ROZDZIAŁ 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Imprezę czas zacząć. Mówiąc ,, Impreza '' mam na myśli walkę z Kanimą. Przygotowałam się do ataku, ale ktoś mnie ubiegł. A konkretnie Scott, Derek i Isaac. Spojrzałam na nich zdziwiona. Oparłam się o ścianę i oglądałam to piękne widowisko. Przynajmniej nie muszę brudzić sobie rąk. Bo co może się stać? Ich jest trójka, Kanima jest sama. Nic się nie stanie. Derek nie poleci na kartony, Isaac nie wyląduje na ścianie, a Scott nie zostanie duszony przez Kanimę. Tak, właśnie tak się stało. Wszystko zgodnie z moim scenariuszem. Westchnęłam ciężko. Tak to jest jak współpracujesz z trzema chłopakami, którzy myślą, że dadzą sobie radę ze wszystkim. A konkretnie mam na myśli Dereka. Odepchnęłam się od ściany i zaczęłam zmierzać w kierunku gada. Czas na mój ruch.

           Syknęłam głośno i rzuciłam się na Kanimę. Jest silniejsza niż wcześniej, co całkowicie utrudnia mi pracę. Zdecydowanie podczas tej walki ona ma nade mną przewagę. W większości moje ruchy to uniki. Nie dam jej się tak łatwo. Może byłoby mi lepiej z nią walczyć, gdyby nie fakt, że to naprawdę Jackson? Podświadomie boję się go skrzywdzić. Wiem, że to on. Nie chcę go zranić. Zamyśliłam się, to był mój błąd. Dostałam w głowę, następnie zostałam brutalnie rzucona o ścianę.

           Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Po twarzy leciała mi krew. Miałam rozbitą głowę, kilka obtarć na ciele, coś z żebrami, konkretnie jeszcze nie wiem co, z mojej wargi leciała krew. Tak, to wszystko zrobił mi jednym uderzeniem. Jak? Nie mam pojęcia, ale miarka się przebrała.

- Jackson! Wiem, że to Ty! - zaczęłam krzyczeć w jego stronę i podchodzić coraz bliżej. Ten stał w miejscu i przyglądał mi się.

- Nina! Stój! - krzyknął Derek podnosząc się w kartonów.

- Nie! - odpowiedziałam. – Jackson, wiem, że mnie słyszysz. Nie skrzywdzisz nikogo. Nie skrzywdziłbyś mnie, prawda? - wyciągnęłam rękę do niego. – Nie chcesz mnie zabić. – prawie dotknęłam jego policzka, a on sam zaczął się do mnie przybliżać. Zobaczyłam przebłysk w jego oczach.

- Zabij! - ktoś głośno krzyknął.

           Kanima została wyrwana z transu. Złapała mnie za rękę łamiąc mi przy tym kości. Syknęłam z bólu. Nie przejęła się mną. Spojrzałam w miejsce, z którego dotarł głos.

- Gerard – wywarczałam.

          Kanima rzuciła mną na ziemie. Podeszła, podniosła mnie i ponownie mną rzuciła. Nie miałam za dużo siły, ale nie poddam się. Kanima zaatakowała Scott'a i Dereka. Z pierwszym poradziła sobie natychmiastowo. Natomiast z Alfą miała problem. Walczyli ostro, uderzali mocno. W pewnym momencie Kanima wbiła w Dereka pazury. Wystraszyłam się, jednocześnie wściekając się jeszcze bardziej. Wstałam z ziemi, przybrałam ,, wampirzą '' postać i ponownie rzuciłam się do ataku. Nie dam zabić Dereka, mimo wszystko. Zapomniałam o tym, że to Jackson. Dla mnie teraz był wrogiem, którego trzeba się pozbyć.

           Furia to najlepsze określenie mojego stanu. Popchałam mocno Kanimę, przez co upuściła Dereka i poleciała do tyłu. Nie przejmowałam się Alfą. Poradzi sobie. Spojrzałam na gada, który wstawał z ziemi, ale nie dałam mu dużo czasu. Ponownie pognałam w jego stronę, atakując go we wszystkie części ciała. Teraz nie byłam zwykłą Niną. Byłam wampirem, krwiożerczą bestią, maszyną do zabijania. Jaszczurka nie poddawała się, co bardzo mnie zadowalało. Była silnym przeciwnikiem, a tacy są najlepsi. Ponownie natarłam na nią, atakując głowę. Złapałam ją za ramiona i rzuciłam w najdalszy kąt. Nie przewidziałam jednego.

- Bierz ją! - wykrzyczał Gerard, a Kanima od razu spełniła jego życzenie.

           Po chwili gad trzymał mocno za szyję Allison, Gerard wyszedł dumnie z cienia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Każdy zdążył się pozbierać. Wilkołaki stały koło mnie. Derek stał koło mnie. Co?! Powinien być sparaliżowany, a on po prostu tu jest. Nie ustał długo, upadł na ziemię. Chciałam mu pomóc, ale nagle rozległ się głos Gerarda.

- Przegraliście – powiedział z satysfakcją.

- Nie byłabym tego taka pewna - ruszyłam w jego stronę, ale zatrzymał mnie Scott. No jasne.

- A mi się wydaję, że tak. Prawda , Scott?

          Spojrzałam zdezorientowana na chłopaka. On opuścił głowę. Coś tu nie gra. A ja nie wiem co. W jaki sposób mam pomóc w walce z Gerardem, skoro Scott ma przede mną jakieś tajemnice?

- Tak – powiedział chłopak z zaciśniętymi zębami.

- Widzisz , Nina. Nie wszyscy są Ci wierni – spojrzałam wściekła na Scott'a. – On nie odpuści. Nie pozwoli, aby Allison stała się krzywda. Za bardzo ją kocha.

- Co Ty robisz? - wyszeptała ledwo słyszalnie dziewczyna.

- Jak to co, słonko? Wygrywam. Jak zawsze zresztą.

- Poświęcisz wnuczkę dla własnych korzyści?! - odezwał się Chris. To on tu jeszcze jest?

- Tak. Nawet poświęciłbym własnego syna – zaśmiał się. - Ja zawsze dostaję to , czego chcę. Scott, Ty wiesz czego pragnę.

          Spojrzałam na chłopaka. Ten kiwnął głową i podszedł do Dereka. Wziął go pod ramię, ale Alfa się wyrywał. Słabo mu to szło, był za bardzo ranny.

- Co Ty robisz?! On mnie zabiję, gdy stanie się wilkołakiem! Zrobi to dla mocy! - wykrzyczał Derek.

- Wilkołakiem? Scott?! Możesz mi to wyjaśnić?

- Gerard umiera. Chce stać się wilkołakiem.

- Tak, rak to okropna choroba – odezwał się starzec. – Nie ma na nią leku. Jednak ugryzienie mnie uratuje. Na początku chciałem, abyś Ty mnie zmieniła.

- A zmieniłeś zdanie, ponieważ ... ?

- Nie miałem pewności, czy jesteś wampirem. Zapytałem Allison, która potwierdziła moje przypuszczenia – spojrzałam na dziewczynę z rozczarowaniem wymalowanym na mojej twarzy. – Ale gdy Cię porwałem, torturowałem, Ty nie uleczyłaś się. Więc nie miałem pewności co do Ciebie. Dowiedziałem się prawdy dopiero na meczu, ale już miałem układ ze Scott'em.

- Układ? Jaki układ, do cholery?! Scott! - krzyknęłam do chłopaka. Okłamał mnie?

- Za ugryzienie Dereka nie skrzywdzi Allison – nie spojrzał na mnie. Bał się.

- Zrobiłeś to z powodu miłości? Pojebało Cię? Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - byłam wściekła.

- A pomogłabyś mi? - spojrzał na mnie. Nie odpowiedziałam. - Właśnie! Nie mogę jej stracić.

- Koniec gadania! Derek, ugryź mnie – powiedział Gerard i spojrzał na Alfę.

          ,, Zaufaj mi, mam plan '' powiedział mi Scott w myślach. Skiwnęłam delikatnie głową i podeszłam do Dereka. Złapałam go z drugiej strony.

- Czego nie robi się dla miłości – westchnęłam.

          Derek spojrzał na mnie zez strachem i żalem w oczach. ,, Zaufaj mi '' powiedziałam w myślach. Pokiwał głową. Gerard wystawił rękę. Derek spojrzał na mnie niepewnie. Kiwnęłam głową. Ugryzł go. To działo się tak szybko. Przerzuciłam rękę Dereka przez swoją szyję i cofnęłam się. Podtrzymywałam go, bo ledwo stał na nogach. Gerard był uśmiechnięty, ale ja dalej czułam śmierć. Spojrzałam na jego rękę. Czarna krew. Uśmiechnęłam się.

- Jednak nie zawsze wygrywasz. - Powiedziałam z szerokim uśmiechem.

           Ten spojrzał na mnie zdezorientowany, później spojrzał na miejsce ugryzienia. Jego oczy zrobiły się dwa razy większe.

- Co? To nie możliwe!

- Możliwe – powiedział spokojnie Scott. Spojrzałam na niego. To jego plan.

- Jak? Ty już wcześniej wiedziałeś!

- Tak. Myślisz , że dałbym Ci się przemienić, a później pozwoliłbym Ci zabić Dereka?

- Jak? Jak to zrobiłeś?!

- Normalnie. Sytuacja na komisariacie – przerwał na chwilę i spojrzał na mnie . Ja uśmiechnęłam się szeroko. - Wypadły Ci tabletki. A ja je podmieniłem.

- Jak mogłeś?!

- Normalnie – powiedział ze spokojem Scott. - Nie dam Ci skrzywdzić moich bliskich.

           Gerard nagle upadł na ziemię. Z jego ust i oczu zaczęła wypływać czarna substancja. Patrzyliśmy na upadek silnego łowcy. Ja osobiście robiłam to z uśmiechem na twarzy. No co? Zasłużył.

- Zabij wszystkich! - krzyknął ostatnimi siłami do Kanimy.

           To były ułamki sekund. Rzuciłam się w stronę gada i odebrałam mu dziewczynę. Rzuciłam nią w stronę wilkołaków, przyjmując na siebie mocne drapnięcie. Zachwiałam się do tyłu, ale nie upadłam. Stałam blisko jej i nagle stało się coś dziwnego. Dostałam czymś mocnym, a raczej coś we mnie wjechało , przez co przeleciałam kilka metrów do przodu. Chwile zajęło mi ogarnięcie całej sytuacji. Zobaczyłam auto Stiles'a, na nim Kanimę. Stiles we mnie wjechał?! Uduszę go, ale to po wszystkim. Chłopak wybiegł razem z Lydią z samochodu, a do mnie podbiegł Derek.

- Nic Ci nie jest? - wydawał się zmartwiony. A to nowość.

- Nie . Pomóż im.

           Pokiwał głową i pobiegł w stronę gada. Ja powoli wstałam z ziemi. Znowu Kanima miała nad nami przewagę. Szybko pokonała wilkołaki i zaczęła poruszać się w stronę Argentów. Chrisowi skończyły się naboje. Kanima zamachnęła się. To była chwila. Pojawiłam się między Argentem, a Kanimą. Ta wbiła we mnie swoje szpony, o mało nie uszkadzając serca. Jęknęłam z bólu. Gad szybko wyjął swoje szpony i spojrzał na mnie zdziwiony. Opadłam na ziemię. Nie miałam już na nic siły. Nawet na walkę. Zaraz koło mnie klęknęli Argentowie. Wyglądali na przestraszonym.

           Spojrzałam na jaszczura, który nie był już jaszczurem. No, tak do połowy. Twarz Jacksona wyłoniła się spod łusek. Spojrzał na mnie wystraszony i zaczął się wycofywać.

- Nic się nie stało – powiedziałam słabym głosem .

- Ja nie chciałem – powiedział przerażony chłopak.

          Oczywiście, że to nie mógł być to nie koniec. Nawet nie wiem kiedy, podbiegł do niego Derek wbijając w niego pazury. Od tyłu zaszedł go Peter i zrobił to samo. Z moich ust wypadł krzyk.

- Nie! - zawołałam i wyciągnęłam rękę, która od razu opadła bezsilnie.

           Nie mieliśmy go zabijać. Nie miał zginąć. Był za młody na śmierć. Lydia przytuliła się do Stiles'a, Allison wtulała się w Scott'a. Chris patrzył na mnie. Isaac opadł na ziemię, pewnie jest cholernie zmęczony. Derek patrzył na mnie smutnym wzrokiem.

- Przykro mi – odezwał się Argent. – Dziękuję za uratowanie życia. Nie powinnaś tego robić.

- Powinnam – powiedziałam ledwo co. - Pomimo naszej natury, też mamy własny kodeks. Chronimy tych, którzy nie mogą obronić się sami. Może nie każdy go przestrzega, ale ja tak. Ty do nich się zaliczałeś – uśmiechnęłam się.

- Dziękuję – Allison rzuciła się na mnie, nie wracając uwagi na moje rany.

          Nagle stało się coś, czego nikt już chyba by się nie spodziewał. Jackson się obudził. Jego oczy świeciły się na niebiesko.

          Wstał, był nagi. Lydia rzuciła się na niego, a on ją uściskał. Puścił dziewczynę i spojrzał na mnie.

- Przepraszam – kucnął przede mną.

- Nic nie szkodzi – machnęłam ręką i wyczarowałam mu ubrania. - Miałam gorsze rany. - Zaśmialiśmy się wszyscy.

- To już koniec? - zapytał Stiles.

- Tak – powiedziałam z uśmiechem na twarzy. – To już koniec.



************************

Hej, Kochani :*

To już ostatni rozdział. Został jeszcze epilog, który prawdopodobnie pojawi się jutro :)

Chciałabym wam serdecznie podziękować za ponad tysiąc wyświetleń. To wiele dla mnie znaczy. Dajecie mi wielką motywację do dalszego działania. Głosy działają dwa razy silniej, więc zapraszam do głosowania na opowiadanie :D

Chcecie kolejną część przygód Niny i jej nowych przyjaciół ? Dajcie znać w komentarzach. Jeśli tak, biorę się od razu do pracy. Jeśli nie będziecie chcieli czytać kolejnej części, to odpuszczę. Pamiętajcie, piszę to dla was :*

Miłego czytania, kochani :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro