#6 "glich nad glichami"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ja: na wszystko co słodkie, miłe, dobre i edukacyjne. Może być wszystko tylko nie to....

Amanda: już to mówiłeś.
Ja: Ty nie rozumiesz powagi sytuacji
Powiedziałem otrzepując się z kurzu.
Ja: TO jest najgorsze miejsce na jakie moglibyśmy natrafić.
Amanda: przepraszam, że tak niegrzeczne się zachowywałam.
Ja: to brzmi jak przeprosiny trzyletnieg~  Wiesz co? Zacznijmy od początku.
Amanda: Więc, ja jestem Amanda i pochodzę z bajki edukacyjnej: "Wooly the adventurer sheep"
Ja: serio? To ciekawe AU. (Chociaż nie znam się na tym w ogóle)
Ja: Możesz mówić mi... "zero"
Amanda: zero? To... idiotyczne
Ja(tutaj zero): ja tam nie narzekam Amando. . .
Amanda: . . .
Zero: ok. Trzeba się z tą wydostać jak najszybciej, bo inaczej BĘDZIE MASAKRA.
Amanda: w sensie?
Zero: wyobraź sobie, że Wielka niezidentyfikowana masa pochłania światy, ludzi i przedmioty. To jest gorsze niż symbioza. To coś przejmuje kolejne śwaty. Trzymam TO w kieszeni wymiarowej.  Musimy zdążyć przed rozpoczęciem bo inaczej. . . Biegiem, szybko.

Biegniemy przez (jeszcze) wesołą polanę. Słonko uśmiecha się do nas na niebie. Ptaszki śpiewają głośniej niż zazwyczaj.

Nagle zatrzymuje nas ktoś. Osoba. Znaczy królik. Jak mu tam? BanBan?
Bun Bun: witajcie. *lekko się gliczuje*
Zero: *sięgam po broń i wymierzam ją w niego*
Pibby: stop!
Zero: nie! Nie mogę pozwolić by to się stało.
Zaraz moment, on się zgliczował
On się zgliczował?
Jak przecież jeszcze nie było tu (!əmñøści.
Nie to nie może być.
Pibby: to ty?
Zero: t-to Ty!?
Amanda: to wy się znacie?
Zero: ja ją tak. Dziwne, że ona mnie. . .
Pibby: no jak miałabym zapomnieć? Zniszczyłeś GO.
Zero: prawie, prawie. Trzymam go w kieszeni wymiaru by. . . No nie wasz interes. Przez niego umarłem!
Pibby: ale teraz jest tu spokojnie.
Amanda: ?
Zero: Nie wierzę w to! *chowam broń*
Pibby: choć, pokażę wam.

Pibby oprowadziła nas po "Przystani": miejsca po między światami gdzie każdy może odpocząć i zapomnieć o problemach. Ja też bym chciał zapomnieć.

Zero: czyli. . . Twoje nagłe wpadnięcie do tamtego serialu i moja interwencja spowodowała to? Wow
Pibby: tak właściwie to, to, to zapoczątkowało.
Zero: *szeptem* niespodziewanie stworzyłem AU z świata Pibby. Gdybym nie pomógł. Ten Świat byłby tylko stworzony by zniknąć i zostać zniszczonym. A tak jest serialem edukacyjnym i ostoją.

Zaczynając ten rozdział nie spodziewałem się tego wszystkiego.

Zero: Hej Pibby. Masz może kryształ?
Pibby: taki jak tamten?
Zero: może być jednokolorowy.
Pibby: niestety nie. Po naszym spotkaniu nie widziałam ani jednego...
Amanda: kryształy?
Zero: *łamie czwartą ścianę* kiedyś wyjaśnię.

Tu nie jest tak źle. Jednak mam coraz gorsze myśli. Że to coś tu przybędzie. Zaglądam w głąb siebie i wchodzę do pałacu umysłu będąc w pałacu umysłu.
Używam kosmosu jako worka związanego w 5 wymiarze.

Zero: jest bezpiecznie.
Pibby: mówiłam?
Amanda: to dlaczego wpadliśmy tutaj?
Zero: dobrze zadane pytanie.
Zero: mam kilka teorii. Po pierwsze to przystań nas tu ściągnęła. Po drugie może gdzieś jest kryształ. Po trzecie ktoś być może bawi się rzeczywistością i dlatego nasze drogi się skrzyżowały.
Zero: i pomyśleć, że chciałem moją przygodę z "Amanda the Adventurer" napisać w shitpoście.
Zero: ale skoro trwa akt 4... I pół...

Zero: *patrzę na zegarek* za chwilę muszę to opublikować. . .
Zero: czyli raczej około 500 słów to wystarczająco na rozdział. Zwłaszcza, że opowiadam na bierząco jeden na dzień.
Zero: eh, Pibby? Masz tu może jakieś wolne pokoje?
Pibby: jasne. W kotodomku powinno być całkowicie pusto.
Zero: ?
Amanda: ?
Pibby: to jeden z budynków mieszkalno-użytkowych.
Zero: aha? To ile płacę?
Pibby: to nóż w dziwnie zabrzmieć ale my tutaj "płacimy" wzajemną pomocą.
Amanda: to logiczne skoro w wieloświecie nie ma stałej waluty.
Zero: ta, na to nie wpadłem.
Bun Bun: witajcie. *lekko się gliczuje*
Zero: won~
Pibby: hej Bun Bun! Zaprowdzisz naszych gości do kotodomku?
Bun Bun: oczywiście, że tak! *zasalutował łapką*

Jakiś czas później byliśmy na miejscu.
Patrzenie na tego zajaca doprowadza mnie do pewnego stopnia szeleństwa. Ale szanuję wolę Pibby i zostawię go w spokoju.

Po obejrzeniu całego domku rozeszliśmy się do pokoi by się przebrać.

Zero: heh. Jestem zerem.
Zero: ale mam taką myśl: Kiedy już naprawdę ten świat to może wybiorę się na wyprawę? Ten shitpost jest dość słaby A ja potrzebuje prawdziwej przygody? Shitpost jest słaby na pewno. Ale chyba mam nadzieję, że szybko znajdę nowy cel w życiu.

Zero: no cóż nawet jeśli to wymiar gdzieś w mojej głowie to jeść coś muszę.

Wchodzę do kuchnio-jadalni.
Amanda: cześć, głodny?
Zero: trochę, a mogę ja coś przyżądzić?

Amanda wygląda inaczej... jakoś tak doroślej nie chodzi mi tylko o (   )(   ) ale cała jej postawa, jej sposób bycia, osobowość.
Czekaj no moment, NIE, ABSOLUTNIE NIE!
Nie dam się na tą sztuczkę. Jestem lojalny wobec "niej" (kolejnej z innego świata). Ship ten potępiam nic się Wydarzy.

Aniela chyba naoglądała się romantic killer podczas gdy ja to oglądałem. . . Ale ja jestem bardziej wytrwały niż Anzu. Taka tania sztuczka na mnie nie zadziała

Zero: może placek jabłkowy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro