Rozdział 30:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wstawaj. - rzuciłem i wniosłem walizki do domu. Agnes usiadła na kanapie a ja poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Chrisa. Powiedziałem mu, że nie zdążymy i żeby sprawdził następne loty. Jutro rano... hm... może trochę jej przejdzie ta złość. Zarezerwowałem bilety na jutro o 11.00 - Mam dobrą i złą wiadomość. - usiadłem obok niej. - Dobra jest taka, że polecimy do Hiszpanii. - spojrzała na mnie. - A zła to taka, że jutro rano. - to jej chyba nie zadowoliło.

- Nie. Nie lecę. - rzuciła i wstała.

- Dlaczego? - złapałem ją za rękę wymuszając zatrzymanie.

- Bo nie... nie mam kasy na bilet. Puść mnie wracam do akademika. - wyrwała się. Stanęła przy wyjściowych drzwiach i chciała je otworzyć, lecz zamknąłem je. - Otwórz. - warknęła.

- Nie. Lecisz ze mną, a o kasę się nie martw i siadaj. Z resztą z tego co mi się wydaje nie masz kluczy do pokoju, bo zabrała je Mia. - poinformowałem ją i usiadłem na kanapie. Widziałem, że wyciąga wszystko z torebki w poszukiwaniu kluczy i lekko się uśmiechałem, ponieważ Mia ma tylko swoje klucze.. jej mam ja.

- Jeny! Za co! - zawyła patrząc w górę.

- Oglądamy coś? - zapytałem.

- Z tobą? Nie. - spojrzała dziwnie na mnie i telewizor. O co jej chodzi?

- Słuchaj. Mamy czas... to porozmawiajmy. - spojrzałem prosząco.

- Nie, to nie ma sensu. - westchnęła i znów wlepiła wzrok w wyświetlacz telefonu.

- Ma sens. Czemu jesteś na mnie zła? - zapytałem siadając obok niej na podłodze.

- Nie jestem zła.. - burknęła.

- Nie wcale... - spojrzała dziwnie i odsunęła się. - Jeśli chodzi Ci o ten dzień kiedy u mnie byłaś, ale mnie nie było... to sorry, mogłaś mnie uprzedzić to.... - przerwała mi.

- Nie o to mi chodzi! - krzyknęła i wstała. Zauważyłem, że zaczęła płakać. Cholera! To o co chodzi?

Rano:

Spałem na kanapie. Nie chciałem już na nią naciskać. Obudziłem się o 8.30 i postanowiłem zrobić śniadanie. Kiedy wybiła 9.00 poszedłem na górę do mojego pokoju. Po cichu uchyliłem drzwi i wyciągnąłem z szafy czyste rzeczy. Delikatnie zamknąłem szafę i odwróciłem się.

- Serio? Nie śpisz? - spojrzałem na zaspane oczy Agnes.

- Jak widać. - burknęła, wstała i wyszła. Cholera dalej jest zła? Ugh.. Alan... !!!

Zjedliśmy śniadanie, oczywiście bez jakiejkolwiek rozmowy i ruszyliśmy na lotnisko z 30 minutowym wyprzedzeniem. Usiedliśmy na jednej z ławek i czekaliśmy. Kiedy nasz samolot już przyleciał, poszliśmy oddać bagaże. Weszliśmy do samolotu i zajęliśmy swoje miejsca. Wiem, że pewnie nie jest zadowolona z tego, że siedzi obok mnie, ale trudno.

- Masz zamiar się do mnie nie odzywać przez całe dwa tygodnie? - spojrzałem na nią.

- Jak będzie trzeba. - burknęła i znów odwróciła głowę w drugą stronę.

Co mam robić? O co chodzi? Cholera! Alan myśl! - krzyczałem na siebie w myślach.

- Proszę, porozmawiaj ze mną... - położyłem dłoń na jej udzie, lecz zrzuciła ją.

- Nie mamy o czym. - warknęła.

- Mamy. - rzuciłem.

- Nie denerwuj mnie! - krzyknęła i parę osób spojrzało w naszą stronę.

- Okej. Jak chcesz. - westchnąłem. - Nie będę sobie psuł przez ciebie takiego wyjazdu. - postanowiłem zmienić zasady tej gry. Jeśli podoba się jej gra ze mną... okej zagramy, ale nie koniecznie na jej warunkach.

Po przylocie do Barcelony zatrzymaliśmy się w jakiejś kawiarence. Wypiliśmy kawę wpatrzeni w telefony i zamówiliśmy taksówkę.

**************

Hej.. Przepraszam, że wczoraj zapomniałam wstawić rozdział, ale nie miałam czasu nic napisać. Łapcie dziś dwa!

A tak w ogóle jak wam się podoba taki obrót akcji?





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro