7∆

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Suoni... nie, suoło... kuźwa! - zaklął Kanadyjczyk. - Zachciało mi się polskiego!

- Co tam mruczysz? - zapytał rozbawiony Amerykanin, podnosząc wzrok znad książki.

- Zdania po polsku. Nie umiem ich przeczytać - wyjaśnił. - Słońce jest żółte. Tu jest tyle dziwnych liter niewiadomego znaczenia, że ja już nawet nie wiem, co czytam! Jakim cudem uporałem się z tym na wykładach?!

- Nie mam zielonego pojęcia. A nie masz teraz jakichś wakacji, czy coś?

- No, do października, ale wiesz jak to zleci? Niby trzy miesiące, a nim się obejrzysz, będę musiał wracać na uczelnię! - odpowiedział marudnie. Po chwili namysłu zamknął jednak zeszyt wypchany notatkami i wstał z krzesła.

- Co czytasz? - zapytał, podchodząc do leżącego Kevina.

- Książkę - odparł drugi.

- No co ty nie powiesz? Patrzcie państwo, Kevin Bickner czyta książkę!

- No, a nie widać? Ma okładkę, jest        z papieru, zawiera strony... to chyba książka, huh?

Młodszy spojrzał na niego spode łba     i wymamrotał coś niezrozumiałego. Podreptał do kuchni, gdzie wyjął            z szafki garnek i nalał do niego wody. Był w trakcie czytania instrukcji przygotowania makaronu, gdy do pomieszczenia wpadł właściciel mieszkania.

- Zostaw tą wodę i chodź! - powiedział, zachęcając go gestem ręki.

Chłopak zdziwił się jego nagłą zmianą, ale posłusznie udał się za rudowłosym.

Włączony telewizor transmitował wiadomości ze świata sportu, które wywołały u Kevina głębokie poruszenie.

- O co chodzi... - Bickner położył palec na ustach chłopaka, nakazując mu wsłuchanie się w głos prezenterki.

- ...potwierdzony jest powrót Iron Mountain w kalendarzu Pucharu Świata w skokach narciarskich. Wstępne informacje pozwalają przypuszczać, że zawody mają się odbyć w okolicach stycznia lub lutego...

- Naprawdę?! To cudownie! - ucieszył się Kanadyjczyk, mocno obejmując rudzielca. - Wracasz do skakania?

- Myślałem nad tym trochę, zwłaszcza, że zawiesić karierę wcale nie oznacza jej zakończyć - przyznał po chwili. - Tylko czy ja umiałbym się znowu          w tym odnaleźć...

- Żartujesz sobie? Oczywiście, że tak! Zadzwoń do trenera i powiedz że wracasz! Akurat na nowy sezon!

- Ktoś tu się chyba bardziej ekscytuje, niż ja sam - zaśmiał się Amerykanin, całując krótko blondyna. Ten                  w odpowiedzi wystawił język,                      a następnie odwzajemnił pocałunek.

- Ta chwila mogłaby trwać wiecznie... - rozmarzył się Clowes, ale po zaledwie kilku sekundach gwałtownie odsunął się od chłopaka. - ... ale nie będzie, bo za chwilę przypalę wodę nawet na makaron!

Bickner pokręcił głową z uśmiechem, wyłączył odbiornik i po chwili znalazł się w kuchni. Współlokator niby przeczytał instrukcję, jednak zamiast ostrożnie i partiami włożyć kluski do garnka, ten wsypał całe opakowanie na raz, z dumą podziwiając swoje dzieło.

- A ten makaron znajdujący się po za... garnkiem, że tak powiem? - zapytał      z przekąsem Kevin, rozglądając się po pomieszczeniu. Rzeczywiście - niemalże połowa paczki leżała rozsypana przy palniku, na podłodze czy na blacie. "Kucharz" ze stoickim spokojem rozejrzał się dookoła, marszcząc brwi.

- No więc, jeżeli lubisz makaron              z ziemi, mogę go wrzucić do wody i za kilka minut zjemy bardzo dobre spaghetti!

Rudowłosy spojrzał na niego                    z politowaniem, po czym wyszedł             z kuchni. Kanadyjczyk pozbierał resztę opakowania (tą z kuchenki i blatu), umieścił ją w garnku i poszedł po odkurzacz.

- No dobra, z tą podłogą może przesadziłem, ale po blacie raczej nikt nie chodzi - mruknął do siebie, włączając urządzenie.

|||

- Jedno Ci muszę przyznać - kucharz    z ciebie wyśmienity - powiedział            z pełnymi ustami starszy, kończąc posiłek.

- Dzięki. Następnym razem zrobię penne, które pozbieram z ogródka - uśmiechnął się żartobliwie.

Bickner przerwał przeżuwanie i wbił wzrok w ledwo powstrzymującego śmiech chłopaka.

- Ale masz minę! ŻAŁUJ, że nie widzisz swojej twarzy! - zawył blondyn. - Żartowałem, pacanie! Odkurzyłem ten makaron z podłogi, przecież bym go nie wrzucił do spaghetti!

- Masz szczęście - wysyczał drugi, wkładając naczynie do zlewu. - Ubieraj się.

- Co?

- To, co słyszałeś. Ubieraj  s i ę.

Kanadyjczyk wstał od stołu i niczym robot wykonał polecenie chorego. Co jeśli w pewien sposób go uraził?
Ubrał buty i schował do kieszeni komórkę. Kevin zamknął mieszkanie    i zaprowadził Mackenziego do samochodu. Kilka minut później jechali drogą krajową, w tylko rudowłosemu znanym kierunku.

Mniej więcej po trzech kwadransach dotarli na miejsce. Stary las niezbyt zachęcał do zwiedzania, zważywszy na to, że w okolicy nie było ani żywego ducha.

- Kev, dlaczego tu jesteśmy? Przepraszam, jeżeli cię uraziłem przy obiedzie..., nie wiedziałem, że może to zranić...

- Nie gadaj tyle, tylko idź za mną - warknął Bickner, trącając go ramieniem.

Mackenzie spojrzał w niebo, składając ręce jak do modlitwy. Wiedział, że przegiął, że jest już za późno na jakiekolwiek przeprosiny. Zaprowadzi go w głąb lasu, tam pobije albo zabije, zakopie żywcem lub martwego, a ojcu sprzeda jakąś bajeczkę                               o niespodziewanym wyjeździe.

Po kilku minutach dotarł do polany, zresztą bardzo ładnej. Clowes zdawał się już nic z tego nie rozumieć. Zakończy ten swój żywot, czy nie?

- Siadaj - rozkazał rudowłosy, wskazując na trawę. - Bliżej, przecież nie gryzę.

Kanadyjczyk spełnił życzenie starszego kolegi, wciąż będąc niepewnym. Spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie tego, że Amerykanin złapie go za rękę i zajrzy  w głąb jego duszy.

- Boisz się mnie?

Na to pytanie, Maca zmroziło. Nie chciał na nie odpowiadać,                       w szczególności nie teraz. Mijały sekundy, a on wciąż siedział cicho.

- Czemu milczysz? Zadałem tobie pytanie.

Blondyn wbił wzrok w osobę Kevina.

- Nie boję się... Ciebie. Boję się, że znowu dostaniesz ataku, a ja nie będę miał gdzie uciec.

Amerykanin otrząsnął się jakby               z transu i nie przestawał patrzeć na studenta. Nie czuł nic. Złości, radości, smutku. W głowie miał kompletną pustkę.

- Kevin, ja zrobię wszystko, bylebyś wrócił do normalności, rozumiesz? Jeżeli będzie trzeba, zamknę się z tobą w psychiatryku, żebyś nie byk sam. Mogę nawet brać leki albo chociaż udawać, że je biorę, bylebyś nie był     w tym sam. Albo...-

- Dlaczego? - przerwał mu chłopak, wciąż taksując go wzrokiem. - Dlaczego mi to wszystko mówisz? Chcesz wracać do Kanady czy jak?

- KEVIN! - krzyknął młodszy. - Mówię to tobie, bo mi zależy, rozumiesz?! Myślisz, że chciałbym teraz wrócić do domu? Zostawiając cię na pastwę losu? Nie jestem jak Casey, zrozum, że na świecie nie istnieją tylko źli ludzie!

Bickner zamknął chłopaka w szczelnym uścisku,, czując, że moczu mu koszulkę swoim łzami. Mac zacisnął powieki i zaczął głaskać go po plecach, wciąż szeptając mu do ucha:
"Kocham cię", bo to akurat była prawda. Nie wiedział kiedy, nie wiedział gdzie. Ale wiedział, że ten Amerykanin, cierpiący na okrutną chorobę psychiczną, jest dla niego całym światem.

|||

Wowowo, 1000 przekroczone
Przepraszam za ten poślizg, obiecuję poprawę! ❤️

KDP

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro