ROZDZIAŁ 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

           Cały tydzień minął nam w miarę spokojnie. Najdziwniejsze jest to, że nic się nie działo . Serio! W szkole nudno jak zawsze, w domu relaks. Kilka razy oczywiście rozmawiałam z Jackson'em, aby potrzymać mój plan. Razem śmialiśmy się, wygłupialiśmy się. Szkoda, że jest Kanimą. Nawet nie zwróciłabym uwagi na to, że jest ode mnie młodszy. Jest naprawdę miły i , wbrew pozorom, mądry. Nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej udawał takiego kretyna. Pewnie dlatego, że jest kapitanem drużyny Lacrosse i nie chciał wychodzić na mądrą osobę. Myślenie niektórych osób mnie przeraża.

           Nadszedł długo oczekiwany przez wszystkich piątek. Scott i Stiles mają bilety dzięki Isaac'owi, który załatwił je siłą od dwóch gości. Nie miałam nic przeciwko, w tej wojnie wszystkie chwyty dozwolone. W szkole każdy mówił o tej imprezie, więc cieszyłam się , że już koniec zajęć i mogłam w spokoju pojechać do domu. Wzięłam relaksacyjną kąpiel i zeszłam do kuchni. Dzisiaj czeka nas walka, więc postanowiłam nieźle się wzmocnić. Wypiłam 3 woreczki krwi. Nigdy tyle nie piję, ale dzisiaj jest wyjątkowa sytuacja. Trzeba być przygotowanym na wszystko.

              Weszłam do garderoby i zastanawiałam się co ubrać. Sukienka odpada, bo ciężko się w niej walczy. Spódnica tak samo, odpada.Zastanawiałam się nad swoimi typowymi ciuchami, ale może trzeba w końcu ubrać coś z nowości. Przejrzałam dokładnie ciuchy, które kupiłam z Lydią i wybrałam dla siebie komplet idealny, przynajmniej moim zdaniem. Nie chciałam za bardzo się stroić. Wybrałam krótkie spodenki, dłuższą, czarną bluzkę na grubszym ramiączku i oczywiście botki na obcasie. 

           Umówiłam się z Jacksonem, że spotkamy się przed klubem. Chciałam przyjechać swoim autem, w razie gdyby trzeba było szybko uciekać lub gdzieś pojechać. Przyszykowałam się, zrobiłam makijaż, włosy pozostawiłam rozpuszczone. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że nie wyglądam tak źle. Nagle zadzwonił telefon. To Scott.

- Co tam? - zapytałam po odebraniu.

- Hej. Dzwonię się zapytać, czy jesteś gotowa. My już wszyscy czekamy u mnie w domu.

- Jestem gotowa. Właśnie zaraz miałam wyruszać. Ale spotkamy się pod klubem, ok? Tylko nie podchodźcie do mnie. Jackson nie może się domyśleć, co jest grane.

- Jasna sprawa, Nina. W takim razie do zobaczenia w klubie - rozłączył się.

           Wyszłam z domu, biorąc wcześniej czarną kurtkę na wypadek, gdyby było mi zimno, albo trzeba było biegać po lesie. Zamknęłam drzwi i zastanawiałam się, który wziąć samochód. Postanowiłam tym razem pojechać czymś zwykłym, nie wyróżniającym się w tłumie. Padło na Audi A5.

           Po drodze zastanawiałam się jeszcze nad planem. Czy wszystko się uda? Czy nikomu nic się nie stanie? Znając nasze szczęście coś pójdzie nie tak. Odrzuciłam swoje myśli na bok i podjechałam pod klub. Przyjaciele zauważyli mnie, a Isaac dyskretnie do mnie podszedł i dał mi strzykawkę.

- Wbij ją prosto w żyłę, najlepiej w szyi.

           Kiwnęłam głową, schowałam strzykawkę do przedniej kieszeni szortów i przykryłam ją bluzką. Dobrze, że wybrałam coś dłuższego. Skierowałam się do wejścia i zauważyłam Jacksona.

- Jednak jesteś – powiedział i pocałował mnie w policzek.

- A dlaczego miało mnie nie być? - zapytałam.

- Myślałem, że się rozmyśliłaś – powiedział i się uśmiechnął.

- Nie mogłabym Cię wystawić. - Jackson uśmiechnął się szeroko, złapał mnie za rękę i weszliśmy do klubu.

           Było strasznie dużo osób. Wiele znajomych twarzy śmignęło mi przed oczami. Zauważyłam kilka osób ze szkoły i , niestety, Allison. Co ona tu robi? Ta dziewczyna zaczyna mnie coraz bardziej zadziwiać i denerwować jednocześnie.

- Jackson, pójdę do toalety, zaraz wracam  - uśmiechnęłam się i zostawiłam samego chłopaka. Skierowałam się do dziewczyny i wzięłam ją za rękę. Schowałyśmy się za filarem.

- Co Ty tu, do cholery, robisz? Powaliło Cię ? – spytałam zła.

- Matt mnie zaprosił. Nie wiedziałam nic o tym, że tu będziecie, ani o waszym planie. Dopiero Scott mi przed chwilą powiedział.

- Dobra. Jest jeszcze coś, co muszę wiedzieć? – zapytałam już spokojniejszym tonem.

- Tak. Są tu łowcy. Nie pytaj, skąd wiedzieli, bo nie mam pojęcia. Ponoć Derek z Boyd'em już się nimi zajęli na zewnątrz. Tu nikogo nie powinno być. Przepraszam, Nina, nie chciałam narobić kłopotów. - powiedziała wyraźnie smutna.

- Spokojnie, nikt Cię o nic nie oskarża. Tylko trzymaj się z daleko od wszystkiego, dobrze?

- Tak, nie będę się mieszać.

           Uśmiechnęłam się i wróciłam do Jacksona. Zaczęliśmy tańczyć, za nim dojrzałam Ericę i Isaac'a. Chłopak skiwnął mi głową, że są gotowi. Więc przysunęłam się bliżej Jacksona i objęłam go ramieniem. Zauważyłam zmianę w jego twarzy.

- Ona jest moja – wysyczał i popchnął mnie, przez co upadłam na ziemię.

           Spojrzałam na niego zszokowana. Na całe szczęście szybko zainterweniowali Erica i Isaac. Złapali Jacksona i próbowali go obezwładnić. Jednak on odwrócił się do nich przodem i popchnął ich tak jak mnie wcześniej. To była moja szansa. Wyciągnęłam strzykawkę ze spodenek i podeszłam do niego .

- Nikt nie jest Twój – po tych słowach wbiłam mu ją w szyję, a on padł. Złapałam go w ostatniej chwili. Podszedł do mnie Isaac i złapał Jacksona z jednej strony, a ja z drugiej. Erica szła za nami i asekurowała nas. Nigdzie jednak nie widziałam Scott'a. Zaczęłam się martwić.

           Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia i posadziliśmy Jacksona na krześle. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w niego, ale on się nie ruszał. Nagle ktoś otworzył drzwi, a Erica chciała zaatakować tą osobę. Okazało się, że to Stiles.

- Matko, nawet wejść nie można, bo już się rzucasz - powiedział z wyrzutem.

- Przepraszam, nie wiedziałam, że to Ty - odpowiedziała.

- Nie ważne. Co z nim? - wskazał głową na Jacksona.

- Zaraz sprawdzimy – powiedział Isaac.

           Podszedł do Jacksona i zaczął go szturchać. Ten jednak dalej siedział spokojnie. Isaac w pewnym momencie wyciągnął pazury i chciał go podrapać. Nagle Jackson złapał go mocno za rękę, więc zainterweniowałam. Wyrwałam Isaac'a z jego uścisku i odepchnęłam go do tyłu. Stałam teraz bliżej, żeby ten na nikogo z nas się nie rzucił. Stiles postanowił z nim pogadać.

- Kim jest Twój Pan? - spytał odważnie.

- Jestem tu – odpowiedział Jackson nie swoim głosem.

- Czyli kim jesteś?

- Zabiję was wszystkich. A Ty będziesz pierwsza – tu Jackson wskazał na mnie. - Dałem Ci ostrzeżenie, że masz się nie mieszać, a Ty dalej swoje.

- Kim jesteś? – Tym razem ja próbowałam wyciągnąć z niego informacje.

- Kimś , kto Cię zabije.

           Nagle Jackson zaczął się zmieniać i chciał poderwać się z krzesła. Byłam pewna, że substancja utrzyma się trochę dłużej w jego organizmie, a my zdążymy coś z niego wyciągnąć. Wybiegliśmy z pomieszczenia i zamknęliśmy drzwi, trzymając je. Jedyne wyjście, jakie przyszło nam do głowy.

- A co, jeśli je wyważy? - zapytał Stiles.

- O to bym się nie martwiła. Raczej pomyślałabym o ...  - Nie zdążyłam dokończyć, bo Kanima przebiła się przez ścianę - ... o ścianę. - teraz dokończyłam.

          Spojrzeliśmy po sobie i pobiegliśmy na sale. Tego nie było w  planie. Kanima nie miała nam uciec przez rozwaloną ścianę. Ona w ogóle nie miała się wydostać i nas atakować. Coś tak czułam, ze ten plan nam nie wypali. Dlaczego nie posłuchałam swojej intuicji? 

           ,, Stiles, idź na zewnątrz i poinformuj o wszystkim Dereka " powiedziałam w myślach i pobiegłam na parkiet. Zaczęłam przeciskać się między ludźmi, ale nigdzie nie widziałam Jacksona. Ludzie tańczyli nieświadomi tego, że zaraz mogą zginąć. Wybiegłam na zewnątrz, ale tam też go nie było.

- Znalazłaś? - zapytał Derek. Pokiwałam przecząco głową. - A wy? - Zza mnie wyłonili się Erica i Isaac.

- Też nie. Rozpłynął się - odpowiedziała dziewczyna.

- Musi być w środku, nie może wyjść - powiedziałam.

             Nagle usłyszeliśmy donośny ryk ze środka. Miałam bardzo złe przeczucia, które niestety nigdy mnie nie myliły. Moje mięśnie się automatycznie napięły, a krew zmroziła. Cholera jasna, czy dzisiaj nic nie może iść po naszej myśli?

- Scott! - krzyknęłam i wbiegłam do środka. Usłyszałam tylko Dereka mówiącego do Stiles'a, że ten ma przerwać krąg. 

               Szukałam Scott'a , ale nie mogłam go znaleźć. Postanowiłam wejść mu do głowy. I to był mój błąd. Poczułam ból, więc jest torturowany. Przynajmniej wiem, gdzie jest. Odłączyłam się od niego i pognałam mu pomóc. Wbiegłam do pomieszczenia i rozejrzałam się. Śmierdziało tu tojadem. Scott leżał ledwo żywy na jakimś stole. Chciałam do niego podejść, ale nagle oberwałam z tyłu w głowę. Upadłam na ziemię i przez chwilę miałam mroczki przed oczami. Wstałam szybko i zobaczyłam mamę Allison. Tej tu jeszcze brakowało.

- Zginiecie oboje. On za to, że spotyka się z Allison, a Ty za to, że jesteś wybrykiem natury – rzuciła się na mnie z czymś ostrym w ręku. Nawet nie zwróciłam uwagi co to jest.

           Odparłam atak i rzuciłam nią o ścianę. Spojrzałam w jej stronę i zobaczyłam, że się nie rusza, więc podeszłam do Scott'a. To jest główny powód, dla którego w życiu nie zgodziłabym się na współpracę z Argentem. Niby jeden stoi po naszej stronie, a reszta tylko czeka na możliwość zabicia nas.

- Scott, spokojnie. Jestem tu, zaraz Cię stąd wyciągnę - usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi, więc odwróciłam się.

           Myślałam, że to jakiś łowca, ale to był Derek. I to był mój błąd. Nie powinnam się odwracać i skupiać swojej uwagi na Alfie. Poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej. Upadłam na kolana, ciągle patrząc na Dereka. Jego mina była przerażona. Spojrzałam w dół i już wiedziałam, co mi jest. Moje serce przestało pracować. Mama Allison przebiła mnie, wbijając nóż prosto w serce. A później zapadła ciemność.




********************************

Hej, Kochani :*

Na dzisiaj dwa rozdziały :)

Miłego czytania :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro