ROZDZIAŁ 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Wraz z Derekiem rozdzieliliśmy się . Po drodze stwierdziłam, że w sukience ciężko będzie mi się biegać po lesie i walczyć z betami. W takich momentach cieszę się, że posiadam magię. Jednym ruchem ręki zmieniłam swój strój na coś wygodniejszego.

          Biegałam już kilka godzin, a po wilczkach ani śladu. Obawiałam się , że znaleźli ich łowcy. A po ostatniej akcji z Victorią Argent w roli głównej mogłam spodziewać się po nich najgorszego. Bałam się o życie wilkołaków. Dziwne, wiem. Usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, a potem szelest liści. Odwróciłam się w tamtą stronę, ale nic nie zobaczyłam. Ponownie chciałam iść w kierunku, w którym wcześniej zmierzałam, ale oberwałam czymś w głowę. Ciemność pojawiła się przed moimi oczami, a ja upadłam na ziemię. Ostatnie co widziałam, to męskie buty. Potem straciłam przytomność.

*************************

           Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Moja głowa pulsowała, bolało mnie wszystko. Poczułam coś mokrego na głowie, więc chciałam sprawdzić, co to jest. Okazało się, że moje ręce są związane, a ja znajduję się na krześle. Świetnie. Jeszcze tego brakowało, aby mnie porwali. Musiałam ostro dostać w głowę, że straciłam przytomność. To musiał zrobić ktoś bardzo silny. Z pewnością był to mężczyzna, bo widziałam jego obuwie. Tylko pytanie, kto to do cholery był?

          Usłyszałam trzask zamka, a później dźwięk otwieranych drzwi. Nagle zapaliło się światło i oślepiło mnie chwilowo. Gdy dostosowałam oczy to jasności, zobaczyłam przed sobą kilka postaci z Gerardem na czele. Pięknie. Dorwali mnie łowcy, a ja dałam się złapać jak małe dziecko. Trzeba zacząć moją grę.

- Panie Dyrektorze? Dobrze, że to Pan. Ktoś mnie porwał. Proszę mi pomóc - powiedziałam załamanym głosem.

- Przestań grać, Nina – powiedział Gerard.

- Grać? O czym Pan mówi? Nic nie rozumiem – w moich oczach pojawiły się łzy.

- Wiem, że nie jesteś człowiekiem. Moja synowa Cię zaatakowała. Zabiła Cię, a Ty żyjesz .

- Zabiła mnie? O czym Pan mówi? To jakiś żart? - Mimo wszystko trzeba grać dalej.

- Zaraz Ci przypomnę wszystko – podszedł do mnie.

          Zaczęło się piekło. Torturowali mnie na różne sposoby pytając, kim jestem. Obstawiali, że jestem zmutowanym wilkołakiem, bo miałam przebite serce i odżyłam. Żadne moje słowa nie były dla nich nic warte.

- Przestań się zgrywać, Nina. Czym jesteś?! - ryknął zły Gerard. Nie dam się tak łatwo złamać.

- Człowiekiem – powiedziałam ledwo, mój głos się załamał.

          A co zrobił Gerard? Widział, że moje rany się nie goją, ale nie przestawał swoich tortur. Wbił mi nóż w brzuch, przez co głośno krzyknęłam. Znowu pojawiły się mroczki przed oczami. Byłam wykończona.

- Szefie, ona chyba nie udaje – powiedział jeden z tym gości co mnie torturowali.

- Chyba nie – powiedział Gerard. To była ostatnia rzecz, jaką słyszałam. Później, po raz drugi tego dnia , zobaczyłam ciemność.

************************

          Obudziłam się, wszędzie było biało. Przez chwilę rozglądałam się zdezorientowana, ale wszystko powróciło. Pamiętam co się stało. Teraz zapewne jestem w szpitalu. Przez szybę zobaczyłam Stiles'a  i Scott'a. Wbiegli szybko do sali.

- Nina! Boże, co oni Ci zrobili? Kto to był ? – zaczął zadawać pytania Scott.

- Po pierwsze, spokojnie. Zamknijcie drzwi - Stiles wykonał moje polecenie. - To Argentowie, a konkretnie Gerard. Chciał wyciągnąć ode mnie, kim jestem, ale nie dałam się. Zresztą widać .

- Czyli myślą, że jesteś człowiekiem? - zapytał Stiles.

- Chyba tak - spojrzałam ma szybę. - Nawet przysłali kogoś, żeby sprawdził mój stan. Nie odwracajcie się, bo stoi za szybą.

- I co teraz zrobimy? - zapytał Scott.

- Nic, gra toczy się dalej. Wiecie kiedy mnie wypuszczą?

- Mama powiedziała , że z taką raną w brzuchu to nie prędko – powiedział smutny Scott.

- Więc muszę się lekko uleczyć – skupiłam się na ranie w brzuchu i delikatnie ją zmniejszyłam. – Tak lepiej. Działo się coś? Ile spałam?

- 2 dni – odpowiedział Stiles. - Policja szuka sprawców, ale nic nie znaleźli jeszcze. Dodatkowo Allison nas nienawidzi. Jej mama nie żyje.

- To smutne – powiedziałam. - A co z Tobą, Scott? Ciebie też nienawidzi?

- Tak. Twierdzi, że to moja wina. Ale przecież to nie ja ją ugryzłem – powiedział smutny. - Tylko do Ciebie nie ma pretensji. Myśli, że Ciebie tam nie było. Nie wie o niczym.

- I niech tak zostanie – powiedziałam. - Muszę stąd wyjść i to szybko. Zawołam mamę.

          Chłopcy wyszli, a ja na chwilę zostałam sama. Dzisiaj jest sobota, jeśli spałam 2 dni. W czwartek mnie dorwali. A co z Derekiem i resztą? Muszę później się dowiedzieć. W poniedziałek muszę zjawić się w szkole i dalej grać. Dodatkowo trzeba obmyślić plan. Allison nie jest zła na mnie, co daje mi małą przewagę. Pytanie : Czy to ona mnie nie wydała przed Gerardem? Tego też muszę się dowiedzieć .

- Cześć, Nina. Jak się czujesz? - zapytała Melissa McCall wchodząc na salę.

- Dziękuję, dobrze. Mogę dzisiaj wyjść?

- Spokojnie. Szybka jesteś – zaśmiała się. – Masz dużą ranę w brzuchu, powinnaś zostać.

- Zostanę w domu. Odpocznę. Zero wysiłku, dźwigania, biegania. Tylko leżenie i leniwienie się, obiecuję. - Powiedziałam z uśmiechem.

- Zobaczymy najpierw Twoją ranę – podeszła i sprawdziła ranę na brzuchu. Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie. – Wydawało mi się, że jest większa. Dobra, wypiszę Cię, ale siedzisz w domu.

- Spokojnie, nigdzie mi się nie spieszy. Dziękuję.

          Melissa wyszła z pokoju, a weszli chłopcy. Spojrzeli na zamykające się drzwi, a następnie skierowali swój wzrok na mnie. Patrzyli z wyczekiwaniem,  ami zachciało się śmiać z tej całej sytuacji. To, co się tu dzieje jest chore.

- Wychodzę. Pomóżcie mi się spakować. - powiedziałam. – Co z Derkiem i jego stadem?

- Martwisz się?

- Trochę. Gdy zostałam zaatakowana, byłam w trakcie szukania bet.

- Nic im nie jest. Derek ich znalazł, ale ma z nimi jakieś problemy – powiedział Scott. Spojrzałam na niego pytająco. – Co się tak patrzysz? Więcej nie wiem. Nic mi nie mówił. Wiem tylko o problemach. Żadnych konkretów.

- Spokojnie, wilczku. Przecież Cię za to nie zabiję – zaśmiałam się.

- Proszę , Twój wypis – powiedziała Melissa wchodząc do pomieszczenia. - Pamiętaj, odpoczynek.

- Wiem, dziękuję - uśmiechnęłam się szeroko.

           Melissa zaśmiała się i wyszła. Chwilę później my również opuściliśmy budynek szpitala i udaliśmy się do mnie. Odpowiedziałam chłopakom mój plan. Stiles zapytał się dlaczego nie chcę się uleczyć.

- Bo gdy się uleczę udowodnię Gerardowi, że miał rację. A tak to chociaż jeszcze przez chwilę utrzymam tajemnicę. Potrafię się nie uzdrawiać. Tak samo potrafię przeżyć z tymi ranami –wyjaśniłam.

           Przez resztę dnia chłopcy siedzieli u mnie w domu. Oglądaliśmy jakiś film, ale skończyło się to na jednej, wielkiej wojnie popcornem. Mój dom wyglądał okropnie, ale przynajmniej śmialiśmy się i bawiliśmy jak małe dzieci. Tego nam było trzeba, zwykłej codzienności.

          Przez całą niedzielę leniwiłam się. Wyłączyłam telefon, zamknęłam drzwi na klucz. Dzisiaj nic mnie nie interesuję. Nie istnieje Kanima, nie istnieją istoty nadprzyrodzone. Istnieje tylko ja i mój wolny dzień od kłopotów. Nie robiłam nic, oprócz leżenia, jedzenia i oglądania. Ten dzień minął mi szybko. Zdecydowanie za szybko. Zanim się obejrzałam, leżałam już w łóżku i spałam.

           Wstałam rano i ruszyłam do łazienki. Poniedziałek, nowy tydzień, nowe problemy. Musiałam dzisiaj pojawić się w szkole i pokazać Gerardowi, że rany nie znikają. Taki był mój plan. Odsunąć od siebie wszystkie podejrzenia. Wzięłam szybki prysznic i wybrałam ubrania na dzisiaj. Ubrałam białą bluzkę, czarne spodnie, czarne baletki oraz szary sweter. Postawiłam na skromny ubiór. Aż dziwnie się czuję, ale jest dobrze.

           Na śniadanie zjadłam płatki i wypiłam kawę. O krwi nie było mowy, mogłabym się przez nią uleczyć, a wtedy mój plan by się zawalił. Zjadłam posiłek i wyszłam z domu. Dzisiaj jadę do szkoły moją kochaną BMW. Zaniedbałam ją ostatnio. Musi się to zmienić.

           Pod szkołą zobaczyłam chłopaków oraz Allison. Ta spojrzała na mnie i podbiegła szybko. Przedstawienie czas zacząć. 

- Nina. Boże , jak dobrze, że żyjesz. Kto Ci to zrobił? - spytała i pokazała na moje czoło. Miałam rozwalony łuk brwiowy, rzucało się to w oczy. - Jak się czujesz?

- Już dobrze. Nie boli aż tak bardzo - posłałam jej słaby uśmiech. – Przykro mi z powodu mamy. Słyszałam co się stało.

- Dziękuję. Ciebie tam nie było, prawda? Nie wiesz kto to zrobił?

- Niestety, nie. Ktoś mnie zaatakował wtedy i nic nie wiedziałam o tym.

- To dobrze. A kto skrzywdził Ciebie?

- Nie wiem, czy chcesz wiedzieć – powiedziałam smutna.

- Chcę. Kto to był?

- Gerard. Twój dziadek. Chciał dowiedzieć się, czym jestem.  Powiedziałaś mu coś?

- Nie. Ale jak on mógł Ci to zrobić!

- Spokojnie, bo jeszcze usłyszy Twój gniew.

- Jak to? - zapytała zdziwiona.

- Właśnie zmierza w naszą stronę. Proszę, Allison, nie rób afery. - Ale dziewczyna mnie nie posłuchała.

          Pognała prosto do dziadka i zaczęła na niego krzyczeć. On miał zakłopotaną minę. Spojrzał na mnie wystraszony. Dostrzegł moje rany. ,, Ona jest człowiekiem '' usłyszałam jego myśli. Gdy raz wejdę komuś do głowy, to mogę czytać myśli tej osoby bez dotyku. Kolejna przydatna sprawa. Odwróciłam się do nich tyłem i słyszałam krzyki Allison. Była mega wściekła. I dobrze, może mi to pomóc później pozbyć się Gerarda. Kiwnęłam lekko chłopakom głową. Uśmiechnęłam się  i ruszyłam w stronę szkoły, aby udać się na lekcję. Ten dzień jednak nie będzie taki zły.















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro