#7 "nigdy więcej (coraz więcej)"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poranek rozpoczął się od wypicia słodkiej kawy. (Choć kawy to ja nie piję.) Faktycznie, miło jest tak sobie posiedzieć i przyglądać się temu światu.
Jedyne co chciałem to pomóc Amandzie. Zamiast tego pomagam jej równoległej wersji. Trafiliśmy do świata "learn with Pibby"
Nie jest aż tak źle. Tyle, że mnie zastanawia co my tu robimy.
W sęsie, co rozdział w innym miejs~ aha, czyli to tak.

Bun Bun: witaj.
Zero: witaj króliku.
Bun Bun: jak się dzisiaj czujesz?
Zero: Całkiem...
Zero: ...całkiem.
Bun Bun: A jak Ci się tu podoba?
Zero: Jestem w ósmym niebie. Że tak stwierdzę.
Zero: hej, Bun? Jak to jest być tak zglichowanym?
Bun Bun: normalnie. Tylko muszę walczyć sam ze sobą czasem.
Zero: heh, jak ja Cię rozumiem.

Amanda już wstała. A mnie się przypomniała pewną sprawa.
Bo przyznaje, że świat do którego trafiłem był (jak i postacie) inspirowany pewnym artem. No ale niezwykłym zbiegiem okoliczności znalazłem arta z tymi postaciami i dosłownie identycznym tytułem: "Wooly the Adventurer sheep"
No ja nie mogę normalne. Więc w końcu mam dowód (a to czy ktoś w niego uwierzy to inna sprawa), że moje postacie (i nie tylko moje) lubią czasem żyć własnym życiem.

Amanda: nad czym tak myślisz.
Zero: *z lekkim uśmiechem* nad tym ile zbiegów okoliczności mi się w życiu przytrafiło. A było ich więcej niż w niejednym filmie.
Amanda: To super. Chyba.
Zero: czasem tak A czasem nie.

Bun Bun: to co zamierzasz dzisiaj robić?
Zero: znaleźć pewną osobę co psuje mi spójność mojego planu. Oraz sprawiła, że fanfik O Amandzie zmienił się w AU do tego nie do końca moje jak się dowiedziałem. Plus nie powinno nas tu być bo to nawet nie jest ani trochę związane z nią.

Angel: A czy to źle?
Zero: ty!?
Angel: ja?
Zero: Ty!
Angel: ja!?
Zero: tak Ty. To twoja sprawka?
Angel: Nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć.
Zero: ale wiedziałaś o tym miejscu?
Angel: Nie, nie wiedziałam o tym dopiero wczoraj przybyłam za tobą.
Angel: no ale jej nagły odświeżony wygląd to akurat moją sprawką jest.  
Zero: wiedziałem. Ale po co?
Angel: bo tak. Raczej czujesz się samotny.
Zero: ale romans? na co mi to.
Amanda: romans!?
Angel: myślałam, że to dobry pomysł. W końcu twój wiersz...
Zero: oboje dobrze wiemy o kogo chodziło w wierszu.
Angel: no dobra.
Riri: czyli to zły moment?
Zero: Nie no czemu. *dre się w niebo*
Zero: ...lubiana przeze mnie postać musi mi to robić?
Riri: czyli wstrzymanie projektu?
Zero i Amanda: ABSOLUTNIE
Zero: i pomyśleć, że chciałem napisać ff do romantic killer.
Riri: i...?
Zero: te fan fiction zmienia się powoli w shitpost. Bo tylko ja używałbym shitpostu do tego by opowiadać swoje wieloświatowe problemy.
Zero: A poza tym, co u Anzu?
Riri: A co zaimteresowany.
Zero: to. Ma. Być. Fan - fiction. W większości tylko o niej *wskazuję na Amandę* a z tego robi się naprawdę jakiś międzwymiarowy kogiel mogiel.
Zero: *wdech* lepiej dla Ciebie, że nie. Przecież byłbym niezłą konkurencją. Prawda?
Riri: racje ma.
Zero: oj drarznię Cię tylko. Spokojnie

Zero: Monika. . .
Zero: pracowałeś mi właśnie życie.
Zero: niechcący nacisnąłem "opublikuj" ale wyświetliło się informacja, że nie mam Internetu mimo, że go miałem.
Zero: dziękuję.

Monika: ma za co.
Zero: Ty też tutaj. Czyli spisek? Tak przeciwko mnie?
Monika: Nie przeciwko. Bardziej "za" Ciebie. Zero: dobrze, czas opuścić ten świat. *mam już dość tego*
Monika: A co z...
Zero: jeśli już miałbym się z kimś umówić to raczej z kimś z mojego świata.
Zero: albo z Anielą . . .
Angel: Ty sobie jaja robisz?
Zero: jak najbardziej. Przecież sama wiesz...

Amanda: ale co?

Zero: tak w sumie to jest pewną sprawa. Ale na razie powiem Ci, że to osoby z książki której nie ma.

Z rany na jej głowie zaczęła znowu lecieć krew.

Zero: ugh, trzeba to opatrzeć.
Amanda: dobrze.
Zero: A wam radzę znaleźć sobie zajęcie bo jak nie to robię ending i kończę to opowiadanie.

###

Rozpatrzenie rany poszło dość szybko. Na szczęście apteczka w domku była nawet nie tknięta.

Zero: to chyba tyle. *powiedziałem poprawiając jej opatrunek*
Amanda: dziękuję.
Zero: nic wielkiego, zwykle pomagam jeśli mogę.

Siedzimy sobie na ganku.  oboje pomijamy herbatę z imbirem.
I choć jest to nawiązanie do piosenki, moje myśli wędrują nie do Amandy ale do [glich]

Zero: czemu? Czemu znowu?

Nagle znikąd przebiega Pibby. Wygląda na bardzo przyjętą.

Pibby: szybko, ktoś tu spadł i potrzebuje pomocy. Wy akurat byliście najbliżej.
Zero: to zrozumiałe zabierz nas tam.

Troszkę (nie)daleko znajdowała się polana na skraju lasu. To tam znajdowała się osoba której musieliśmy pomóc.

###

Pibby: to tutaj.
Zero: bez jaj...

Wooly: ktoś mi pomoże? Chyba skręciłem kolano. *mdleje*
Amanda: jak? Dlaczego?
Zero: tak czy siak trzeba mu pomóc.

Niesamowicie szybko poszło mi opatrywanie kolana Wooliego. Tylko zastanawiam się co on tutaj robi.
I czemu pojawił się razem z błędem.

Zero: w naszym domku powinno być jeszcze miejsce więc ktoś, coś przeciwko?
Pibby: Nie.
Amanda: żadnych przeciwwskazań.
Bun Bun: Nie.
Zero: A co Ty tu robisz?
Bun Bun: chciałem pomóc, ale widzę, że już po wszystkim.
Zero: dobrze ja go biorę na przyczepkę a wy możecie się rozejść.
Amanda: czekaj. . . Z kąd ty wziąłeś tą przyczepkę?
Zero: A to jest bardzo dobre pytanie. He he, he

###

Zero(podczas jazdy rowerem): dawno tyle Time skipów.
Wooly(budząc się): gdzie jestem?
Zero: spokojnie, zajmiemy się Tobą Owciu.
Wooly: ktoś Ty za jeden?
Zero: moje imię na potrzeby Rodo jest utajnione. Mów mi "Zero".
Wooly: dziwne imię.
Zero: wiem. Hehe. Ale takie podaje tutaj.
Zero: Zaraz będziemy na miejscu.

###

Amanda: kim jesteś i jak tu trafiłeś!?
Wooly: ja...
Zero: spokojnie Amando. Dopiero co tu trafił. Poza tym to nie jest ten Wooly którego ty znałaś.
Angel: de ja vu?
Zero: jestem w trakcie pisania.
Zero: poza tym mam już gotowe zakończenie. Mimo, że nie skończyłem jeszcze rozdziału 1.
Zero: A tak poza tym. To co Ty tutaj robisz?
Angel: przychodzę tylko by pomóc.
Zero: A nie przypadkiem dla tego? *pokazuję fkakon z różową cieczą*
Angel: skąd to masz? *przegląda kieszenie*
Zero: Nie jestem aż tak ślepy. Ja nie piję kawy ale jeśli chociaż. To nie słodkiej.

Obracam flakonik w pslacach aż jego kolor nie zmienia się na zielony.
Następnie biorę go w dłoń i miażdę tak, że szkiełko rani moją rękę.

Zero: *patrzę na dłoń* C-co? Jak?
Angel: odbiło ci?
Zero: mógłbym zapytać o to samo.
Zero: chciałaś wpajać mi "miłość" na siłę?
Zero: no to gratuluję. Bo teraz przez fikcyjną postać mam zamiar zakończyć to co miało być ff ale Z dziwnego powodu rozdział skupia się na tym jak bardzo TY mi uprzykrzasz życie.
Zero: wynoś się... wynoś się z tąd...
Aniel: ale~
Zero: Nie ma Cię tu...

Amanda: potraktowałeś ją okropnie.
Zero: bo jestem okropnym człowiekiem. Jeszce tego nie zauważyłaś? Niszczę wszystko czego się tknę.
Zero: A teraz przepraszam ale idę opatrzyć rękę.
Amanda: Do- zobaczenia.
Wooly: pa... 

Tego dnia już się nie widzieliśmy. A ja planuje kolejną wyprawę. Chociaż znając wszystkie możliwości wiem, że zawsze wydarzy się coś czego nawet autor się nie spodziewa...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro