96. descriptive chapter

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rose szybko aportowała się pod willę Malfoy'ów. W dziwnej wiadomości od Aspen, pisała ona, aby młoda Weasley jak najszybciej się u nich pojawiła. Była Gryfonka nie wahała się ani chwili, chwyciła najpotrzebniejsze rzeczy i niedługo później pojawiła się na magicznym osiedlu.

Szybkim krokiem skierowała się do drzwi i zadzwoniła na dzwonek. Niecierpliwiła się, nie wiedziała o co może chodzić przyjaciółce, wystraszyła się trochę po chaotycznym piśmie blondynki.

- Pali się czy co? - jak się okazało, otworzył jej bliźniak wyżej wymienionej blondynki. Rose zawahała się chwilę na jego widok. W jej żołądku coś fiknęło koziołka. Na sam jego widok przypomniały się jej ich ostatnie imprezy.

- Zamknij się - syknęła. Zdenerwował ją ten jego wężowy uśmieszek - Asp pisała, że coś się stało i musimy porozmawiać - pchnęła mocniej drzwi i weszła do środka. Spodziewała się zastać przyjaciółkę w salonie, przecież sama po nią pisała, ale po już chwili miała wrażenie, że cały dom jest pusty.

- To dziwne - odwróciła się do blondyna - Bo ja widziałem ją ostatnim razem jak wczoraj około osiemnastej wychodziła do Szatana - uśmiechał się głupkowato. Miał nadzieję, że jego plan zadziała i się nie pomylił. Przyszła, i to bardzo szybko.

- Nie masz skrupułów, Scorp - Rose pokręciła głową i chciała minąć chłopaka, ale ten odwrócił się i zaklęciem zamknął drzwi tuż przed jej nosem.

- Co cię ostatnio ugryzło? - zbliżył się delikatnie, odgarniając jej ciemne włosy na lewe ramię.

- Nie wiem o co ci chodzi - prychnęła - Przecież mieliśmy nie rozmawiać o tym.

- Nie. To ty stwierdziłaś, że koniec tematu, postawiłaś mnie przed faktem dokonanym. Ja na nic się nie zgodziłem - złapał ją w talii i obrócił w swoją stronę, nie ściągając ręki.

- Scorpius proszę cię.

- To ja proszę ciebie, Rose - mruknął, patrząc jej prosto w oczy, po czym nachylił się i przywarł swoimi ustami do jej miękkich warg.

Próbowała się opierać, gdy pociągnął ją w stronę kanapy. To nie była pierwsza taka sytuacja w ich wykonaniu. Zdarzyło się to i tamto, nie była z tego dumna, ale...

Scorp usadowił dziewczynę na swoich kolanach. Jego ręce błądziły po jej ciele, skupiając się na najbardziej znaczących punktach. Jedna jego dłoń przytrzymywała jej głowę w jednym miejscu, a druga zniknęła pod materiałem sukienki i masowała zgrabne pośladki, wprawiając przy tym ich ciała w jeden rytm.

Powiedzieć, że czuła się wspaniale, to ogromne niedopowiedzenie. Gdy z każdym ruchem blondyna znajdywała się coraz bliżej, jej oddech przyspieszał do tego stopnia, że ciężko było powstrzymać już i tak falującą klatkę piersiową. Czuła jak mięśnie torsu drażnią jej nabrzmiałe sutki co jeszcze bardziej ją podniecało.

- Nie możemy - chciała się oderwać od niego, ale chłopak wstał niespodziewanie, zaplatając jej nogi dookoła swoich bioder.

- Nie ma nikogo, jesteśmy tu sami. Dlatego między innymi napisałem, musiałem cię zobaczyć, a grzecznie by się nie skończyło - mówił z wargami przy jej uchu, jednocześnie wdrapując się po schodach na piętro. Po ostatnich słowach ugryzł jej małżowinę uszną.

- Wszystko przemyślane - zachichotała. Gdy wydmuchiwał powietrze na jej kark, łaskotało ją to.

- Żebyś wiedziała - popatrzył jej w oczy. Ich głębia wydawała się tak hipnotyzująca, daleka od wszystkiego, co rzeczywiste.

Rose patrząc w te oczy złapała go za kark i przycisnęła do siebie mocno. Pragnęła poczuć go całą sobą.

Gdy znaleźli się w pokoju chłopaka, zamknął za nimi drzwi, postawił dziewczynę i przycisnął do nich jej ciało. Przez materiał ubrania masował jej piersi, a usta błądziły po szyi. W odpowiedzi dostawał coraz głośniejsze westchnienia. Pociągnął sukienkę jeszcze bardziej w dół, aby móc dostać się do tego, co tak bardzo go interesowało, a wtedy usłyszał dźwięk targającego się materiału. Nie chciał zwracać na to uwagi, ale Rose nagle zesztywniała.

- Nie myśl o tym - przeniósł usta na jej szyję.

- Scorpius, ty debilu - syknęła i szarpnęła się. Nie chciał dać jej się odsunąć, dlatego złapał ją za uda i podniósł. Jego dłoń w szybkim tempie znalazła się w jej strategicznym punkcie. Poczuł, jak jej palce zaciskają się na jego włosach, a gdy ciało się wygięło, cudowne półkule znalazły się tuż przy jego twarzy. Nagle zdał sobie sprawę, jak bardzo zaczęły mu przeszkadzać jego bokserki i spodnie.

- Co ty ze mną robisz, Weasley - wychrypiał, a jego palce znalazły się w jej wnętrzu.

- Scorp - jęknęła. Uniósł głowę i z satysfakcją wpatrywał się w jej twarz pogrążoną w amoku rozkoszy, jaką jej sprawiał. Wpił się w jej usta, przyspieszając ruchy palców. Nie odsuwał się od niej nawet na centymetr, cały czas przyciskając jej ciało do siebie. W pewnym momencie krzyknęła jego imię, zagryzając po tym mocno wargę.

Z zadowoleniem obserwował jej moment uniesienia. Wyciągnął z niej palce i bezceremonialnym ruchem zdarł majtki z jej nóg.

- No już już - szepnął Rose do ucha, kładąc ją na łóżku. Jej wzrok w dalszym ciągu był zamglony, a ruchy powolne. Widział jednak jej zadziorny uśmieszek, powstający na słodkich ustach dziewczyny.

Ściągnął koszulkę przez głowę i odrzucił za siebie, a gdy się odwrócił, szatynka klęczała na łóżku i wyciągała do niego dłoń.

- Chodź do mnie - w takiej chwili zrobiłby wszystko, co by tylko powiedziała. Złapała za pasek jego spodni i rozpinając go, jednocześnie przejęła kontrolę nad ich pocałunkiem. Nim się obejrzał, jego jeansy leżały na ziemi, a on sam na łóżku, pod nią.

Nie wiedział kiedy zaczął patrzyć na tę dziewczynę jak na pociągającą go kobietę. Znał Rose od zawsze, bawili się jako dzieci, nigdy nie pomyślał o niej jak o swojej przyszłej partnerce. A tu proszę, nie mógł się opanować, gdy widział jej uśmiech, a ciało przyciągało jak magnes - tracił kontrolę.

- Przyznaj, że tęskniłeś - uniósł powieki i popatrzył prosto w czekoladowe tęczówki ogarnięte ogniem pożądania.

- Bardziej, niż ty - zagryzł wargę i spróbował odwrócić jej uwagę od swoich słów łapiąc za sukienkę i pozostawiając ją tym samym w samym bordowym biustonoszu.

- Bardziej niż ja? - wykorzystał jej zdziwienie i przewrócił ich tak, że to on górował. Zniżył się na ugiętych łokciach i zanurzył twarz w jej włosach. Rozpoczął serię pocałunków od jej ucha, przez policzki, nos, szyję, przy której został trochę dłużej i pozwolił sobie na odpięcie stanika. Jego wargi zeszły na piersi, które w końcu były na wyciągnięcie ręki. Pozostał w tym miejscu dłuższy czas, odpowiednio zajmując się dwoma cudami, jak to nazwał je w swojej główce. Czuł jej paznokcie na barkach i plecach.

- Malfoy, proszę cię - wymsknęło się jej, co oczywiście tylko podniosło ego młodego mężczyzny. Złożył jeszcze kilka pocałunków na jej podbrzuszu i wrócił na górę.

- Też cię proszę, Rosie - przyłożył swoje czoło do jej - Nie miej już takich pojebanych myśli jak zostawienie tego - w tym momencie wszedł w nią głęboko, co spowodowało jej zachłyśnięcie się powietrzem. Zaczął powolnie się poruszać, aż przeszedł do szybszych ruchów.

Pokój wypełniły ich jęki i dźwięk uderzających o siebie ciał. Pieścił jej skórę, ona obcałowywała jego braki i szyję. Zarzuciła nogę na jego biodro i odrzuciła głowę w tył, dając mu tym samym idealne miejsce na popis. Albo podpis - jak kto woli.

***

Obudził się, gdy słońce już zachodziło. Pokój wypełniony był żółtymi refleksami, które ładnie komponowały się z brązowym wnętrzem. Przeciągnął się i obrócił na bok, gdzie leżała Rose. Była przykryta prawie po szyję, choć gdy Scorpius się poruszył, pościel zsunęła się odkrywając jej obojczyk. Przy tej okazji zauważył też kilka ciemnych śladów na jej skórze.

- Ja pierdole, ja i mój fetysz na obojczyki - mruknął sam do siebie z po czym naciągnął na nią okrycie. Przy okazji przyciągnął ją do siebie i objął.

- Mhmm takie czułości po seksie? Dziewczyny w Hogwarcie o tym nie wspominały - szatynka wymruczała te słowa w jego szyję. Scorpius spiął się z początku, aby po chwili podeprzeć się na łokciu i unieść delikatnie. W ogóle nie miało to na celu umożliwienie mu oglądanie jej nagiej w swoim łóżku.

- Wypytywałaś o mnie?

- Chciałbyś - zakpiła głośno - To one przychodziły i się o ciebie wypytywały, a później zdawały relację - zatrzepała się, jakby przeszły ją dreszcze.

- Teraz by ci zazdrościły - wzruszył ramionami i pochylił się, całując ją w szyję.

To było tak przyjemne, a on tak wspaniały, że nie miała siły go odpychać. Nie chciała też być dziewczyną, która po wszystkim ucieka. Po ich pierwszym razie tak zrobiła... ale był zdziwiony.

Zanurzyła palce w jego blond włosach, przeczesując je paznokciami. Znalazł się tuż nad nią, jakby próbował ją zachęcić do powtórki. Czuła jego podniecenie.

- Scorpius - na początku powiedziała ostrzegającym tonem. Zagryzła wargę, gdy zaczął jej robić malinkę nad obojczykiem. Weasley westchnęła głośno na poczynania blondyna, ale nie zareagowała.

- Ładnie - mruknął, patrząc na swoje dzieło z góry. Po chwili zaczął przyglądać się jej całej.

- Widzisz coś, co ci się podoba? - mruknęła zaczepnie, na co wyszczerzył się jak dziecko i pokiwał głową na "tak". W odpowiedzi była Gryfonka wywróciła oczami i złapała za jego kark, przyciągając go do siebie.

Między tą dwójką na nowo rozpalał się ogień. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a dłonie sunęły po rozpalonej skórze. Ślizgon mocnym ruchem rozsunął jej nogi i zawisnął nad ciałem dziewczyny. Był bliski, aby znowu się z nią połączyć, gdy nagle otworzyły się drzwi.

- Scorpius, ty gnomie leniwy, czemu w kuchni jest bałagan jak w jakiejś zagrodzie hipogryfów?! Kiedyś cię w końcu wydzie... - i tu Malfoy senior podniósł wzrok znad telefonu. Utrzymując kamienną twarz, odwrócił się z szacunku do Rose i wyszedł, przymykając drzwi - Może nie wtedy, gdy matka jest w domu, co?

- Zamknij te drzwi!

- Lepiej schowaj kutasa do majtek i przyjdź do salonu, już! - Dracon trzasnął drzwiami i kręcąc głową ze śmiechem zszedł na dół. Zerknął kątek oka na chlew w kuchni i szybkim ruchem różdżki rzucił odpowiednie zaklęcie. Usiadł na swoim ulubionym fotelu, włączył laptopa i zaczął szukać potrzebnych informacji.

Ślizgon przyłożył swoją głowę do poduszki tuż obok twarzy Rose i wrzasnął w materiał. Dziewczyna w odpowiedzi nakryła głowę poduszką i jęknęła głośno z zażenowania.

Kilkanaście minut później oboje stawili się w salonie. Weasley czuła się jak małe dziecko, które właśnie sobie nagrabiło

- Wujku, przepraszam, to nie tak - zaczęła, próbując jakoś wybrnąć z sytuacji - My...

- Rosie, ty mnie nie masz za co przepraszać, poza tym, przecież ja o was wiem od dawna - wstał i podszedł do niej, czochrając jej i tak poplątane włosy.

- Ale my nie jesteśmy razem - zaśmiał się Scorpius. Przestał jednak, gdy zobaczył kamienną minę dziewczyny.

- To ja już pójdę. Cześć wujku - minęła ich obu i szybko wyszła. Już pięć sekund później pojawiła się przed domem Huntera, musiała porozmawiać z Aspen.

Po trzasku drzwi mężczyźni popatrzyli się na siebie, młodszy z wyrzutem i zdziwieniem, starszy z wyrazem twarzy krzyczącym "JESTEŚ DEBILEM".

- Scorpiusie, Draconie Malfoy - zaczął oficjalnie - Jesteś skończonym debilem.

- O czym ty mówisz?! To twoja wina!

- Ja powiedziałem dziewczynie, za którą szaleję, że nie jesteśmy razem? Zaraz po przyłapaniu przez ojca na zbliżeniu? 

- Kto kogo przyłapał na zbliżeniu? - Hermiona stanęła w progu drzwi i poważnym wzrokiem zeskanowała swojego męża i syna. Byli tak cholernie podobni, że czasami ją to przerażało.

- Ten smarkacz mnie, wiesz - Draco wywrócił oczami.

- Ciekawe niby z kim - prychnęła, na co dostała mrożące krew w żyłach spojrzenie małżonka. Uśmiechnęła się niewinnie i podeszła do swoich dwóch mężczyzn.

- Uważaj sobie, Granger - zmrużył oczy.

- Uważaj, bo jeszcze kiedyś zmienię - pogroziła palcem.

- Możecie przestać? - gierki rodziców często doprowadzały Scorpiusa do migreny - Przez tatę Rose już się do mnie nie odezwie!

- Przeze mnie?! - obruszył się - Twój genialny synek przespał się z Rose, na czym ich przyłapałem, po czym wyśmiał mnie, że nie są razem, patrząc jej przy tym w oczy! Ja nie wiem po kim on taki głupi jest!

- Oh tylko nie zwalaj na moją rodzinę!

- A może to moja wina?! 

- Na pewno nie moja! To Malfoy'owie mają nierówno pod sufitem!

- Odszczekaj to, Malfoy!

- O, nagle nie Granger?!

- Jak ty mnie wkur...

- Zważaj lepiej na słowa, fretko!

- Zabiję cię kiedyś, kobieto!

- O, a tobie się przypadkiem zakola nie robią?

Scorpius wyszedł z domu nie zwracając uwagi na rodzicieli. Czasami nie rozumiał jakim cudem zostali parą, o małżeństwie nie wspominając. Przeczesał nerwowym ruchem włosy i westchnął zdenerwowany. To nie tak miało wyjść. Przecież w jakimś sensie zależało mu na młodej Weasley i wcale nie chciał jej urazić. No ale nie chciał też przy tacie mówić o nich jak o parze, gdy tak naprawdę niczego sobie nie wytłumaczyli.

Po dłuższej chwili wyciągnął telefon z kieszeni spodni i wybrał numer Rose. Chciał z nią porozmawiać, jednak dziewczyna jak na złość nie odbierała. Trochę nie rozumiał jej reakcji, a z drugiej storny jego umysł nawiedzały myśli, że może nie tylko jemu zależy. Gorzej, że jeśli to prawda, to zjebał i to porządnie.

- Czego chcesz, kretynie niedorobiony?

- Kochana siostrzyczka - mruknął zdenerwowany.

- Czego oczekujesz po tym, jak potraktowałeś Rosie? W dodatku wmieszałeś w to mnie. Scorpius, jesteś tak wielkie dziecko. Zależy ci na niej, a robisz uniki jakby to była gra w zbijaka. Lepiej się ogarnij i teleportuj do Huntera, bo długo jej tu nie zatrzymam. I obiecuję ci, że jeśli to spierdolisz, już nigdy się do ciebie nie odezwę.

- Jestem twoim bliźniakiem.

- Ty myślisz, że zaklęcia na rozerwanie takiej więzi nie istnieją? Jesteśmy dziećmi najmądrzejszej czarownicy od czasu samej Ravenclaw - wydukała ostatnie słowa jak regułkę.

- Właśnie ta czarownica jeszcze chwilę temu wyzywała się ze swoim mężem w ich salonie - ręką wskazał na dom za sobą, choć wiedział, że ona tego nie zobaczy.

- Ich gry wstępne są coraz gorsze...

- Skończ kurwa, zaraz będę - jęknął i rozłączył się.

***

Rose siedziała na tarasie domu Zabinich i rozmawiała ze swoją ciotką. Ginny pytała o wakacje, o rodziców i typowe babskie sprawy.

- Rose Amithi Weasley! - tuż za nią rozległ się krzyk - Musimy porozmawiać!

- Tak samo mało taktowny jak ojciec - Wiewiórka pokręciła głową i wchodząc do środka przywitała się ze swoim chrześniakiem.

- Nie spierdol tego, Scorpius.

- Ciociu - jego głos wyrażał zażenowanie całą tą sytuacją.

- Dobra dobra.

Stanęli naprzeciwko siebie z niepewnymi minami. Co mieli sobie powiedzieć? Może i wiedzieli, ale nie umieli tego ubrać w słowa. W końcu po chwili Ślizgon przełknął ślinę i podszedł do szatynki, która patrzyła na niego ostrzegawczo.

- Nie chciałem cię urazić.

- Wiesz jak dziwnie się poczułam? Mówiłeś mi różne rzeczy, przyłapał nas twój tata, a ty zamiast chociaż udawać, zrobiłeś ze mnie laskę na jeden raz - skrzyżowała ręce pod biustem.

- Przestań, to nie tak.

- A jak?

- Nie rozmawialiśmy o takich sprawach...

- A czy my ostatnio w ogóle rozmawialiśmy? - popatrzyła na niego znacząco - Może od tego trzeba było zacząć - syknęła. Ich postępowanie było typowo szczeniackie, kierowali się popędem jak zwierzęta. To, że zaczęła coś czuć było mało ważne w takiej chwili. Chciała go wyminąć i wejść do środka, ale blondyn złapał jej nadgarstek, po chwili splatając razem ich palce.

- Nie chcę tak - stanął obok niej. Gdyby się odchyliła, oparłaby się na jego ramieniu - Rosie, daj mi szansę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro