ROZDZIAŁ 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


        Wściekła na tych bałwanów wjechałam na leśną drogę. Najgorsze było to, że dalej musiałam iść na pieszo. Zabiję ich. Wyszłam z samochodu, zamknęłam go i ruszyłam w dalszą podróż na pomoc matołkom, które same nic nie potrafią dobrze zrobić. Najgorsze było to, że miałam złe przeczucia. Przypadek? Pewnie nie. Znając życie zaraz okaże się, że coś spaprali. Nie zdziwi mnie to. Poczułam zapach Scott'a, więc musiałam być już nie daleko. Przyspieszyłam kroku i w oddali zobaczyłam 3 sylwetki. A dokładnie Scott'a , Stiles'a i Allison. Wyczułam również od nich strach. Pytanie : czego się bali? Zaraz się okaże.

- Czego się boicie? - krzyknęłam w ich stronę.

- Matko, Nina! Nie strasz ludzi i wilkołaków, proszę – powiedział Stiles łapiąc się za serce. Ewidentnie coś tu nie grało.

- Gdzie wasz więzień?

- Jakby Ci to grzecznie powiedzieć... - zaczął Scott, ale nie dałam mu skończyć wypowiedzi.

- Niech zgadnę, uciekł wam - powiedziałam.

- Skąd wiesz? Spotkałaś go po drodze? - zapytał z nadzieją Stiles.

- Nie, ale po was można było się tego spodziewać - odpowiedziałam to lekkim tonem. Widziałam na ich twarzach ulgę. Tsa, to tylko chwilowe, chłopcy. - Czy wy żeście postradali rozumy?! Najpierw go porywacie, przetrzymujecie całą noc, informujecie mnie o tym dzień później, a następnie pozwalacie mu uciec! Jesteście nienormalni! Chyba nie potrzebnie tu przyjechałam, skoro świetnie sobie radzicie sami – powiedziałam sarkastycznym tonem. - Jak mam wam pomóc, skoro nie informujecie mnie o swoich planach? - dodałam spokojniej. Nie ma sensu drzeć się na nich. I tak nic do nich nie dotrze.

- Przepraszamy – powiedzieli jednocześnie.

- Nina ma racje – powiedziała Allison zadziwiając mnie. Łowca popierający istoty nadprzyrodzone, tego nie grali. - Sami zobaczcie. Jesteśmy grupą nastolatków, co my możemy? Sami nie damy rady. Nina chce nam pomóc, a my co? Nie informujemy jej o niczym. Nie damy rady sami.

- Oooookeeej ... To było głębokie. Mniejsza z tym. Co zamierzacie zrobić? - spytałam.

- Cooo?! Nic?! To koniec?! Nie będzie żadnego grożenia śmiercią, próby mordu albo chociaż tortur?! - Stiles, zadziwiasz mnie, serio.

- Jeśli chcesz ... - zaczęłam powoli iść w jego stronę. Szkoda, że nie może zobaczyć swojej miny w tym momencie.

- Żartowałem! - krzyknął i schował się za Scott'a.

- Ja też, czubku. Nie zrobiłabym Ci krzywdy, spokojnie.

 -Serio? Nie masz ochoty na moją krew? - on serio to powiedział?

- Mam – odpowiedziałam szczerze. - Ale nie mam zamiaru Cię krzywdzić i nigdy tego umyślnie nie zrobię.

- A nieumyślnie? - Dalej ciągnął Stiles. Czy on chce coś tym osiągnąć?

- To już inna sprawa. A teraz, koziołki, co robimy?

- Chyba muszę powiadomić tatę. On nie ma pojęcia z czym walczy, a powinien - powiedział zawiedziony Stiles.

- I myślisz, że nam uwierzy? - spytała Allison. Punkt dla niej. Stiles'owi nie uwierzy, ale ...

- Nam uwierzy – powiedział na głos moje myśli Scott. On czyta moje myśli?! - Razem z Niną możemy mu to udowodnić.

- Pewnie, a potem będę miała łowców na karku albo zamkną mnie w więzieniu za zdemoralizowanie nastolatków. Tak, Scott, to świetny pomysł. Ruszajmy od razu – powiedziałam z uśmiechem. Mój humor jest dziwny. Dlatego nie zdziwiłam się widokiem ich twarzy.

- Cooo? Ja nic nie rozumiem – powiedział powoli Scott.

- To normalne, słońce. To Stiles jest od myślenia w tym związku – ten szeroko się uśmiechnął i dumnie wypiął się.

- Ja muszę powiedzieć moim o Jacksonie. Musimy go znaleźć.

- Dobry pomysł. Ale pamiętaj,  ja jestem niewiadomą. Jeśli powiesz im o mnie, to z przykrością będę musiała Cię zabić.

- Wiem, Nina, spokojnie. Nic o Tobie nie powiem. Wystarczy, że wiedzą o Scott'cie – powiedziała smutna. - W takim razie ja uciekam. Dzwońcie do mnie jakby się coś działo – pocałowała Scott'a w policzek i tyle ją widzieli.

- No, panienki. Ruszać zgrabne tyłeczki i na komisariat, jazda . - Ruszyłam w stronę swojego samochodu. Nie zostawię go tu.

- A Ty gdzie? - zawołał Scott.

- Spotkamy się przed komisariatem. Auto mam zaparkowane kawałek dalej. I pamiętać, beze mnie nie wchodzi na komisariat!

- Tak jest, szefowo! - Zasalutował Stiles. Uroczy jest, serio.

          Po chwili doszłam do swojego kochanego auta i wsiadłam do środka. Odetchnęłam głęboko. Pomimo tego, że starałam się nie być zła na chłopaków, w środku gotowałam się ze złości. Dlaczego oni są tak bardzo uparci i próbują robić wszystko sami? Od Dereka się nauczyli czy jak? Westchnęłam ciężko i zdałam sobie sprawę z tego, że ostatnio często to robię. Nie myśląc dłużej nad swoim zachowaniem, odpaliłam samochód i wyjechałam z lasu , kierując się w stronę komisariatu. Nie za bardzo wiedziałam, jak będzie wyglądać rozmowa z Szeryfem. Przecież nie wparujemy mu do komisariatu z tekstem typu ,, Dzień dobry, nazywam się Nina i naprawdę jestem w połowie wampirem, a w połowie czarownicą. Scott jest wilkołakiem. Ale proszę się nie martwić, Pana syn jest normalny. No może teoretycznie, w praktyce różnie to bywa '' . Zaśmiałam się sama z siebie. Chyba muszę wybrać się do psychologa.

          Droga na komisariat minęła szybko. Zobaczyłam chłopców przed wejściem. Wyszłam z auta, zamknęłam je i ruszyłam w ich stronę. Już nie mogę się doczekać miny Szeryfa, która będzie zapewne wyrażać zdezorientowanie. 

- Gotowi? - zapytałam, stając koło nich.

- Na śmierć? Zawsze – Stiles i jego sarkazm, kocham. Po prostu kocham. Zaśmiałam się i ruszyliśmy do budynku. Na recepcji zatrzymaliśmy się na chwilę.

- Przyszliśmy do mojego taty. To ważne. Jest u siebie? - Strażniczka kiwnęła głową i wpuściła nas do środka. Jeden problem z głowy. Szliśmy dalej, aż nagle coś poczułam.

- Kurwa – powiedziałam cicho, ale Scott mnie usłyszał. Odwrócił się do mnie, a ja zamarłam. Stiles otworzył drzwi od gabinetu taty.

- Tato ... ? - zdziwił go widok w środku. Zresztą nie tylko jego.  W pomieszczeniu znajdował się szeryf, Jackson i jakiś koleś, pewnie prawnik.

- Witajcie. Dobrze , że sami tu trafiliście – powiedział zły Stilinki. No to się zacznie. – Proszę siadajcie. Wiecie kto to jest? To Pan David Whittemore, prawnik, tata Jacksona. - ,, No to klops '' pomyślałam i zajęłam miejsce z chłopakami. To będzie ciężka walka.

          ,, Bierzemy to na siebie '' powiedział Scott w myślach. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on kiwnął głową. Zobaczyłam, że Stiles też tego chce. Więc zaczęłam swoją grę.

- A mogę wiedzieć, dlaczego jesteśmy tu wszyscy i do tego jest tu adwokat? - spytałam udając zdezorientowanie.

- Możesz nie udawać, młoda panno. Ja wszystko wiem – powiedział prawnik. Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Czyli co Pan wie? Bo dalej nie rozumiem co my tu robimy.

- Nie udawaj, Nina. Porwaliście Jacksona - powiedział wkurzony szeryf.

- Co zrobiliśmy? Porwaliśmy? Jacksona? Dlaczego ja nic o tym nie wiem? - spojrzałam na chłopaka, a potem na przyjaciół. Czas start. - Chłopcy? To żarty, prawda? Tu jest ukryta kamera, a wy zaraz powiedzie ,, Zostałaś wkręcona'' . Zgadza się?

- Nina ... - zaczął Scott. Podjął grę. I dobrze. Dzięki oczyszczeniu mnie będę miała większe pole do popisu.

- Scott?! Stiles?! Możecie mi powiedzieć, że wy tego nie zrobiliście?

- Wy? - spytał zdziwiony adwokat. – Chcesz powiedzieć, że o niczym nie wiesz?

- Ale o czym? - dalej udaję zdezorientowaną.

- Jackson został porwany wczoraj wieczorem. Ktoś wysłał z jego telefonu sms'a do rodziców. Jackson na szczęście się odnalazł i wskazał sprawców. Scott'a i Stiles'a.

- Co?! - spojrzałam wściekła na chłopaków. - Po pierwsze : czy wam coś odbiło? Po 2 : co w takim razie ja tu robię? - Spojrzałam na szeryfa.

- Przyjaźnisz się z nimi, więc stwierdziliśmy, że masz z tym coś wspólnego - powiedział Stilinski.

- Ale nie ma – odezwał się Jackson. - Jej tam nie było.

- Jesteś pewny, synu? - spytał Pan Whittemore.

- Tak, jej tam nie było. Nina nie ma z tym nic wspólnego – uśmiechnął się do mnie lekko. Oddałam uśmiech.

- W takim razie możesz iść do domu – powiedział Szeryf. Wstałam z miejsca i spojrzałam na chłopaków. ,, Spotkamy się u mnie '' powiedziałam do nich w myślach, a oni w odpowiedzi kiwnęli głowami lekko. Przed wyjściem odwróciłam się do Jacksona. Mam pomysł.

- Przepraszam Cię za nich, Jackson. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły – uśmiechnęłam się smutno. - Do widzenia – powiedziałam i wyszłam.

          Czasami zastanawiam się, czy nie zostać aktorką. Potrafię kłamać, z grą aktorską poszło by mi chyba dobrze. Skierowałam się do wyjścia, po czym wsiadłam do auta i pojechałam do domu. Po drodze minęłam auto Melissy z właścicielką za kierownicą. Współczuję Scott'owi. Teraz będzie miał jazdę. Dobrze, że chłopcy wzięli wszystko na siebie. Ja będę mogła spokojnie zbliżyć się do Jacksona. Tak, taki mam plan.

          Nie musiałam długo czekać na chłopaków. Zjawili się u mnie w domu, oczywiście wchodząc jak do siebie. Zdążyłam przywyknąć. Chyba powinnam przestać nazywać go tylko moim domem. 

- Jak tam? - spytałam z ciekawości.

- Nawet nie pytaj. Mam zakaz na Stiles'a - powiedział Scott.

- Na Stiles'a? Serio? - Wybuchłam śmiechem. No proszę was. Szlaban na Stiles'a? To chore. - A Ty , Stiles?

- Ojciec jest wściekły. Nie dziwię mu się. Ale to nic, naprawię to. A teraz do rzeczy. Mamy plan?

- W sumie mam,  jeden - powiedziałam. Spojrzeli na mnie zaciekawieni, więc kontynuowałam. - Na początku przestaniemy gadać ze sobą. Będę udawać , że jestem na was cholernie zła. Dzięki temu zbliżę się do Jacksona,  pobajeruję i może coś uda mi się z niego wyciągnąć. Kapujecie?

- Tak. Myślisz, że to się uda? - spytał Scott.

- Naturalnie. Ale wy też macie swoje role. Musicie próbować się ze mną pogodzić. W szczególności, gdy w pobliżu będzie Jackson.

- Dlaczego? - spytał tym razem Stiles.

- Bo dzięki temu sam zobaczy, że nie mam ochoty z wami rozmawiać i łatwiej mi będzie zgrywać przygnębioną i biedną dziewczynkę zranioną przez przyjaciół.

- Kupi to? - zapytał Stiles.

- Pewnie. Jestem dobrą aktorką – puściłam mu oczko.

          Chłopcy zostali u mnie jeszcze przez jakąś godzinę, po czym ruszyli do siebie. Opadłam zmęczona na łóżko. Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl. Od walki z Kanimą nie widziałam Dereka. Może został poturbowany? Zresztą, po co ja o nim myślę. Wstałam, przebrałam się w piżamę i ległam na łóżko. Na dzisiaj starczymi przemyśleć. Trzeba odpocząć, a sen jest najlepszy. Nagle ponownie poczułam zapach, znajomy, taki sam jak ostatnio. Zerwałam się z łóżka i podeszłam do okna. Ponownie nie zobaczyłam nikogo. To dziwne. Zamknęłam okno i położyłam się spać. To pewnie zmęczenie płata mi figle. Zbyt szybko zasnęłam, nie zastanowiłam się głębiej nad tym zdarzeniem.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro