I I I ~ Ż e g n a j , S h o u g o - k u n

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     W końcu! Nie dość, że udało mi się pozbyć Kimury Reiko, to jeszcze do ciebie zagadałem! Mam też adres Shougo-kuna... Tak, już nie mogę się doczekać...
     Muszę kiedyś uporządkować ten zeszyt. Dopracuję go... Kto wie, może pewnego dnia to przeczytasz? Wyrwę listę nazwisk! [Imię]-chan, nie możesz jej zobaczyć. NIE MOŻESZ. NIE MOŻESZ MNIE ZNIENAWIDZIĆ. Nie jestem szalony. Nie jestem pojebany. Nie jestem nienormalny. Jestem taki, jak ty. Taki, jakiego chciałabyś mieć... Już o to zadbam. Daj mi chwilę, [Imię]-chan, już niedługo. Już niedługo zaakceptujesz moje uczucia.

     – Yo, [Nazwisko]! – przywitałem [Imię]-chan, gdy tylko ją dogoniłem. Nie odwróciła się.
     Na szczęście, nie była jeszcze blisko swojego domu.
     – W-witaj, Satoru-senpai – głos jej się załamał...

[Imię]-chan, nie smuć się...

     – H-hej, [Nazwisko], co się stało...? – Krew zaczęła się we mnie gotować, gdy zauważyłem, że płacze. Z oczu [Imię]-chan łzy płynęły strumieniem.
     – T-to nic, wpadło mi coś do oka... – tłumaczyła, nadal starając się zasłonić.
     – Czy to przez Kimurę Reiko? – zabrzmiałem bardziej złowieszczo, niż powinienem...
     – S-senpai... Wiesz o tym? – zapytała zaskoczona, odwracając się w moim kierunku, tym samym całkowicie ukazując twarz, jej piękną twarz....
     – Wiem. – Chciałem ją jakoś pocieszyć, jakkolwiek. Dobrałem słowa najgorzej, jak tylko mogłem. – Nie martw się. Już więcej nic nigdy ci nie zrobi.

     Nie powstrzymałem się. Ostatnio tracę panowanie nad sobą, jest ze mną coraz gorzej. Masz na mnie zły wpływ, [Imię]-chan. Przez ciebie tracę zmysły. Zaczynam rozmawiać sam ze sobą. I prowadzę ten oto zeszyt, adresowany tobie...

     Przytuliłem ją. Ona objęła mnie, wtulając się w moją klatkę piersiową. Zaczęła płakać, jeszcze bardziej.

     Postanowiłem, że nie mogę umyć tej koszuli. Łzy [Imię]-chan są zbyt cenne.

     – Już dobrze, już dobrze... – Pogłaskałem ją po głowie.
     – Przepraszam, senpai... Pomoczyłam cię... – powiedziała, gdy tylko się uspokoiła.
     – Ciii... Nie szkodzi... Nie przejmuj się, ani koszulą, ani Kimurą. Wszystko się ułoży... – zapewniłem.

     Oczywiście! Jakby mogło nie? Kimura Reiko nie żyje! A mimo tego, nawet jako pierdolony trup na pierdolonym trawniku pierdolonej szkoły sprawia, że płaczesz... Zmasakrowałbym jej zwłoki, ale... Miała popełnić samobójstwo...

     – Dziękuję, to miłe z twojej strony. – Ponownie zaczęliśmy iść.

     [Imię]-chan, nie mogę cię dzisiaj pilnować, Shougo-kun na mnie czeka.

     – S-senpai, czy... – zaczęła, ale z niewiadomych mi przyczyn przerwała. – Nie, nic, nieważne...

     Ważne, [Imię]-chan, mi możesz powiedzieć wszystko...

     – Do zobaczenia! krzyknęła, po czym odbiegła.
     Stałem jak wryty, zastanawiając się, czy nie powinienem udać się za nią.

     [Imię]-chan, nie uciekaj ode mnie, przecież jeszcze nie zdążyłem dać ci PRAWDZIWEGO powodu...

***

      Przysnąłem? Godzina? 5:57? Słońce jeszcze nie pokazało się na niebie.
     Siedziałem przy domu Shougo-kuna, czekając na to, aż wyjdzie z domu.
     Mieszkał na zadupiu. Nie ma lepszego określenia. Dojeżdżał do szkoły pociągiem, któremu przejechanie takiej ilości stacji zajmowało co najmniej godzinę.

     Początek lekcji 8:00
     Shougo-kun pojawia się wcześniej, z tego, co widziałem. 7:45 (?)
     Pociąg
6:30 (+ ewentualne, raczej niemożliwe opóźnienia, około 10-15 minut)
     Dojście na stacje
pokonanie tej odległości zajęło mi za pierwszym razem 15 minut. Za drugim i trzecim około 10.
     Shougo-kun musi wyjść z domu o 6:15 lub 6:20, by zdążyć.
     Wstaje o... 5:50? 6:00? Tego niestety nie jestem pewien, dlatego czekam tutaj już tak długo. Ale myśl, że to dla twojego dobra dodaje mi sił!
     [Imię]-chan, jesteś taka krucha, tak delikatna... Muszę cię chronić. Przed wszystkim. A Shougo-kun jest jednym z zagrożeń. Dlatego też muszę go zlikwidować. Nigdy więcej nie dotknie cię, tymi brudnymi rękoma. Twój senpai tego dopilnuje...
     Data! Muszę dopisać!
     20.04
     Już niedługo. Już niedługo moje urodziny. Spędzimy je razem, [Imię]-chan.
     Wtedy już będziesz moja.

     – Wychodzę! krzyknął Uemura Shougo do swoich rodziców.

     Pożegnaj się z nimi.
     To ostatni raz, gdy cię widzą.

     Zadrżałem z podniecenia. Ledwo powstrzymywałem się od chichotu lub lekko psychopatycznego śmiechu... Shougo-kun skierował się w stronę stacji. Ruszyłem za nim, z dużym odstępem, by mnie nie zauważył.
     Poszło świetnie. Na szczęście, na stacji nikogo nie było. Dobrze, że mieszka na zadupiu, bardzo dobrze.
     Zatrzymał się, gdy dotarł na miejsce. Spoglądał w kierunku, skąd przyjeżdżał środek transportu, raz po raz patrząc na zegarek, jakby bardzo mu zależało, by być wcześniej...

     Mam nadzieję, że nie myślisz o [Imię]-chan.

     – Yo! przywitałem go. Chyba coś upuściłeś!
     Odwrócił się w moją stronę. W ręce trzymałem telefon, który mu ukradłem.

     Nic nie podejrzewa, hihihihi.

     Nerwowo, bądź też odruchowo, sprawdził kieszeń spodni.

     Nic tam, kurwa, nie znajdziesz, debilu, jeśli trzymam twój brudny, zasrany telefon.

     – Dzięki... Nawet nie zauważyłem, kiedy mi wypadł... przyznał się. Chodzisz do [Numer i Nazwa Szkoły]?
     – Tak, z tego, co widzę, ty również...

     Idiota.
     Nie, noszę mundurek, bo lubię.
..

     – Wybacz, głupie pytanie... Podrapał się po głowie zawstydzony.

     Nie przejmuj się, tylko trochę.
     Jakie będą twoje ostatnie słowa przed śmiercią?

     – Rano wolno się myśli, spoko odparłem z uśmiechem.
     Godzina, godzina... 6:23...
    – Z której klasy jesteś? zagadałem.
     – [Twoja Klasa] odpowiedział.
     – Tej, co [Imię]-chan... wyszeptałem.
    – [Imię]-chan? Jesteście blisko? Popatrzył na mnie zdziwiony. Przepraszam, eee... Senpai, ale czy mógłbyś oddać mi telefon?

     Senpai!? Jedyną osobą, która może mnie tak nazywać jest [Imię]-chan, chuju.

     Zacząłem zmniejszać dystans dzielący nas, więc on wyciągnął rękę, by odebrać ode mnie swoje urządzenie.
     A ja, jak na złość, minąłem go podchodząc do torów.
     – Słuchaj, nie chcę żadnych kłopotów... zaczął.
     6:28, jeszcze chwila.
     Posłałem mu złośliwy uśmieszek, po czym schyliłem się, kładąc telefon na ziemi. Uemura podszedł i wziął komórkę.
     – Jaki jest twój problem!? zdenerwował się.
     Usłyszałem to, na co czekałem – stukocący dźwięk nadjeżdżającego pociągu.

     Uwaga...

     – Żegnaj, Shougo-kun... szepnąłem mu do ucha przed popchnięciem go na tory.
     Jednak to, co powiedział gdy spadał kompletnie mnie zszokowało.

     Widziałem. Widziałem jego oczy. Patrzył się na mnie z przerażeniem, gdy się zorientował. A ja? Ja zacząłem się śmiać. Piękny widok. Najpiękniejszy. Hamujący pociąg, uderzający w jego ciało, które zniknęło pod wagonami. Gahahahahhahahahhahaha! Shougo-kun, och, Shougo-kun! Żałuję, że nie mogłem osobiście go zarżnąć, jak świnię! Mógłbym podciąć mu gardło, zrobić kilka ran kłutych, ciętych, jakichkolwiek! Dla niego każda kara byłaby odpowiednia.
     Mam nadzieję, że uderzenie przez pociąg boli. Ale nie dane mi jest się o tym przekonać.
     Mógłbym ci jedynie zdradzić, że nadgarstki pocięte ostrą żyletką bolą. Jednak widok powoli spływającej po nich krwi jest bezcenny.
     Krew jest piękna.
     Moja ulubiona czerwień... [Imię]-chan, może ciebie zobaczę kiedyś w takich kolorach...?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro