Rozdział 13:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



- Agnes! Sorry! Z nami koniec - powiedział Rob.

- Ale.. przecież mówiłeś.. że mnie kochasz.. - pisnęłam i do oczu napływały mi łzy.

- Kurwa.. to było dla zakładu... - zaśmiał się i w koło nas utworzyła się dość duża widownia.

- Żartujesz? - kiedy łzy zaczęły mi lecieć coraz szybciej.. czułam, że wszystko od środka mi pęka.

- Nie.. nie żartuje. Wiesz ile zgarnąłem kasy... za to że Cię przeleciałem? - wszyscy się zaśmiali.. Chciałam wyjść z tego kółka i kiedy już wychodziłam, ktoś podłożył mi jeszcze nogę , runęłam na ziemię, a on krzyknął niezdarna dziwka..

**********************************

Obudziłam się cała zapłakana nie mogąc złapać powietrza.
Chcesz jeszcze raz cierpieć? Chcesz być wyśmiana? Wykorzystana? - moje emocje jakie we mnie buzowały.. są nie do opisania. - Nie możesz się zakochać. Możecie być tylko przyjaciółmi.. Rozumiesz? - w mojej głowie przemawiały do siebie dziwne głosy.. które chciałam uspokoić, lecz nie potrafiłam. Spojrzałam na zegarek. Była 11. Sięgnęłam do stolika i wyciągnęłam tabletki uspokajające.

Wzięłam kilka głębokich wdechów i otarłam łzy. W tym momencie zapukano do drzwi. Wstałam i otworzyłam je.

- Cze.... Agnes co się stało? - uśmiech Alana, gwałtownie zszedł z twarzy.

- Nic. Przepraszam, ale ja nie mam ochoty teraz... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ chłopak otworzył sobie szerzej drzwi i wparował do środka.

- Co to jest? - popatrzył na mnie.. wściekły?

- Zostaw.. - pisnęłam i chciałam odebrać chłopakowi pudełko z tabletkami, ale nie było to łatwe.

- Siadaj i lepiej, żebyś miała dobre wytłumaczenie na to wszystko... - warknął i oparł się. Wzięłam kilka głębokich wdechów, bo znów zbliżało się załamanie. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Nie chcę mówić prawdy.. Co on sobie pomyśli? Że jestem naiwna i głupia.. Tak na pewno. - Ja mam czas. - rzucił i zaczął bawić się pudełkiem od leków.

- Nie mogę... - pisnęłam.

- Możesz i musisz. - podniósł głowę i przybliżył się do mnie. - Zaufaj mi. - podniósł mi podbródek do góry i spojrzeliśmy sobie w oczy.. Od razu powróciły głosy: Tylko się nie zakochaj! Będziesz cierpieć!.
Wyrwałam się i spojrzałam na moje dłonie, które cały czas drżały.

- Po prostu miałam zły sen. - szepnęłam zapłakanym głosem i jedna z łez spadła na jego rękę. Wytarłam ją, piżamą i znów nastała cisza.

- Sen? Był prawdziwy.. - stwierdził patrząc przed siebie. - Co w nim było? - złapał mnie za dłoń.

- Coś z dawnej szkoły... ale już nie ważne. - ucięłam i sztucznie się uśmiechnęłam.

- Agnes. Proszę powiedz mi. - prosił, miałam strasznie mieszane uczucia w tej sytuacji.

- Powiem Ci jeśli ty powiesz, że będziemy tylko przyjaciółmi. - podciągnęłam nosem i spojrzałam mu w oczy. Westchnął.

- Okej. A teraz mów. - spuścił wzrok, a ja wzięłam głęboki wdech.

- No więc..w mojej poprzedniej szkole.. miałam chłopaka... - spojrzał na mnie martwiącym się wzrokiem, a ja kontynuowałam. - Wydawało mi się, że jesteśmy szczęśliwy.. z resztą on też mówił, że mnie bardzo kocha i w ogóle... - westchnęłam. - Pewnego dnia.. kiedy przyszłam do szkoły.. podeszłam do niego i powiedziałam mu, że dawno się nie odzywał i myślałam, że coś się stało.. A on po prostu powiedział: ,, Agnes. Sorry. Z nami koniec" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu. - Jak to usłyszałam to nie wiedziałam, czy się śmiać i uznać to za żart... czy... - zaczął łamać mi się głos.. - Zatrzymałam go jeszcze i powiedziałam, że przecież mówił, że mnie kocha... a on na to że to był tylko głupi zakład, że mnie przeleci... - zaczęłam płakać.. - I, że zgarnął za to dużo kasy... bo udało mu się... Rozumiesz...udało... - nie mogłam się opanować. Łzy nie tylko ściekały mi po policzkach, ale rzeźbiły gorącą i bolącą ścieżkę bólu...

Alana mocno mnie objął i przytulił do siebie. - Wiem, że pewnie uważasz, że jestem cholernie naiwna, ale nie miałam w tej szkole, żadnych przyjaciół... - przerwał mi i wpił się w moje wargi tak mocno, że położył mnie jednym ruchem na łóżku. Odepchnęłam go i nabrałam powierza.

- Przecież powiedzi... - przerwał mi.

- A gówno mnie to obchodzi... - i znów mocno i zachłannie pocałował.

- Alan. - szepnęłam odrywając się.

- Proszę Cię.. wiem, że może Ci być teraz trudno.. ale ja... no kurwa.. nie wiem.. - westchnął. - Po prostu dzięki tobie wreszcie coś zrozumiałem, bo .... nie dałaś mi się... Wiesz zawsze wszystko dostaję.. o co tylko poproszę.. nie tylko od ojca, ale no wszystko.. - popatrzył na mnie.. - I to zawsze dziewczyny same do mnie przychodziły.. nie musiałem się starać i mogłem robić co chce... - przerwałam mu.

- A teraz? - zapytałam.

- A teraz? Kiedy mi odmówiłaś parę raz i wygoniłaś z pokoju... normalnie nie ruszyłoby mnie to... a jednak.. czułem, że źle zrobiłem i muszę to naprawić. - popatrzył na mnie i widziałam, że jest rozdarty. - Naprawdę nie wiem co.. - zaśmiał się... - ale jest w tobie coś co cholernie mnie przyciąga.. - uśmiechnęłam się na te słowa. - Na razie bądźmy przyjaciółmi, ale nie obiecuję, że będę się kontrolować. - podniósł ręce w znaku poddania.

- Okej. Przyjaciele. - wyciągnęłam w jego stronę dłoń lecz on odłożył ją na pościel i pocałował mnie...

- Dobra. Od teraz.... - oderwał się.. - Albo czekaj..... - jeszcze raz złączył nasze wargi i uśmiechnął się. - Od teraz. - oblizał dolną wargę i oboje się zaśmialiśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro