ROZDZIAŁ 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

            Wpadłam do domu niczym burza. Jedyne o czym myślałam to prysznic i sen. Byłam zmęczona długą podróżą i walką z Kanimą. Weszłam do kuchni, wyjęłam z lodówki woreczek z krwią i nie bawiąc się ze szklankami wypiłam zawartość. Następnie poszłam do łazienki i wzięłam relaksacyjny prysznic. Przebrałam się i poszłam do sypialni w celu spędzenia kilku ładnych godzin w łóżku. Już powoli wchodziłam w fazę snów, gdy nagle zadzwonił telefon. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałam :

- Kim jesteś i dlaczego przerywasz mój sen? - warknęłam.

- To ja, Scott. Chcieliśmy pogadać.

- Jutro, nie dzisiaj. Jestem padnięta po 2 dniach bez snu i właśnie śpię - ziewnęłam.

- Za późno. Jesteśmy u Ciebie pod domem.

         No i to by było na tyle. Czy choć raz wilczek nie może uszanować mojej decyzji?! Zeszłam wściekła na dół, nawet się nie przebierając, bo po co. Otworzyłam drzwi i nagle wpadła cała ekipa z lasu. ,, Super, będzie ciekawie " pomyślałam i skierowałam się do salonu.

- Co to za pilna sprawa, która nie pozwala mi na sen?

- Chodzi o Kanimę - odpowiedział Isaac. - I o Ciebie.

- Domyśliłam się. Ale nie mogło to poczekać do jutra? - jęknęłam i opadłam wygodnie na fotel.

- Skąd znasz Kanimę? - zapytał wielki, zły Alfa. No tak, kogo obchodzi moje zmęczenie. Westchnęłam.

- Nie znam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Jedynie słyszałam o niej. Gdy zobaczyłam tego gada domyśliłam się czym jest. 

- Jak go się pozbyć? - zapytał Boyd.

- Ciężko będzie. Z tego co wiem to Kanima jest szybka i silna. Regeneruje się szybciej niż wilkołak. Jeśli zabijecie Kanime, zabijecie człowieka.

- Człowieka? - Allison nie kryła zdziwienia.

- Tak. Kanima jest człowiekiem, a raczej na odwrót, człowiek jest Kanimą. To ktoś, kto został zamieniony, jest tak samo zmiennokształtny jak wilkołaki. Najczęściej to, w co się zmieniamy odzwierciedla to, jacy jesteśmy.

- Co jeszcze o niej wiesz? - spytał Stiles.

- Niewiele. Boi się swojego odbicia, bo tak naprawdę nie wie jak wygląda. Wiem jeszcze, że Kanima nie szuka stada. Szuka Pana. Osoby, która będzie nią kierować, będzie wydawać jej rozkazy. Kanima to stworzenie zemsty. Jej Pan szuka zemsty, a ona wykonuje egzekucje. Taka prywatna maszyna do zabijania. A patrząc na morderstwa, których dokonała, już znalazła swojego Pana.

- Skąd tyle wiesz? - zapytał Derek.

- Mam swoje źródła. Pochodzę z miasta, w którym na porządku dziennym były wampiry, wilkołaki, hybrydy, heterycy, czarodzieje. To norma.

- A Ty kim jesteś? - tym razem zapytał Isaac.

- Pół wampirem, pół czarownicą, ale nie heterykiem. Jestem jedyna w swoim rodzaju. Naturalna mieszanka.

-Jak to możliwe? - spytał Stiles.

- Moja mama była potężną wiedźmą zakochaną w wampirze. Nie spodobało się to przodkom, którzy, swoją drogą, mnie nienawidzą, bo jestem wybrykiem natury. Rodzice strasznie chcieli mieć dzieci, więc moja mama zablokowała wampirzy gen taty. To samo stało się ze mną i moją siostrą, Elizabeth. Ale był haczyk. Jeśli kogoś zabijemy lub ktoś zginie z naszej winy, np. w wypadku samochodowym, to wtedy gen się uaktywni. Tak było w moim przypadku. 4 lata temu stałam się wampirem. Moja siostra i tata nie zdążyli go aktywować, bo zostali zamordowani.

- A kogo Ty zabiłaś? - zapytał Derek z cwanym uśmieszkiem.

- Nie Twoja sprawa. Tego wam mówić nie muszę - warknęłam w jego stronę. Dobrze go nie znam, a już działa mi na nerwy. 

- A może to Ty zabiłaś swoją rodzinę, co? - spytała Erica głupio się uśmiechając.

- Dla Twojej wiadomości kochałam ich, nie zabiłam. Ale mogę zabić Ciebie - moje oczy zapłonęły, wyszły mi żyłki pod oczami, a kły wysunęły się. Gdyby nie Scott, rozszarpałabym tą małą sukę na drobne kawałki. - Powiem to raz, wypierdalać z mojego domu, albo będę zmuszona wam boleśnie pomóc.

          Całe stado Dereka wstało. Z wielką chęcią pomogłabym im wyjść z mojego domu, lecz niestety dłoń Scott'a skutecznie mnie powstrzymywała. Gdyby doszło do walki między nami, to blondyna zginęłaby pierwsza, tego jestem pewna.

- Nie będę współpracować z mordercą rodziny - powiedziała Erica. Już chciałam się na nią rzucić, gdy oni skierowali się do wyjścia. Tylko Isaac i Boyd odwrócili się, wyszeptali ciche ,, przepraszam " . Chwilę zajęło mi uspokojenie nerwów, w innym przypadku rzuciłabym się na kogoś.

- Nina? Wszystko ok?

          Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wstrzymałam oddech, zamknęłam oczy i zacisnęłam pięści. Odetchnęłam. Dosyć łatwo jest wyprowadzić mnie z równowagi. W szczególności, gdy ktoś wspomina moich bliskich.

- Tak, już ok. Przepraszam, że was wystraszyłam. 

- Nic się nie stało - uśmiechnął się Stiles.

- To co teraz? Zostaliśmy sami. - powiedziała Allison. 

- Nikt nie jest sam. Mamy siebie nawzajem. Nie potrzebujemy dwóch wrednych wilkołaków i dwóch lepszych, ale podwładnych wilkołaków. Damy radę sami, pomimo małej ilości. Jestem nieśmiertelna, nie da się mnie zabić i nie pozwolę was skrzywdzić.

- My Ciebie też - powiedział Scott i wykonaliśmy grupowy uścisk.

- A jak tam Twoi przyjaciele w Mystic Falls? Co u nich? - spytał Scott.

- Nic, Stefan nie żyje, pochowaliśmy go 5 dni temu.

            I zaczęłam bolesną dla mnie opowieść. Powiedziałam im o wszystkim, od początku do końca, pomijając jedynie niektóre fakty, a oni uważnie słuchali. Po wszystkich pożegnaliśmy się i oni rozeszli się do siebie. Czas na sen. To będzie jednak trudny okres.   



********************************

I jak, może być? To moje pierwsze opowiadanie, wcześniej nigdy nie pisałam. Zależy mi na szczerych opiniach. 

Miłego czytania :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro