2. Spotkanie starych przyjaciół

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uczucie wolności będącą nieodłączną częścią podczas lotu nad miastem, było czymś czego Abnerowi brakowało najbardziej. Sam fakt, że przez kilka miesięcy został uziemiony i pozbawiony możliwości oderwania się od niej chociażby na parę minut, stawała się z czasem wręcz nie do zniesienia.

Tak więc teraz, gdy nie ograniczały go żadne prawa, w tym i grawitacji, zamierzał się tym należycie nacieszyć. Zwłaszcza, że po raz pierwszy miał okazję wypróbować nowy model zbroi.

W czasie, gdy odsiadywał wyrok jedną z jego nielicznych rozrywek, stało się projektowanie pancerza wraz z jego nowymi usprawnieniami. Nie mógł ich niestety samodzielnie wykonać, dlatego też wysłał projekty do zaufanego człowieka, który zajął się częścią praktyczną. Zaś w dniu, w którym jego odsiadka dobiegła końca, ukończony projekt został mu doręczony do rąk własnych.

Na niewielkiej mapce jaką przed chwilą wyświetlił w prawym rogu inerface'u zaznaczył pewien punkt, który na chwilę obecną był jego celem. Uznał również, że starczy już tego napawania się zwróconą wolnością i najwyższy czas zabrać się do pracy.

W tym celu wystartował i niemal natychmiast osiągnął prędkość dźwięku. To właśnie była jedna z nowości, nad którą pracował przez ostatnie tygodnie i musiał przyznać, że sprawdza się wyśmienicie, gdyż po upływie zaledwie siedmiu sekund był już na miejscu.

Obniżył lot poprzednio wytracając prędkość, by po chwili wylądować na trawniku, za plecami zaś mając ogromny budynek, nad którego bramą dumnie zawieszone było logo Empire State University. Przed dezaktywacją zbroi włączył jeszcze skaner M.R.I. którego projekt "pożyczył" od organizacji dla jakiej przez pewien czas pracował. Potem okazali się oni bandą świrów, a ich celem było pozbycie się wszystkich ludzi z jakimikolwiek super mocami.

Jednak sam projekt był jak najbardziej udany, gdyż nie minęła minuta, a jego cel został zlokalizowany. Bez pośpiechu ruszył w jej kierunku po drodze przepychając się przez grupki studentów tłoczących się na dziedzińcu.

Po chwili już bez pomocy zbroi był w stanie wypatrzeć wśród ludzi biało-różowy kolor włosów, które jednoznacznie wskazywały na jego dawną sympatię. Przez jakiś czas była nawet kimś więcej niż tylko przyjaciółką, ale ta relacja osłabła, kiedy postanowił wrócić i dokończyć swój wyrok. Tym samym, w mniemaniu dziewczyny, zostawiając ją samą.

Mimo wszystko, gdy teraz zobaczyła jak zmierza w jej kierunku, na jej usta wpełzł cień uśmiechu, a ona sama zatrzymała się czekając, aż się z nią zrówna. W pierwszej chwili Abnerowi zdawało syta, że gest dziewczyny był sztuczny i jedynie na pokaz, ale szybko odrzucił od siebie ten pomysł. Stwierdził, że to jedynie jego chora wyobraźnia i nie powinien syta doszukiwać obłudy u wszystkich dookoła. Chyba za bardzo weszło mu to już w nawyk.
Konfrontacja nastąpiła chwilę później.

Lecz nim rozmowa w ogóle się rozpoczęła, białowłosa skrzyżowała ręce na piersi i rozejrzała się zmieszana dookoła, na koniec zaś jej po części oskarżycielski wzrok utkwił na osobie Abnera. Z powodu, że nie znali się oni od dziś, brązowooki natychmiast zrozumiał niemy przekaz i dezaktywował zbroję, która po chwili zmieniła się w znacznie poręczniejszy i mniej rzucający się w oczy plecak. To z kolei był patent zapożyczony od Iron man'a, ale nie sądził by ten miał coś przeciwko. Nie żeby go o to kiedykolwiek pytał.

- Przepraszam za zamieszanie. Udawajcie, że mnie tu nie ma, dobra? Dzięki.- odezwał się bez większego zmieszania i o dziwo po chwili studenci rzeczywiście wrócili do swoich zajęć, zupełnie ignorując fakt, że wśród nich właśnie przebywa były kryminalista. Jednak to Nowy York, a w tym miejscu nie takie rzeczy się już działy.

Jenkins chcąc porozmawiać z przyjaciółką na osobności, wskazał ruchem głowy niewielką altankę w głębi parku, która była obecnie pusta i względnie ukryta przed wzrokiem ciekawskich gapiów.

Tym też sposobem mogli po chwili wreszcie na spokojnie porozmawiać. Jako pierwsza głos zabrała dziewczyna.

- Jeżeli zamierzałeś zwrócić na sobie uwagę połowy miasta... to ci się udało.- i ponownie odniósł to dziwne wrażenie, że coś jest nie w porządku. Jednak postanowił niczego po sobie nie pokazywać i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń.

- Co mogę powiedzieć? Ma się w końcu ten talent.- odpowiedział skromnie na co oboje się zaśmiali.

Początkowa wręcz niezręczna atmosfera, która między nimi do tej pory panowała, powoli zanikała na co żadne z nich nie zamierzało narzekać.

- A tak poważnie, to dobrze cię widzieć Abe.- w głosie zielonookiej słyszalna była pewna ulga, która widocznie ogarnęła ją po tym, jak zobaczyła dawnego przyjaciela całego i zdrowego.

Tym razem Jenkins nie odniósł wrażenia jakby słowa dziewczyny były fałszywe. Więc istniały tylko dwa wyjaśnienia. Albo rzeczywiście tylko mu się wydawało, albo białowłosa była świetną aktorką.

- Ciebie też Mel.- odpowiedział, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna nie przepada za skracaniem swojego imienia. Na szczęście on należał do niewielkiego grona szczęśliwców, którzy mogło zwracać się do niej w ten właśnie sposób bez obawy, że narażą się na jej gniew. A nie było to coś, czego Jenkins życzyłby komukolwiek.

Przez chwilę między przyjaciółmi zapadła dość niezręczna cisza, w której to oboje zdawali sobie sprawę, że to drugie ma pewną kwestię do poruszenia, ale nie wiedziało w jaki sposób powinno ją poruszyć.

Jako pierwszy na odwagę zebrał się starszy z nich.

- A więc... studiujesz, tak?- nie było to zbyt odkrywcze pytanie, zważając na fakt, że właśnie stali na terenie należącym do campusu uniwersytetu.

- Tak. Za niecały miesiąc mam pierwsze zaliczenia.- odpowiedziała Melissa zakładając niesforny kosmyk włosów z powrotem za ucho.

- W takim razie życzę powodzenia.- Było to pierwsze co przyszło mu do głowy, ale jak się nad tym zastanowił, to w zestawieniu ze sprawą z jaką tu przybył, brzmiało to nieco kontrowersyjnie.

Nawet białowłosa musiała to zauważyć, gdyż pokręciła ze zrezygnowaniem głową, uśmiechając się przy tym pod nosem.

- Oboje dobrze wiemy, że nie po to tu przyleciałeś.

Na te słowa brązowooki postanowił zmienić dotychczasową strategię i zamiast bezsensownych podchodów zagrać z nią w otwarte karty.

- Masz rację. Chciałem...- nim zdążył dokończyć choć jedno zdanie, już widział jak Melissa zaczyna zaprzeczać ruchem głowy.

- Nic z tego Abe. Już z tym skończyłam.- mimo swoich słów, unikała jego wzroku, jakby mając przed nim coś do ukrycia.

Zaś Jenkins doskonale wiedział co to takiego. Z przebiegłym uśmieszkiem oparł się plecami o barierkę i odezwał się, tak jakby poruszana przez niego kwestia nie była niczym ważnym.

- Podobno ostatnio kamery zarejestrowały tajemniczego stróża prawa, który rozgromił bandę dilerów narkotykowych. Wygląda też na to, że posługiwał się on technologią potrafiącą wygenerować zaskakująco wysokie częstotliwości. Na tyle wysokie, by zbiły szybkę kamery oraz uszkodziły jej główne obwody. Na szczęście część materiału dało się jeszcze odzyskać.- mówił to spokojnie, jednocześnie kątem oka obserwując reakcję panny Gold na jego słowa. Tak jak się spodziewał, w połowie jego opowieści spuściła wzrok w dół i westchnęła cicho, czekając na koniec jego monologu.

- Zgoda, wygrałeś. Może niezupełnie z tym skończyłam.- odparła zrezygnowana, niczym dziecko, które przyłapano na złym uczynku. Jednak pośmiesznie dodała, chcąc się w pewien sposób usprawiedliwić.- Ale to była ostatnia akcja.

Mężczyzna mimowolnie roześmiał się słysząc jej słowa. Przecież nie miała się z czego tłumaczyć.

- Nie ma potrzeby byś się usprawiesliwiała. W zasadzie chciałem ci zaproponować...by było jak dawniej. Żebyśmy ponownie działali razem.- mówiąc to odwrócił się wprost do niej, chcąc by wzięła go na poważnie.

Jednak zielonooka nie wydawała się przekonana jego propozycją. Przeciwnie. W jej oczach dostrzegł iskry gniewu, który jednak szybko postarała się stłumić. Widocznie stwierdzenie "by było tak jak dawniej" niezbyt przypadło jej do gustu.

- Nie rozumiesz. Teraz zamierzam żyć normalnie. Z dala od tych wszystkich walk, rozgraniczeń na przestępców i bohaterów. Nie chcę po raz kolejny narażać życia za ludzi, którzy i tak nigdy nam w pełni nie zaufają, ani nawet nie podziękują.

Przez chwilę Jenkins wachał się, jak powinien zareagować na tak szczere wyznanie. Nie przypuszczał, że dziewczyna się do takiego posunie, gdyż zazwyczaj trzymała własne odczucia głęboko ukryte. Teraz jednak było inaczej. Być może dlatego, że nie widzieli się od tak dawna i przez ten cały czas nie mieli okazji szczerze porozmawiać. A być może powód był inny.

- Słuchaj, wiem że nie zawsze było łatwo i nikt nie powiedział, że teraz będzie. Jednak nie sądzę, byś naprawdę w to wierzyła. Od kiedy tylko pamiętam byłaś  lepszą bohaterķą niż ktokolwiek inny z Thunderbolts. To tobie zawsze zależało na ratowaniu bezbronnych i myślę, że przez te kilka miesięcy nic się nie zmieniło. Wciąż nie możesz przestać działać jako Songbird, ponieważ w głębi duszy czujesz, że ktoś musi chronić to miasto. A Avengers już tego nie zrobią. Nowy York stracił swoich największych obrońców...i właśnie dlatego ktoś musi przejąć ich obowiązki. W innym razie konsekwencje mogą być tragiczne.

To co powiedział Abner było szczere. Naprawdę tak uważał, jednak nie miał wystarczająco czasu by odpowiednio ułożyć tę motywującą przemowę. Tak więc pozostawało mieć nadzieję, że rzeczywiście miał ten "talent", którym tak chwalił się na początku ich rozmowy.

Na odpowiedź zaś długo nie musiał czekać, gdyż dziewczyna podniosła na niego wzrok, w którym od razu dostrzegł zmianę. Ponownie ujrzał w nim ten ogień i determinację, za który zawsze tak cenił Melissę.

- Faktycznie potrafisz być przekonujący jeśli czegoś chcesz. Powiedzmy, że w to wchodzę. To... jaki masz w ogóle plan?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro