiata spojrzeniem każdego z osobna, ale na Danielle się zatrzymuje. Nastaje cisza, a atmosfera jakby gęstnieje. Przełykam nerwowo ślinę, gdyż boję się odezwać jako pierwsza i przerwać te męczarnie.

— Co tam trzymasz, stary? — zwraca się do Alana, a ten jedynie wyciąga w jego kierunku zdjęcie USG.

Chris ostrożnie stawia kroki w stronę przyjaciela, a gdy chwyta za papier, jego mina tężeje. Przez jego gardło przechodzi ślina z widocznym trudem, a ja nabieram powietrza do ust, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, o czym świadczy reakcja chłopaka.

— Zapomniałeś o USG — oznajmia Danielle beznamiętnie i podnosi się ociężale z kanapy. — Nie odbierałeś telefonów pół dnia, nie odpisywałeś na wiadomości. Cieszę się, że mam w tobie oparcie, dziękuję.

Blondynka macha lekceważąco ręką i wolnym krokiem idzie do swojego pokoju. Wyłapuję jej wzrok, który jest przepełniony żalem i smutkiem, więc bez zastanowienia również podnoszę się z materaca. Posyłam Alanowi wymowne spojrzenie, a ten kiwa nieznacznie głową. Nie pozwolę na to, by Danielle kłóciła się z Chrisem, mimo iż zawalił na całej linii.

Mam mętlik w głowie przez informacje, które zdradził mi ukochany podczas powrotu z Nowego Jorku. Chris chce oświadczyć się ukochanej podczas naszego wspólnego wyjazdu do Brighton, jak już uporamy się z pracą magisterską. Zwrócił się nawet o pomoc do swojej kuzynki, która zajmuje się planowaniem różnego rodzaju uroczystości, by wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Jestem pewna, że mógłby poświęcić dla niej życie, gdyby była taka konieczność. Jednak w tej sytuacji jest też druga strona medalu, czyli Danielle, która nie jest niczego świadoma. Jest w trzecim miesiącu ciąży, a jej partner akurat dziś zapomniał o badaniu USG, co działa na jego niekorzyść i uspokojenie dziewczyny będzie graniczyć z cudem.

Kto wie, może jestem Bogiem i uda mi się tego dokonać?

Pukam ostrożnie w drzwi i przełykam ciężko ślinę, gdy słyszę jej poddenerwowany ton.

— Nawet nie próbuj tu wchodzić, Chris.

— To tylko ja — odpowiadam i zastaję dziewczynę, siedzącą na łóżku.

Owija się kołdrą i patrzy na mnie wyraźnie zawiedziona, jednak nie odprawia mnie z kwitkiem. Zamiast tego poklepuje miejsce na materacu obok siebie, więc siadam obok przyjaciółki.

— Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie, że masz dzisiaj badanie? Poszłabym z Tobą.

— Ale to nie ty spłodziłaś to dziecko, tylko Chris. Szkoda tylko, że w ogóle się mną nie interesuje w ostatnim czasie — mówi, układając głowę na moim ramieniu. — Myślisz, że może mieć kogoś na boku?

— Kto? Chris? Błagam Cię, Danielle, zwariowałaś? — Śmieję się ironicznie i popycham ją lekko. — On szaleje na Twoim punkcie.

— No nie wiem... Tak myślisz?

— Kocha Cię całym sercem, Danielle. Uwierz mi, zrobiłby dla Ciebie wszystko.

I niedługo właśnie to się wydarzy, a moja przyjaciółka będzie najszczęśliwsza na świecie.

___

miłego weekendu ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro