29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Hitoshi

- Kurwa, jesteś śmieciem! - Moja pięść poraz kolejny wylądowała na twarzy faceta.

- Daj mi to chociaż wytłumaczyć! - Podniósł ręce w akcie kapitulacji.

- Jesteś zwykłym chujem, Minoru! - Warknąłem, znowu uderzając go w twarz.

- Zostałem zmuszony! - Zakrył twarz przedramieniem, by uniknąć kolejnych ciosów. - To Haruo! To on mi kazał! - Kontynuował.

- Kazał ci, więc się go posłuchałeś, tak? - Prychnąłem.

- Groził mi! Mówił, że mnie zabije, a każdy wie do czego on jest zdolny! - Tłumaczył.

- Ja pierdole, Minoru, mogłeś przyjść do mnie, mi wszystko wytłumaczyć! - Wyjąłem pistolet z kieszeni.

- I chuj by to dało!? - Krzyknął, odsuwając się o krok do tyłu.

- Nie zginęłoby tyle osób. - Odpowiedziałem. - A Haruo leżałby już pod ziemią.

- Tak samo jak ja!

Odbezpieczyłem broń i bez zastanowienia oddałem strzał.

Mam nadzieję, że ta kulka w ramieniu da mu do myślenia.

Chwile patrzyłem się na jego zdezorientowaną broń, po czym cofnąłem się o kilka kroków w stronę drzwi.

- Jesteś pierdolonym egoistą. - Syknąłem wychodząc.

Skierowałem się wprost do samochodu, jednak nie odpalałem go, bo najpewniej po dwóch minutach jazdy spowodował bym wypadek... Jestem wkurwiony, jak nigdy dotąd.

Pov: Kazuo

- Cześć Kazuo! - Przywitał się przeciągle Akihito, wchodząc do mojego pokoju jakby do siebie.

- Czego chcesz? - Spytałem z zamkniętymi oczami, lekko zirytowany, bo prawie zasnąłem, a on mnie rozbudził swoim wrzaskiem...

- Otóż. - Zaczął znowu przeciągle. Poczułem jak coś ciężkiego spadło na łóżko obok leżącego mnie, a ja przestraszony, nie wiedząc co się stało zerwałem się do siadu. Jak się okazało, to tylko Akihito rzucił się na łóżko... - Hitoshi kazał mi cię pilnować

- Czemu? - Zapytałem, na nowo układając się w łóżku, z nadzieją, że uda mi się zasnąć.

- Jechał gdzieś. Nie będzie go pewnie długo. - Odpowiedział. - Mamy calutki dom dla siebie! - Pisnął uradowany.

- Jak dasz mi spać, to będziesz mieć cały dom tylko dla siebie. - Wymamrotałem spod kołdry.

- Ale samemu będzie nudno. - Stwierdził, uderzając mnie lekko w bark.

- To masz problem. - Westchnąłem głośno, wiedząc, że już nie zasnę.

- No już już. - Jęknął. - Chodź, porobimy coś ciekawego. - Wstał z łóżka i przeszedł na drugą jego stronę, po której leżałem ja. - Wstawaj. - Pociągnął mnie za dłoń, a ja nie spodziewając się tego spadłem z łóżka.

- Życie ci nie miłe? - Ponownie westchnąłem, wstając z podłogi. - To co chcesz robić? - Poddałem się.

- Idziemy grać na PlayStation? - Skoczył podekscytowany i uradowany.

Ja nie odpowiadając na zadane mi pytanie zrezygnowany przewróciłem oczami i ruszyłem w stronę drzwi

***

- Szczerze, nigdy nie grałem w Mario, ale muszę przyznać, że to moja nowa ulubiona gra... - Powiedziałem, odkładając kontroler do gry po wygranej rundzie. To nie wcale tak, że polubiłem tą grę tylko dla tego, bo tylko w niej jestem w stanie wygrać...

- Ja chyba dodam ją do swoich znienawidzonych gier... - Wysyczał wkurzony Akihito, zapewne dlatego, ponieważ szczęście nie było dzisiaj po jego stronie...

- Nie przesadzaj. - Przekręciłem rozbawiony oczami.

Nagle po całym mieszkaniu rozległ się głośny huk trzaskania drzwiami wejściowymi. Ja wiedząc, że to Hitoshi, skuliłem się w sobie... No kurde niedawno jeszcze na niego nawrzeszczałem jak opętany dzieciak, a on do tego teraz wydaje się być wkurzony...

Tak jak myślałem. Do pokoju wszedł Hitoshi. Próbował maskować swoją złość na twarzy, jednak nie za dobrze mu to wychodziło...

- Co się stało? - Wyprzedziłem Akihito z pytaniem.

- Nic. - Uśmiechnął się w moją stronę sztucznie i odrazu ruszył po schodach w górę.

- Co mu się stało? - Spytał po chwili Akihito.

- Skąd mam wiedzieć? - Prychnąłem.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, jednak zagłuszył ją nagle dźwięk zaczynającej się rundy w grze, który mnie przestraszył...

- Miejmy to gdzieś, to jego sprawy w pracy. Zagrajmy jeszcze raz. - Stwierdził Akihito, przygotowując się do rozpoczęcia.

- Jak chcesz. - Wzruszyłem ramionami, pewny, że wygram następne rundy...

***

- Mam już dość. - Westchnąłem.

- Oj tam, mówisz tak, bo właśnie zacząłem wygrywać. - Machnął ręką, zadowolony z siebie, bo wygrał dwie ostatnie rundy.

- Gramy od prawie trzech godzin... Do tego przez trzy godziny siedzieliśmy w kuchni i robiliśmy jedzenie. Razem daje to sześć godzin spędzone z tobą... Wystarczy. - Wstałem z podłogi i strzepałem z siebie kusz. - Idę sprawdzić co z Hitoshim. - Ruszyłem w stronę schodów.

- Zrelacjonujesz mi później co ci powiedział! - krzyknął Akihito gdy byłem już na schodach.

- Okej! - Odkrzyknąłem.

Wszedłem po schodach na górę, a następnie ruszyłem w stronę naszego pokoju. Otworzyłem drzwi do pomieszczenia i zdziwiło mnie to, co zobaczyłem...

Na podłodze, przy barku, siedział Hitoshi... Z butelką whisky w dłoni, gdy obok niego leżała jeszcze jakaś pusta butelka po wódce...

- Wszystko okej, Hitoshi? - Spytałem zapewne pijanego faceta, dalej stojąc w drzwiach.

- Tak, czemu pytasz? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, patrząc na mnie przekrwionymi oczami.

- Nie wyglądasz najlepiej... - Podszedłem do niego z grymasem na twarzy, widząc jego stan.

- Dzięki. - Prychnął i popił kolejny łyk alkoholu trzymanego w dłoni.

Usiadłem obok niego na podłodze i wziąłem od niego whisky.

- Czemu pijesz? - Zadałem kolejne pytanie, odkładając butelkę jak najdalej od nas.

- Bo mogę. - Sięgnął po whisky, jednak odsunąłem ją jeszcze dalej.

- To nie wytłumaczenie. - Przewróciłem oczami.

- Już się na mnie nie gniewasz? - Spróbował ominąć temat, opierając się o barek.

- Pytam, dlaczego piłeś. - Westchnąłem z bezsilności. - Powiedz mi, co się stało? - Zrobiłem szczenięce oczka.

Patrzył na mnie przez chwilę, po czym z głośnym westchnieniem przełożył wzrok na sufit.

- Zostałem zdradzony. - Odpowiedział.

- Kobieta? - Spytałem z powagą, jednak coś ukuło mnie w sercu...

- Nie. - Jęknął przeciągle. - Przyjaciel. Próbował mnie zamordować. Wymordował kilkadziesiąt moich ludzi. - Przetarł oko, z którego jeszcze nawet nie zdążyła wylecieć łza.

Nie wiedziałem jak odpowiedzieć... Nigdy nikt nie przyszedł do mnie z takim problemem... Co mam mu powiedzieć?

- Przykro mi, ale nie wiem jak ci pomóc... - Stwierdziłem po chwili.

- Nie oczekuje od ciebie pomocy. Tylko mnie wysłuchaj... - Chwycił niespodziewanie moją dłoń, przez co spróbowałem ją odsunąć, jednak jego ręka była zbyt ciężka. - Albo... W sumie... Możesz coś zrobić. - Jego kącik ust się lekko podniósł.

- Nawet o tym nie myśl. - Prychnąłem, wydostając dłoń z jego uścisku.

- Ale dlaczego? - W jednej chwili znalazł się przedemną, zagradzając mi drogę ucieczki obiema rękami.

- Bo jesteś pijany. - Odpowiedziałem bez zastanowienia.

- Uwierz, nie jestem, mam mocną głowę. - Przybliżył swoją twarz na niebezpieczną odległość od mojej.

- Nie jestem w stanie uwierzyć. - Odwróciłem głowę, by czasem nie zrobił czegoś wbrew mojej woli... - Idź się lepiej kąpać. - Jedną ręką odpychałem go od siebie, jednak dawało to znikome efekty.

- Za małą zapłatą dam ci na dzisiaj spokój... - Mruknął.

Przez moment się zastanawiałem, jednak ostatecznie dałem mu małego i szybkiego buziaka w usta...

On nie ruszył się ani o centymetr, przez co jeszcze bardziej zacząłem się stresować... Po chwili jednak odsunął się i ruszył w stronę łazienki.

- Chodziło mi o przytulasa, ale to też może być. - Zaśmiał się cicho, a ja chciałem mu dać teraz tylko w ten jego głupi łeb... No poprostu krew się we mnie buzuje! - A właśnie... - Zatrzymał się przed drzwiami i powolnie się do mnie odwrócił. - Jak tak bardzo jestem pijany... To może byś mnie wykąpał? - Zaproponował.

- A z jakiej to racji? - Spytałem zdziwiony i zdezorientowany jednocześnie.

- Żebym tylko się nie utopił. - Powiedział jakby nigdy nic.

- Wal się. Nie będę cię mył. - Przewróciłem oczami, wstając z podłogi.

Ten niezadowolony w końcu poszedł się kąpać...

Dzisiaj był naprawdę pojebany dzień.

----------------

Kiedy wstawiałam ten rozdział, było 4000 wyświetleń... Teraz gdy poprawiam tą książkę i wstawiam ten rozdział po poprawie, jest prawie 77 k wyświetleń...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro