#5 "że co?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nikogo to nie interesuje bo skończyli czytać jeszcze przed zwrotem akcji.
Jadę sobie na tym rowerze i nie mam co ze sobą zrobić. Jadę bo niby wiem co robić. Ale skoro. . . *bøõm*

Ja:. Ģ-ĝđzîə J@ . , - 
Ja: . . .jestem?

Otaczał mnie inny świat. Wyglądał jakby rozpętała się tu wojna. Niektóre drzewa były powyrywane z "iksami" na oczach. Ten świat wydawał się...
Jak by to określić jednym słowem?
Rdzawy?
No bo wszystko wygląda jak tandeta. Jak nietrwały metal.
A co Jeszce straszniejsze.

Ja: TEN ŚWIAT JEST 2D !?

Jak mam pomóc skoro to kolejna dziwną wers~
Czekaj no moment, czy to jakieś AU do Amandy?

Wooly: część jestem Wooly.
Amanda: A ja Amanda.

Tak jak podejrzewałem to, nie mówili do mnie tylko do "ekranu". Ekran był widoczny doskonale przez co mogłem przypatrzeć się dziecku. A raczej bliźniaczemu rodzeństwu siedzącemu przed ekranem.

Jeśli chcę pomóc to najpierw muszę znaleźć problemy.

Jak? Jak ja mogłem tego nie zauważyć?
Woolie był biały z czarną wełną. A Amanda posiadała kucyki.
No cóż chyba dobrze wiemy do czego do zmierza.

Amanda: Nie!
Amanda: *podchodzi do ekranu* 
Amanda: ej, wy tam wyłącznie to natychmiast.
Amanda: zniszczczie kasety. Zanim on...

Ja: no witam, witam.

Amanda & Wooly: Co? Ktoś ty?
Ja: ktoś kto ma trochę władzy by zachować ten świat mimo zniszczenia kaset.

Ekran znika.

Ja: Kaseta wypada, a. Ja. Nie. Hehe he

Wooly: To ţŵòja wina.
Amanda: ja staram się tylko ich chronić.

Amanda oberwała od Owci z policzka poleciała jej mała stróżka krwi.

Ja: Willi. Przestań już, ok?
Wooly: -ja nie jestem Willi!
Ja: *staram się jak mogę by go rozzłościć wystarczająco* dobry skarbie mój. Uspokuj tą swoją baraninę. B0 ¢cZəMu  n,'e?

Wooly: jak Ty śmiesz? *oczy zachodzą mu wełną A ręce zmieniają się w szpony*

Amanda: Nie! To zakończenie jest najgorsze! On nas zabije!

I wtedy coś do mnie dotarło.
Czemu ja jestem taki bezczelny? Nie mogłem tego zrobić inaczej? Zamiast tego biegnie na mnie niedopracowany animacyjnie trójwymiarowy~
TRÓJWYMIAROWY?!

Ja: *biorę Amandę za rękę i sadzam na rower* To był zły pomysł to był okropnie zły pomysł.
Amanda: Nie wiem co robić z tym jak wydarzyło się podobnie do tego co pamiętam to nie jest już razy coś takiego widział@m jak się potem ktoś. . .
Ja: co to za bełkot? Jakby wziąć losowe słowa z automatycznego słownika.

Siłę w nogach mam. Więc... odpuszczam.

Świat upada wszystko znika od miejsca gdzie był ekran. Bestia nasz goni i raczej nie przestanie. Jak mam pomóc skoro wszystko niszczę?

Jedziemy najszybciej jak tylko się da.

Amanda: do kąd mnie zabierasz?
Ja: gdybym wiedział to nie jechałbym przez pustynię metalowych odłamków.
Amanda:  CO!? To jak chcesz przetrwać?
Ja: Muszę w końcu wymyśleć plan. W pierwotnym planie nie było tego świata.
:trzymaj się!

Odpalamy turbo w rowerze. Chyba go zgubiliśmy.

Dziura coraz bardziej się powiększa i coraz bardziej mnie przeraża to ile już pochłonęła.
Przez chwilę migną mi obraz kolorowego świata gdzieś w innym miejscu. Tylko gdzie to jest?

Przez takie właśnie myślenie wierzyłem w słup.

Powoli zaczęliśmy spadać w nicość A ja zastanawiam się czy to był dobry wybór by w ogóle rozpocząć tą misję. . .
Z każdą kolejną sekundą mam coraz więcej wątpliwości. Łapie dwuwymiarową Amandę za rękę i czuje, że...

leżymy na ziemi.

Ja: na wszystko co słodkie, miłe, dobre i edukacyjne. Może być wszystko tylko nie to....

C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro