23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Kazuo

- To dzisiaj! - Krzyknął Hitoshi podekscytowany, trzaskając za sobą drzwiami łazienki, a ja który dopiero wstał, zirytowałem się głośnym dźwiękiem. - Dzisiaj dowiesz się jaka to niespodzianka! - Podbiegł do ledwo żywego mnie na łóżku. - Musi ci się spodobać. - Powiedział, siadając na skraju łóżka.

- Jasne, na pewno mi się spodoba. - Odezwałem się, po czym z głośnym jękiem rozciągnąłem swoje zastane kości, dalej leżąc na łóżku. - Kiedy dostanę tą niespodziankę? - Spytałem, wstając do siadu.

- Już nie długo. - Odpowiedział, przeglądając coś w telefonie. Spróbowałem zajrzeć mu do urządzenia, jednak ten skutecznie zasłaniał mój widok na ekran.

Nie wiem, czy chcę wiedzieć co to za niespodzianka... Z jego perspektywy wygląda to jakbym nie mógł się doczekać, ale ja po prostu próbuje przygotować się jakoś na to psychicznie. Czy można przygotować się na śmierć? Na dodatek nie udało mi się przedłużyć dostania "niespodzianki", po prostu nie potrafię mu skłamać...

A może ja się mylę? Może to tylko moja wyobraźnia? Może naprawdę dostanę jakąś świetną niespodziankę? Mam wielką nadzieję na to... Ale jak mi to zawsze ojciec powtarzał, nadzieja matką głupich.

- Jak się czujesz? - Zapytał facet. Oczywiście, jak zawsze chciałem powiedzieć, że okropnie, jednak jak wspominałem, nie jestem w stanie mu kłamać.

- Dobrze. - Odpowiedziałem, próbując na niego nie patrzeć.

- W takim razie ubierz coś grubszego. - Powiedział Hitoshi, Odwracając głowę w moją stronę.

- Dlaczego? - Spytałem, nie rozumiejąc powodu, dlaczego tak wcześnie rano muszę się ubierać. No halo, jest 9, kto normalny wstaje o tej godzinie?

- Zaraz się dowiesz, ale najpierw idź się ubrać. - Wzrokiem wrócił do telefonu. - I załóż buty.

A, no tak... "Niespodzianka".

Z cichym jękiem niezadowolenia, wstałem z łóżka i mozolnym krokiem podszedłem do szafy z ubraniami. Wyjąłem z niej białą koszulkę, czarną bluzę z kapturem, spodnie dresowe, trampki, bieliznę i parę skarpetek.

Ruszyłem do łazienki i gdy miałem już się w niej zamykać, odezwał się Hitoshi.

- Chodź jeszcze na chwilę, zdejmę ci bandaże. Nie są ci już potrzebne.

Odłożyłem wszystkie rzeczy na szafkę w łazience i podszedłem do Hitoshiego, siedzącego cały czas w tej samej pozycji.

Gdy byłem już przed nim, odwróciłem się nią niego plecami, zdejmując górę mojej piżamy. Zaczął powoli oraz delikatnie ściągać opatrunek z moich pleców i rąk.

Mimo, że moje ciało nie wygląda już tak źle jak wcześniej, nie chcę by widział mnie w takim stanie. Mam sporo blizn które szpeci moje i tak nie zbyt ładne, blade ciało.

Delikatnie, swoją zimną dłonią przejechał po moich nagich plecach, przez co przeszedł mnie dreszcz.

Miałem zamiar już pójść, jednak facet mi tego skutecznie uniemożliwił. Jak jeszcze nawet nie postawiłem pierwszego kroku, on chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę, przez co ja upadłem na jego kolana. W pierwszej chwili pomyślałem o natychmiastowej ucieczce, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. Hitoshi jest jak niedźwiedź, trzeba uciekać powoli, rozsądnie, bez gwałtownych ruchów... A gdy już zaatakował, lepiej udawaj martwego.

Hitoshi objął mnie w talii, tym samym przybliżając nasze ciała do siebie na maksymalną odległość, a swoją głowę położył na moim barku. I tutaj możliwość jakiejkolwiek ucieczki zmalała do zera.

A nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że on znowu to robi. Znowu robi mi złudną nadzieję, że jednak coś z tego będzie. Dlaczego on mi to robi?

- Nie przejmuj się tym... - Powiedział szeptem, tym swoim kojącym głosem, przy którym mógłbym zasypiać.

- Czym? - Zapytałem po chwili, głośno przełykając ślinę.

- Nie rób ze mnie głupka. - Westchnął głośno. - Cholernie widać po tobie, jak bardzo przejmujesz się swoim wyglądem.

Przez chwilę myślałem nad odpowiedzią, jednak nie wymyśliłem nic sensownego.

- Nie przeszkadzają mi. - Mruknąłem tylko.

- Jasne, właśnie widzę. - Prychnął, biorąc głowę z mojego barka i tym razem oparł swoje czoło o tył mojej głowy. - Pamiętaj, że dalej jesteś piękny. - Wyszeptał. - Zawsze byłeś i będziesz piękny. - Ponownie powiedział szeptem, po czym po chwili ciszy mnie puścił.

Chwilę dalej siedziałem w tej samej pozycji, nie zdając sobie sprawy z tego, że mogę już zejść, jednak gdy moje myśli wróciły do rzeczywistości, jak najszybciej zszedłem z jego kolan i pospiesznym krokiem wszedłem do łazienki.

Zdjąłem spodnie od piżamy, po czym zacząłem ściągać bandaże znajdujące się na moich biodrach i nogach. Od ostatniego incydentu, kategorycznie zabroniłem Hitoshiemu dotykać mnie poniżej pasa, pod pretekstem, że czuje się nieswojo.

Opatrunki, jak wspominał Hitoshi, nie były mi już do niczego potrzebne. Wszystkie rany się już zagoiły, a siniaki zniknęły, jedyne co po tym wszystkim zostało to okropne blizny pokrywające całe moje ciało. Jedyne miejsce bez blizn, co mnie na prawdę zdziwiło, jest twarz.

Ubrałem się w wybrane przed tem przeze mnie ciuchy i uprzednio myjąc zęby, wyszedłem z łazienki.

Hitoshiego nie było już na łóżku, za to siedział na kanapie, znowu z oczami wlepionymi w ekran telefonu.

- Tak jest okej? - Spytałem, by zwrócić na siebie uwagę faceta.

- Jest cudownie. - Natychmiast wstał z kanapy i ruszył w kierunku drzwi. - Chodź. - Pospieszył mnie gestem dłoni, a ja dotrzymałem mu kroku.

Wyszliśmy z naszego pokoju, a już po chwilę znajdowaliśmy się w windzie.

Moje myśli zaczęły przedzierać się przez ciszę w pomieszczeniu. Ciało zaczęło drżeć, dłonie były mokre od potu, a w klatce piersiowej serce łomotało jak opętane. Nie wiedziałem co się stanie i to w tym wszystkim było najgorsze. Nie wiem czego mam się spodziewać. Nie wiem, czy w ogóle przeżyje.

- Gdzie idziemy? - Zapytałem, z trudem opanowując drżenie głosu.

I gdy winda stanęła na parterze, miałem wrażenie, że stanęło też moje serce.

- Dowiesz się na miejscu. - Hitoshi posłał mi ciepły uśmiech, a ja miałem w głowie tylko nadzieję, że nie jest on sztuczny.

Gdy szliśmy przez korytarz, mój wzrok był cały czas wbity w podłogę. Nie miałem zamiaru patrzeć się na dwumetrowych facetów z broniami przy sobie.

Gdy w końcu wyszliśmy na zewnątrz, poczułem przyjemny powiew wiatru na twarzy, jednak nie podziałało to na stres który aktualnie czuję.

Ruszyliśmy do czarnego BMW, a gdy już byliśmy przy drzwiach pasażera, Hitoshi otworzył mi przed nosem drzwi do pojazdu.

Mogłem uciec. Mogłem zaatakować Hitoshiego. Mogłem się nie zgodzić. A ja, jak ostatni idiota, po prostu wszedłem do środka.

***

Po godzinie ciągłej jazdy samochodem, stanęliśmy po środku lasu. Bałem się spojrzeć w przednią szybę. Nie byłem gotów spojrzeć na to, co mnie czeka.

- Wysiadamy. - Odezwał się Hitoshi, po czym sam wyszedł z pojazdu.

Dłonie zaczęły mi się trząść, a przez moje myśli przebiegały najróżniejsze możliwe rzeczy. Wiem jak to brzmi, ale pomyślałem nawet o szubienicy.

Wysiadłem z samochodu.

Spojrzałem przed siebie.

...

Wow...

Może i mnie oddaje, ale do jakiego  pięknego mieszkania...

Mimo to, załamałem się. Nie dałem tego po sobie poznać, ale chciałem po prostu paść na ziemię, błagać o wolność i krzyczeć z rozpaczy.

- Oto nasz nowy dom. - Uśmiechnął się do mnie, chwycił trzęsącą się dłoń i pociągnął za sobą do środka.

Czyli... Myliłem się? Nowy dom? Nasz? On nie kłamie, prawda? Nie możliwe by kłamał.

- Podoba ci się niespodzianka? - Zapytał, otwierając ciemne drzwi, prowadzące do środka mieszkania.

- Jak mogłaby się nie podobać? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, wchodząc do środka.

- Chodź, oprowadzę cię. - Powiedział ciągnąć mnie w głąb korytarza, a gdy już z niego wyszliśmy, znaleźliśmy się w wielkim pomieszczeniu, którym była kuchnia połączona z salonem. - O, świetnie! Akihito też tu jest! - Spojrzałem w tą samą stronę co Hitoshi. Przy wyspie kuchennej ktoś stał. Chłopak spojrzał na nas, po czym podszedł do nas z szerokim uśmiechem na twarzy. - Kazuo, to jest Akihito, nasz domowy kucharz. Jest w twoim wieku, mam nadzieję, że się dogadacie. - Powiedział, pokazując otwartą dłonią na chłopaka. - Akihito, to jest Kazuo, opowiadałem ci już o nim. - Tym razem wskazał na mnie.

- Miło mi cię poznać. - Przywitał się Akihito z ciepłym uśmiechem podając mi dłoń, która ja po chwili uścisnąłem.

- Mi również. - Powiedziałem, odwzajemniając uśmiech.

Akihito był nie dużo wyższy ode mnie, jednak było widać tą lekką różnice wzrostu. Chłopak wygląda bardzo przyjaźnie, mam nadzieję że taki też jest.

Do Hitoshiego przyszło powiadomienie, skutecznie zwracając naszą uwagę na nim. Facet wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.

- Kurwa... - Mruknął pod nosem, po czym schował telefon do kieszeni. - Akihito, mógłbyś oprowadzić Kazuo po mieszkaniu?  Przepraszam, to ważne. Będę w swoim biurze. - Powiedział, po czym skierował się po schodach na górę.

Akihito nie miał szansy na odpowiedź, więc tylko spojrzał w moją stronę, jakby się nad czymś zastanawiając.

- Jest coś, co chciałbyś najpierw zobaczyć? - Spytał po chwili.

- W zasadzie nie, wszystko mi obojętne. - Odpowiedziałem szczerze, wzruszając ramionami.

- Sytuacji mi nie ułatwiasz. - Zaśmiał się sympatycznie. - To... Jak widzisz, tutaj jest salon. - Wskazał na pokój dłonią. - Tutaj jest kuchnia, czyli mój azyl. - Ponownie się zaśmiał z własnych słów. - Radzę ci nie wchodzić tutaj zbyt często, bo dużo rzeczy lata w różne strony. Raz przywaliłem tu takiej babie garnkiem. - Szepnął w moją stronę, jednak nie zbyt cicho. - Jednak nie ukrywam tego, że było to specjalnie. - Po pokoju znowu rozbrzmiał ten melodyjny śmiech, a ja mu zawtórowałem.

- Pięknie tutaj. - Odezwałem się.

- Typowy modernistyczny dom. Przeraża mnie tylko to, że jesteśmy po środku lasu, a tu są te wielkie okna. - Powiedział, a ja zerknąłem w stronę ściany salonu. Faktycznie, szyby pokrywały tu prawie całą ścianę... - Nawet nie wiesz, ile razy widziałem tu dzikie zwierzęta.

***

- Tutaj jest biuro Hitoshiego... Tam lepiej nie wchodźmy. - Odezwał się, omijając jedno z pomieszczeń. - Chcesz zobaczyć też mój pokój?

- Też tutaj mieszkasz? - Zapytałem zdziwiony, zatrzymując się.

Młody, ładny i sympatyczny chłopak mieszka razem z Hitoshim w jednym mieszkaniu... Coś mi się zdaje, że szefuncio jest zajęty.

Cholera. Boli. Kurewsko boli.

- Tak. Tak jakoś wyszło... Mieszkam dosyć daleko i by nie musieć cały czas dojeżdżać, Hitoshi zaproponował mi zamieszkanie tutaj... - Chaotycznie się tłumaczył.

Dlaczego każdy musi mi kłamać?

- Odpowiadając na twoje pytanie... Nie musisz. - Rozejrzałem się po korytarzu, by lepiej zapamiętać co, gdzie się znajduje. - Kto to? - Zadałem pytanie, widząc jakąś kobietę przechodzącą obok nas.

- Ona tutaj sprząta... Nie radzę się do niej odzywać, jest strasznie wredną idiotką... - Mówił szeptem, patrząc na kobietę oddalającą się korytarzem. - Na dodatek dobiera się do Hitoshiego. - Czyli kolejna konkurencja... Już nawet nie wspomnę o tym, jaka była piękna. Przecież ja nie mam kompletnie szans z nimi...

- Ona też tutaj mieszka? - Spytałem z ciekawości.

- Nie. - Pokręcił przecząco głową. - Może nie mieszka jakoś specjalnie blisko, ale nie jest tutaj potrzebna na codzień. - Wytłumaczył. - Mimo to, spędza tutaj swoją każdą wolną chwilę... Dobra, nie przedłużając! Pora na wasz pokój! - Krzyknął entuzjastycznie.

Zrobiliśmy pięć kroków i już znajdowaliśmy się przed czarnymi drzwiami.

Akihito położył dłoń na klamce, po czym przyciskając ją lekko, powoli otworzył drzwi.

...

O kurwa.

Wszystko wszystkim, ale ja mam tutaj mieszkać?

Wielkie łóżko z czarną pościelą i wysokimi, czarnymi ramami łóżka, okrągły biały dywan znajdujący się po środku sporego pomieszczenia, czarna skórzana kanapa narożna w rogu pokoju, a na przeciwko niej dwa fotele, drewniany barek z najróżniejszymi trunkami, wysoka lampa obok łóżka, drewniana szafa oraz komody losowo porozstawiane po pokoju, wielka plazma powieszona na ścianie na przeciw łóżka, szklane drzwi prowadzące na balkon... Czy to niebo?


- Za tymi drzwiami jest łazienka, a za tamtymi garderoba. - Wskazał po kolei na drzwi znajdujące się w pomieszczeniu. Mimo, że pokój by cudowny, coś mi nie pasowało...

Wiem co.

- Przepraszam, ale... "Wasz pokój? - Zagestykulowałem.

- Tak. To twój i Hitoshiego pokój - Odpowiedział, jakby nigdy nic.

Cholera, a myślałem, że będę miał więcej prywatności.

Z czym równał by się strach.

No tak. Boje się.

Może jednak nie jest tak źle?

- I jak, zdążyłeś go oprowadzić ? - Usłyszałem znajomy głos i zanim zdążyłem się odwrócić, poczułem zimne dłonie na swoich ramionach.

- Tak. - Kiwnął głową, patrząc nade mnie, na Hitoshiego.

- Możesz w takim razie zostawić nas na chwilę samych? - Poprosił grzecznie facet.

- Jasne, już się robi. - Powiedział i już po chwili usłyszałem zamykanie drzwi.

-------------------

Znowu po poprawkach o wiele więcej słów... Z 1416 wyszło 1900

Przepraszam za wszystkie błędy

Miłego dnia/ wieczoru <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro