22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Kazuo

Ten dzień mija jak każdy inny, czyli krótko mówiąc... Dosłownie nic się nie działo. Leże przez cały czas (co i tak sprawia mi wielki ból), a nawet nie mogę czytać książki.

Jedyny plus jest taki, że ten czas spędzony na tym posłaniu umila mi pewien facet, o imieniu Hitoshi. Znacie?

Ostatnio mężczyzna przyniósł tutaj swój laptop i wszystkie papiery, bo ja jak to ja, nie poradziłbym sobie sam, no i po prostu nie pozwalam mu się ruszyć z tego pokoju. Dlaczego? Wspominałem, po prostu się boje jak cholera... Nawet gdy on jest przy mnie, cały czas czuję się, jakbym był obserwowany. Jedyny moment kiedy mnie opuszcza to gdy idzie do łazienki. Przez te momenty obsesyjnie rozglądam się po całym pomieszczeniu...

Od kiedy uciekłem z tamtego piekła (łagodnie mówiąc), minęło pięć dni. Rany dalej momentami zaczynają krwawić, a duże, fioletowe siniaki dalej są widoczne na moim ciele. Krótko mówiąc... Moje ciało jest okropne, ohydne. Nigdy nie było piękne, ale ten... Ten potwór, zniszczył je doszczętnie.

Aktualnie leże obok Hitoshiego, głową oparty o jego ramię i patrzę, co takiego robi w telefonie. To jedno z moich ulubionych zajęć, których jest niewiele.

- Jesteś uroczy. - Przejechał dłonią po moim udzie, przez co ja siłą opanowałem się, by dreszcz który przeszedł przez moje ciało nie był widoczny i wyczuwalny.

- Mhm. - Mruknąłem tylko znudzony. Nie obchodzi mnie to już tak jak wcześniej. Teraz wiem, że w tym nie ma żadnego uczucia. Robi to jedynie dlatego, by nie było mi tak smutno. Miło z jego strony, ale to jakoś nie pomaga mi w opanowaniu swoich uczuć... Muszę siłą powstrzymać się, by nie rzucić się na jego szyję, by potem nie wyjść na kretyna który bierze wszystko na poważnie.

Hitoshi po chwili wstał z łóżka, rozciągnął zastane kości i zaczął grzebać w jednej z szuflad komody.

Gdy znalazł to czego szukał, z powrotem ruszył w stronę łóżka. Gdy stanął przy nim, zobaczyłem co trzyma w dłoni.

- Muszę zmienić ci bandaż. - Wytłumaczył mi z głośnym westchnięciem, czekając aż usiąde.

Ja tylko patrzyłem się to na bandaż i sprej trzymany w jego dłoni, to na jego twarz.

Wiedział, że tego nienawidzę, ale nie wiedział jaki jest tego powód. Nie chcę, by widział moje ciało. Nie, gdy jest w takim stanie. Nie, gdy jest zniszczone. Unikam tego jak ognia, jednak jeszcze nigdy nie udało mi się wygrać z Hitoshim, on jest silniejszy i sprawniejszy.

Patrząc się mu w prosto w oczy, przecząco pokręciłem głową.

- Błagam, nie przerabiajmy tego znowu... - Jęknął, wiedząc, że nie dam się bez walki.

- Nie musisz tego robić. - Odezwałem się krótko, szykując się do ucieczki.

- Uwierz, muszę. - Syknął, przygotowany do ataku.

Jak kot z psem.

- Wezwij lekarza. - Zaczynałem powoli wstawać, próbując nie robić żadnych gwałtownych ruchów.

- Jak robię to boleśnie, to powiedz, a nie uciekaj. - Powiedział, łagodniejszym już tonem.

- Nie robisz. - Odezwałem się automatycznie.

- To czemu uciekasz? - Zapytał, przechylając lekko głowę w bok, jak pies.

Chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią, nie tak jak przed chwilą, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. No chyba nie powiem mu, że się w nim zakochałem i próbuje jak najbardziej się mu spodobać, co nie?

Więc co mi zostało? Oddać się w jego ręce, nie próbując myśleć o tym, jak bardzo jest to dla mnie hańbiące. Oddałem się bez walki.

Bez słowa, z wielkim grymasem niezadowolenia i bólu na twarzy przycząłgałem się do Hitoshiego, który gdy już byłem przy nim, z uśmiechem pomógł mi zdjąć koszulkę.

Odwróciłem się do niego plecami, by czasami nie zobaczyć obrzydzenia na jego twarzy.

Zaczął powoli i ostrożnie ściągać zakrwawiony opatrunek, a ja wyobrażając sobie te wszystkie rany, próbowałem tylko nie zwymiotować. Pewnie tak samo jak on.

- Lepiej to wygląda, niż na początku, ale zostanie ci sporo blizn... - Mówił. Odrzucił zużyty bandaż na ziemię i zaczął wszystkie, nawet te najmniejsze rany psikać jakimś sprejem, ja natomiast modliłem się, by nie krzyknąć z bólu. - Odwróć się. - Poprosił łagodnie.

- Po co? - Zapytałem zdezorientowany, kuląc się lekko.

- Na klatce piersiowe, brzuchu i z przodu szyi też masz rany. - Wytłumaczył. - Poza tym tak nie dam rady owinąć cię całego bandażem.

- Sam sobie z tym poradzę. - Powiedziałem, wyciągając rękę, by wziąć od niego sprej i bandaż.

- Przestań protestować, to nie potrzebne... - Westchnął głośno. - Po prostu się odwróć.

- Nie. - Zaprotestowałem, zakrywając zabandażowanymi rękoma brzuch.

- Kazuo, powiedz mi, o co chodzi? - Zapytał, a ja miałem już dość tej rozmowy.

- A o co może chodzić? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- No nie wiem, ty mi powiedz. - Wstał z łóżka i stanął przede mną. - Dlaczego nie chcesz, abym to ja cię opatrywał? - Podniósł jedną brew. - To przykre dla mnie.

- Cholera. - Warknąłem pod nosem niezrozumiale i odwracając głowę na bok by patrzeć gdzieś indziej, odsłoniłem swój brzuch, prostując się przy tym.

I znowu nie było walki. Chyba znalazł na mnie taktykę...

Z zaczerwienionymi policzkami, starałem nie patrzeć się na klęczącego przede mną Hitoshiego i nie wyobrażać sobie żadnych scenek...

Zaczął dokładnie oglądać rany, co chwila dotykając jakiegoś skrawka mojego brzucha lub klatki piersiowej.

Spsikał rany i zaczął je bandażować. Gdy opatrywał moją klatkę piersiową, niechcący swoją dłonią dotknął mojego sutka, przez co przez moje ciało przeszły dziwne dreszcze, a ja poczułem mrowienie w podbrzuszu.

Kurwa, jak mi stanie to się zabije.

- Zdejmij spodnie. - Poprosił nagle.

- Co? - Zdezorientowany spojrzałem na swoje przyrodzenie. Nie jestem podniecony, więc o co chodzi? Nawet gdybym w sumie był, on miałby to gdzieś.

- Muszę opatrzeć ci nogi. - Odpowiedział.

Jasne, Kazuo, wyobrażaj sobie jeszcze więcej a popadniesz w depresję.

- Mogę już założyć koszulkę? - Dopytałem przed ściągnięciem kolejnej części mojej garderoby.

- Jak chcesz. - Powiedział.

Przeciągle założyłem koszulkę, po czym jeszcze wolniej, z lekkim wahaniem zacząłem zdejmować spodnie.

Gdy w końcu zdjąłem spodnie, ten od razu wziął się do oglądania moich ran. Przy oglądaniu chyba największej rany znajdującej się na moim prawym udzie, ścisnął je przez przypadek, przez co jęknąłem cicho, czego on zdawał się nie usłyszeć.

Kurwa, to wygląda jak gra wstępna.

Kazuo, uspokój się.

Myśl o czymś ohydnym...

Goły facet! Kurwa, jesteś gejem.

Twoja naga baba od matmy z podstawówki! To zadziałało.

Gdy chwycił za gumkę od moich bokserek, ocknąłem się, odskakując do tyłu.

- Co ty robisz?! - Krzyknąłem, nie zły, a dalej zdezorientowany. Tutaj już nawet ta baba nie pomoże.

- Bez bielizny będzie mi wygodniej ci wszystko opatrzeć. - Patrzył na mnie niewzruszony. A mi, kurwa, stanął.

Dzięki wielkie Hitoshi, uwierz, zajebie cię kiedyś!

- Sam się opatrze! - Wziąłem potrzebne przedmioty w dłoń i niezdarnie schodząc z łóżka, ruszyłem do łazienki.

Ten próbował mnie powstrzymać, jednak na nic, teraz byłem zbyt zdeterminowany.

- Poradzisz sobie? - Krzyknął zza drzwi, a ja już ściągałem bieliznę.

- Nie jestem dzieckiem. - Warknąłem.

Z zakładaniem bandażu sobie poradzę, tylko nie wiem ile zajmie mi opanowanie wzwodu. To wszystko było tak strasznie dwuznaczne!

Kazuo, od kiedy z ciebie taki zboczeniec?

***

Po zajęciu się wszystkim, co trwało dosyć sporo czasu, wyszedłem z łazienki. Hitoshi leżąc oparty o poduszki kanapy przegląda coś w telefonie.

- Sporo ci to zajęło. - Powiedział, patrząc na mnie od góry do dołu, znad telefonu, na dłużej zatrzymując swój wzrok na opatrunkach które mam na udach. Było to dla mnie trochę zawstydzające, bo ja dalej nie miałem spodni na sobie. - Mogłem ja to zrobić. - Powrócił wzrokiem na swój telefon.

- Sam sobie poradziłem. - Prychnąłem.

Ale pomocna dłoń by mi się przydała, a zdecydowanie jego...

- Pyskaty się zrobiłeś. - Mruknął pod nosem.

- No przepraszam bardzo, ale taka już moja natura. - Przewróciłem oczami, zakładając spodnie dresowe, które wcześniej zdjąłem.

- Oj, chyba nie powiem jaki prezent dla ciebie wyszykowałem. - Westchnął teatralnie, odkładając telefon na bok.

- Co dla mnie wyszykowałeś? - Zapytałem się ciekawski, powoli podchodząc do kanapy, na której siedział Hitoshi.

- Przepraszam, ale jesteś zbyt pyskaty i mało posłuszny. - Spojrzał na mnie z dołu, gdy stanąłem przed nim.

- To po cholerę teraz mi to mówisz, skoro i tak się nie dowiem? - Podniosłem brew w wyczekiwaniu na odpowiedź.

- Wiesz... - Zaczął przeciągle, siadając wygodniej na kanapie. - Zawsze można nauczyć cię pokory. - Z chytrym uśmieszkiem chwycił delikatnie moją dłoń.

Przez chwilę, kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi, wpatrywałem się w to jego rękę, to w jego oczy. Dopiero gdy zrozumiałem o co mu chodzi, marszcząc brwi wyrwałem dłoń z jego uścisku.

- Nie, dzięki. - Usiadłem obok niego na kanapie i chwyciłem jego telefon. Odblokowałem go i włączyłem pierwszą lepszą aplikację, przy której nie będzie mi się nudzić.

To było najgorsze. To, że muszę udawać. On sobie ze mnie tylko żartuje, a ja wyjdę na idiotę gdy wezmę to zbyt poważnie do siebie.

- Nie żartuje. - Mruknął mi do ucha, znowu chwytając moją dłoń. Nie kłam mi w taki sposób. Nie rób mi nadziei.

Ja, nie chcąc drążyć dalej tego tematu, po prostu odsunąłem się trochę, nie odzywając się ani słowem.

***

Szczerze, nie mam za grosz pojęcia o co może mu chodzić z tą niespodzianką. Nie wiem czy mam się cieszyć czy nie. W końcu to osoba która mnie porwała... Co jak będzie chciał mnie sprzedać? Co, jak tą "niespodzianką" jest zamordowanie mnie, torturowanie czy tym podobne? Próbuję myśleć o tym pozytywnie, ale po prostu nie potrafię... Kurwa, nie wiem co o tym myśleć.

- Jeszcze nie śpisz? - Zapytał Hitoshi, wychodząc z łazienki.

Ja nie odpowiedziałem, tylko leżałem w tej samej pozycji bez ruchu, jedynie co jakiś czas mrugając.

- Jest już późno. - Dopowiedział, a ja dalej się nie odzywałem. - Wszystko okej? Nie boli cię nic? - Pytał, podchodząc do łóżka od strony na której ja leżałem, a gdy już był przy mnie, kucnął na wysokość mojej twarzy.

Przez chwilę tylko patrzyłem się na jego oczy, próbując znaleźć w nich te kłamstwa.

- Jest okej. - Odpowiedziałem krótko, odwracając się na drugi bok, gdy na jego twarzy widziałem jedynie troskę. Świetny z niego kłamca

- Na pewno? - Dopytał, kładąc wiecznie zimną dłoń na moim odkrytym ramieniu, przez co przez moje ciało przeszły dreszcze, a na ciele pojawiła się gęsia skórka.

- Tak. - Mruknąłem cicho, przykrywając się szczelniej ciepłą kołdrą.

- Mam nadzieję... Ale jeśli mówisz to tylko po to, by dowiedzieć się jaka jest to niespodzianka, po prostu tego nie rób. Twoje zdrowie jest najważniejsze. - Bez mojej odpowiedzi przeszedł dookoła łóżko i położył się na drugiej jego stronie. - Dobranoc. - Powiedział już szeptem, gasząc lampkę nocną.

Czy ja jestem głupi? Mogłem powiedzieć, kurwa, że boli mnie cokolwiek, na przykład głowa, a opóźnił bym niespodziankę! Ale już chyba za późno... Może jutro uda mi się coś wymyśleć. Ale nie pociągnę przecież tego w nieskończoność, jeśli na prawdę chcę mnie zabić, zrobi to prędzej czy później.

-------------------

Wcześniej ten rozdział był krótki (920 słów), ale po poprawce ma 1709 słów

Magia

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro