ROZDZIAŁ 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Szczęście nam dopisuje, serio. Dotarłam do Scott'a i zamiast znaleźć Kanimę, znaleźliśmy Argentów. A dokładnie Chrisa, ojca Allison. Tyle dobrego, przynajmniej to nie Gerard. Spojrzał najpierw na Scott'a, a później dojrzał mnie. Super, zaraz dowie się czym jestem. Lepiej być nie mogło.

- Witajcie. Co was tu sprowadza? - zapytał dziwnie przyjaźnie. Coś knuje, wiem to.

- Zapewne to samo co Ciebie, Chris. - odpowiedziałam. – Skończmy z tymi uprzejmościami. Każdy z nas wie, że chcesz powybijać wszystkie istoty nadprzyrodzone.

- Trochę prawdy w tym jest. Ale ja trzymam się kodeksu. Nie jestem moim ojcem, Nina. Ty powinnaś o tym wiedzieć.

- Ja? - spytałam zdziwiona. - Niby dlaczego ja i skąd?

- Od samego początku wiem kim jesteś, a jednak nie wydałem Cię Gerardowi, ani nie próbowałem Cię zabić. Mało powodów do wierzenia mi?

- Skąd niby o mnie wiedziałeś? Niech zgadnę, Allison. - powiedziałam lekko zła. Wiedziałam, żeby jej nie ufać.

- Po części tak.  Wcześniej zwróciłem na Ciebie swoją uwagę i znalazłem informacje o Tobie. Nie pytaj skąd, bo i tak Ci nie powiem prawdy – normalne. Łowcy nigdy nie mówią, skąd mają informacje – Allison tylko potwierdziła moje przypuszczenia.

- Serio? Mówisz tak, abym jej nie chciała zabić. Zgadłam?

- Nie. Mówię prawdę. Jeśli chcesz, możesz zawsze zajrzeć w moje myśli i sama się przekonać.

- Dzięki, ale odpuszczę. Wierzę Ci, choć sama nie wiem dlaczego.

- Świetnie, ale jestem tu z innego powodu.

- Jakiego? - Scott odważył się odezwać.

- Każde z nas chce jednego, dorwać Kanimę. Dodatkowo jestem Ci winien przysługę – tu spojrzał na mnie. Przysługę? Za co niby? - Uratowałaś mnie przed Kanimą, więc nie będę próbował Cię zabić. Możemy współpracować. Oboje chcemy dorwać gada i się go pozbyć.

- Jaki masz plan? - spytałam.

- Złapać, zabić, pochować.

- Nie zabijemy go. To człowiek, nie jest niczemu winien - powiedział zły Scott.

- Mylisz się, zabił kilka osób i zabije kolejne. Jak inaczej chcesz go powstrzymać?

- Damy radę. Wymyślimy coś. Ale tak jak Scott powiedział, nie zabijemy go. Więc z naszej współpracy nici. Jeśli to wszystko, to już pójdziemy. Mamy ważniejsze sprawy na głowie. Na razie – powiedziałam i pociągnęłam Scott'a. Co za dupek z tego Argenta. Myślałam, że też mu zależy na życiu Jacksona.

- Co teraz robimy? - Po chwili ciszy zapytał Scott.

- Nie mam pojęcia. Musimy jakoś dowiedzieć się, w jaki sposób możemy go powstrzymać . Jak widać, na Argenta nie mamy co liczyć.

- Mam pomysł - powiedział ożywiony Scott. - Chodźmy do mojego szefa. On się na tym zna.

- A Twój szef to ... ?

- Deaton. Weterynarz, ale zna się na istotach nadprzyrodzonych.

- On jest Twoim szefem? To idziemy  - uśmiechnęłam się szeroko i pognałam w stronę auta, by wyruszyć w stronę gabinetu weterynarza. Scott spojrzał na mnie z otwartą buzią i ruszył za mną.

               Chwile nam zajęło dotarcie do Deatona, ponieważ w tak pięknym mieście były cholerne korki. Jak zwykle, chcesz gdzieś szybko się dostać, powstają korki. Ponoć był jakiś wypadek, ale kto ich tam wie. Po dotarciu do weterynarza od razu skierowaliśmy się do niego, ale był problem. A mianowicie jarząb, przez którą nie mogłam przejść.

- Szefie! - zawołał Scott, a ten od razu wyjrzał do nas.

- Scott? Nina?! O matko, dziewczyno, tyle lat. - Otworzył furtkę i przytulił mnie mocno, co od razu oddałam. Tęskniłam za nim, serio. Brakowało mi go, był dla mnie jak kochany wujek, zawsze pomógł i doradzić.

- Ciebie również miło widzieć. Minęło trochę, co? - uśmiechnęłam się do niego.

- Chwila, to wy się znacie? - zapytał z niedowierzaniem Scott.

- Owszem, ale to długa historia, a my nie mamy czasu. - powiedziałam. - Dzwoń po resztę, trzeba ustalić jakiś plan.

               Scott zadzwonił po Dereka , jego stado i po Stiles'a, a my z Deatonem w tym czasie wspominaliśmy stare dzieje. Kurde, wiele się zmieniło od naszego ostatniego spotkania. Długo oczywiście nie zdążyliśmy porozmawiać, bo przybyła reszta brygady.

- Pogadamy innym razem – uśmiechnął się Deaton.

- Pewnie. Nie każdy musi znać nasze sekrety – zaśmiałam się i puściłam mu oczko.

- Wy się znacie? - zapytał zdziwiony Stiles.

- Tak, ale to rozmowa na inny czas – powiedziałam. - A teraz konkrety. Co wiemy i jakie macie plany?

- Dokładnie wiemy, czy jest Kanima i kto nią jest. Pytanie brzmi, czy chcecie go uratować, czy zabić. - powiedział Deaton.

- Uratować – powiedział Scott.

- Zabić – w tym samym czasie powiedział Derek.

          Pytanie za 100 punktów. Jakim cudem mam z nimi współpracować nie zabijając żadnego z nich? Ktoś wie? Bo ja nie bardzo. faceci są naprawdę trudni do ogarnięcia. Jeszcze chwila w ich towarzystwie i dostanę szału, a później pozabijam ich z zimną krwią.

- Uratujemy go – wyszeptał Scott do Dereka.

- Po co? Możemy go od razu zabić i po problemie – odpowiedział Derek.

- Uratujemy go .

- Zabijemy.

- Uratujemy.

- Zabijemy.

- Dość! Zamknąć się w końcu! - krzyknęłam. Ile można ich słuchać. - Uratujemy go i koniec. Derek nie ma nic do gadania. Scott, nie ciesz się, bo Ty też nie masz nic do gadania - wilczki posmutniały, ale przynajmniej się zamknęli. Oto mi chodziło. - Uratujemy go , Deaton, masz moje słowo.

- Wierzę Ci – powiedział z uśmiechem weterynarz. - A więc tak, musimy jakoś złapać Kanimę i jego Pana. Mam pewien pomysł. - Otworzył szafkę i wyjął jakąś fiolkę z proszkiem w środku. -To jarząb.

- Jarząb? Po jaką cholerę nam to? - odezwał się Isaac.

- Żebyś zdawał głupie pytania – odpowiedziałam.

- Dziękuję, Nina – powiedział Deaton – Więc, kontynuując, jarząb wytwarza pewnego rodzaju barierę. Taka bariera stworzona jest u mnie w gabinecie, dzięki czemu żadna istota nadprzyrodzona nie może wejść do środka. Wystarczy rozsypać ją wokół jakiegoś miejsca i tyle. Krąg się zamknie, a żadna istota nie wyjdzie na zewnątrz. Pytanie brzmi, gdzie to zrobić.

- Mam pomysł – odezwał się Scott. - W piątek jest impreza, na której pewnie będzie Jackson, wiem, bo kupował bilet, i zapewne będzie też jego Pan. Możemy to zrobić tam – powiedział szczęśliwy.

- Chcesz rozsypać jarzębinę wokół całego klubu? Oszalałeś?! - spytał Stiles.

- Nie, Scott tego nie zrobi – powiedział weterynarz. - Ty to zrobisz, Stiles .

- Ja? A nie możecie dać mi łatwiejszego zadania? - spytał zrezygnowany.

- Hej, Stiles. Dasz sobie radę. Ja w Ciebie wierzę – uśmiechnęłam się do niego słodko.

- Pewnie, że dam. Zrobię to – uśmiechnął się. No i podziałało. Zawsze działa. Faceci są przewidywalni.

- Ja z Boyd'em zostanę za zewnątrz i będę was osłaniał – powiedział Derek.

- Ja zajmę się Jacksonem, a Scott i Twoje pieski będą mnie ubezpieczać – Isaac się skrzywił lekko. – Coś nie pasuje, Isaac?

- Nie, wszystko gra Tylko nie lubię, jak zwracasz się do mnie piesku.

- Ja nie lubię , jak mówią do mnie krwiopijca. Naucz się z tym żyć. - powiedziałam. - Jeśli to koniec narady to spadam. Jestem zmęczona, a w domu czekają mnie same przyjemności.

- Czytaj łóżko i jakiś damski serial - powiedział Scott.

- Nieee, bo relaksacyjna kąpiel, smaczna kolacja, łóżko i dobry film, głąbie. Ja spadam. Jak coś to dzwońcie. Pa – uśmiechnęłam się i wyszłam.

          Zdążyłam dojść do auta i zadzwonił mój telefon. Lydia, czyżby dowiedziała się o mnie i Jacksonie? Nie powiem, trochę by mi to zepsuło mój plan. Jeśli dziewczyna zrobi się zazdrosna o Jacksona, to będzie kolejny problem do rozwiązania.

- Halo? - powiedziałam.

- Nina, Ratuj mnie - wyjęczała dziewczyna.

- Co się stało? - Odwróciłam się i zobaczyłam Dereka. Stał i patrzył na mnie. A temu co?

- Chcę iść na zakupy, a nie mam z kim – na te słowa pokiwałam głową. Mogłam się domyśleć. - Proszę, chodź ze mną. Błagam.

- W sumie, przydałyby mi się nowe ciuchy. Zgadzam się. Kiedy?

- Super! Teraz, już, natychmiast!

- Teraz? - spytałam – Dobra, zaraz będę. - uśmiechnęłam się. - Chciałeś coś? - spytałam Dereka opartego o ścianę.

- Pogadać, ale widzę, że jesteś zajęta. Więc innym razem – uśmiechnął się i poszedł.

- Spoko, więc jak coś to dzwoń – uśmiechnęłam się i odjechałam.

               Podjechałam po Lydię, która nie szczędziła po drodze słów wdzięczności wobec mnie i pojechałyśmy do centrum. Zakupy okazały się wspaniałe. Lydia uparła się na małą zmianę kolorystyki w mojej szafie. Szczerze muszę przyznać, że dziewczyna ma wyczucie stylu. Dzięki niej w mojej szafie znajdzie się wiele nowych, jaśniejszych ciuchów. Oczywiście nie zrezygnuje z mojego stylu. Dalej będę nosić szpilki, ale czasami coś na płaskim też się przyda. Po kilku godzinach spędzonych na zakupach wybrałyśmy się do jednej z kawiarni. Zamówiłyśmy kawę i lody. Miło mi się z nią rozmawiało. Pozytywnie mnie zaskoczyła. W szkole miała opinię słodkiej idiotki, a wcale taka nie jest. Rozmawiałyśmy o wszystkimi o niczym, jakbyśmy znały się dobre kilka lat.

- A jak tam z Jacksonem? - Tym pytaniem całkowicie mnie zdziwiła. Czyli wie?

- A co ma być? - spytałam udając, że nie wiem o co jej chodzi.

- Jak to co? Widziałam was kilka razy razem. Spokojnie, już mi przeszło po nim. Ciesze się, że się z kimś spotyka. Ja też mam kogoś na oku. - powiedziała.

- Tak? A kogo? - poruszyłam brwiami.

- Najpierw Ty odpowiedz.

- Dobra, więc ... nie ma o czym gadać. Wkurzyłam się na niego za tą bójkę ze Scott'em. Kilka razy spotkaliśmy się w szkole i gadaliśmy. W sumie to tyle, nigdzie razem nie wyszliśmy. Teraz Ty –uśmiechnęłam się.

- Jeszcze gdzieś Cię zaprosi, zobaczysz. Udaje tylko takiego głupka nie przejmującego się wszystkim, ale naprawdę jest uroczy – powiedziała z uśmiechem. - A Ja? No cóż. Jest starszy, przystojny, miły, uroczy, umięśniony. Na razie to nic pewnego. Ale nie powiem Ci kim jest, bo nie chcę zapeszyć. Sama rozumiesz.

- Pewnie. Ale jeśli będzie coś więcej, to chcę wiedzieć pierwsza.

- Wiadomo. Od razu przylecę do Ciebie ze świetnymi wiadomościami - zaśmiała się.

- No, ja myślę. Bo inaczej Cię uduszę. - Zaśmiałyśmy się teraz obie.

               Miło spędzony czas z Lydią dobiegł końca. Fajnie jest tak chociaż na chwilę oderwać się od wszystkiego i spędzić normalnie czas. Z pełnymi torbami ubrań udałyśmy się do auta i odjechałyśmy. Po drodze znowu nie brakowało nam tematów do rozmów. Jest naprawdę uroczą osobą, można z nią porozmawiać o wszystkim. Co prawda czasami palnie jakąś głupotę, ale da się przeżyć.

- Bym zapomniała. Za tydzień, dokładnie w środę, są moje urodziny. Ubierasz się seksownie i widzę Cię na imprezie – powiedziała szeroko się uśmiechając.

- Wiadomo, nie odpuszczę imprezy roku – zaśmiałam się.

- Dziękuję za dzisiaj, uratowałaś mi życie. Uciekam już. Do jutra – pocałowała mnie w policzek i wyszła.

- Pa, Lydia. Do jutra – uśmiechnęłam się i odjechałam spod jej domu.

          Droga na szczęście minęła mi szybko. Jakoś nie uśmiechało mi się stanie w korkach. Gdybym znowu musiała czekać godzinę, aby dojechać do domu, to chyba zamordowałabym wszystkich ludzi znajdujących się w moim otoczeniu.  Dojechałam do domu i chciałam położyć się spać, ale nie pozwolił mi na to telefon.

- Tak, słucham? - powiedziałam. Numer niezapisany.

- Hej, Nina. Tu Jackson. Mam sprawę, a raczej pytanie.

- Hej, Jackson. Miło, że dzwonisz. Coś się stało? - spytałam uśmiechnięta.

- W sumie to tak. W piątek jest zajebista impreza i chciałbym Cię na nią zaprosić. Mam 2 bilety i pomyślałem , że moglibyśmy się razem wybrać. Mogłem spytać się jutro w szkole, wiem. Ale wolałem być pierwszy. Wiesz, mógłby Cię ktoś zaprosić przede mną – zaśmiał się.

- Pewnie, chętnie z Tobą pójdę. Tylko powiedz mi jak mam się ubrać. – I świetnie. To jest łatwiejsze niż myślałam. Szybko mi z nim idzie.

- Zawsze wyglądasz świetnie, więc nie powiem Ci nic na ten temat. Będziemy świetnie się bawić.

- Pewnie, z Tobą zawsze. Dziękuję za zaproszenie – powiedziałam z uśmiechem na twarzy.

- Ja dziękuję, że się zgodziłaś. Kamień z serca - znowu się zaśmiał. - W taki razie kończę, bo już późno. Do zobaczenia jutro, słońce.

- Dobranoc, Jackson - rozłączyłam się.

          Dlaczego on mówi do mnie słońce? Jeszcze trochę i zejdziemy na inny tor. Ale to nic, ważne, że plan się udaje jak na razie. Muszę się go trzymać. Chociaż nie oszukujmy się, Jackson jest przystojny. Więc ten plan ma swoje plusy. Zawsze mogę się pobawić, jestem wolna i dorosła. Nikt mi nie zabroni. Z takimi myślami zasnęłam, nawet nie wiem kiedy.











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro