5.1∆

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

New Hampshire, 2015 roku,

Kevin leżał pod grubym kocem, słuchając płyty Dawida Podsiadło. Całkiem przypadkiem natrafił na jeden z jego anglojęzycznych utworów. Ten jeden przypadek sprawił, iż Podsiad zyskał nowego, zagranicznego fana. Chłopak dopiero co wrócił po przebytych dwóch tygodniach na Oddziale Zamkniętym. Miał żal do Mackenziego, że ten wtargnął do jego domu z TYM urządzeniem i tym samym, wywołał u niego napad agresji. Ale z drugiej strony, Boyd-Clowes nic nie wiedział o jego fobii, bo Kev z dnia na dzień rozluźniał kontakt. Dlaczego? Bał się powiedzieć o chorobie? Bał się, że po wyznaniu Kanadyjczyk się od niego odwróci? Tak wiele pytań krążyło w jego chorej głowie, a odpowiedzi ani jednej. Kiedy tak egzystował nad własnym losem, usłyszał pukanie do drzwi. Jego ojciec - odpada, Mac - również.
A więc kto domagał się wejścia do rodzinnego domu? Kevin nie miał wyjścia, musiał wydostać się z bezpiecznej strefy i sprawdzić, kto czeka za drewnianą konstrukcją.

- Cześć, Kev - odezwał się Larson, uśmiechając się. Znaczy, to chyba miałbyć uśmiech, bo w jego wykonaniu powstał dziwny grymas.

- Co ty tutaj robisz? - zapytał obojętnym tonem rudowłosy. Nie miał ochoty na jakichkolwiek gości.

- Nie mogę odwiedzić przyjaciela? Dawno się nie widzieliśmy...

- Próbowałem Ciebie zabić, a ty przychodzisz do mnie jak do babci? - zirytował się Amerykanin, usiłując zamknąć drzwi.

Blondyn ani myślał odpuścić. Chwycił za klamkę i szarpnął nią mocno, dezorientując rodaka. Zamknął je z hukiem, wyciągając z kieszeni pistolet. Bickner zdawał się nic z tego nie rozumieć. Uniósł brwi w niemym zdziwieniu.

- No i co tak patrzysz? Pistoletu nie widziałeś?

- Na żywo jeszcze nie - odpowiedział z przekąsem. - Nie rozumiem Twojego zachowania, Cas.

- Co tu jest do rozumienia? Stwarzasz zagrożenie dla innych, nie widzisz? Podczas Twoich urodzin omal nie doprowadziłeś do katastrofy. Prawie zabiłeś biednego Mackenziego - dodał szeptem. - Co z tego, że byłeś na leczeniu? Oni nigdy nie usuną tej choroby z twojego organizmu, jakaś jej cząstka zawsze tam będzie. Dlatego nie możesz żyć - zakończył wesoło, robiąc krok w przód.

Kevinowi wystarczyła chwila. Jednym ruchem zdarł z siebie koc i rzucił na Larsona, uciekając schodami na górę. Dorwał komórkę i zamknął się w łazience, wybierając numer na policję.

- Wiesz, że i tak nie uciekniesz? - warknął Casey, szarpiąc za klamkę. - Zanim przyjadą, ty będziesz już martwy!

Bickner rozejrzał się po pomieszczeniu. Nic, co mogłoby mu pomóc. I jeszcze to małe okno. Nie ma szans na ucieczkę. Pozostawała mu tylko modlitwa, ale jaki był jej sens, skoro w kościele ostatni raz stawił się prawie 10 lat temu?

- Boże Przenajświętszy, jeżeli tylko mnie ocalisz, będę chodzić do Twojej świątyni co niedziela! - zawołał z zamkniętymi oczami. Łomot jednak nie ustawał, więc dodał szybko - I na pasterkę też pójdę, przyjdę nawet na mszę rezurekcyjną o szóstej rano, tylko błagam, ja chcę jeszcze żyć!

- Policja! Na ziemię, w tej chwili! - huknął jeden z funkcjonariuszy, celując bronią w oprawcę. Chłopak  dość szybko się poddał, składając jakies denne tłumaczenia. Rudowłosy przekręcił klucz w zamku, a następnie osunął się po łazienkowych płytkach, głośno wzdychając.

Nareszcie koniec.

|||

Jutro kolejna część! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro