ROZDZIAŁ 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          W poniedziałek z samego rana stwierdziłam, że zapiszę się do szkoły. Co mi odbiło? Nie mam zielonego pojęcia. Kierowałam się przeczuciami. A one mówiły mi, że w szkole znajdę odpowiedzi na temat Kanimy. Po ubraniu się i zjedzeniu szybkiego śniadania, wsiadłam do samochodu i pojechałam do szkoły. Od razu udałam się do sekretariatu. I co się okazało? Dyrektorem jest nie kto inny jak sam Gerard Argent. No to mam przekichane.

-Panie Dyrektorze, nowa uczennica do Pana - powiedziała sekretarka.

-Niech wejdzie - odezwał się Gerard.

          Weszłam do gabinetu i poczułam strach. Bałam się, że mnie rozpozna. Chociaż nie, bardziej się bałam o moich nowych przyjaciół (chyba mogę ich tak nazwać ). Jeśli by mnie rozpoznał i zobaczył w ich towarzystwie, mógłby się domyśleć kim oni są. Gerard nie jest głupi. Może i stary, ale nigdy nie nazwałabym go głupcem. Jest jednym z najlepiej wyszkolonych Łowców na świecie, nie warto z nim zadzierać. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam naprzeciwko Gerarda.

- Więc Ty jesteś Nina Fortem? - kiwnęłam głową. - Obejrzałem wcześniej Twoje dokumenty. W poprzedniej szkole byłaś świetną uczennicą z wysoką średnią, angażowałaś się w życie szkoły i dodatkowo trenowałaś lekkoatletykę. Jestem pod wrażeniem – uśmiechnął się do mnie. – Bardzo przykro mi z powodu Twoich rodziców i siostry. To straszne, stracić całą rodzinę w tak młodym wieku – dodał smutnym głosem. - Jak się trzymasz?

- Dziękuję – lekko się uśmiechnęłam. – To ciężki okres w moim życiu. Staram się być silna. Wiem, że rodzice by tego chcieli.

- Jesteś silna. Nie każdy po 4 miesiącach potrafi wrócić do normalnego życia po takiej tragedii. - Tak, zmieniłam w dokumentach datę śmierci rodziny. Zamiast 4 lata wpisałam 4 miesiące. -Dlaczego wybrałaś Beacon Hills? Nie chciałaś zostać w swoim mieście? - zapytał.

- Wie Pan, myślałam o tym. Lecz tam wszystko mi o nich przypominało. Na każdym kroku ich widziałam. Chciałam zmienić otoczenie, a ponieważ to miasto nie jest mi obce, wybrałam właśnie Beacon Hills. Często przyjeżdżaliśmy tu na wakacje. Otrzymałam dom w spadku i postanowiłam się tu przeprowadzić. Mam dobre wspomnienia związane z tym miejscem – uśmiechnęłam się lekko.

- W razie czego możesz zawsze udać się do Pani psycholog lub do mnie. Pomożemy Ci – uśmiechnął się. Czyli mnie nie rozpoznał, albo jest świetnym aktorem. Muszę go dotknąć, by ,,wejść" mu do głowy i to sprawdzić.

- Dziękuję, Panie Dyrektorze. To miłe z Pana strony - uśmiechnęłam się sztucznie. Co za stary dziad.

- Po to tu jestem. Chcę wam pomóc, aby każdemu w szkole żyło się lepiej. Od tego powinien być dyrektor. Powinien wspierać swoich uczniów, prawda? - spojrzał na mnie z dumą wymalowaną na twarzy i uśmiechnął się. Aż mi się niedobrze robi od ciągłego patrzenia na jego uśmiechniętą mordę. Ale spokojnie, Nina. Jeszcze tylko chwila, wytrzymasz.

- To prawda - oddałam sztuczny uśmiech. Jeszcze trochę i mi twarz zdrętwieje od tego uśmiechu. - Dziękuje Panu za wszystko, ja już pójdę, zanim zaczną się lekcje. Nie chciałabym się spóźnić.

- Dobrze. W razie problemów zapraszam.

- Jeszcze raz dziękuję za wszystko – wyciągnęłam rękę. Gerard spojrzał niepewnie na mnie, a później na moją dłoń. Już chciałam się wycofać, lecz  nagle uścisnął moją rękę. Uśmiechnęłam się lekko i wyszłam z gabinetu. Po drodze wzięłam jeszcze plan lekcji oraz numer i kod do szafki. 

          Gerard nic nie wiedział, co mnie trochę zdziwiło. Gdy weszłam w jego myśli, nie zauważyłam nic na swój temat. Czyli mnie nie rozpoznał, nic o mnie nie wie. Jeden problem z głowy. Z uśmiechem na twarzy szłam wzdłuż szafek, aż natrafiłam na swoją. Wyjęłam z torby niepotrzebne rzeczy i ruszyłam w stronę klasy od angielskiego. Oczywiście spóźniona weszłam do środka.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.

- To Ty jesteś nową uczennicą?

- Tak, zgadza się. Nazywam się Nina Fortem.

- Miło Cię poznać. Klaso, poznajcie nową koleżankę, Ninę Fortem. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło. Proszę, zajmij wolne miejsce – uśmiechnęła się.

- Dziękuję – oddałam uśmiech i ruszyłam w stronę ławki. Usiadłam i zaczęłam ,, obczajać " uczniów. Oczywiście, sławy z lasu ( Scott, Stiles, Allison ) przyglądały mi się zdziwieni. Uśmiechnęłam się do każdego z nich i zajęłam się lekcją.

          Po skończonej lekcji udałam się do swojej szafki. Zaraz za mną szybkim krokiem szło sławne trio. Tego akurat mogłam się spodziewać. Nie uprzedziłam ich wcześniej o moim pomyśle z zapisaniem się do szkoły.

- Mogę wiedzieć co Ty tu robisz i dlaczego my nic o tym nie wiemy? - spytał Scott.

- Cześć kochany KUZYNIE. Też się cieszę, że chodzimy razem do klasy. Was również dobrze widzieć Allison, Stiles.

- Kuzynie? - Spytał zdziwiony Scott.

- Musiałam coś wymyślić, żeby nie było podejrzeć, że gadamy na luzie – puściłam mu oczko.

- A tak serio co tu robisz? - Stiles podjął próbę wyciągnięcia ze mnie informacji.

- Cześć wam! - nagle usłyszeliśmy wesoły głosik i odwróciliśmy się w tamtą stronę. Przede mną pojawiła się śliczna, truskawkowo blond dziewczyna, do której Stiles robił maślane oczka. Chyba się zakochał. - Jestem Lydia Martin, a Ty?

- Nina Fortem, kuzynka Scott'a - uśmiechnęłam się szeroko. – Miło Cię poznać.

- Mi również, Nina. Skoro już się zapoznałyśmy, to chcę Cię poinformować, że spodobałaś mi się i zostaniesz moją przyjaciółką, tak jak Allison - uśmiechnęła się do dziewczyny. Ach ta jej szczerość i bezpośredniość. Już mi się podoba. - Dzisiaj jest trening Lacrosse. Mam nadzieję, że się wybierzesz? Scott i Stiles są w drużynie, a Ty jako dobra kuzynka i przyjaciółka powinnaś ich wspierać – uśmiechnęła się.

- Oczywiście, chętnie pójdę na trening. Może ktoś wpadnie mi w oko? - puściłam jej oczko.

- Och, z pewnością. Mamy kilku przystojniaków w drużynie – zaśmiała się i złapała mnie pod ramię. - Co masz teraz?

- Biologię , a Ty?

- Też! Idziemy razem – uśmiechnęła się i pociągnęła mnie w stronę klasy.

- Nina wpadła w szpony Lydii. Musimy godnie ją pożegnać – zażartował Stiles. Wiedział, że to usłyszę. Odwróciłam się do niego i pokazałam mu język.

          Po skończonych lekcjach wraz z Allison i Lydią udałyśmy się na trening chłopaków. To była doskonała okazja do obczajenia ich. Może wśród nich jest nasza zagubiona jaszczurka. Oglądaliśmy rozgrzewkę, słuchając przy tym krzyków trenera Finstock'a typu ,, Moja babcia biega szybciej, a jest martwa '' . Rozśmieszał mnie. Zabawny z niego koleś, serio. Sarkastyczny i trochę wredny, ale zabawny jednocześnie.

- Któryś wpadł Ci w oko? - spytała Lydia

- Jeszcze nie, daj obczaić do końca - zaśmiałyśmy się.

          Chłopcy zostali podzieleni na dwie drużyny. Wiał lekki wiaterek , a wraz z nim przyszły do mnie nowe zapachy. Poczułam coś, ale nie byłam do końca pewna, co to było. Coś dziwnego, nadprzyrodzonego, to pewne. Ale nie wiedziałam skąd to przyszło. Z całą pewnością od chłopaków. To nie był zapach Scott'a , bo jego znam na pamięć. To było coś innego. A dokładnie dwa różne zapachy. Podobne, a jednak inne. Chyba już wiem, gdzie szukać naszego zielonego kolegi. To musi być ktoś z drużyny, a ja się dowiem kto.

          Po skończonym treningu powiedziałam o moich podejrzeniach chłopakom. Scott stwierdził, że nic nie poczuł. Nie dziwię się, chociaż był bliżej. Zapach był słaby, ale jednak był. Powiedział, że przyjrzy się wszystkim chłopakom. Tak oto bez odpowiedzi na pytania rozdzieliliśmy się i pojechaliśmy do domu. Nareszcie koniec tej udręki.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro