Rozdział 22:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* oczami Alana*

- Zabiorę ją do siebie. Zgodziła się. - poinformował mnie Chris.

- Okej, ale wiesz, że jest w kompletnej rozsypce i ... - przerwał mi.

- Wiem Alan, nie musisz mi przypominać.- warknął.

- A tobie także radze zabrać Agnes do siebie. Jacob może tam przyjść.. więc lepiej żeby nie była sama. Akademik jest prawie pusty. - ostrzegał mnie.

- No w sumie nie pomyślałem. Dobra dzięki. Jak Mia poczuje się jutro lepiej to może spotkamy się w czwórkę. Nie wiem. Zabierzemy je do kina? - zapytałem.

- Wow... gdzie jest prawdziwy Alan... Przecież ty nie troszczysz się o dziewczyny i nie chodzisz do kina... - zaśmiał się.

- No widzisz. - uśmiechnąłem się.

- Może jednak mamy trochę uczuć. - zmarszczył brwi i udawał, że się zastanawia. Szturchnąłem go lekko a on nie zostawał mi dłużny. - Dobra. Jedziemy, bo się zimno robi. - ostatni raz mnie popchnął, a ja już mu nie oddałem. Podszedłem do jego tylnych drzwi i pomogłem wyjść Agnes. Dziewczyna wysiadła zdezorientowana, a samochód przed nami odjechał z piskiem opon.

- Czemu... - popatrzyła na mnie. - Nie mogłam jechać z nią.. ona mnie potrzebuje.. - pisnęła.

- Spokojnie. Am... Wsiadaj, wytłumaczę Ci w aucie. - otworzyłem jej drzwi i czekałem chwilę. Odpaliłem samochód i wyjechałem z leśnej ścieżki. - Podjęliśmy z Chrisem decyzję. Z resztą pytał się najpierw o zdanie Mii.. że weźmie ją do siebie.. może tylko na dzisiaj, nie wiem. A ty... - spojrzałem na nią. - Prześpisz się u mnie. - rzuciłem.

- Nie. Nie ma mowy. Zawieź mnie do akademika. - rzuciła chłodno. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Myślałem, że się zgodzi. Cholera. Przecież nie może tam spać.

- Dlaczego?! - podniosłem trochę głos.

- To jest dla was korzystna sytuacja czy dla nas, co? - krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Dla was. Uwierz mi. - powiedziałem spokojniej. Prychnęła. Nie wkurwiaj mnie dziewczyno, bo nie musiałem ratować Ci przyjaciółki a na pewno bym Cię zaliczył. -powstrzymywałem się, by nie powiedzieć za dużo.. Cholera Alan ty pieprzony debilu... O czym ty myślisz? - krzyczałem w myślach.

- Masz mnie odwieźć do akademika. - krzyknęła i z jej oczu uleciały łzy. Zaczęła cała się trząść. Wystraszyłem się i zjechałem na pobocze. Złapałem ją za ręce.

- Dobrze... ale nie płacz. - powiedziałem i przyciągnąłem ją lekko. Popatrzyła na mnie i przytuliła się. Kiedyś, gdyby ktoś powiedział mi, że zacznę troszczyć się o dziewczynę, przytulać, namiętnie całować.. chyba bym go wyśmiał. A teraz zastanawiam się, czemu tak cholernie mi na niej zależy, po mimo że nie daje mi tego, czego na początku oczekiwałem. - Odwiozę Cię do akademika, ale zostanę na noc... - założyłem jej kosmyk za ucho, a ona spojrzałam na mnie. - No co? - uśmiechnąłem się.- Nie mogę Cię zostawić samej. Co byś zrobiła, gdyby Jacob zaczął w nocy walić Ci w drzwi..? Hm? - otarłem jej łzy. Nie odpowiedziała. Oddaliła się ode mnie, a ja odpaliłem auto.

Zaparkowałem i pomogłem jej wysiąść. Przeszliśmy przez hol i skierowaliśmy się na schody. Weszliśmy na piętro dziewczyn i z oddali zauważyłem siedzącą sylwetkę po drzwiami dziewczyn. Kurwa jak to Jacob.. to tak go skopie.. Podchodziliśmy coraz bliżej.

- Alan? - szepnęła Agnes. Chłopak zobaczył nas coraz bliżej i momentalnie wstał. Kurwa no nie! Bo go za jaja powieszę! Puściłem Agnes i podbiegłem.

- Czego tu kurwa szukasz? Mało Ci! - warknąłem.

- J-ja.. chce się zobaczyć z Mią... - powiedział wystraszony.

- Wypierdalaj stąd, bo zaraz mogę nie być taki miły. - krzyknąłem. Oddalił się lekko ode mnie.

- Co takiego kurwa macie wy, czego ja nie mam co? Lepiej je pieprzycie? To wszystko? - teraz to przegiął. Podszedłem bliżej i przywaliłem mu z całej siły. Upadł trochę dalej i kiedy znów do niego podchodziłem. Szybko wstał i odsuwał się, na bezpieczną odległość. - On nie jest nic wart. Wypieprzy Cię i zostawi! - krzyknął do Agnes, która stała przerażona koło drzwi. Zerwałem się by za nim pobiec.. ale kiedy zniknął na schodach.. postanowiłem go dziś zostawić... Oczywiście d.z.i.ś.!

Stanąłem przed Agnes i przytuliłem do siebie.

- Spokojnie. Jestem tu. - pogłaskałem ją po plecach widząc, że jest wystraszona.

- J-ja.. się go boje. - wyszlochała. Czemu, aż tak się go wystraszyła? To zwykły palant...

- A może jednak pojedziesz do mnie? - postanowiłem jeszcze raz spróbować. Podniosła głowę i czekałem na odpowiedź, której lekko się bałem.

- Dobrze. - szepnęła. Uśmiechnąłem się i tłumiłem w sobie radość jaka właśnie mnie ogarnęła. Powtarzałem sobie: Przestań! Z czego się tak cieszysz? Przecież nie powiedziała, że możesz ja przelecieć tylko u ciebie nocuje!! Cholera!

Otworzyła drzwi pokoju i weszliśmy w głąb. Usiadłem na jej łóżku i obserwowałem jak pakuje mały plecak. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy do auta.

Podjechaliśmy pod mój dom. Zgasiłem samochód i zauważyłem, że dziewczyna już śpi. Po cichu otwarłem drzwi, założyłem sobie jej plecak, a ją uniosłem na rękach. Poruszyła się lekko, ale na szczęście spała dalej. Po drodze zakluczyłem drzwi domu. Zaniosłem ją do mojego łóżka i położyłem. Rozpiąłem delikatnie sukienkę i ściągnąłem z niej.

Cholernie mnie kusiła. Była tak cholernie piękna...i tak cholernie słodka... Otrząsnąłem się i przykryłem kołdrą. Przecież musiałem ją rozebrać, nie będzie spać w sukience.. Uhm.
W sumie myślałem, że będę spać na kanapie.. ale nie przewidziałem, takich miłych okoliczności.

Najwyżej będzie trochę zła. Ściągnąłem spodnie, koszulę i strasznie padnięty położyłem się obok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro